Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna www.gargangruelandia.fora.pl
Strefa wolna od trolli
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

TAJEMNICE KATYŃSKIE czyli zmowa killerów z szulerami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Wątki Lutni
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 9:44, 30 Cze 2011    Temat postu:

Rok 1943

„Nazajutrz rankiem wyjeżdżamy samochodami do katyńskiego lasu. Dobrze utrzymana droga wiedzie nas zrazu dorodną i bujną dość okolicą. Później gleba staje się widocznie czcza. Las katyński, gdy do niego dojeżdżamy, jest to niewyrosły, „głodny” las, złożony z rachitycznych sosen i drobnych brzóz. Falistość gruntu i skąpa roślinność spowodowała zapewne, że ludność nazwała część lasu najbliższą Smoleńskowi Kozie Góry. Sąsiadujący z nią obszar nazywa się bardziej już obrazowo: Razbojniczy Kałodiec. Nazwa to dawna i, jeśli kto chce, tchnąca romantyką fantastyczną. Bardziej nowocześnie i rzeczowo brzmi już tabliczka u wjazdu do Kozich Gór z napisem: >>Miejsce wywczasów dla pracowników NKWD<<. Nie dojechawszy do mogilnego wykopaliska, wysiadamy w obliczu bariery oficerów niemieckich stojących na drodze. Panowie oficerzy witają nas salutem. Odpowiadamy uchyleniem kapeluszy i wysłuchujemy w milczeniu powitalnego przemówienia wyższego oficera o barbarzyństwie azjatyckim, pogwałceniu praw przysługujących wziętych do niewoli żołnierzom, o rycerskości wobec pokonanego. Spoglądam na paradną sylwetę mówcy i w oczy towarzyszy wpatrzone w nas z niepokojem i zaciekawieniem. Czyżby oczekiwali, że usłyszą odpowiedź w tym samym duchu? Po przemówieniu następuje jednak tylko kłopotliwe dla wszystkich milczenie. Przedstawiamy się i wchodzimy na teren mogił. Etykiecie zachodniej stało się zadość. Ogarnia nas jadowity i ciężki cuch trupiego rozkładu.



Kierownikiem ekshumacyjnych prac jest pułkownik rezerwy doktor Buhtz, profesor medycyny sądowej uniwersytetu we Wrocławiu. Twarz jego i sposób bycia wskazują na człowieka dawniejszych Niemiec, dawnej szkoły, kiedy to zawód lekarski był zobowiązaniem wobec wiedzy, a nie wobec doktryn społecznych jakiegokolwiek rodzaju. Prowizoryczny warsztacik profesora jest bardzo skromny. Stanowi otwarty baraczek, gdzie dokonuje się obdukcji zwłok na stole sklepanym z desek. Dokoła baraku leżą w niejakim nieładzie zwłoki świeżo wydobyte. W głębi, na leśnej łysinie, rozłożono dwie setki już obdukowanych sinawobiałych mumii czy lalek woskowych z numerem porządkowym u głowy. Przed nami ciągnie się główna mogiła. Przeszywa ją wąwóz wykopany wzdłuż pokładu trupów, leżących zwartą i zlepioną masą jeden na drugim. Tu wychyla się ze ściany ręka bezwładna, ówdzie zwisają nogi. W miejscu, gdzie odkryta jest wierzchnia warstwa zwłok, jest postać związana sznurem. Ta zdaje się żyć jeszcze dramatem przedśmiertnej walki. Na dnie opadającej ku dołowi mogiły czernieje woda zmieszana z krwią.

Profesor zwraca się do nas, abyśmy wskazali jakiekolwiek zwłoki w grobie, gdyż chce dokonać przy nas na nich obdukcji. Przekona nas wówczas naocznie, że zwłoki będą miały przestrzeloną czaszkę. Wynoszą wskazanego przez nas trupa. Rosły, barczysty człowiek z emblematami rotmistrza. Mundur niezniszczony. Buty prześliczne, «warszawskie». Twarz: woskowa maska. Coś kurczy się w nas i drży, gdyż profesor paru ruchami noża odłącza głowę od ciała i skalpuje ją, aby wskazać na wlot kuli w tyle głowy i wylot jej ponad czołem. A teraz nożyczki tną mundur i poszukują papierów. Są. Poklejone i nadżarte jadem, mało czytelne. Wśród nich kartka z częściowo czytelnym adresem wysyłającego: «Zielińska... powiat Grodziec... wieś...» – już nie pomnę jaka. I dalej: «Drogi mężu...»

– Jeszcze kogoś? – pyta profesor.

Nie, nie, wystarczy!


Katyń 1943 rok. Ferdynand Goetel trzeci z lewej.


– A oto zwłoki generała Bohatyrowicza – słyszę, przystanąwszy nad postacią, leżącą

na uboczu. Nie mogę dłuższy czas oderwać od niej wzroku, gdyż więzi mnie wstążką Virtuti Militari na krawędzi płaszcza... Z tamtej wojny – biegnę myślą wstecz – Bohatyrowicz... Bohatyrowicz... Skąd znam to nazwisko? Ach, prawda! To z powieści Orzeszkowej «Nad Niemnem». Wzruszam się. W duszy burzy się gniew. Proszę profesora, aby odjął wstążkę Virtuti, gdyż chcę ją zabrać ze sobą do Warszawy. Biorę jeszcze szlifę leżącego obok generała Smorawińskiego, parę guzików z Orłem Polskim i garść ziemi z grobu”. (...)



Ferdynand Goetel, fragment wspomnień

„Czasy wojny”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 9:55, 30 Cze 2011    Temat postu:


Józef Mackiewicz
Około roku 1930
Fot. z archiwum Haliny Mackiewicz, opubl. w Józef Mackiewicz - życie, twórczość, nagroda, Wydawnictwo ALFA-WERO, Warszawa 2002

Józef Mackiewicz urodził się 1 kwietnia 1902 roku w Sankt Petersburgu, gdzie jego ojciec Antoni, potomek zubożałej rodziny szlacheckiej z Wileńszczyzny, był współwłaścicielem kilku kamienic oraz firmy importującej wina; matka, Maria z Pietraszkiewiczów, pochodziła z Krakowa. W 1907 roku Mackiewiczowie przenieśli się do Wilna.



Ułan 3. Pułku Strzelców Konnych, rok 1919
Fot. z archiwum rodzinnego, zbiory Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza w Warszawie; opubl. w Józef Mackiewicz - życie, twórczość, nagroda, Wydawnictwo ALFA-WERO, Warszawa 2002

Jako uczeń VI klasy gimnazjum Józef wziął ochotniczo udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Studiów przyrodniczych, które podjął w 1921 w Warszawie, nie ukończył, jednak przyroda, zwłaszcza zaś ornitologia, zawsze go fascynowały. W 1922 roku debiutował reportażem „Z ostępów leśnych Białowieży” w wileńskim dzienniku „Słowo”.



W redakcji "Słowa" w latach dwudziestych; od lewej: Bolesław Wit-Święcicki, Witold Tatarzyński, Józef Mackiewicz, Kazimierz Luboński i Hartung
Fot. ADM, opubl. w "Rzeczypospolitej" nr 28 z 2 lutego 2002 r.

W piśmie tym, redagowanym przez jego starszego brata Stanisława Cata-Mackiewicza, publicystę i prozaika, Józef pracował do wybuchu II wojny. Wybór artykułów ze „Słowa” wydał w 1938 r. pt. „Bunt rojstów”; książka atakowała politykę administracji polskiej wobec mniejszości. Pierwsze małżeństwo Mackiewicza, zawarte w 1924 r. z Antoniną Kopańską, rozpadło się po kilku latach; w latach 30. poznał dziennikarkę Barbarę Toporską i ten związek przetrwać miał pół wieku.
17 września 1939, po wkroczeniu Armii Czerwonej Mackiewicz uciekł do Kowna; w połowie października w czasopiśmie „Lietuvos Zinios” ogłosił artykuł „My, wilnianie”, zawierający krytykę Polski przedwrześniowej.


Z córką Haliną przed Ostrą Bramą, rok 1938
Fot. z archiwum K. Orłosia, zbiory Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza w Warszawie; opubl. w "Rzeczypospolitej" nr 4 z 26 stycznia 2002 r.

Wrócił do Wilna po przekazaniu miasta Litwinom i w listopadzie zaczął wydawać jeden z dwóch polskich dzienników, „Gazetę Codzienną”. Wierny „idei krajowej”, podkreślał odrębność historyczną ziem Wielkiego Księstwa i wzywał Polaków i Litwinów do porozumienia. Stanowisko Mackiewicza, odrzucane przez większość opinii polskiej w Wilnie, nie znalazło także odzewu u nacjonalistycznie nastawionych władz litewskich; po licznych kłopotach z cenzurą, w maju przestał być wydawcą „Gazety”.
Po zajęciu w czerwcu 1940 Litwy przez Sowiety Mackiewicz, mieszkający w Czarnym Borze pod Wilnem, pracował jako drwal
i woźnica. Po wkroczeniu Niemców, w okresie od lipca do października 1941 opublikował kilka tekstów w wydawanym przez okupanta polskojęzycznym „Gońcu Codziennym”, a w 1943 roku ukazał się tam wywiad z Mackiewiczem, poświęcony jego podróży (odbytej na zaproszenie niemieckie, ale za zgodą polskich władz podziemnych)



Józef Mackiewicz (trzeci od lewej) nad otwartą mogiłą zbiorową
Zdjęcie opublikowane w: Józef Mackiewicz, Katyń - zbrodnia bez sądu i kary, Polska Fundacja Katyńska, Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski, Warszawa 1997


do odkrytych przez Niemców grobów w Katyniu. W 1942 roku Wojskowy Sąd Specjalny AK wydał na pisarza wyrok śmierci; wyrok zawieszony został wiosną 1943 przez dowódcę Okręgu Wileńskiego AK płka Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. Kwestia postawy Mackiewicza podczas wojny oraz zakresu jego współpracy z „Gońcem” podejmowana była po 1945 roku wielokrotnie, zwłaszcza przez atakujące pisarza środowiska AK-owskie, i jest przedmiotem trwającego do dziś sporu.
W maju 1944 Mackiewiczowie, uchodząc przed kolejną okupacją sowiecką, przedostali się do Warszawy, gdzie wydali trzy numery pisma „Alarm”, przestrzegając w nim przed konsekwencjami zwycięstwa Sowietów na froncie wschodnim; jesienią znaleźli się w Krakowie.
W styczniu 1945 uciekli na zachód; w Rzymie na zlecenie Biura Studiów II Korpusu Mackiewicz opracował „białą księgę” o zbrodni katyńskiej, a w czasopiśmie „Orzeł Biały” ukazał się jego emigracyjny debiut – „Ponary-Baza”, relacja naocznego świadka o eksterminacji Żydów wileńskich. W 1951 w Anglii wyszła książka „The Katyn Wood Murders”.



W 1955 Barbara i Józef Mackiewiczowie osiedlili się w Monachium, gdzie w bardzo skromnych warunkach, utrzymując się z honorariów i dorywczych prac, mieszkać będą aż do śmierci. W tymże roku w Londynie ukazała się „Droga donikąd” – powieść o życiu na Litwie pod rządami sowieckimi, a także „Karierowicz”. Dwa lata później Jerzy Giedroyc opublikował w Instytucie Literackim „Kontrę” – powieść o losach Kozaków Dońskich, walczących po stronie niemieckiej i następnie wydanych przez aliantów Sowietom. W 1962 kolejna powieść – „Sprawa pułkownika Miasojedowa”, a także „Zwycięstwo prowokacji”, zbiór szkiców publicystycznych analizujących przyczyny rozprzestrzeniania się komunizmu i zawierających m.in. ostrą krytykę środowisk „Tygodnika Powszechnego” i Znaku. Rok 1965 to „Lewa wolna” – epicki obraz wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, a 1969 – „Nie trzeba głośno mówić”, drugie skrzydło dylogii otwartej „Drogą donikąd”. W latach 1972 i 1975 Mackiewicz wydał dwa tomy publicystyki, „W cieniu krzyża” i „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”, zawierające bezpardonową krytykę „polityki wschodniej” Kościoła katolickiego za pontyfikatów Jana XXIII i Pawła VI.
Pisarz umarł 31 stycznia 1985, w kilka miesięcy po nim odeszła Barbara Toporska. Rok wcześniej londyńskie wydawnictwo Kontra przygotowało wybór artykułów i esejów ich obojga („Droga Pani...”), oraz tom reportaży i wspomnień Mackiewicza „Fakty, przyroda i ludzie”. Po śmierci pisarza w Kontrze, kierowanej przez Ninę Karsov, ukazały się jeszcze m.in.: tom opowiadań „Ściągaczki z szuflady Pana Boga” (1989) oraz „Wileńska powieść kryminalna” (1995), powstałe
w latach 30. wspólne dzieło Mackiewicza i jego kolegów ze „Słowa”. Najnowsze tomy wydawanych od 1993 roku „Dzieł” przyniosły obszerny zbiór rozproszonej przedwojennej publicystyki i prozy Mackiewicza oraz niepublikowaną dotąd książkę z 1942 roku („Prawda w oczy nie kole”), której maszynopis przechował się w bibliotece Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie.
Świetny prozaik, a zarazem nieprzejednany antykomunista, z takiej właśnie perspektywy oceniający świat, z premedytacją formułujący prowokacyjne tezy, choćby to miało sprowadzić nań ostracyzm otoczenia, czasem niesprawiedliwy, zawsze jednak wierny sobie – taki portret Józefa Mackiewicza rysuje się po lekturze „Ptasznika z Wilna” Włodzimierza Boleckiego, największego dziś znawcy biografii i twórczości autora „Kontry”. „Osądzanie Mackiewicza według politycznych kryteriów – zacytujmy Czesława Miłosza – nie zaprowadzi nas daleko. Dajmy na to, że był maniakiem, Don Kichotem, utopistą, niemniej to polityczna pasja odżywiała jego pisarstwo, które było ściśle realistyczne, ale zarazem chciało służyć, czyli być pisarstwem z tezą. A tezy brały się z jego uczciwości i moralnego oburzenia. Ciągle zapytywał: »Jak to jest możliwe?« i chciał być głosem wołającym na puszczy, kiedy wszyscy inni milczeli”.

TF
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:01, 30 Cze 2011    Temat postu:

Arno Saxén

[b

Podpis prof. dr Saxéna pod protokołem końcowym Międzynarodowej Komisji Katyńskiej, 1943 r.
Arno Saxén (1900 - 1952 Zurych) - fiński patolog, profesor Uniwersytetu w Helsinkach, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.

Życiorys

Zatrudniony w Instytucie Medycyny Sądowej w Helsinkach. Był także członkiem zarządu głównego Fińskiego Czerwonego Krzyża. Na prośbę sekretarza ambasady niemieckiej w Helsinkach, barona Ungern-Sternberga[1], wziął udział w pracach katyńskiej Komisji Międzynarodowej. W Katyniu przebywał w roli obserwatora i osobiście nie dokonywał sekcji zwłok. Po powrocie z Katynia Niemcy złożyli prof. dr. Saxénowi propozycję uczestnictwa w odczycie na temat sowieckiej zbrodni, ale fiński lekarz odmówił, nie chcąc zostać posądzonym o kolaborację z aparatem propagandy nazistowskiej[2]. Jedyny wywiad prasowy jakiego udzielił po powrocie z Katynia ukazał się w fińskiej gazecie Turun Sanomat[1].
Po zakończeniu wojny, w obawie przed represjami sowieckimi, zniszczył wszystkie swoje osobiste dokumenty dotyczące zbrodni w Katyniu i udał się na emigrację do Szwecji[3]. Po powrocie do Finlandii był nękany przez NKWD i wzywany na częste przesłuchania sowieckiej Komisji Nadzorczej rezydującej w hotelu Torni[4] w Helsinkach. Komisja usiłowała wymóc na nim oświadczenie odwołujące jego podpis pod protokołem końcowym Komisji Międzynarodowej orzekającym winę Sowietów za mord katyński. Pomimo nacisków i gróźb prof. dr Saxén przeciwstawił się żądaniom sowieckim[2][1].
Cieszący się doskonałym zdrowiem prof. dr Saxén zmarł nagle podczas konferencji w Zurychu 19 listopada 1952 r. w wieku zaledwie 52 lat[4]. W 2008 r. został pośmiertnie odznaczony przez władze polskie. Odznaczenie odebrał w budynku ambasady RP w Helsinkach jego najstarszy syn, Erki Saxén[5].


[/b]

PROFESOR ARNO SAXÉN W SPRAWIE POLSKIEJ

Jak wynika z dotyczas otwartych 7 masowych grobów, szacuje się, że zawierają one 2500 zwłok. Doły są około 10 metrowej głębokości wykopane w ziemi z miałkiego piasku.Zwłoki ułożone w około 10 warstw jedne na drugich. Egzekucje przeprowadzono w sposób systematyczny strzelając z poniżej 8 mm pistoletu w okolicy karku w tył głowy tak, że wylot pocisku znajdował się na czole w miejscu graniczącym z włosami. Ręce ofiar były najpierw związane na plecach, a w pewnych przypadkach występowały oznaki ukłucia bagnetem.


W zbadanych do tej pory 982 zwłokach w około 70% stwierdzono ich tożsamość. Wszystkie ofiary były polskimi oficerami. Wśród ofiar był także jeden ksiądz. Wśród zwłok oficerów znaleziono dwóch generałów: generała Smorawińskiego z Lublina i generała Bohaterewicza z Warszawy. Wśród miejscowych były też pogłoski, że również dokonano egzekucji na kilkudziesięciu Finach, co jednak nie znalazło potwierdzenia. Ofiary były ułożone w całkowitym umundurowaniu i w kieszeniach można było znaleźć listy, dzienniczki i inne dokumenty. U nikogo nie znaleziono pierścionków lub zegarków, które,opierając się na znalezionych zapiskach, były w ich posiadaniu aż do dnia egzekucji. Zapiski w notatnikach straconych oficerów datują się pomiędzy jesienią 1939 a kwietniem 1940 roku .Węgierski profesor medycyny sądowej, dr.Orsos badał stan kości wydobytych czaszek, na podstawie których można naukowo stwierdzić,że zwłoki były w grobach przynajmniej 3 lata, co potwierdzały również znalezione dokumenty. Zacierając ślady, oprawcy zasadzili na grobach rzędy młodych sosen, lecz badania naukowe w tej dziedzinie ustaliły dokładnie czas wykonania tej czynności. Na zakończenie profesor Saxe'n powiedział,że w dalszym ciągu badania są kontynuowane, aby możliwie zidentyfikować jak najwięcej ofiar. Ogólne wrażenie profesor Saxe'n określa słowami jako niesamowite do opisania. Protokół komisji badawczej zawiera orzeczenie w którym stwierdza się, że komisja przeprowadziła badania znajdujących się w lesie katyńskim zbiorowych grobów polskich oficerów, których do tej pory otwarto 7.

W nich do tego czasu zbadano zachowanych 982 zwłok, na których częściowo dokonano sekcji. U zbadanych w 70% stwierdzono tożsamość. Ustalono na podstawie badania zwłok, że śmierć nastąpiła na skutek strzału w potylicę. Według zeznania świadków, a także znalezionych u zamordowanych listów, dzienniczków, gazet i innych, wynika, że rozstrzelań dokonano w marcu i kwietniu 1940. W protokóle wymienione fakty są zgodne ze stanem faktycznym przeprowadzonych badań. Protokół i jego końcowe orzeczenie podpisali: belgijski profesor dr. Speleers, bułgarski docent dr. Markov, duński dr.Tramsen, prof. Saxčn, włoski prof. Palmieri, z Kroacji prof. Miloslawicz, z Holandii prof. de Burlett, z protektoratu Czech i Moraw prof. Hajek, z Rumunii dr.Birkle, ze Szwajcarii prof. Naville, ze Słowacjii prof. Subik i z Węgier prof. Orsňs CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:03, 30 Cze 2011    Temat postu:

W tym samym dniu Turun Sanomat, gazeta wychodząca w mieście Turku przedrukowała w całości wywiad z prof. Arno Saxénem. Wyglądana to, że był to jedyny przypadek kiedy profesor udzielił na ten temat wywiadu. Fiński badacz Kimmo Rentola pisze, że kiedy Niemcy w roku 1943 rozpętali propagandę z powodu odkrycia w lesie Katyńskim, to w tym czasie Finlandia była sojusznikiem Niemiec, do czego się z resztą przyznawała. Więc nic dziwnego, że profesor patologii z Uniwersytetu w Helsinkach znalazł się w grupie ekspertów, wśród których byli także przedstawiciele Szwajcarii i Szwecji, która stwierdziła, że egzekucji dokonał Związek Radziecki. (Chciałbym podkreślić, że przedstawiciel Szwecji nie figuruje na liście członków Komisji). Fakt uczestniczenia w Komisji odbił się nieprzyjemnymi skutkami zaraz pozakończeniu wojny. Otóż w dniu 5 marca 1945roku polityczny doradca Radzieckiej Komisji Nadzorczej P. D. Orłow w ostrych słowach zwrócił się do ówczesnego ministra spraw zagranicznych Carla Enckella, żądając wyjaśnienia kto był w Katyniu i na czyje polecenie. Enckell próbował bronić Saxéna, który był tam odkomenderowany jako major służby medycznej. (Według zdjęcia z niemieckiego archiwum Amtliches Material zum Massemord von Katyn, Berlin 1943 na zdjęciu Saxén ma na sobie mundur podpułkownika). Znalazło to odbicie w rozmowach prezydenta Passikivi z ministrami, jakie przeprowadził w rezydencji Kultaranta koło Naantali, kiedy to Komisja Nadzorcza rozpoczęła robić silne naciski w celu zrobienia czystki ze zbrodniarzy wojennych. Minister Mauno Pekkala przedstawił listę tzw. „skompromitowanych osób” z uniwersytetów, gdzie z powodu Katynia nazwisko profesora Saxéna znajdowało się na drugim miejscu. Także drugi minister, Urho Kekkonen wyraził pogląd, że nie wystarczy usunięcie sympatyka Niemców, akademika Newanlinna, ale oprócz niego również Salmiala, Linkomies, Saxén itd. Z powodu jednak szerokiej autonomii uniwersytetu rząd nie miał wpływu na wykonanie tego zamiaru.



Według fińskiej narodowej biografii, prof. Arno Saxén uczestniczył jako ekspert Fińskiego Czerwonego Krzyża w badaniu masowych grobów oficerów polskich w Katyniu. Również syn jego, prof. Lauri Saxén w swojej książce Sammakkolääkäri pisze na str. 33: „Niemcy naturalnie to straszne odkrycie wykorzystali do swojej propagandy i z tym rownież łączy się fakt powołania międzynarodowej komisji ekspertów do badania grobów Katyńskich. Do tej grupy dwunastu lekarzy należał również mój ojciec, który przezornie nie został tam wysłany jako w służbie czynnej lekarz podpułkownik, lecz cywilny przedstawiciel Fińskiego Czerwonego Krzyża.” Zwróciłem się w tej sprawie do biura centralnego Fińskiego Czerwonego Krzyża i otrzymałem od archiwistki Kariny Perämäki dwa listy. W pierwszym liście pisze: Po zbadaniu materiałów nie znalazłam żadnego dokumentu wskazujące go na polecenie uczestniczenia w badaniach z ramienia naszej organizacji. Należy stwierdzić,że prof. Saxén był członkiem centralnego zarządu Fińskiego Czerwonego Krzyża w latach 1943-1944 i również doradcą do spraw specjalnych, oraz przewodniczącym komitetu do spraw inwalidów i wiceprzewodniczącym naszej organizacji pomocniczej w latach 1943-1945. Marszałek Mannerheim jako prezes FińskiegoCzerwonego Krzyża miał na pewno możliwość wyznaczenia do tak ciężkiego zadania prof. ArnoSaxéna. Lecz żadnej wzmianki w naszym archiwum w tej sprawie nie znalazłam…Niemniej jednak Fiński Czerwony Krzyż uhonorował prof. A. Saxéna odznaczeniem za jego działalność w Czerwonym Krzyżu i dzisiaj, kiedy obchodzimy 125 lecie naszej organizacji jego imię pozostanie zapisane na zawsze. Z drugiego listu dowiedziałem się, że po ponownych poszukiwaniach materiałów w archiwum, a także i publikacji, niczego nie znaleziono. Wygląda na to, że mogła to być zakamuflowana operacja, w której nie chciano podkreślać jej wojskowego charakteru. To przypuszczenie bierze się z faktu, że w wywiadzie udzielonym gazecie Helsinki Sanomat, Saxén miał na sobie cywilne ubranie.W archiwum ministra spraw zagranicznych znaleziono dokumenty zawierające dane dotyczące odkomenderowania Saxéna. Poniżej pokrótce treść różnych na ten temat dokumentów; w notatkach naczelnika wydziału Ministerstwa Spraw Zagranicznych Heikki Brotheruksa z dnia 23.4.1943 roku stwierdza się, że rząd niemiecki zaprosił z różnych krajów specjalistów z zakresu medycyny sądowej w celu zbadania odkrytych masowych grobów polskich oficerów w lesie Katyńskim. Z Finlandii zaproszono prof. Arno Saxéna, który otrzymał w tym celu odkomenderowanie z Głównej Kwatery Armii. Tak że według notatki sporządzonej przez naczelnika kancelarii P. J. Hynnisena z dnia 6.3.1945 r., Kwatera Główna wydała dla Saxéna rozkaz zbadania masowych grobów. Saxén udał się w podróż 27.4.1943r. i wrocił do Finlandii 3.5.1943r. W tej samej notatce stwierdza się, że zaproszenie do Katynia odbyło się w imieniu niemieckiego rządu, które przedłożył prawdopodobnie niemiecki ambasador w Finlandii. CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:03, 30 Cze 2011    Temat postu:

Przesunięty na stanowisko sekretarza Ambasady Fińskiej w Sztokholmie Brotherus ze swej strony w odpowiedzi dla Hynnisena z dnia 21.3.1945 r. pisze, że ówczesny naczelnik kancelarii Aaro Pakaslahti zawiadomił Brotherusa o zamiarze wysłania prof. Arno Saxéna do Katynia. Brotherus poinformował o tym Saxéna 22.4.1943 r. Minister SprawZagranicznych Enckell złożył wyjaśnienie radzieckiemu ministrowi Orłowowi 10.4.1945 r., że sekretarz ambasady niemieckiej w Helsinkach, baron Ungern-Sternberg przedstawił Saxénowi w imieniu ambasady prośbę o uczestnictwo w badaniach grobów masowych w Katyniu. Według Enckella taka sama prośba została wystosowana również i do Kwatery Głównej. Otrzymawszy więc rozkaz z Głównej Kwatery i paszport z ministerstwa spraw zagranicznych, Saxén przez Berlin udał się do Katynia. Saxén sam potwierdził Hynninenowi, że Ungern-Sternberg zwrócił sie do niego, jak również i Brotherus, który wręczył jemu paszport i bilet lotniczy. Polecenie wyjazdu przyszło natomiast z rozkazu szefa sztabu za pośrednictwem pułkownika służb medycznych Gadoliniego. Tak pisze Hynninen w swojej notatce z dnia 6.4.1945 r. i to samo potwierdza Saxén w wyjaśnieniu dla sovieckiej
Komisji Nadzorczej z dnia 27.4.1945 r. Z tego wynika, że Kwatera Główna, jak również na pewno sam marszałek Mannerheim, byli zainteresowani w wyjeździe Saxéna do Katynia. Jest ciekawe że nigdzie nie znaleziono ze sprawozdania jakie po podróży do Katynia złożył Saxén w ambasadzie Fińskiej w Berlinie ,. Nie znajdujemy również żadnego raportu z wykonanego zadania, jaki Saxén powininen był normalnym zwyczajem złożyć pułkownikowi Gadoliniemu lub Kwaterze Głównej. Lecz co się stało kiedy skończyła się wojna ? Prof. Lauri Saxén tak pisze: Wraz z zakończeniem wojny prawda się zmieniła i za zbrodnię obwiniono przegraną armię. Kiedy tę ”prawdę zwyciężcy” po prawie pół wieku skorygowano i jej tło zbadano, okazało się, że alianci nie mieli wątpliwości jeżeli chodzi o winnego zbrodni, ale o sprawie tej trzeba było bezwzględnie zamilczeć. Tego żądał między innymi Churchil i tak sprawę skreślono z listy procesu w Norynberdze. Lekarze specjaliści, którzy podpisali protokół, znaleźli się pod silną presją i żądano od nich zmiany lub odrzucenia podpisanego orzeczenia w imię nowej prawdy, jak to już uczynił jeden z podpisanych. Biorąc to pod uwagę, czynniki najwyższego szczebla poradziły ojcu udać się za granicę i przeczekać aż sytuacja się uspokoi. Powrócił on jednak po okresie półrocznym i od razu zaczął być wielokrotnie przesłuchiwanym przez soviecką Komisję Nadzorczą. Nie zgodził się też odwołać lub zmienić treści dokumentu, jaki podpisał jako lekarz. Piszę o tym, bo wypadki te rzucały cień na życie całej naszej rodziny w tych powojennych latach, jak również są przykładem w jaki sposób oficjalne kłamstwo o tak strasznej zbrodni mogło żyć przez pół wieku w cywilizowanym zachodnim świecie. Uważam, że kiedy Lauri Saxén, mówiąc o czynnikach ”najwyższego szczebla”, miał na myśli Kwaterę Główną i marszałka Mannerheima, a co najbardziej prawdopodobne, mógł to być ówczesny prezydent Ryti , z którym rodzina Saxén pozostawała w zażyłych stosunkach. Najstarszy syn Saxéna prof. Erkki Saxén ożenił się z córką prezydenta. Profesor Lauri Saxén w swojej książce Sammakkölääkäri tak pisze o ówczesnych czasach: „Kraj znajdowł się w niepewności, na północy walczyli ze sobą byli sprzymierzeńcy, Laponię spalono, a hotel Torni w Helsinkach zamieszkiwali obcy, członkowie Komisji Nadzorczej. Drewniaki postukiwały na szkolnych korytarzach i zaczął dolegać brak żywności. Najwyższą troską stała się niepewność o przyszłość kraju i w tym kontekście powinni nasi historycy oceniać te wydarzenia, jak plany chowania broni i emigracja wielu Finów na zachód. Do takich wyjeżdżających należał również i mój ojciec, któremu towarzyszyłem na początku jesieni na brzeg Zatoki Północnej, gdzie oczekiwał na przeprawę łodzią do Szwecji. ”Również w tym czasie reaalizowano operację Stella Polaris majacą na celu przewiezienia do Szwecji tajnych akt i sprzętu radiowego. Do tego celu zarezerwowano trzy statki. W tym czasie na granicy ze Szwecją panował nieoficjalny ruch. 20-21.9.1944 r. uciekli członkowie wywiadu Kwatery Głównej z rodzinami oraz inni uciekinierzy . Syn Saxéna prof. Lauri Saxén twierdził, że jego ojca przewieziono zwykłą łodzią motorową, a nie na przykład statkiem lub statkami należącymi do operacji Stella Polaris. Twierdził również, że z woli jak najwyższych czynników miał kierować zakładem fińskich inwalidów wojennych w Szwecji. Więc jeżeli tak było, to powinniśmy więcej wiedzieć o tej łodzi i do kogo należała. Jednak do dnia dzisiejszego nie znalazłem potwierdzenia miejsca w którym w Szwecji przebywał Arno Saxén, jak tylko to, że zaraz po powrocie dostał się w szpony sovieckiej Komisji Nadzorczej. Zwróciłem się w tej sprawie do Związku Inwalidów Wojennych (powstał w latach 1970) z zapytaniem, co wiadomo o pobycie Saxéna w Szwecji. Archiwistka Kaarina Vienola nie znalazła żadnych materiałów dotyczących pobytu Saxéna w Szwecji czy też szpitala dla fińskich inwalidów wojennych. Podejrzewa, że to mógł być jakiś szpital wojskowy, którego archiwum nie jest w posiadaniu Związku Inwalidów. Według mojej opinii szpital ten mógł również należeć do armii szwedzkiej.
[link widoczny dla zalogowanych]én"&cd=10&hl=
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:04, 30 Cze 2011    Temat postu:

Alexandru Birkle (ur. 1896, zm. 1986) - rumuński doktor medycyny, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.

Życiorys

Alexandru Birkle pochodził z rodziny polskich zesłańców. W wieku 15 lat przeniósł się do Austro-Węgier. Po ponownym zamążpójściu swojej matki, wyemigrował do Rumunii, gdzie ukończył prestiżowe liceum Gheorghe Lazăr w Bukareszcie. W 1916 r., podczas I wojny światowej, został ochotnikiem w armii rumuńskiej. Podczas walk dostał się do niewoli. Po zakończeniu wojny, w latach 1919-1925, studiował medycynę na Wydziale Medycznym Uniwersytetu w Bukareszcie. Poślubił lekarkę Olimpię Mănescu, swoją koleżankę ze studiów. Po ukończeniu studiów pracował w szpitalu w Găeşti, a od 1936 r. zajmował się medycyną sądową pracując w Braszowie. Następnie został dyrektorem Instytutu Medycyny Sądowej w Bukareszcie. W 1942 r. został wysłany na front. W 1943 r. przebywał jako członek Komisji Międzynarodowej w Katyniu, dokonując sekcji zwłok zamordowanych oficerów WP. Był jednym z 12 sygnatariuszy protokołu końcowego stwierdzającego, że mord w Katyniu został popełniony na wiosnę 1940 r. Następnie uczestniczył w badaniu innych masowych zbrodni NKWD w Winnicy.
Po zajęciu Rumunii przez armię sowiecką, 22 listopada 1944 r. Sowieci usiłowali aresztować dr. Birkle, aby pozbyć się niewygodnego świadka swoich zbrodni. Doktorowi Birkle udało się jednak wymknąć z domu. Przez następne dwa lata pozostawał w ukryciu. Jego rodzina znalazła się w areszcie domowym. Córka dr. Birkle, Rodica, studentka medycyny, która pomagała ojcu w pisaniu jego raportu katyńskiego, poinformowała ambasady USA i Wielkiej Brytanii o losie rodziny. Jednak ani Amerykanie, ani Anglicy nie interweniowali w sprawie rodziny dr. Birkle, ani nie wykazali zainteresowania jego raportem katyńskim. W 1946 r. dr Birkle został skazany przez komunistyczny sąd in absentia na 20 lat więzienia, a jego dom został skonfiskowany. Córka i żona doktora zostały aresztowane. On sam zdobył fałszywy paszport i wyjechał do Szwajcarii, a następnie do Francji. Stamtąd udał się do Argentyny, później do Peru, a na koniec do USA. W 1952 r. w zw. z wezwaniem dr. Birkle do złożenia zeznań przed Komisją Senatu USA w sprawie mordu w Katyniu, żona i córka doktora Birkle zostały ponownie aresztowane i skazane na 5 lat więzienia. Obie zostały rehabilitowane w 1992 r.
Dr Birkle zmarł w Nowym Jorku w 1986 r. w wieku 90 lat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:06, 30 Cze 2011    Temat postu:

Helge Tramsen



Doktor Tramsen na spotkaniu członków Międzynarodowej Komisji z ministrem zdrowia Rzeszy w Berlinie, 1943 r. (Helge Tramsen stoi 3. z prawej, na II planie)


Helge Andreas Boysen Tramsen[1] (1910-1979) - duński chirurg, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni. Dr Tramsen był jednym z tych członków Komisji Międzynarodowej, którzy po wojnie nie tylko nie wyparli się swego podpisu złożonego w 1943 r. pod dokumentem obwiniającym ZSRR za dokonaną zbrodnię, ale mimo szykan, odważnie głosili prawdę, która w epoce zimnej wojny i rosnącej dominacji sowieckiej, w społeczeństwach Zachodu była bardzo niepopularna.
Spis treści:
1 Kariera zawodowa
2 Pobyt w Katyniu
3 Koniec wojny i lata powojenne
4 Życie prywatne

Kariera zawodowa:

Helge Tramsen urodził się w Kopenhadze w rodzinie mieszczańskiej wywodzącej się z Flensborga. W 1936 r. ukończył studia medyczne na Uniwersytecie Kopenhaskim[2]. Podczas niemieckiej okupacji Danii (1940-1945) dr Tramsen był zatrudniony w kopenhaskim Instytucie Medycyny Sądowej, co okazało się brzemienne w skutkach dla niego samego, na całe życie wiążąc jego losy ze sprawą zbrodni katyńskiej. Po odkryciu grobów katyńskich Niemcy skompletowali komisję złożoną z wybitnych specjalistów d/s medycyny sądowej z 12 krajów Europy. Jednym z jej członków został dr Tramsen. Wiosną 1943 r. otrzymał on od swojego przełożonego, dr. Knuda Sanda[3], polecenie służbowe udania się w ramach komisji do Katynia. Podejrzewając, że może zostać wmieszany w tryby niemieckiej maszyny propagandowej, dr Tramsen odmówił, ale odmowa nie została przyjęta. Obawiając się, że uczestnictwo w przedsięwzięciu pod egidą niemiecką może się dla niego okazać szkodliwe po zakończeniu wojny, zażądał od dyrektora duńskiego MSZ, Nilsa Svenningsena[4], wydania polecenia służbowego na piśmie. Będąc członkiem duńskiego ruchu oporu, postanowił skonsultować się w sprawie wyjazdu ze środowiskiem duńskiego podziemia. Ruch oporu, spodziewając się, że zbrodnia katyńska jest dziełem Niemców, chętnie przystał na wyjazd Tramsena do Katynia, wykorzystując go w drodze powrotnej jako kuriera.
Pobyt w Katyniu:

27 kwietnia 1943 r. dr Tramsen udał się do Katynia. Trasa podróży wiodła z kopenhaskiego lotniska Kastrup do Berlina, gdzie spotkał pozostałych członków komisji. Następnego dnia wszyscy wylecieli z berlińskiego lotniska Tempelhof do Warszawy. Tego dnia w swoim dzienniku podróży dr Tramsen zanotował:
Warszawa płonie. Getto[5].
Z Warszawy samolot udał się do Smoleńska, gdzie Niemcy umieścili członków komisji w hotelu, i skąd do Katynia dowozili ich samochodami. W ciągu następnych dni dr Tramsen dokonał wielu sekcji zwłok zamordowanych oficerów polskich z grobów katyńskich i ponad wszelką wątpliwość ustalił, że mord został dokonany na wiosnę 1940 r. W swoim dzienniku tak opisał widok grobów w Katyniu:
[Polscy żołnierze] leżą jak sardynki w starannie ułożonych warstwach, z głowami w tym samym kierunku. Wszyscy leżą na brzuchu z rękami związanymi do tyłu i czaszkami przestrzelonymi również od tyłu[6].
Wbrew intencjom doktora Tramsena, został on sfotografowany przez Niemców podczas dokonywania obdukcji ciał polskich oficerów i zdjęcie to ukazało się w niemieckim piśmie "Signal" wraz z następującym podpisem:
Dokonano obdukcji 9 ciał. Tutaj dr Tramsen dokonuje sekcji zwłok, podczas gdy prof. de Burlet i prof. dr Saxén przyglądają się z uwagą[7].
W drodze powrotnej z Katynia, 1 maja 1943 r.,[8] samolot wiozący komisję międzylądował w Białej Podlaskiej, a następnie odleciał do Berlina. Z jego pokładu dr Tramsen oglądał nadal płonącą Warszawę. Następnego dnia członkowie komisji spotkali się z ministrem zdrowia Rzeszy, dr Contim, a 4 maja nastąpił powrót do Kopenhagi[9]. Dr Tramsen wykorzystał pobyt w Berlinie do złożenia posłowi duńskiemu w stolicy Rzeszy raportu w sprawie mordu katyńskiego i do przejęcia przesyłki dla duńskiego ruchu oporu, którą mógł przewieźć przez granicę, ponieważ objęty był immunitetem dyplomatycznym i nie podlegał kontroli celnej[10]. W ten sposób doktorowi Tramsenowi udało się przemycić do Danii, jako dowód rzeczowy zbrodni katyńskiej, czaszkę jednego z zamordowanych polskich oficerów, Ludwika Szymańskiego z Krakowa. Czaszka ta została zdeponowana w kopenhaskim Instytucie Medycyny Sądowej, gdzie przeleżała do 2008 r., kiedy to została zwrócona zamieszkałemu w Australii synowi zamordowanego. Po przewiezieniu do Polski, została złożona w Kaplicy Katyńskiej Katedry Polowej WP w Warszawie[11][12].
Dr Tramsen był autorem specjalnego raportu dotyczącego mordu w Katyniu i obarczającego za ten czyn ZSRR, przez co stał się bardzo niepopularny wśród lewicowych członków duńskiego ruchu oporu, którym ta prawda zupełnie nie odpowiadała. Dokument ten został przekazany duńskiemu MSZ, a następnie trafił do Londynu i przekazany został rządowi brytyjskiemu. Dzisiaj znajduje się w brytyjskich archiwach (S.O.E. Poland 102, Subject: Dr Tramsen Report on Katyn)

Koniec wojny i lata powojenne:

Dr Tramsen został aresztowany przez gestapo 28 lipca 1944 r. na podstawie donosu. Zatrzymanie dr. Tramsena miało związek z jego udziałem w akcji zbrojnej na niemiecki magazyn broni. Został osadzony w więzieniu Vestre Fængsel w Kopenhadze, gdzie był torturowany. W związku z jego udziałem w badaniu zbrodni katyńskiej Niemcy nie zdecydowali się na deportację Tramsena do obozu koncentracyjnego w Niemczech, lecz wywieźli go we wrześniu 1944 r. do obozu pracy przymusowej w Frøslev na Jutlandii, gdzie był więziony do końca wojny[14].
Świadczenie prawdy w sprawie katyńskiej przysporzyło dr. Tramsenowi wielu wrogów i problemów zawodowych w zdominowanej po wojnie przez komunistów Danii. W 1945 r. został bez powodu usunięty z Instytutu Medycyny Sądowej i stał się celem ataków komunistycznych (szkalowanie w lewicowych mediach, wybijanie szyb w jego mieszkaniu, oskarżenia o kolaborację z Niemcami). Były to metody bardzo zbliżone do stosowanych przez komunistów w innych krajach, z tym że Dania, pomimo panoszących się komunistów, nadal była krajem demokratycznym nieokupowanym przez ZSSR, więc dr. Tramsena ominął los innych członków komisji katyńskiej, jak choćby dr Markowa z Bułgarii, którego za udział w badaniu zbrodni katyńskiej skazano na karę śmierci, co z kolei zmusiło go do wycofania swojego podpisu pod raportem katyńskim z 1943 r. i składania kłamliwych oświadczeń obwiniających za ten czyn Niemców[15].
Pozbawiony pracy dr Tramsen zdecydował się na otwarcie prywatnej praktyki lekarskiej, a od 1952 r., podczas wojny koreańskiej, pracował jako szef szpitala wojskowego na legendarnym statku duńskim "Jutlandia"[16]. Szykany jakich dr Tramsen doznawał oraz rosnące zagrożenie sowieckie w latach 50. odbiły się niekorzystnie na jego zdrowiu. Podczas inwazji sowieckiej na Węgry w 1956 r., z obawy przed zagrożeniem sowieckim, rozważał możliwość wyjazdu do Wielkiej Brytanii, skąd pochodziła jego żona. Mimo nacisków i szykan dr Tramsen nigdy nie odwołał swoich oświadczeń obarczających ZSRR winą za mord katyński i głosił prawdę o zbrodni na polskich oficerach. Już podczas internowania w obozie w Frøslev (1944) wygłosił wśród współwięźniów odczyt o Katyniu[17], a w kwietniu 1952 r. wziął udział w przesłuchaniu w sprawie zbrodni katyńskiej odbywającym się we Frankfurcie nad Menem dla komisji Senatu USA[18]. W 1962 r. dr Tramsen udzielił po angielsku szczegółowego wywiadu sekcji polskiej Radia Wolna Europa na temat swego udziału w badaniu mordu katyńskiego, a w latach późniejszych podczas gościnnych wykładów dla studentów medycyny w Kopenhadze, poruszał sprawę Katynia i odpowiedzialności Sowietów. Dr Tramsen przeszedł załamanie nerwowe po śmierci swojej najstarszej córki Elizabeth, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w Warszawie w 1970 r., dokąd udała się wbrew woli ojca. Dr Tramsen do końca życia utrzymywał, że córka została zamordowana przez agentów sowieckich w akcie zemsty za rolę jaką odegrał w sprawie katyńskiej[19].
Dr Helge Tramsen zmarł w 1979 r. Został odznaczony jednym z najwyższych duńskich odznaczeń, Orderem Dannebroga i kilkoma innymi duńskimi medalami za udział w wojnie koreańskiej. O jego udziale w badaniu mordu katyńskiego TV duńska nakręciła w 2006 r. film dokumentalny pt. Czaszka z Katynia (Kraniet fra Katyn), a w 2008 r. ukazała się książka autorstwa Anny Elisabeth Jessen pod tym samym tytułem, traktująca o roli doktora Tramsena w sprawie katyńskiej.
Życie prywatne:

Helge Tramsen był żonaty dwukrotnie. Jego pierwszą żoną była Sylvia Tramsen, córka walijskiego pastora, przedstawiona dr Tramsenowi przez jego siostrę Karen, która podczas podróży do Walii poznała Sylvię. Para miała trójkę dzieci:
córkę Elizabeth, kompozytorkę, która zmarła w niejasnych okolicznościach w Warszawie w 1970 r.[20]
córkę Margrethe, lekarza-pediatrę, zamieszkałą w Australii[21]
syna Christiana (ur. w 1946 r.), lekarza.
Drugą żoną doktora Tramsena była Alice Tramsen.(wikipedia)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:06, 30 Cze 2011    Temat postu:

Doktor Tramsen ukrył czaszkę w szafie
Autor: kubek 03.09.07, 04:27

Twarz odzyskana po latach

Szczątki kapitana Szymańskiego są drugimi spośród wywiezionych z Katynia,
które udało się zidentyfikować. Po raz pierwszy posłużono się przy tym
badaniami DNA

Sprawa zaczęła się, gdy w 2005 roku duńska dziennikarka Lisbeth Jessen
znalazła w szafie Instytutu Medycyny Sądowej w Kopenhadze przestrzeloną na
wylot czaszkę. Nakręciła o tym film dokumentalny. Zainteresowała też tym Annę
Sekudewicz, dziennikarkę Radia Katowice. To druga z wywiezionych z Katynia
czaszek, którą udało się zidentyfikować. Pierwszą w 2005 r. rozpoznano jako
szczątki Janiny Lewandowskiej -córki generała Józefa Dowbora-Muśnickiego. O
czaszce z Kopenhagi "Rz" pisała w czerwcu ubiegłego roku.

Doktor Tramsen

Czaszkę polskiego oficera do Danii przywiózł lekarz patolog Helge Tramsen,
którego w 1943 roku hitlerowcy powołali do komisji katyńskiej. Gdy wracał do
swojej ojczyzny, zabrał ze sobą głowę z ciała, na którym przeprowadzał
obdukcję. Wiedział, że Sowieci zrobią wszystko, by sprawę zatuszować, więc
chciał mieć dowód ich zbrodni. Tramsenowi zależało, by poznano prawdę. To
dlatego zeznawał w tej sprawie przed Kongresem USA, a w 1962 roku udzielił
jedynego wywiadu Radiu Wolna Europa. Sprawa Katynia zaciążyła na jego
późniejszym życiu. -Dwa dni, które tam spędził, prześladowały go zawsze -mówi
jego przyjaciel prof. Eugeniusz Kruszewski. Duński lekarz żył w ciągłym
strachu o swoją rodzinę. Czaszkę ukrył w szafie swojego instytutu i mówił o
niej nielicznym. Gdy w 1970 roku na Saskiej Kępie w Warszawie w tajemniczych
okolicznościach zginęła jego córka Elżbieta, nie miał wątpliwości, że stoją za
tym sowieccy agenci. Tramsen zmarł w 1979 roku.

Dzięki dziennikarce Radia Katowice sprawą odnalezionych w Danii szczątów
zainteresował się polski rząd i inne media. Czaszka wróciła do Polski w 2006
roku. Zajęli się nią lekarze ze szczecińskiej Akademii Medycznej.

Przez Czechy do Australii

By móc ustalić, do kogo należy czaszka, lekarze musieli porównać pochodzący z
niej materiał DNA z materiałem potomków. Ich ustalenie nie było łatwe.
Dokumenty wskazywały na kapitana Ludwika Szymańskiego, ale Tramsen w jednym z
wywiadów mówił o majorze Ludwiku Siemińskim. Trzeba było dotrzeć do obu rodzin.

-Poszukiwania były dramatyczne i niezwykłe - mówi "Rz" Anna Sekudewicz. Do
rodziny majora Siemińskiego trafiła bardzo łatwo. Jego córka Maria
Siemińska-Paperz mieszka w Krakowie i działa w tamtejszym Stowarzyszeniu
Rodzin Katyńskich. Ale Szymańskich na liście katyńskiej jest wielu. -
Sprawdzałam kolejne tropy, ale po miesiącu wszystkie się urywały - opowiada
Sekudewicz. - Mój przyjaciel z Krakowa, dziennikarz Stanisław Jankowski,
zasugerował, że na liście katyńskiej przy wielu oficerach jest rodzaj CV. Tam
znaleźliśmy kluczowe słowo: Rajcza -mówi. Trop prowadził na Zaolzie. W czeskim
Trzyńcu mieszkała córka Ludwika Szymańskiego - Maria. -Zjawiłam się pod jej
drzwiami, ale nikt nie otwierał. Okazało się, że zmarła zaledwie trzy dni
wcześniej -mówi Sekudewicz. Po wielu perypetiach trafiła w końcu do czeskiego
Hawiżowa, gdzie burmistrzem miała być daleka krewna Szymańskich. Dzięki niej
dotarła potem do mieszkającego pod Melbourne Jerzego Szymańskiego, syna i
ostatniego potomka Ludwika Szymańskiego.

- Pierwsza nasza rozmowa telefoniczna była wstrząsającym przeżyciem - mówi
Sekudewicz. - Bałam się, że pan Szymański zemdleje albo uzna mnie za wariatkę,
ale jego reakcja była nadzwyczajna. Łamiącym się głosem powiedział, że w
każdej chwili jest gotów przyjechać do kraju -wspomina.
Dwa lata czekania

Niepewność córki Marii Siemińskiej i Jerzego Szymańskiego trwała prawie dwa
lata. W tym czasie stale korespondowali z Anną Sekudewicz. -Okazało się, że
rodziny wiele łączy, bo obie zostały zniszczone przez sprawę katyńską - mówi
dziennikarka.

Gdy czaszka z Danii trafiła do Instytutu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w
Szczecinie, trzeba było jeszcze czekać ponad pół roku na wynik badań DNA.
Wykazały one, że szczątki te należą do Ludwika Szymańskiego. - Odzyskaliśmy,
jak to mówimy, "twarz" pana Szymańskiego. Czaszka była przez lata źle
przechowywana i bardzo zniszczona, to jakiś cud, że się udało - mówi dr
Andrzej Ossowski.

Ten cud Jerzy Szymański wymodlił w swojej domowej kapliczce, gdzie obok
figurki Matki Bożej z Lourdes leży zdjęcie jego ojca. -Od początku byłem
pewny, że to jest czaszka mojego ojca - mówi "Rz" i dodaje: - Miała kwadratowy
kształt, tak jak twarz mojego taty. Na wynik badań czekała też Maria
Siemińska. Ale nie jest zawiedziona wynikiem. Dla niej najważniejsze jest to,
że historia tej czaszki przemówi do osób, które nie wiedzą o tym, co stało się
pod Charkowem.

Zidentyfikowane szczątki Ludwika Szymańskiego wciąż czekają na ponowny
pochówek. Być może odbędzie się on na Jasnej Górze. Zaproponował to kapelan
rodzin katyńskich ksiądz Zdzisław Peszkowski. Pomysł spodobał się Jerzemu
Szymańskiemu. - Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało. Każdego dnia
czekam na telefon w tej sprawie. Mam już 81 lat, ale jeśli dożyję, to zabiorę
syna i przylecimy - mówi z nadzieją w głosie.
[link widoczny dla zalogowanych]

W dniu 13 kwietnia 2008 roku złożono w Kaplicy Katyńskiej Katedry Polowej WP czaszkę jednej z ofiar zbrodni - więźnia obozu NKWD w Kozielsku, zamordowanego w Lesie Katyńskim, oficera Wojska Polskiego, majora Ludwika Szymańskiego. W 1943 roku czaszka, za sprawą członka Międzynarodowej Komisji Lekarskiej dr Helge Tramsena, przebywającego w Katyniu, trafiła do Instytutu Medycyny Sądowej w Kopenhadze, skąd po ponad 60. latach została przywieziona do kraju. W Dniu Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej spełniając wolę syna majora Ludwika Szymańskiego, a także tysięcy rodzin ofiar zbrodni, złożono Jego doczesne szczątki w Kaplicy Katyńskiej. Do tego miejsca uosabiającego pamięć Narodu Polskiego o tysiącach pomordowanych Polaków - ofiar Zbrodni Katyńskiej - będą odtąd biegły myśli Polaków z całego świata.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:08, 30 Cze 2011    Temat postu:

Vincenzo Mario Palmieri



Vincenzo Mario Palmieri (ur. 1899, zm. 1994) - włoski profesor medycyny sądowej, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.



[link widoczny dla zalogowanych]

Życiorys:

Vincenzo Mario Palmieri urodził się w 1899 r. 25 lipca 1922 r. ukończył studia medyczne na Uniwersytecie w Neapolu, a w 1923 r. został asystentem w Instytucie Medycyny Sądowej na Uniwersytecie w Neapolu. W 1927 r. uzyskał stopień docenta[1]. Kontynuował studia specjalistyczne z zakresu medycyny sądowej i histologii w Lyonie, Wiedniu, Strasburgu i w Berlinie. W 1935 r. w wyniku konkursu objął katedrę medycyny sądowej na Uniwersytetcie w Sassari, gdzie prowadził zajęcia w latach 1935-1936, a następnie w Bari w latach 1936-1941[1]. Od 1941 r. pracował w Instytucie Medycyny Sądowej na Uniwersytecie w Neapolu. W 1943 r. wziął udział w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu i złożył swój podpis pod protokołem końcowym obwiniającym ZSRR za mord na polskich oficerach. Napisał również raport dotyczący przeprowadzonych badań w Katyniu i wydał go drukiem w Rzymie w lipcu 1943 r. w "La Vita Italiana" (Risultati dell'inchiesta nella foresta di Katyn)[1]. Z tego powodu był po zakończeniu wojny zaciekle atakowany przez włoskich komunistów, którzy na zlecenie Sowietów organizowali przeciw niemu demonstarcje, usiłując usunąć dr. Palmieri z zajmowanego stanowiska na Uniwersytecie w Neapolu, i podburzali przeciw niemu studentów. Szkalowano go i oskarżano o kolaborację z hitlerowcami nazywając sługusem nazistów[1]. Ostrą nagonkę prowadziła przeciwko niemu prasa komunistyczna, w szczególności L'Unità. Kampania zastraszania i terroru skierowana przeciw prof. Palmieri doprowadziła do poważnych obaw o jego bezpieczeństwo, szczególnie po tajemniczej śmierci w 1947 r. francuskiego obserwatora również przebywającego z Komisją Międzynarodową w Katyniu w 1943 r. Pomimo tego, w latach 1951-1952 wziął udział w przesłuchaniach Komisji Senatu USA w sprawie zbrodni katyńskiej, potwierdzając winę Sowietów[2].
Prof. Palmieri przeszedł na emeryturę w 1974 r. W latach 1923-1973 opublikował 289 prac naukowych z zakresu medycyny, ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień z zakresu medycyny sądowej, toksykologii, kryminologii, tanatologii, chirurgii urazowej i innych. Był członkiem wielu międzynarodowych towarzystw medycznych, jak np. Belgijskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii, Niemieckiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Socjalnej, Brazylijskiej Akademii Antropologii Kryminalnej i innych. Był również prezesem Akademii Nauk Medycznych i Chirurgii w Neapolu. Odznaczony kilkoma medalami, m.in. złotym Medalem Zasług dla Kultury, Szkolnictwa i Sztuki i złotym Medalem Zasług dla Zdrowia Publicznego. W 1978 r. prof. Palmieri spotkał się z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, któremu pokazał dokumentalny materiał fotograficzny z Katynia znajdujący się w jego posiadaniu i zdał relację ze swego pobytu na miejscu kaźni polskich oficerów[3].
Profesor Palmieri zmarł 23 grudnia 1994 r.

Życie prywatne:

Jego żoną była Szwajcarka, baronowa Erna Irene von Wattenwyl, którą dr Palmieri poznał w 1924 r. w Genewie. Pobrali się w nuncjaturze apostolskiej w Bernie 20 września 1930 r.[1] Państwo Palmieri mieli troje dzieci: Raffaele (syn), Elisabetta i Lina (córki).(wikipedia)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:12, 30 Cze 2011    Temat postu:

Reimond Speleers

Reimond Speleers (1876 Waasmunster -1951 Aalst)[1] - belgijski profesor medycyny, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.



Prof. Speleers na spotkaniu członków Międzynarodowej Komisji z ministrem zdrowia Rzeszy w Berlinie, 1943 r. (Prof. Speleers stoi w środku we fraku z białą chusteczką w kieszonce)

Życiorys:

Ukończył medycynę na Uniwersytecie w Leuven, gdzie był działaczem flamandzkiego związku studentów. W 1903 r. otworzył praktykę okulistyczną[2], prowadząc jednocześnie działalność w Ruchu Flamandzkim (Vlaamse Beweging), organizacji walczącej o autonomię flamandzkiej części Belgii. Podczas I wojny światowej piastował funkcję dziekana wydziału medycznego uniwersytetu w okupowanej przez Niemców Gandawie. Posądzany o kolaborację musiał w 1918 r. wraz z rodziną wyjechać do Holandii[3]. W latach międzywojennych pracował w Holandii stając się jednym z czołowych specjalistow europejskich w dziedzinie okulistyki.
W 1940 r. powrócił do Gandawy i został zatrudniony jako profesor na tamtejszym uniwersytecie. W 1943 r. uczestniczył w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu, gdzie jednak nie dokonywał osobiście sekcji zwłok, lecz występował w roli obserwatora. Po wyzwoleniu Gandawy we wrześniu 1944 r. został aresztowany[2] przez członków belgijskiego ruchu oporu, wśród których było wielu komunistów. Znalezione w domu Speleersa dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej, śwadczące o winie Rosjan, zostały zniszczone przez belgijskich komunistów, a majątek prof. Speleersa skonfiskowany. Wyrok wydany na prof. Speleersa w trzy lata później (25 lat pozbawienia wolności) był surowszy od wyroków, które zapadły w procesach zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze (np. Alberta Speera). Istnieje podejrzenie, że wyrok ten mógł być zemstą komunistów, którzy osiągnęli spore wpływy w powojennej Belgii, za podpis prof. Speleersa złożony pod dokumentem potwierdzającym winę Sowietów w masakrze w Katyniu[4].
Profesor Speleers zmarł 29 kwietnia 1951 r. w szpitalu więziennym w Aalst.(wikipedia)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:14, 30 Cze 2011    Temat postu:

MARKO MARKOW

Marko Markow (ur. 1901 Nowa Zagora, zm. ?) - bułgarski doktor medycyny sądowej, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.



Dr Markow na spotkaniu członków Międzynarodowej Komisji z ministrem zdrowia Rzeszy w Berlinie, 1943 r. (Dr Markow stoi 7. od prawej)

Życiorys:

W 1945 r., w kilka miesięcy po zajęciu Bułgarii przez wojska sowieckie, dr Markow został aresztowany i skazany przez tzw. Sąd Ludowy na karę śmierci za “kolaborację” z Niemcami[1]. Do czasu aresztowania był docentem w sofijskim Instytucie Medycyny Sądowej. Powodem aresztowania było uczestnictwo dr. Markowa w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu i jego podpis złożony pod protokołem końcowym obwiniającym ZSRR o zbrodnię na polskich oficerach. Dr Markow został zmuszony do złożenia kłamliwych oświadczeń, wg których Niemcy mieli go zmusić do złożenia podpisu pod tym dokumentem. W zamian za kolaborację z reżimem komunistycznym w Bułgarii anulowano wyrok śmierci wydany na niego w 1945 r. i umożliwiono mu kontynuację kariery zawodowej (później został mianowany profesorem). Rosjanie wykorzystali go również w swojej kampanii propagandowej podczas procesu norymberskiego, kiedy zmusili go w 1946 r. do złożenia niezgodnych z prawdą zeznań, obciążających Niemców winą za mord katyński. Amerykanie, z całkowitym brakiem profesjonalizmu graniczącym z naiwnością, usiłowali nakłonić w 1951 i 1952 r. prof. Markowa do złożenia zeznań przed senacką komisją ds. Katynia, wysyłając do niego zwykłą pocztą list, który został przeczytany przez bułgarskie służby specjalne, a następnie dostarczony Markowowi. Markow, nie mając możliwości wyjazdu z Bułgarii i obawiając się o los swój i swojej rodziny, na dodatek wiedząc, że list został wcześniej przeczytany przez bułgarskie służby bezpieczeństwa, nie miał żadnego wyboru i musiał go dostarczyć właściwym organom[2].(wikipedia)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:15, 30 Cze 2011    Temat postu:

František Hájek

František Hájek (ur. 30 listopada 1886 Čertyně - zm. 15 marca 1962 Praga) - czeski profesor medycyny sądowej, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.
Życiorys:

František Hájek urodził się w 1886 r. w Čertyně. Od 1937 r. był profesorem medycyny sądowej na Uniwersytecie w Pradze. W zw. ze swoim udziałem w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu w 1943 r., został aresztowany przez komunistów w 1945 r. i poddany przesłuchaniom. W wyniku aresztowania i oskarżenia prof. Hájka o kolaborację z hitlerowcami, zmuszono go do odwołania swojego podpisu pod protokołem katyńskim. W latach powojennych współpracował z reżimem komunistycznym biorąc udział w sekcji zwłok przeciwników reżimu, którzy zmarli w podejrzanych okolicznościach (m. in. Jana Masaryka). Zmarł 15 marca 1962 r. w Pradze.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:17, 30 Cze 2011    Temat postu:

François Naville


Podpis prof. Naville pod protokołem końcowym Międzynarodowej Komisji Katyńskiej, 1943 r.
François Naville (14 czerwca 1883 Neuchâtel - 3 kwietnia 1968 Genewa) - szwajcarski profesor medycyny sądowej, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.



[link widoczny dla zalogowanych]

Życiorys

François Naville urodził się w 1883 r. w Neuchâtel. Jego ojcem był Adrien Naville, matką Violette de domo Bonnard. Studiował medycynę w Paryżu i w Genewie. Studia ukończył w 1907 r. W 1910 r. uzyskał tytuł doktora medycyny, a w 1912 r. docenta neurologii. W 1928 r. został profesorem medycyny sądowej, a w 1934 dyrektorem Instytutu Medycyny Sądowej na Uniwersytecie w Genewie. W latach 1930-1932 piastował stanowisko prezesa Szwajcarskiego Towarzystwa Neurologicznego, a od 1948 do 1950 był dziekanem Wydziału Medycznego Uniwersytetu Genewskiego. Po wojnie, w zw. ze swoim udziałem w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu w 1943 r., stał się celem ataków inspirowanych przez komunistów. Trwały one do końca życia prof. Naville. Nigdy jednak nie uległ naciskom i nie odwołał swojego podpisu pod protokołem końcowym Komisji stwierdzającym odpowiedzialność władz ZSRR za popełniony mord.
Profesor Naville zmarł w 1968 r. w Genewie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:18, 30 Cze 2011    Temat postu:

Andrej Žarnov / medicína / spisovatelia

Andrej Žarnov
lekár - patológ, básnik



* 19.11.1903 Kuklov
† 16.03.1982 Poughkepsie, New York, USA
motto
„A budem búriť tuná jak nocou čierny fantóm. Prisahám, v mútnej zemi vždy budem rebelantom!“
vzdelanie
Gymnaziálne štúdiá absolvoval v Skalici a Trnave, lekársku fakultu na univerzite v Bratislave
1931-45 asistent, docent a profesor na Lekárskej fakulte a prednosta Patologického ústavu UK, resp. Slovenskej univerzity v Bratislave
Roku 1943 sa ako člen medzinárodnej vyšetrovacej komisie zúčastnil na objasňovaní masových vrážd v Katynskom lese. Po vojne ho odsúdili a po prepustení z väzenia bol odborným lekárom v Trnave, r. 1952 emigroval – do Rakúska, Nemecka, Talianska a napokon r. 1953 do USA. Stal sa medzinárodne uznávaným znalcom v odbore patológie, získal titul Diplomate of the American Board of Pathology, vymenovali ho za člena College of American Pathologists a American Medical Associaton.
[link widoczny dla zalogowanych]

Andrej Žarnov, właśc. František Šubík (19 listopada 1903 Kuklov – 16 marca 1982 Poughkeepsie) – słowacki poeta, pisarz i profesor medycyny, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.
Życiorys

Andrej Žarnov urodził się jako František Šubík w 1903 r. w Kuklovie. Był tłumaczem i popularyzatorem polskiej poezji. Autor zbiorów poezji: Stráž pri Morave (1925), Štít (1940), Mŕtvy (1941), Preosievač piesku (1978).
Maturę uzyskał w gimnazjum w Trnawie, gdzie podejmował pierwsze próby literackie. Po ukończeniu studiów medycznych pracował w szpitalu w Trnawie. W 1931 r. uzyskał tytuł doktora nauk medycznych na Uniwersytecie w Bratysławie, a w 1939 r. został profesorem anatomii patologicznej. W 1945 r. wraz z rodziną musiał uciekać do Niemiec. Stamtąd został deportowany przez Amerykanów do Czechosłowacji, gdzie został uwięziony. W zw. ze swoim udziałem w pracach Komisji Międzynarodowej w Katyniu w 1943 r., był więziony przez komunistów do 31 grudnia 1947 r., ale nie odwołał swojego podpisu pod protokołem katyńskim. W 1952 r., zmuszony do nielegalnego opuszczenia kraju, udał się na emigrację do Austrii, później do Włoch, Niemiec, a stamtąd do USA.
Zmarł w 1982 r. w USA. Jego imieniem została nazwana ulica w Trnawie, przy której znajduje się szpital, w którym niegdyś pracował. Zrehabilitowany w 1999 r. Otrzymał pośmiertnie honorowe obywatelstwo miasta Trnawa.http://pl.wikipedia.org/wiki/Andrej_%C5%BDarnov
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:20, 30 Cze 2011    Temat postu:

Eduard Luco Miloslavić (Edward Lucas Miloslavich,
ur. 1884, zm. 1952) - chorwacki profesor patologii, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.



Dr. Edward Lucas Miloslavich, Croatian expert in pathology,
professor at the University of Zagreb. This is his only photo we know of. Source Polish Wikipedia:


Życiorys:

Eduard Miloslavić urodził się w 1884 r. w Oakland w Kalifornii. Wraz z rodziną, która wcześniej wyemigrowała z Dubrownika w Królestwie Dalmacji do USA, powrócił do ojczyzny w 1889 r. Studiował medycynę na Uniwersytecie w Wiedniu, gdzie został profesorem patologii. W 1920 r. na zaproszenie Uniwersytetu Marquette w Milwaukee wyjechał ponownie do USA. W latach 1927-1932 pracował jako doradca medyczno-prawny prokuratury w Milwaukee i uczestniczył w badaniu przestępstw popełnionych przez gang Al Capone. Był jednym z założycieli Międzynarodowej Akademii Medycyny Sądowej. Po powrocie do Jugosławii w 1932 r. został profesorem i dyrektorem Instytutu Medycyny Sądowej i Kryminalistyki Uniwersytetu w Zagrzebiu (1934-1944). W 1943 r., wraz z innym chorwackim lekarzem, Ljudevitem Jurakiem[1] (straconym po wojnie przez komunistów za odmowę składania kłamliwych oświadczeń w sprawie katyńskiej), przebywał w Katyniu dokonując sekcji zwłok zamordowanych oficerów WP. W 1944 r. powrócił do Ameryki, gdzie kierował Wydziałem Patologii szpitala De Paul w St. Louis. Opublikował liczne prace z zakresu medycyny sądowej i patologii, zarówno w Europie jak i w USA. W latach 1951-1952 wziął udział w przesłuchaniach Komisji Senatu USA w sprawie zbrodni katyńskiej, potwierdzając winę Sowietów. W komunistycznej Jugosławii skazany na karę śmierci in absentia za złożenie zeznań obciążających ZSRR winą za zbrodnię katyńską. Był zdecydowanym przeciwnikiem aborcji i eutanazji. Zmarł w 1952 r.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:23, 30 Cze 2011    Temat postu:

Ferenc Orsós


Prof. Orsós na spotkaniu członków Międzynarodowej Komisji z ministrem zdrowia Rzeszy w Berlinie, 1943 r. (Prof. Orsós stoi 2. od lewej)



Ferenc Orsós (ur. 22 sierpnia 1879 Temeszwar, zm. 25 lipca 1962 Moguncja) - węgierski patolog, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.


Życiorys:

Ferenc Orsós urodził się w 1879 r. w Temeszwarze (Siedmiogród). Ukończył medycynę w Budapeszcie, a następnie pracował w Peczu. Podczas I wojny światowej był jeńcem w Rosji. Po zakończeniu wojny został dyrektorem Wydziału Medycyny Sądowej na Uniwersytecie w Budapeszcie. W 1928 r. został członkiem Węgierskiej Akademii Nauk. Do 1943 r. wykonał tysiące obdukcji i opracował metodę określania czasu śmierci. W Katyniu uczestniczył w sekcji zwłok pomordowanych polskich oficerów i był jednym z sygnatariuszy protokołu końcowego, w którym ustalono, że mordu dokonano na wiosnę 1940 r. Pełnił tam również rolę tłumacza ze względu na swoją znajomość rosyjskiego.

[img]http://katynbooks.narod.ru/amtliches/bilds/amk290b17.jpg[/img

W 1943 r. wraz z doktorem Alexandru Birkle wziął udział w badaniu miejsc masowych zbrodni NKWD na Ukrainie z lat 1937-1938. Prof. Orsós był również prezesem Węgierskiej Izby Lekarskiej. W grudniu 1944 r., w obawie przed zbliżającą się armią sowiecką, uciekł do Niemiec. Od 1946 r. mieszkał w Berlinie Zachodnim. W 1952 r., wraz z Helge Tramsenem i Vincenzo Mario Palmierim, uczestniczył w przesłuchaniach Komisji Senatu USA w sprawie mordu katyńskiego[1].
Zmarł w 1962 r. w Moguncji.http://pl.wikipedia.org/wiki/Ferenc_Ors%C3%B3s
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:24, 30 Cze 2011    Temat postu:

Herman Maximilien de Burlet


Podpis prof. de Burlet pod protokołem końcowym Międzynarodowej Komisji Katyńskiej, 1943 r.
Herman Maximilien de Burlet (1883 Rotterdam - 1957 Königswinter) - holenderski profesor anatomii, jeden z dwunastu lekarzy, którzy w kwietniu 1943 r. udali się w składzie Międzynarodowej Komisji do Katynia, aby osobiście dokonać sekcji zwłok zamordowanych polskich oficerów i ustalić czas popełnienia zbrodni.

Życiorys:


Herman Maximilien de Burlet urodził się 6 listopada 1883 r. w Rotterdamie. Tytuł doktora uzyskał w 1910 r. w Zurychu, a jego rozprawa doktorska w języku niemieckim, zatytułowana Die äusseren Formverhältnisse der Leber beim menschlichen Embryo została wydana drukiem w Lipsku[1]. 28 stycznia 1931 r. dr de Burlet został profesorem anatomii i embriologii na uniwersytecie w Groningen, gdzie w latach 1942-1945 był rektorem[2]. Z funkcji tej został zwolniony w 1945 r., z powodu jego sympatii nazistowskich. Wyjechał do USA, gdzie pracował w Filadelfii. Inny członek Komisji Międzynarodowej, Duńczyk, dr Helge Tramsen, który poznał prof. de Burlet podczas pobytu w Katyniu, zanotował w swoim dzienniku tylko jedną uwagę na jego temat, a mianowicie o jego nieprzyjaznym nastawieniu do Wielkiej Brytanii[3].
Prof. de Burlet zmarł w 1957 r. w Niemczech, skąd pochodziła jego żona.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:28, 30 Cze 2011    Temat postu:

Stanisław Swianiewicz - świadek Katynia


Halifax, stan Nova Scotia, Kanada. Od lat mieszka tam przyjaciel mojego ojca - architekt, Leszek Bednarski. Jesteśmy sobie bardzo bliscy i utrzymujemy ciepłe stosunki, choć widujemy się rzadko. Eryk - syn Leszka - urodził się w Kanadzie, jego mama jest Angielką, ale tata zaraził go miłością do Polski i jej historii. Eryk skończył studia w Kanadzie na wydziale historii, napisał pracę - o represjach NKWD wobec Armii Krajowej - która tam była ewenementem. Następnie przyjechał do Polski, by szukać swojego miejsca w życiu. Zainteresował się filmem dokumentalnym, więc zaczął z nami pracować przy filmie o ks. Jerzym Popiełuszce, aż pewnego dnia powiedział: "A co myślicie o tym, żeby zrobić film o Stanisławie Swianiewiczu, ostatnim świadku Katynia?" Sięgnęłam na półkę z książkami i wyciągnęłam skromnie wydaną w 1990 roku przez Czytelnika książkę pt. "W cieniu Katynia", którą pochłonęłam w dwa wieczory.


Profesor Stanisław Swianiewicz już nie żyje. Odwiedziliśmy jedną z jego córek - panią profesor Marię Nagięć, mieszkającą w Olsztynie i wykładającą na tamtejszym uniwersytecie. Pokazała nam zdjęcia, nieliczne pamiątki, artykuły napisane przez ojca i o ojcu, dokumenty.

Trzeba przypomnieć postać profesora Swianiewicza, którego wpisać należy w poczet wielkich Polaków. Był przedstawicielem odchodzącej klasy kresowej inteligencji wychowanej w duchu wielonarodowościowej Rzeczypospolitej, wolnej od wszelkich "izmów" i narodowych fobii. Los obdarzył go szczególną misją, której był wierny całe życie - misją świadka historycznej zbrodni.

Stanisław Swianiewicz urodził się w Dźwińsku, jak zwykł mówić o Dyneburgu, na Łotwie. Poczytność wydanej po raz pierwszy w 1976 roku przez Instytut Literacki w Paryżu książki opisującej wojenne losy bohatera "W cieniu Katynia" skłoniła go do napisania wspomnień z wcześniejszego okresu. Książka "Dzieciństwo i młodość" wydana została w Warszawie w 1996 roku nakładem rodziny profesora i zawiera wspomnienia do roku 1919. Autor pisze o miejscu swego urodzenia:

"Dyneburg wyrósł w połowie XIX wieku jako ważny punkt handlowy położony na przecięciu dwóch linii kolejowych: Petersburg-Warszawa i Orzeł-Ryga. Do miasta napłynęło z różnych części imperium dużo ludności żydowskiej, która zamieszkiwała centralne dzielnice miasta. Przedmieścia były zamieszkałe przeważnie przez ludność mówiącą po polsku, która napłynęła z różnych części dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Inflant. We wschodniej części miasta, za torami kolei Rygo-Orłowskiej powstała na przełomie stulecia zupełnie nowa, prawie całkowicie polska dzielnica Nowo-Strojenie. Zamieszkiwali tam przeważnie drobni urzędnicy, pracownicy rozmnażających się firm handlowych, technicy, kwalifikowani robotnicy z warsztatów kolejowych, maszyniści kolejowi, drobni przedsiębiorcy. Ludność ta w dużym stopniu pochodziła z drobnej szlachty spod Brasławia, Opsy, Jezioros (przemianowanych przez zaborców na Nowo-Aleksandrowsk), Połocka i Kresławia".

Dyneburg zamieszkały był przez różne narodowości Polaków, Żydów, Niemców, Łotyszów, Rosjan itd. W takiej wielonarodowościowej atmosferze wychowywał się mały Stanisław. W domu posługiwano się trzema językami: polskim, rosyjskim i niemieckim. Rodzice byli ludźmi wykształconymi. Ojciec, inżynier kolejnictwa, zajmował wysokie jak na owe czasy stanowisko naczelnika odcinka kolejowego Dyneburg-Orzeł. Matka skończyła szkołę dla szlachetnie urodzonych panien w Wilnie z językiem wykładowym niemieckim. Rodzina miała patriotyczne tradycje. Pradziadek został stracony po powstaniu listopadowym, zaś dziadek i jego brat uczestniczyli w powstaniu styczniowym. Te tradycje były żywe w rodzinie Swianiewiczów.

Szkołę średnią Stanisław ukończył w centralnej Rosji w Orle. Rewolucja zastała go w Moskwie, gdzie studiował na wydziale prawnym Uniwersytetu Moskiewskiego. Wydział obejmował wówczas właściwie całość nauk społecznych, a przede wszystkim ekonomię, co szczególnie interesowało Stanisława. Wydarzenia związane z rewolucją oraz tocząca się pierwsza wojna światowa spowodowały, że młody Stanisław Swianiewicz opuścił Moskwę. Związany już wcześniej z ruchem niepodległościowym w 1919 roku został komendantem POW w Inflantach. Następnie przedostał się do Wilna, gdzie wziął udział w walkach z bolszewikami. W maju 1920 roku znalazł się oddziale, który w październiku 1920 roku wziął udział w buncie zorganizowanym przez gen. Lucjana Żeligowskiego. Na Boże Narodzenie 1920 roku został zwolniony z wojska i znalazł zatrudnienie w biurze generała Żeligowskiego. Warto podkreślić, że Swianiewicz deklarował się jako przeciwnik wcielenia Wilna do Polski. Uważał, że zgodnie z tradycją powinno ono było pozostać stolicą państwa litewskiego.

Jeszcze w czasie działań wojennych, z bronią przy nodze, jak wielu innych młodych rodaków, zapisał się na wydział prawa Uniwersytetu Wileńskiego, na podstawie indeksu Uniwersytetu Moskiewskiego z zaliczonym I rokiem studiów.
Prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego ukończył Swianiewicz w 1924 roku. Studia uzupełniające odbywał w Paryżu, Wrocławiu oraz w Kilonii. Pozostał jednak związany z Uniwersytetem Wileńskim, gdzie w kwietniu 1939 roku prezydent Ignacy Mościcki wręczył mu nominację na tytuł profesora nadzwyczajnego.

Prof. Stanisłąw Swianiewicz zajmował się naukowo analizą gospodarki sowieckiej. Uważał się za ucznia Władysława Mariana Zawadzkiego, ministra skarbu z lat 1932-35, zwolennika gospodarczego liberalizmu. Poza pracą na uczelni był członkiem Instytutu Badań Europy Wschodniej - niezależnej od państwa placówki badawczej, skoncentrowanej na problemach tej części Europy. Jego działalność została dostrzeżona na forum międzynarodowym - zostaje zaproszony do Instytutu Europy Wschodniej we Wrocławiu, gdzie nawiązawszy kontakty zorganizował wymianę studentów z uniwersytetami niemieckimi. Zetknąwszy się tam z rodzącym faszyzmem zaczyna porównywać gospodarki dwóch totalitarnych krajów Związku Radzieckiego i III Rzeszy. Mając absolutnie negatywny stosunek do nazizmu, potrafił docenić szybki rozwój niemieckiej gospodarki. Był krytykiem stosunków polsko-niemieckich. Uważał, że były one niepotrzebnie zaostrzane poprzez antyniemiecką propagandę. Jako ekonomista i znawca niemieckiej gospodarki, zdawał sobie sprawę, że byliśmy we wrześniu 1939 roku zupełnie bezbronni i z góry narażeni na druzgocącą porażkę.

Stanisław Swianiewicz pracował w różnych organizacjach, dużo publikował w prasie wileńskiej (m.in. w "Kurierze Wileńskim"), a jego publikacje często dotyczyły spraw narodowościowych oraz problemów społecznych na tych terenach.

Warto przytoczyć to, co napisał w swoim "Innym abecadle" Czesław Miłosz, który miał szczęście spotykać się z profesorem Swianiewiczem w Stanach Zjednoczonych już po wojnie:
"Swianiewicz był jednym z najmłodszych moich profesorów na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Wykładał ekonomię u nas, ale także w Instytucie Badań Europy Wschodniej, uczelni pionierskiej, skoro ona to, pierwsza na świecie, wprowadziła seminaria sowietologiczne".
Przedmiotem szczególnych zainteresowań Swianiewicza była gospodarka w krajach o ustroju totalitarnym. Napisał na te tematy sporo, m.in. książki "Lenin jako ekonomista" 1930 i "Polityka gospodarcza Niemiec hitlerowskich", 1938 (tę ostatnią wydała "Polityka" redagowana przez Jerzego Giedroycia).
Należał do pokolenia, które uczestniczyło w wojnie 1920 roku i zaraz później organizowało życie studenckie w Wilnie. Stąd za moich czasów jego obecność w Klubie Włóczęgów Seniorów, czyli w bardzo specyficznie wileńskim kole dyskusyjnym, poważnie traktującym miejsce Wilna jako stolicy Wielkiego Księstwa i przechowującym idee federacyjne młodego Piłsudskiego.
Trudno mówić o wyraźnie skrystalizowanej ideologii, bo nasi seniorzy bardzo się między sobą różnili, najogólniej jednak mówiąc, zbliżali się do "krajowców", a ci reprezentowali pewną ciągłość tradycji od Towarzystwa Szubrawców i lóż wolnomularskich z początku XIX wieku.
(...) Swianiewicz pojmował federacyjność jako byt niepodległy Litwy, Białorusi i Ukrainy, sprzymierzonych z Polską".

Na jednym ze spotkań Koła Przyrodników Uniwersytetu Wileńskiego poznał swoją przyszłą żonę, Olimpię z domu Zambrzycką, matkę jego czworga dzieci.

W dniu 2 sierpnia 1939 roku Stanisław Swianiewicz otrzymuje kartę powołania do wojska:
"Wróciłem więc do domu, przebrałem się w mundur, spakowałem najbardziej potrzebne rzeczy do plecaka (...). Przypiąłem pistolet, zostawiając jednak w domu szablę (...). Pomodliłem się przez chwilę z żoną i dziećmi, mówiąc im, że jeżeli wojna naprawdę wybuchnie - to nie wiadomo, czyj los okaże się cięższy: mój w walczącym oddziale, czy ich w tym mieście, które już zaznało w dniach mojej młodości okupacji niemieckiej oraz okupacji bolszewickiej (...). Poszedłem do Ostrej Bramy, która była na szlaku szosy prowadzącej do Nowej Wilejki, gdzie stacjonował mój pułk".

Być może, gdyby nie jego proniemieckie sympatie i kontakty, ze względu na swój wiek i profesorski tytuł nie znalazłby się na pierwszej linii frontu. Przeszedł całą kampanię wrześniową. W swej książce "W cieniu Katynia", która zaczyna się właśnie latem 1939 roku, opisuje szczegółowo przebieg tej kampanii i swoje wrześniowe losy. Podobnie jak wielu polskich oficerów i wojskowych głęboko przeżywał dramat klęski. Niezwykle ciekawie opisuje postawy swoich dowódców i ich bohaterską postawę, mimo głębokich rozterek jakie wówczas przeżywali. Po latach bardzo krytycznie oceni rozkaz Rydza-Śmigłego:
"Myśl moja biegnie do walk 1939 roku. Myślę, że główny motyw wydania przez Marszałka Rydza-Śmigłego rozkazu nie strzelania do wojsk rosyjskich był oparty na jego dążeniu do zmniejszenia przelewu krwi. Jednak polscy oficerowie, którym zakazano walczyć, zostali podstępnie zamordowani przez Sowietów. Dziś, w imieniu tych oficerów, jako jedyny któremu udało się uniknąć mordu, muszę złożyć oświadczenie potępiające ten rozkaz".

Po bitwie pod Krasnobrodem, z niedobitkami oddziału wraz z którym walczył, starając się przedrzeć w stronę węgierskiej granicy, dostają się w ręce Rosjan. Poprzez przejściowy obóz w Putywlu trafia do Kozielska.
W Kozielsku Swianiewicz szybko zorientował się w zamiarach Rosjan, było dla niego pewne, że jest to obóz śledczy, którego celem było wyjaśnienie z punktu widzenia NKWD charakterystyki każdego jeńca. Na czele zespołu prowadzącego owe studia stał wysoki urzędnik NKWD, wykształcony i kulturalny w obyciu kombryg Zarubin. Przez cały czas prowadzono przesłuchania, badania i rozmowy z jeńcami, choć nie stosowano wobec nich drastycznych represji.

Początkowo profesor Swianiewicz podał fałszywe dane dotyczącej swojej osoby. Jednakże w czasie przesłuchań jednego z jeńców, wymieniając nazwiska profesorów wileńskich przebywających w obozie, podał on także Swianiewicza. Rosjanie bardzo się tym zainteresowali, ale nie wyniknęły z tego początkowo żadne reperkusje.

29 kwietnia 1940 roku Swianiewicz został wezwany do transportu. Wraz z przekazywaniem eskorcie więźniów przekazywano także ich teczki. Profesora uderzył fakt, że jego teczka była innego koloru. Swianiewicz wraz ze swymi towarzyszami dojechał do stacji Gniezdowo. Dopiero tam oddzielono go od nich i pozostawiono w pociągu, podczas gdy pozostałych wyprowadzono i wsadzano do pasażerskich autobusów, których okna zasmarowane były wapnem... Swianiewicz widział to przez mały otwór pod sufitem stołypinowskiego wagonu. Wtedy jednak nie przeczuwał jak blisko był śmierci. Wydawało mu się, że to raczej jego sytuacja jest gorsza aniżeli pozostałych oficerów. Spod katyńskiego lasku trafił do więzienia w Smoleńsku, a stamtąd do Moskwy na Łubiankę, następnie do Butyrek, gdzie poddano go kilkumiesięcznemu śledztwu, które zakończono wyrokiem 8 lat zesłania do łagru w Republice Komi.



W swej książce ciekawie opisuje ten okres, który był dla niego niezwykłym przeżyciem ze względu na kontakty z innymi więźniami, zazwyczaj ludźmi wykształconymi, Rosjanami, ale także przedstawicielami innych narodowości, którzy dzielili się z nim swoimi doświadczeniami i poglądami.
Z kolei lata łagierne podzielił Profesor na dwa okresy: pierwszy do tzw. "amnestii" i zwolnienia z ust`-wymskich łagrów, co miało miejsce w sierpniu 1941 roku i drugi, od końca sierpnia 1941 do 1942 roku, kiedy to jego i por. Adama Telmaniego, byłego adiutant komendy ZWZ ze Lwowa, wyłączono z kategorii tych, którzy podlegali zwolnieniu, i odesłano z powrotem do łagrów. Swianiewicza zwolniono dopiero po licznych interwencjach zarówno ambasadora Stanisława Kota w Kujbyszewie, jak i ministrów Wacława Komarnickiego i Kajetana Morawskiego u ambasadora sowieckiego w Londynie. Polskie dowództwo już wiedziało, że w osobie profesora mają niezwykle cennego świadka losów, wciąż poszukiwanych jeszcze wówczas, polskich oficerów.

Właśnie ten drugi okres, kiedy to Rosjanie nie kwapili się z wypuszczeniem cennego świadka, był dla profesora straszny. W łagrze zaliczał się już do kategorii tzw. "dochodiagów" tj. tych więźniów, których koniec był bardzo bliski. Uratowała go zdecydowana interwencja ambasadora Stanisława Kota, który pominął dyplomatyczne obyczaje i zwrócił się bezpośrednio do naczelnika ust`-wymskich łagrów.

O łagrach i systemie pracy przymusowej napisze Profesor kiedyś bardzo ciekawe obszerne studium (pt. "Obozy pracy a rozwój ekonomiczny" - Forced Labour and Economic Development) traktujące o ekonomicznym znaczeniu pracy przymusowej, wydane w języku angielskim przez wydawnictwo uniwersytetu w Oksfordzie (1965). Lecz jego ludzkie doświadczenie zawiera się w słowach:
"Atmosfera moralna łagrów jest straszna: głód, smród i eksploatacja ludzkiej pracy przekraczająca granice fizycznej wytrzymałości. Są to konsekwencje systemu, który wbrew teorii socjalistycznej stwarza wojnę wszystkich przeciwko wszystkim, systemu, który sprawia, że często jedynie przez oszukaństwo, kradzież i upodlenie człowiek może uratować swoje życie. Jest to dziedzina, w której operuje szatan. (...) A jednak wśród tego brudu i gnoju wykwitają czasami kwiaty ludzkiej dobroci".

Po zwolnieniu z obozu składa Profesor relację-zeznanie władzom polskim dotyczące swojego pobytu w Kozielsku i ostatniego widzenia oficerów Wojska Polskiego w pobliżu katyńskiego lasu. Po uwolnieniu z łagru Swianiewicza otoczono szczególną opieką, zdając sobie sprawę z tego jak cennym jest świadkiem. Z tego też powodu był obiektem zainteresowania drugiej strony, tj. NKWD. Gdy wyjeżdżał z Rosji w lipcu 1942 roku wraz z ambasadorem Stanisławem Kotem i innymi pracownikami polskiej placówki, władze sowieckie robiły olbrzymie trudności posuwając się do działań podstępnych, aby nie zdążył na statek odpływający Wołgą z Kujbyszewa. Do ostatniej chwili nie chciano mu wydać wizy i paszportu. Na statku znalazł się w momencie, gdy maszyny były już w ruchu. Potem dotarł do Astrachania i dalej do Teheranu. Dzień wyjazdu z Kujbyszewa uznał za najbardziej dramatyczny w swoim życiu. Zdał sobie sprawę, że po raz kolejny uciekł śmierci.

Od tego czasu składał swe świadectwo wielokrotnie. W przedmowie do książki "W cieniu Katynia" napisał:
"Ten pobyt w pobliżu lasku katyńskiego zaciążył na całym moim późniejszym życiu. Od czasu, gdy w 1943 roku prawda o Katyniu stała się jasna, miałem ciągle poczucie, że jeżeli Opatrzność wyratowała mnie jedynego z czterech z górą tysięcy oficerów kozielskich więzionych na stracenie i pozwoliła osiągnąć świat ludzi wolnych, to wynika stąd, że ciąży na mnie jakiś obowiązek". I był temu świadectwu wierny całe życie.

W 1944 roku przedstawił swoje świadectwo podczas specjalnego spotkania ambasadorowi Wielkiej Brytanii przy rządzie polskim. Stało się ono częścią dokumentacji przedstawionej w 1948 roku w publikacji pod red. Zdzisława Stahla i ze wstępem gen. Władysława Andersa pt. "Zbrodnia katyńska", która miała później kilka wydań i była najpełniejszym aktem oskarżenia wobec ZSRR w sprawie tej zbrodni. We wrześniu 1951 roku powołano specjalną komisję Kongresu USA do zbadania zbrodni katyńskiej. Profesor Swianiewicz złożył tam swe świadectwo, występując w masce z uwagi na bezpieczeństwo pozostającej w kraju rodziny. Orzeczenie komisji brzmiało jednoznacznie i było najpoważniejszym oświadczeniem w tej sprawie aż do 1990 roku, kiedy to Sowieci sami przyznali się do tej zbrodni.

W latach 70. w Londynie, na pustej ulicy otrzymał cios w tył głowy. Stracił przytomność i upadł. Sprawca zbiegł. Miało to miejsce przed jego wyjazdem do Danii na tzw. przesłuchania sacharowskie, dotyczące naruszania praw człowieka w krajach bloku wschodniego i tuż przed wydaniem książki o Katyniu. Według niego zbrodnia katyńska była zemstą Sowietów za wojnę 1920 roku i będzie ważyła na stosunkach polsko-rosyjskich długie lata.

Po wojnie Profesor osiadł w Londynie. Następnie mieszkał, pracował i wykładał w Indonezji, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Najdłużej był związany z Saint Mary's University w Halifaxie. Po 18 latach rozłąki spotkał się ze swą żoną, której udało się opuścić Polskę dopiero po październikowej odwilży. Rodzina przeżyła wojnę na Litwie, zaś potem osiadła w Tczewie. Powojenny chaos był dla rodziny profesora zbawienny. Pomimo iż postać Swianiewicza pojawiała się w wielu procesach politycznych, to zawsze zniekształcano jego nazwisko. W domu mówiono, że to dobry duch wileński ich chroni.

Ostatnie lata Profesor mieszkał w Domu Kombatanta "Antokol" pod Londynem, którego nazwa była bliska sercu profesora, bo na wileńskim Antokolu mieszkał przed wojną. W domu, którego gospodarzem był generał Tadeusz Pełczyński z żoną, mieszkało wielu wybitnych rodaków. Profesor zmarł w 1997 roku w Londynie i został pochowany w Halifaxie, gdzie wcześniej spoczęła jego żona Olimpia.

Od 1989 roku minęło wiele lat kiedy w Polsce można było mówić i pisać pełnym głosem. Niestety, o profesorze ukazało się niewiele publikacji. Kilka artykułów, kilka krótkich wywiadów. Profesor Swianiewicz odwiedził Polskę tylko raz, latem 1990 roku, gdy przyjechał na ślub wnuka. Został wtedy odznaczony za wojnę... a uroczystość wręczenia krzyża za udział w wojnie 1918-1920 odbyła się u prezydenta Krakowa, Jacka Woźniakowskiego.
[img]http://www.pamietamkatyn1940.pl/jpgr?img=/upload/obowiazekpamieci/stanislaw_swiankiewicz.jpg&width=500&height=359[/img]
Profesor Stanisław Swianiewicz. Kraków, wrzesień 1990 roku.


Nadal pamięta i upomina się o pamięć o profesorze Swianiewiczu Czesław Miłosz:
"Dostałem właśnie książkę "W cieniu Katynia" przetłumaczoną na język angielski przez jego syna Witolda Swianiewicza i synową, publikację nikomu nieznanej firmy w Kanadzie, a właściwie po prostu sumptem tłumacza. I muszę wyznać, że ta publikacja mnie przygnębiła. Po dziesiątkach lat, kiedy rządy krajów zachodnich udawały, że zbrodnię w Katyniu popełnili Niemcy, żeby nie drażnić Moskwy, nie znalazła się żadna firma wydawnicza na Zachodzie, żeby wydać to dzieło, tak ważne dla zrozumienia historii XX wieku i choć w ten sposób powiadomić opinię publiczną o wielkim kłamstwie podtrzymywanym latami przez rządy i mass media. Czyżby pamięć o jednej z wielkich zbrodni XX wieku była jedynie wewnętrzną sprawą Polaków, a naprawdę przejmowała tylko rodzinę najbardziej wiarygodnego świadka?"
(Portal "Gazety Wyborczej", 2002).
Miłosz pisze także o nieudanych próbach przekonania ludzi telewizji do zarejestrowania na taśmie filmowej rozmów z profesorem. Niestety, został tylko zachowany jego głos na taśmie magnetofonowej.
Profesor zmarł w wieku 98 lat.
Dorota Przyłubska

Fotografie pochodzą z książki S. Swianiewicza "Dzieciństwo i młodość"
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 10:31, 30 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:35, 30 Cze 2011    Temat postu:

Procesy zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze 1945-46


Oskarżeni na ławie, na której zasiadali w okresie procesów.

LEX RETRO NON AGIT

Wymiar sprawiedliwości



The Nuremberg judges, left to right: John Parker, Francis Biddle, Alexander Volchkov, Iola Nikitchenko, Geoffrey Lawrence, Norman Birkett

Przewodniczącym Trybunału został lord Geofrey Lawrence z Wielkiej Brytanii. Obok niego zasiedli w Trybunale: Brytyjczyk N. Birket, Amerykanie F. Biddle i J.J. Parker, Francuzi prof. D. de Vabres i R. Falco oraz przedstawiciele ZSRR gen. I.F. Nikitczenko i płk A.F. Wołczykow. Oskarżeniem zajęli się Robert H. Jackson z USA, sir Hartley Shawcross z Wielkiej Brytanii, gen. Roman Rudenko z ZSRR i Auguste Champetier de Ribes z Francji. Każdy z oskarżonych miał prawo do swojego obrońcy.

"Prawo nie działa wstecz" - ta słynna prawnicza maksyma stała się podstawą rozważań na temat legalności Procesów Norymberskich. Kontrowersje wzbudzał nie tylko fakt czysto prawniczych zagrywek, ale i samego przedsięwzięcia zwycięskich aliantów. Już na konferencji w Teheranie, w 1943 roku, Wielka Trójka podjęła decyzję o rozpoczęciu przygotowań organizacji wielkiego procesu, w którym osądzeni zostaną zbrodniarze hitlerowscy. Wtedy też zadecydowano o powojennym losie Niemiec, które miały zostać podzielone na strefy okupacyjne, zdemilitaryzowane i w końcu, po okresie denazyfikacji, oddane w ręce demokratycznych władz. Nasuwało się jednak pytanie, kogo, gdzie i w jaki sposób ma sądzić Międzynarodowy Trybunał Wojskowy? Nie ulegało wątpliwości, iż na ławie oskarżonych zasiąść muszą najwięksi działacze hitlerowscy. Typowaniem byłych bohaterów III Rzeszy alianci zająć się mieli po zakończonej II wojnie światowej, podsumowując ich zaangażowanie i ogrom przestępstw, jakich się dopuścili. Na miejsce procesów wybrano Norymbergę, gdzie rokrocznie odbywały się dumne Parteitagi NSDAP, a w 1935 roku uchwalono ustawę "O ochronie i czystości krwi niemieckiej". To właśnie to niemieckie miasto stało się Mekką hitlerowskiego antysemityzmu, to tam wykluł się holocaust. Dziwnym trafem gmach norymberskiego sądu ocalał w ogniu alianckich nalotów i doskonale nadawał się po zakończeniu działań wojennych na miejsce "procesu tysiąclecia". Pozostawała jeszcze kwestia mocarstw, które mają rozstrzygać o losie niemieckich działaczy. Tutaj natrafiono na spory odnośnie przedstawicieli aliantów. Obok Wielkiej Trójki - Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego - dokooptowano jeszcze Francuzów, choć ich wkład w wojnę był nieporównywalnie mniejszy niż państw sojuszniczych. Tym samym cztery delegacje sądzić miały w imieniu ogółu aliantów. Jak widzimy, wśród mocarstw tych zabrakło Polski. Nie ma się jednak co dziwić, gdyż od początku II wojny światowej Polaków traktowano nieco zbyt obcesowo, spychając ich na dalszy plan. Mimo to nasi rodacy odegrali sporą rolę w Procesach Norymberskich, o czym za chwilę jeszcze powiemy. Kłopoty sprawiał Józef Stalin, który obawiał się pociągnięcia do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, jakich się dopuścił. 4 grudnia 1941 roku rządy polski i radziecki wydały deklarację, w której zapowiadano osądzenie zbrodniarzy hitlerowskich po wojnie. Wkrótce, bo już w styczniu 1942 roku, 9 państw alianckich w Londynie zapowiedziało podobne kroki. Wahania Stalina rozwiały postanowienia reszty aliantów, którzy pragnęli przede wszystkim ukarania Niemców. Dopiero 8 sierpnia 1945 roku, wraz z resztą aliantów, przystąpił do porozumienia. Zastrzegł jednak, iż delegacja sowiecka będzie ściśle kontrolowana przez Kreml. Pozostawała jeszcze kwestia prawa, wobec którego sądzeni będą oskarżeni. Tę kwestię rozstrzygnięto bardzo sprytnie, przyjmując zachodnie modele sądownictwa oraz tworząc nowe paragrafy i zastrzegając brak działania zasady lex retro non agit. Tym samym wykluczono możliwość podważenia aktu oskarżenia przez sądzonych hitlerowców i ich obrońców. Zastrzeżono jeszcze kwestię "działania na rozkaz", co uniemożliwiało wojskowym zasłanianie się bezpośrednim podleganiem przełożonym i przymusem wykonywania ich poleceń. Tak postawiona sprawa rozwiązywała kwestie wielu problemów, na jakie natrafił Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. Wykluczono również poruszanie spraw niezwiązanych z aktem oskarżenia (co było widocznym wybiegiem w stronę Stalina i jego "zasług" na polu ludobójstwa i działań przeciw pokojowi).
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:36, 30 Cze 2011    Temat postu:

Procesy zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze 1945-46

Po ponad pięciu latach działań wojennych następował okres odwilży, słusznego zresztą nawrócenia narodu niemieckiego - starano się wyplenić wartości wpojone przez doktrynę nazizmu i zastąpić je demokratycznymi wartościami samostanowienia się każdego narodu. Proces ten przebiegał w bardzo wielu etapach (wymienić tu należy chociażby "wycieczki" edukacyjne młodych Niemców do byłych obozów koncentracyjnych). Dziwnym jest natomiast beztroska aliantów, którym w głowie się nie mieściło, iż coś może nie pójść po ich myśli. Zachodni model człowieka nie przewidywał zbrojnych napadów grup, które po oficjalnym zawieszeniu broni mogłyby paraliżować pierwsze dni względnego pokoju. Amerykanie i Brytyjczycy zorganizowali nowe Niemcy na wzór własnego kraju, nierozważnie zresztą przesadnie ufając mieszkańcom okupowanych terenów. I tak, gdy prasa grzmiała o istnieniu mitycznego Wehrwolfu, rozprężenie w szeregach wojsk alianckich zadziwiało polskich korespondentów. Nie było kontroli, nie było rewizji - obraz nie do pomyślenia po pięciu latach strasznej okupacji, gdy wychodząc na ulicę człowiek nie był pewien powrotu. Podobnie rzecz się miała z samym gmachem norymberskiego sądu. Choć ochraniali go amerykańscy żołnierze, przepisowo dzierżący w dłoni pałkę (de facto nigdy nie musieli jej użyć), środki, jakie przedsięwzięto, aby zabezpieczyć rozprawę, były naprawdę niewielkie. Do gmachu wejść mógł każdy, legitymując się świstkiem papieru wydanym przez władze okupacyjne. Z tymże świstkiem w podróż do Norymbergi wyprawiła się polska delegacja prasowa, której relacje zapewniają nam ogrom informacji na temat procesu. Polską delegację prawniczą stanowili Stefan Kurowski, Tadeusz Cyprian, Stanisław Piotrowski i Jerzy Sawicki. Tylko determinacji i niezwykłemu szczęściu zawdzięczali oni uzyskanie własnego pomieszczania do pracy. A przecież to oni winni byli rodakom przygotowanie linii oskarżenia za brutalną okupację i terror na terenach Rzeczpospolitej. Obok świetnej znajomości realiów okupacyjnych czwórka wysłanników przywiozła ze sobą ogromną ilość bezcennych dokumentów, jakie uzyskano od uciekających Niemców. Niesamowitym dowodem był "Dziennik Franka", spisany przez byłego Generalnego Gubernatora na 11 000 stron maszynopisu i wydano później w 38 tomach. Ten materiał stał się podstawą do sądzenia hitlerowców za zbrodnie na narodzie polskim. Polacy mogli poczuć się mocno dotknięci aktem oskarżenia, którego opis zaraz zacytuję. Zresztą lekceważono ich na każdym kroku. Agencje prasowe otrzymały zaledwie trzy miejsca w 250-osobowej galerii prasowej i znowu dzięki uporowi Polaków udało się uzyskać kolejne dwa. Skoro jesteśmy przy galerii prasowej, warto wspomnieć o wyglądzie sali rozpraw. Po jednej stronie znajdowały się wspomniane miejsca dla dziennikarzy, naprzeciw umieszczono wielki ekran (wyświetlano tu kluczowe dla procesu filmy archiwalne). Po drugiej stronie (z perspektywy dziennikarzy) siedzieli w dwóch rzędach oskarżeni, a za nimi dbający o bezpieczeństwo zgromadzonych żołnierze. Pod oskarżonymi przebywali obrońcy, również zgrupowani w dwóch rzędach. Z kolei pod galerią prasową znaleźli się prokuratorzy i personel ich wspomagający. Na środku sali zamontowano pulpity dla oskarżycieli, obrońców i świadków. Dodatkowo przebywających na sali wyposażono w słuchawki, z których płynął glos tłumacza. Wybór języka zależał od umiejętności lingwistycznych słuchacza - program zawierał pięć opcji (języki oskarżonych i trybunału oraz język oryginalny). W ten sposób pozbyto się problemu nieporozumień i niezrozumiałości toczącej się rozprawy. Odbiegliśmy nieco od tematu, wróćmy zatem do aktu oskarżenia. O dziwo, nie było w nim słowa o Polsce i Polakach. 6 października opublikowano akt oskarżenia przeciw zgromadzonym 21 przywódcom III Rzeszy. Jak pisze Edmund Osmańczyk:

Najdziwniejszym zaś jest... akt oskarżenia. Akt oskarżenia opracowany jest w sposób zdumiewający... W Akcie oskarżenia nie ma ani słowa o Powstaniu Warszawskim, ani słowa o Palmirach, o terrorze i egzekucjach ulicznych osławionego Kutschery. [...] Ani jednego przykładu z Polski na 'przymusową rekrutację robotników cywilnych', na 'germanizację okupowanych terenów'. Pominięto całkowicie zagładę gett żydowskich.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:38, 30 Cze 2011    Temat postu:

Oskarżyciele:
Stany Zjednoczone:
Robert Houghwout Jackson - główny oskarżyciel
Thomas Dodd - kierownik zespołu oskarżycieli
Sidney Alderman, Telford Taylor, John Harlan Amen, Ralph Albrecht
Młodsi oskarżyciele: Wiliam Baldwin, Smith Brookhart, Warren Farr, Hartey Murray, Samuel Harris, Drexel Sprecher, Whitnay Harris, Thomas Lambert, Bernard Meltzer, Robert Kempner, Walter Brudno
------------------------------------------------------------------------------
Robert Houghwout Jackson



Robert Houghwout Jackson

Data urodzenia 13 lutego 1892
Data śmierci 9 października 1954
Sędzia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych
Okres urzędowania od 11 lipca 1941
do 9 października 1954
Poprzednik Harlan Fiske Stone
Następca John Marshall Harlan

Robert Houghwout Jackson (ur. 13 lutego 1892, zm. 9 października 1954), prokurator generalny Stanów Zjednoczonych w latach 1940-1941 i sędzia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych (1941-1954), w procesie norymberskim oskarżyciel z ramienia USA.
26 czerwca 1946 roku Uniwersytet Warszawski przyznał mu tytuł doktora honoris causa.
[link widoczny dla zalogowanych]

Robert Houghwout Jackson (February 13, 1892 – October 9, 1954) was United States Attorney General (1940–1941) and an Associate Justice of the United States Supreme Court (1941–1954). He was also the chief United States prosecutor at the Nuremberg Trials. A "county-seat lawyer", he remains the last Supreme Court justice appointed who did not graduate from any law school (though Justice Stanley Reed who served from 1938–1957 was the last such justice to serve on the court), although he did attend Albany Law School in Albany, New York for one year. He is remembered for his famous advice, that "...any lawyer worth his salt will tell the suspect in no uncertain terms to make no statement to the police under any circumstances."[1] and for his aphorism describing the Supreme Court, "We are not final because we are infallible, we are infallible because we are final."[2] Many lawyers revere Justice Jackson as one of the best writers on the court, and one of the most committed to due process protections from overreaching federal agencies.
Contents [hide]
1 Early life
2 U.S. Federal appointments and politics, 1934–1940
3 U.S. Attorney General, 1940–1941
4 U.S. Supreme Court, 1941–1954
4.1 Feud with Black
4.2 Jackson and Dennis v. United States
4.2.1 The "clear and present danger" test
4.2.2 Dennis v. United States
4.2.2.1 Background
4.2.2.2 Jackson's concurrence
4.2.2.3 Conclusion
4.3 Justice Jackson and Brown v. Board of Education
5 International Military Tribunal, 1945–1946
6 Afterword
7 Portrayal in popular culture
8 See also
9 References
10 Further reading
11 External links
[edit]Early life

Born in Spring Creek, Pennsylvania and raised in Frewsburg, New York, Jackson graduated from Frewsburg High School in 1909 and spent the next year as a post-graduate student attending Jamestown High School in Jamestown, New York. Jackson did not attend college as an undergraduate. At age 18, he went to work as an apprentice in a Jamestown law office, then attended Albany Law School, in Albany, New York, where he completed the second year of the two-year program. During the summer of 1912, Jackson returned to Jamestown. He apprenticed again for the next year. He passed the New York bar examination in 1913 at the age of 21 and set up practice in Jamestown, New York. Over the next 20 years, he became a very successful lawyer in New York State and, through bar association activities, a rising young lawyer nationally.
[edit]U.S. Federal appointments and politics, 1934–1940

Jackson was appointed to federal office by President Franklin Delano Roosevelt in 1934. Jackson served initially as general counsel of the U.S. Treasury Department's Bureau of Internal Revenue (today's Internal Revenue Service). In 1936, Jackson became Assistant Attorney General heading the Tax Division of the Department of Justice, and in 1937 he became Assistant Attorney General heading the Antitrust Division. In 1938, Jackson became United States Solicitor General, serving until January 1940 as the government's chief advocate before the Supreme Court.
Mr. Jackson was a prominent member of the New Deal, litigating against the excesses of wealthy corporations and utility holding companies.[3] He ************ in the 1934 prosecution of Samuel Insull[4], the 1935 income tax case against Andrew Mellon,[5][6][7] and the 1937 anti-trust case against Alcoa, in which the Mellon family held an important interest.[8]
President Roosevelt regarded him as a potential heir, and in 1937 considered having him run for Governor of New York. Jackson was a fellow Democrat, fellow country squire, and fellow Dutch-American.[3]
[edit]U.S. Attorney General, 1940–1941

Jackson was appointed Attorney General by Roosevelt in 1940, replacing Frank Murphy. As Attorney General, Jackson supported a bill introduced by Sam Hobbs that would have legalized wiretapping by the Federal Bureau of Investigation (FBI), or any other government agency, if it was suspected that a felony was occurring.[9] The bill was opposed by Federal Communications Commission (FCC) chairman James Lawrence Fly, and did not pass.[10]
When Harlan Fiske Stone replaced the retiring Charles Evans Hughes as Chief Justice in 1941, Roosevelt appointed Jackson to the resulting vacant Associate's seat.
[edit]U.S. Supreme Court, 1941–1954

In 1943, Jackson wrote the majority opinion in West Virginia State Board of Education v. Barnette, 319 U.S. 624 (1943), which overturned a public school regulation making it mandatory to salute the flag and imposing penalties of expulsion and prosecution upon students who failed to comply. Jackson's stirring language in Barnette concerning individual rights is widely quoted. Jackson's concurring opinion in 1952's Youngstown Sheet & Tube Co. v. Sawyer (forbidding President Harry Truman's seizure of steel mills during the Korean War to avert a strike), where Jackson formulated a three-tier test for evaluating claims of presidential power, remains one of the most widely cited opinions in Supreme Court history (it was quoted repeatedly by Supreme Court nominees John Roberts and Samuel Alito during their confirmation hearings).
[edit]Feud with Black
Justices Jackson and Hugo Black had profound professional and personal disagreements dating back to October 1941, the first term in which they served together on the Supreme Court. According to Dennis Hutchinson, editor of The Supreme Court Review, Jackson objected to Black’s practice of importing his personal preferences into his jurisprudence.[11] Hutchinson quotes Jackson as having remarked, “With few exceptions, we all knew which side of a case Black would vote on when he read the names of the parties.”[12] While Hutchinson points out that Jackson objected to Black's style of jurisprudence in such cases as Minersville v. Gobitis (1940) and United States v. Bethlehem Steel (1942), Black’s involvement in the Jewell Ridge case struck Jackson as especially injudicious.
In Jewell Ridge Coal Corp. v. Mine Workers (1945), the Supreme Court faced the issue of whether to grant the coal company’s petition for rehearing on the grounds that the victorious miners were, in a previous matter, represented by Crampton P. Harris, who was Justice Black’s former law partner and personal lawyer. Despite this apparent conflict of interest, Black lobbied the Court for a per curiam denial of the petition. Justice Jackson objected, with the result that Jackson filed a concurrence disassociating himself from the ruling and, by implication, criticizing Black for not addressing the conflict of interest. Jackson also strongly objected to Black’s judicial conduct in Jewell Ridge for another reason. As Jackson later alleged, while Justice Murphy was preparing his opinion, Black urged that the court hand down its decision without waiting for the opinion and dissent. In Jackson’s eyes, the "only apparent reason behind this proposal was to announce the decision in time to influence the contract negotiations during the coal strike" between the coal company and the miners, which was taking place at the time.[13]
Jackson probably regarded Black’s conduct as unbecoming of a Supreme Court Justice in another related matter. On April 3, 1945, The Southern Conference for Human Welfare held a dinner, at which it honored Justice Black as the 1945 recipient of the Thomas Jefferson Award. Fred M. Vinson, interestingly, spoke at the dinner. While Jackson declined an invitation to the event, citing a conflict arising out of the fact that a number of leading sponsors of the dinner were then litigants before the Supreme Court, Black attended the dinner and received his award. Crampton Harris, counsel in two pending cases, Jewell Ridge and CIO v. McAdory (1945), was one of the sponsors.[14]
Jackson would later take these grievances public in two public cables from Nuremberg. Jackson had informally been promised the Chief Justiceship by Roosevelt; however, the seat came open while Jackson was in Germany, and FDR was no longer alive. President Harry S. Truman was faced with two factions, one recommending Jackson for the seat, the other advocating Hugo Black. In an attempt to avoid controversy, Truman appointed Fred M. Vinson. Jackson blamed machinations by Black for his being passed over for the seat and publicly exposed some of Black's controversial behavior and feuding within the Court. The controversy was heavily covered in the press and cast the New Deal Court in a negative light and had the effect of tarnishing Jackson's reputation in the years that followed.
On June 8, 1946, Jackson sent a cable to President Truman. Jackson’s cable to Truman began with an insincere offer of congratulations to the President for his appointment of Vinson. But, the cable then quickly addressed the rumor, which Jackson had gotten wind of in Nuremberg, that Truman had appointed Fred Vinson in part to avert a resignation on the part of Justice Black. Rumors had been circulating in Washington that Black would resign in the event that Truman chose Jackson as Chief Justice Stone’s successor. "I would be loathe to believe that you would concede to any man a veto over court appointments".[15] Jackson closed his cable by stating that he could not continue his service as an Associate Justice under Vinson if an associate "had something on [him]", which would disqualify him from serving, or if he, Truman, regarded Jackson’s opinion in the Jewell Ridge case as a "gratuitous insult" to Justice Black.[16]
After receiving a response from Truman in which he denied having given consideration to, or having even heard of, the rumor of Black’s threatened resignation, Jackson rashly fired off a second cable to Congress on June 10. This cable stated Jackson's reasons for his belief that Justice Black faced a conflict of interest in Jewell Ridge, from which he wrongfully, at least, in Jackson's eyes, did not recuse himself, and ended with Jackson's threat that if such a practice "is ever repeated while I am on the bench I will make my Jewell Ridge opinion look like a letter of recommendation by comparison".[17]
[edit]Jackson and Dennis v. United States
[edit]The "clear and present danger" test
In order to understand Jackson’s concurrence in Dennis v. United States, a basic understanding of the origin of the clear and present danger test is helpful.
In 1919, the Supreme Court decided Schenck v. United States.[18] In Schenck, the petitioners, members of the Socialist Party, were convicted of violating the Espionage Act of 1917 for printing and distributing circulars asserting that American citizens had a right to oppose the draft during World War I because, among other things, it violated the United States Constitution.[19] The Schenck decision promulgated the clear and present danger test which provided the standard for sustaining a conviction when speech is relied upon as evidence that an offense has been committed.[20] Justice Holmes, writing for a unanimous court, affirmed the convictions of the lower court positing:
“We admit that in many places and in ordinary time the defendants in saying all that was said in the circular would have been within their constitutional rights. But the character of every act depends upon the circumstances in which it is done. . . . The question in every case is whether words used in such circumstances and are of such a nature as to create a clear and present danger that they will bring about the substantive evils that Congress has a right to prevent. It is a question of proximity and degree.”[21]
For more on the Clear and Present Danger Test, see Erwin Chemerinsky, Constitutional Law: Principles and Policies, 957 (Aspen 2ed. 2002) (the clear and present danger test appears to have three analytical elements: (1) probability of harm, (2) temporality of harm, and (3) degree of harm).
[edit]Dennis v. United States
[edit]Background
In 1951, the Supreme Court decided Dennis v. United States.[22] In Dennis, the petitioners were zealous Communists who organized for the purpose of teaching the “Marxist-Leninist Doctrine”.[23] The ********* texts used to teach the doctrine were: History of the Communist Party of the Soviet Union; Foundations of Leninism by Stalin; The Communist Manifesto by Marx and Engels; and State and Revolution by Lenin.[16] The Petitioners were convicted for violating §2 and §3 of the Smith Act which, among other things, made it unlawful to conspire to organize a group which advocates the overthrow of the United States government by force of violence.[24] The issue before the Supreme Court was “[w]hether either §2 or §3 of the Smith Act, inherently or as construed and applied in the instant case, violates the First Amendment and other provisions of the Bill of Rights…”[25]
[edit]Jackson's concurrence
In Dennis, Jackson concludes that the clear and present danger test (the “Test”) should not be applied.[26] To this end, Jackson analyzed: the effect communism had outside the United States; the nature of communists; and the problems with applying the Test. Jackson’s analysis can be summarized as follows:
On the effect communists historically had on foreign countries, Jackson analyzed their effect on Czechoslovakia.[27] In Czechoslovakia, a communist organization disguised as a competing political faction secretly established its roots in key control positions “of police and information services”.[16] During a period of national crisis a clandestine Communist organization appeared and successfully overthrew the Czechoslovakian government.[16] Establishing control of mass communication and industry, the communist organization’s rule was one of “oppression and terror”.[16] Ironically, as Jackson points out, the communist organization suppressed the very freedoms which made its conspiracy possible.[16]
On the nature of communists, Jackson characterizes them as an extraordinarily dedicated and highly selective group disciplined and indoctrinated by communist policy.[28] The goal of Party members is to secretly infiltrate key positions of government, industry, and unions and to leverage their power once in such positions.[16] Jackson goes on to say that although “Communist[s] have no scruples against sabotage, terrorism, assassination, or mob disorder …” they “advocate[] force only when prudent” which “may never be necessary, because infiltration and deception may be enough.”[29]
On the problems with applying the Test in Dennis, Jackson deems significant that the Test was authored “before the era of World War II revealed the subtlety and efficacy of modernized revolutionary technique used by totalitarian parties.”[30] Jackson believed that the application of the test should be limited to cases bearing strong enough likeness to those for which it was originally crafted – i.e. “criminality of hot-headed speech on a street corner, or parading by some zealots behind a red flag, or refusal of a handful of Jehovah Witness school children to salute our flag …”[16] Expressing strong concern that the expansive construction the Court had recently given the Test in Bridges v. State of California[31], Jackson asserted that the Test provided communists with “unprecedented immunities” while “Government is captive in a judge-made verbal trap”.[30] Jackson goes on to describe the application of the Test to communists when determining the constitutionality of the Smith Act facially or as applied as one of “apprais[ing] imponderables, including international and national phenomena which baffle the best informed foreign offices and our most experienced politicians”[32]
Jackson concludes his First Amendment analysis in Dennis by asserting that:
“The authors of the clear and present danger test never applied it to a case like this, nor would I. If applied as it is proposed here, it means that the Communist plotting is protected during its period of incubation; its preliminary stages of organization and preparation are immune from the law; the Government can move only after imminent action is manifest, when it would, of course, be too late.”[16]
[edit]Conclusion
In the end the Court applied its own version of the clear and present danger test in Dennis[33] essentially disregarding the analytical elements of probability and temporality which had previously appeared to be requirements of the doctrine.[34] Jackson, however, as one commentator put it, expressed in Dennis (at least with regards to Communists) that “when used as part of a conspiracy to act illegally, speech loses its First Amendment protection.”[35]
Jackson’s hardened stance on the First Amendment in Dennis may be attributed to strong anticommunist sentiment which had a grip on Americans during the time of the decision.[36] In William Wiecek’s article discussing the history of anticommunism in the United States, Wiecek’s asserts that:
“[T]he manufactured image of the domestic Communist, cultivated and propagated by [J. Edgar] Hoover, the Catholic Church, the American Legion, and political opportunists, made of Communists something less than full humans, full citizens, fully rights-endowed. Even sophisticated jurists like … Robert Jackson were captives of that image, anesthetizing [his] sensitivity to deprivation of rights.[37]... In Dennis and other Communist cases between 1950 and 1956, the Supreme Court overcame the problem of facts not supporting the results it was determined to reach by accepting a generic ‘proof’ of Communism’s seditious nature. Disregarding all evidence of both the Party’s and individual members’ renunciation of violence, the Court substituted literary evidence from outdated classics of Marxism-Leninism, most written by Europeans of an earlier era, and refused to consider whether the living people before them actually subscribed to those doctrines…”[38]
For more on the evolution of anticommunism in the United States leading up to the Dennis decision, see generally William M. Wiecek, The Legal Foundation of Domestic Anticommunism: The Background of Dennis v. United States, 2001 Sup. Ct. Rev. 375, 429 (2001).
[edit]Justice Jackson and Brown v. Board of Education
One of Jackson's law clerks during 1952-53, William H. Rehnquist, was appointed to the Supreme Court in 1971 and became Chief Justice in 1986. In December 1971, after Rehnquist's nomination had been approved by the Senate Judiciary Committee and was pending before the full Senate, a 1952 memorandum came to light that he had written as Jackson's law clerk in connection with the landmark case, Brown v. Board of Education that argued in favor of affirming the separate-but-equal doctrine of Plessy v. Ferguson. Rehnquist wrote a brief letter attributing the views to Jackson and was confirmed. In his 1986 hearing he was questioned about the matter. His explanation of the memorandum was disputed in both 1971 and 1986 by Jackson's former secretary, and scholars have questioned its plausibility. However, the papers of Justices Douglas and Frankfurter indicate that Justice Jackson voted for Brown in 1954 only after changing his mind.[39]
The ultimate views of Justice Jackson about Brown can be found in his 1954 unpublished draft concurrence.[40][41][42] The “Memorandum by Mr. Justice Jackson, March 15, 1954”, is publicly available with Jackson’s papers in the Library of Congress and did not become publicly available until after Rehnquist’s 1986 hearing for Chief Justice of the United States. Jackson’s draft concurrence in Brown, divided into four parts, shows how he struggled with how to write an effective opinion to strike down segregation. In Part 1 of Jackson’s draft concurrence in Brown, he wrote that he went to school where “Negro pupils were very few” and that he was “predisposed to the conclusion that segregation elsewhere has outlived whatever justification it may have had.” Despite his own opinions regarding desegregation, Jackson acknowledged the inability of the Court to "eradicate" the "fears, prides and prejudices" that made segregation an important social practice in the South. Jackson thus concluded that the Northerners on the court should be sensitive to the conditions that brought segregation to the South.
In Part 2 of the draft memorandum, Justice Jackson described the legal framework for forbidding segregation in “DOES EXISTING LAW CONDEMN SEGREGATION?”. Jackson notes the difficulty for the court that was "supposed not to make new law but only to declare existing law," to overturn a decision of such longevity as Plessy. Looking at the doctrine of original intent with regard to the Fourteenth Amendment, Justice Jackson found no evidence that segregation was prohibited, particularly since states that ratified the Fourteenth Amendment had segregated schools at the time. Jackson concluded, "I simply cannot find in the conventional material of constitutional interpretation any justification for saying" that segregated schools violated the Fourteenth Amendment.
In Part 3 of the draft memorandum titled “ENFORCEMENT POWER LIMITS” describes enforcement by Congress of the Fourteenth Amendment. Jackson addressed the possibility of leaving enforcement to Congress, particularly because the “courts have no power to enforce general declarations of law." Jackson noted that while segregation was already fading in some states, it would be difficult to overcome in those states where segregation was firmly established. While Jackson recognized the difficulties in the Supreme Court enforcing its judgment, he did not want the task to be left to the lower courts as suggested by the Government. Jackson concluded that the court must act because “our representative system has failed” and even though this “premise is not a sound basis for judicial action."
Finally, in Part 4 of the draft memorandum “CHANGED CONDITIONS” Jackson began by stating that prior to Brown, segregation was legal. According to Jackson, the premise for overruling Plessy was the now erroneous "factual assumption" that "there were differences between the Negro and the white races, viewed as a whole." The draft asserted that the "spectacular" progress of African-Americans, under adverse circumstances, "enabled [them] to outgrow the system and to overcome the presumptions on which it was based." Jackson emphasized that the changed conditions along with the importance of a public education required the court to strike down separate but equal in public education. While Jackson could not justify the decision in Brown in law, he did so on the basis of a political and social imperative. It is unknown if Jackson ever intended to publish this concurrence.
Justice Jackson was in the hospital from March 30 to May 17, 1954. It is reported that Chief Justice Warren visited Jackson in the hospital several times and discussed both Jackson’s draft opinion and Warren’s drafts. One suggestion that Warren took from Jackson was adding “Negroes have achieved outstanding success in the arts and sciences as well as in the business and professional world.” [40] This quote is tied to the arguments in Part 4 of Jackson’s draft opinion. On May 17, 1954, Jackson went to the Court from the hospital so he could be there the day the Brown decision was handed down. When the Brown decision was handed down, a full court was present to emphasize the unanimity of the decision. Robert H. Jackson died on October 8, 1954 and so there was not enough time between Brown and the death of Jackson to fully explore his views on desegregation.
[edit]International Military Tribunal, 1945–1946

Main article: Nuremberg Trials
Wikisource has original text related to this article:
Opening address for the United States
In 1945, President Truman appointed Jackson, who took a leave of absence from the Supreme Court, to serve as U.S. chief of counsel for the prosecution of Nazi war criminals. He helped draft the London Charter of the International Military Tribunal, which created the legal basis for the Nuremberg Trials. He then served in Nuremberg, Germany, as United States chief prosecutor at the international Nuremberg trial. Jackson pursued his prosecutorial role with a great deal of vigor (for instance, referring in arguments to Hermann Göring as being "half militarist, half gangster"). His opening and closing arguments before the Nuremberg court are widely considered among the best speeches of the 20th century. In the words of defendant Albert Speer:
“ The trial began with the grand, devastating opening address by the chief American prosecutor, Justice Robert H. Jackson. But I took comfort from one sentence in it which accused the defendants of guilt for the regime's crimes, but not the German people.[43] ”
However, his cross-examination skills were generally considered weak, and it was in fact British prosecutor David Maxwell-Fyfe who got the better of Göring in cross-examination rather than Jackson, who was rebuked by the Tribunal for losing his temper during the proceedings. [44],
[edit]Afterword

Jackson died in Washington, DC, at the age of 62 and, after funeral services in Washington's National Cathedral and then in Jamestown's St. Luke's Church, was interred near his boyhood home in Frewsburg, New York.
Jackson was played by Alec Baldwin in the 2000 TNT television film Nuremberg, based on the novel Nuremberg: Infamy on Trial, by Joseph E. Persico, which recounted the trial at which Jackson served as chief U.S. prosecutor. (Jackson's bodyguard at this trial, former Army Staff Sergeant Moritz Fuchs, stated in January 2005 that the movie's implication of a romance between Jackson and his secretary did not in fact occur).
An extensive collection of Jackson's personal and judicial papers is archived at the Manuscript Division of the Library of Congress and open for research. Smaller collections are available at several other repositories.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:43, 30 Cze 2011    Temat postu:

Francis Biddle


Francis Biddle
Data urodzenia 9 maja 1886
Data śmierci 4 października 1968
58. Prokurator Generalny Stanów Zjednoczonych
Okres urzędowania od 5 września 1941
do 30 czerwca 1945
Poprzednik Robert Houghwout Jackson
Następca Thomas Campbell Clark
Francis Biddle (ur. 9 maja 1886 w Paryżu, zm. 4 października 1968 w Wellfleet, Massachusetts) - amerykański prawnik i sędzia, Prokurator Generalny w czasie II wojny światowej. Był głównym amerykańskim sędzią w powojennych Procesach Norymberskich.
-------------------------------------------------------------------
Francis Beverley Biddle (May 9, 1886 – October 4, 1968) was an American lawyer and judge who was Attorney General of the United States during World War II and who served as the primary American judge during the postwar Nuremberg trials.
Biddle was one of four sons of Algernon Biddle, a law professor at the University of Pennsylvania of the Biddle family. He was also a great-great-grandson of Edmund Randolph,[1] and a half second cousin four times removed of James Madison.[2] He was born in Paris[3] while his family was living abroad. He graduated from the Groton School, where he ************ in boxing.
He earned degrees from Harvard University in 1909 (A.B.) and 1911 (law degree).[3] He first worked as a private secretary to Supreme Court Justice Oliver Wendell Holmes, Jr. from 1911 to 1912.[3] He spent the next 27 years practicing law in Philadelphia, PA. In 1912, he supported the presidential candidacy of former U.S. President Theodore Roosevelt's renegade Bull Moose Party. He was also in the United States Army in 1918, during World War I. He served as special assistant to the U.S. attorney of the Eastern District of Pennsylvania from 1922 to 1926.[3]
Beginning in the 1930s, Biddle was appointed to a number of important governmental roles. In 1934 President Franklin D. Roosevelt nominated him to be chairman of the National Labor Relations Board.

On February 9, 1939, Roosevelt nominated Biddle to the United States Court of Appeals for the Third Circuit, to a seat vacated by Joseph Buffington. Biddle was confirmed by the United States Senate on February 28, 1939, and received his commission on March 4, 1939. He only served one year before resigning on January 22, 1940, to become the United States Solicitor General.[3] This also turned out to be a short-lived position when Roosevelt nominated him to the position of Attorney General of the United States in 1941. During this time he was also chief counsel to the Special Congressional Committee to Investigate the Tennessee Valley Authority, from 1938 to 1939, and director of Immigration and Naturalization Service at the U.S. Department of Justice in 1940.[3]


American Judges Francis Biddle and John Parker – Nuremberg, Germany, 1945/6
[link widoczny dla zalogowanych]

At President Harry S. Truman's request, he resigned after Roosevelt's death. Shortly after, Truman appointed Biddle as a judge at the International Military Tribunal at Nuremberg. Biddle's successor, Tom Clark told the story that Biddle, who wore spats, was the first government official whose resignation Truman sought, and that it was quite a difficult task. Biddle was amused by Truman's stammering , but after it was over, he threw his arm around the President and said, "See, Harry, now that wasn't so hard."
In 1947, he was nominated by Truman as the American representative on the United Nations Economic and Social Council. However, after the Republican Party refused to act on the nomination, Biddle asked Truman to withdraw his name.
In 1950 he was named as chairman of the Americans for Democratic Action, a position he held for three years;[3] then one decade later, wrote two volumes of memoirs: A Casual Past in 1961 and In Brief Authority the following year. His final position came as chairman of the Franklin D. Roosevelt Memorial Commission, which he resigned in 1965.
Biddle's writing skills had long been in evidence prior to the release of his memoirs. In 1927, he wrote a novel about Philadelphia society, "The Llanfear Pattern." In 1942, he took advantage of his close association with Oliver Wendell Holmes 30 years earlier with a biography of the jurist, "Mr. Justice Holmes," then wrote "Democratic Thinking and the War" two years later. His 1949 book, The World's Best Hope looked at the United States' role in the post-war era.
Biddle was married to the poet Katherine Garrison Chapin. He died of a heart attack in Wellfleet, Massachusetts, on October 4, 1968. He had two sons, Edmund Randolph Biddle and Garrison Chapin, and was the subject of the 2004 play Trying by Joanna McClelland Glass, who had served as Biddle's personal secretary from 1967 to 1968.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:47, 30 Cze 2011    Temat postu:

Никитченко, Иона Тимофеевич



Russian judges at Nuremberg, left to right: Alexander Volchkov, Iona Nikitchenko. British judge, Norman Birkett sat at extreme right.

Член Международного военного трибунала в Нюрнберге от СССР
20 ноября 1945 — 1 октября 1946

Партия: КПСС (с 1916)
Образование: 1-й Московский государственный университет
Рождение: 28 июня 1895
хутор Тузлуков Багаевского района, Область Войска Донского, Российская империя
Смерть: 22 апреля 1967 (71 год)
Москва, РСФСР
Похоронен: Введенское кладбище (Москва)



Никитченко Иона (Ион) Тимофеевич (28 июня 1895 — 22 апреля 1967) — советский юрист, генерал-майор юстиции, член Международного военного трибунала в Нюрнберге от СССР, судья Верховного Суда СССР.

Биография

Родился на хуторе Тузлуков Багаевского района Ростовской области в крестьянской семье.
В 1908 году окончил сельскую школу на хуторе Тузлуков, затем окончил Новочеркасское высшее начальное училище и Новочеркасское землемерное училище.
С 1916 года — член РСДРП (б).
С ноября 1917 года по февраль 1918 года — исполнял обязанности начальника участковой дружины Красной гвардии города Новочеркасска.
В марте-мае 1918 года — боец 1-ого Донского Революционного Титовского полка.
С декабря 1918 по февраль 1920 года — заведующий подотделом информации и связи политотдела 4-й армии и Южной группы войск.
В феврале-марте 1920 года — политработник политуправления Туркестанского фронта.
До мая 1920 года — секретарь Уполномоченного Реввоенсовета Туркфронта в Семиречьи Д. А. Фурманова.
С мая 1920 года — заместитель председателя Военного трибунала Семиреченской группы войск.
С июля 1920 года — председатель отдела Военного трибунала Туркфронта в Джаркенте.
С сентября 1920 года — председатель Военного трибунала Семиреченской группы войск.
С марта 1922 года — член коллегии Военного трибунала Туркестанского фронта, а с марта 1923 года — председатель этого же трибунала.
В 1924 году переведён в Москву и назначен на должность члена коллегии Военного трибунала Московского военного округа.
С 1 января 1926 года по 19 июня 1935 года — председатель Военного трибунала Московского военного округа.
До августа 1938 года исполнял обязанности заместителя председателя Военной коллегии Верховного Суда СССР.
С сентября 1938 года — заместитель председателя Верховного Суда СССР.
В августе 1941 года командирован Народным комиссариатом юстиции СССР и Военной коллегии Верховного Суда СССР на Северо-Западный фронт — уполномоченным по организации военных трибуналов.
В сентябре 1942 года назначен председателем Военной железнодорожной коллегии Верховного Суда СССР с оставлением в прежней должности.
25 июня 1945 года командирован Правительством СССР в Лондон для участия в переговорах с представителями США, Великобритании и Франции для заключения соглашения о суде над главными немецкими военными преступниками.




American Major Frank B. Wallis (standing center), a member of the trial legal staff, presents the prosecution's case to the International Military Tribunal at Nuremberg. A chart (top left) shows where the defendants (bottom left) fit into the organizational scheme of the Nazi party. At right are lawyers for the four prosecuting countries. November 22, 1945.
— National Archives and Records Administration, College Park, Md.

Назначен членом Международного Военного трибунала от СССР и до октября 1946 года участвовал в Нюрнбергском процессе.
В марте 1946 года был вторично избран в состав Верховного Суда СССР.
Избирался депутатом Верховного Совета РСФСР.[1]
Позже отходит от активной деятельности и выходит в отставку.
Скончался в 1967 г.
Похоронен на Введенском кладбище.[2]
Участие в политических процессах над «врагами народа» (1930-е гг.)

Будучи заместителем Председателя Военной коллегии Верховного Суда СССР В. В. Ульриха, И. Т. Никитченко принимал активное участие в политических процессах над «врагами народа» в конце 1930-х гг.
В частности, он входил (в качестве председательствующего или члена) в состав судебных коллегий, вынесших приговоры:
по делу «Объединенного троцкистско-зиновьевского центра» (подсудимые Г. Е. Зиновьев, Л. Б. Каменев-Розенфельд, Г. Е. Евдокимов, И. П. Бакаев и т. д., всего 16 человек) — приговор вынесен 24 августа 1936 года[3][4];
по обвинению в шпионаже в пользу Японии востоковеда, академика АН СССР А. Н. Самойловича — приговор вынесен 13 февраля 1938 года[5];
по обвинению во вредительстве и шпионаже Я. Э. Рудзутака — приговор вынесен 28 июля 1938 года[6];
по обвинению в участии в антисоветском заговоре П. Е. Дыбенко — приговор вынесен 29 июля 1938 года[7];
по делу об объявлении (заочном) Ф. Ф. Раскольникова «вне закона» — приговор вынесен 17 июля 1939 года[8][9];
и по другим делам.
Комиссия ЦК КПСС по установлению причин массовых репрессий против членов и кандидатов в члены ЦК ВКП(б), избранных на ХVII Съезде партии, в своём докладе Президиуму ЦК КПСС от 9 февраля 1956 года о деятельности И. Т. Никитченко в рассматриваемый период отмечала следующее:
Установлены факты, когда Военная Коллегия Верховного Суда СССР дошла до вынесения приговоров по телеграфу.
Бывший член Военной Коллегии Верховного Суда СССР Никитченко (ныне генерал-майор в отставке), возглавляя выездную сессию на Дальнем Востоке, не видя дел и обвиняемых, вынес по телеграфу 102 приговора.
Тот же Никитченко, находясь на Дальнем Востоке, не только не вскрывал проводившуюся там органами НКВД массовую фальсификацию дел, но, наоборот, всячески потворствовал этой фальсификации и способствовал ее внедрению в работу аппарата НКВД.
В Управлении НКВД по Дальневосточному краю существовала продуманная система «подготовки» арестованных к заседаниям Военной Коллегии, о чем было известно Никитченко, поощрявшему эту преступную практику.

— [6]
Участие в Нюрнбергском процессе

Лондонская конференция
И. Т. Никитченко и А. Н. Трайнин представляли СССР на Лондонской конференции основных стран-союзников (СССР, Великобритании, США) и Франции, проходившей с 26 июня по 8 августа 1945 года. Данная конференция была созвана в целях учреждения Международного трибунала над военными преступниками и определения принципов его работы.
На Лондонской конференции И. Т. Никитченко выступал за выработку такой процедуры для Международного трибунала, которая совмещала бы в себе черты континентального и англо-саксонского права и облегчала бы работу суда. В силу этого, позиция советской делегации часто сближалась с позицией Франции (также относящейся к семье континентального права) и нередко расходилась с позициями США и Англии, стремившихся к организации трибунала по преимуществу на принципах, свойственных англо-саксонской правовой семье.[10]
В итоге, по значительному числу организационных и процессуальных вопросов были найдены компромиссные решения. В частности, были приняты следующие предложения Советской делегации:[11]
установлен принцип очерёдности в назначении председателя трибунала (вместо предлагаемого ранее принципа жеребьёвки)
местом постоянного нахождения трибунала определён Берлин, а местом проведения процесса — Нюрнберг (данное решение — следствие компромисса между делегациями СССР и США, первая из которых предлагала провести процесс в Берлине, а вторая — в Нюрнберге)
подсудимым предоставлено право последнего слова
определено, что обвинительные заключения должны быть подробными (в англо-саксонской системе обвинительный акт представляет только формулу обвинения)
установлено освобождение от необходимости доказывания общеизвестных фактов, а официальные акты стран-союзниц решено принимать без доказательств
трибунал получил право отклонять доказательства или показания свидетелей, если он найдёт их не относящимися к делу
решено было отказаться от стадии предварительного слушания дела, свойственной англо-саксонскому процессу
трибунал получил право допрашивать подсудимых (сначала эта формулировка не находила поддержки у делегаций США и Великобритании, поскольку англо-саксонская система допускает допрос обвиняемого судом только как свидетеля и только при предъявлении доказательств защиты)
[править]Нюрнбергский процесс
И. Т. Никитченко был сторонником быстрого проведения суда над нацистскими преступниками без особо тщательного соблюдения процессуальных формальностей.
По некоторым данным, он говорил: «Весь смысл [Нюрнбергского процесса] состоит в том, чтобы обеспечить быстрое и справедливое наказание за преступления».[12]
Под председательством И. Т. Никитченко открылось первое (распорядительное) заседание Международного трибунала 18 октября 1945 г. в Берлине.[13]
При выработке проекта приговора Трибунала по предложению И. Т. Никитченко в нём были расширен раздел о расистских теориях нацистов, об агрессивных идеях «Майн кампф», о планах захвата Европы и особенно её восточной части.[14]
После провозглашения приговора И. Т. Никитченко выразил своё особое мнение, не согласившись с оправданием фон Папена, Фриче и Шахта, чрезвычайно мягким, по мнению советской стороны, наказанием для Гесса, а также отказом Трибунала от признания преступными организациями правительственного кабинета, генерального штаба и высшего командования германских Вооружённых сил.[15]
Образование

В 1928 году окончил 1-й Московский государственный университет.
Воинские звания

17 января 1936 года присвоено воинское звание «дивизионный военный юрист».
11 марта 1943 года присвоено воинское звание генерал-майора юстиции.
Награды:

Орден Ленина (2)
Орден Красного Знамени
Орден Красной Звезды
Орден Отечественной войны I ст.
Медали
Семья:

Сын — Юрий Ионович Никитченко (1923—1957). По некоторым данным, в начале 50-х гг. содержался в Казанской тюремно-психиатрической больнице.[16] Похоронен рядом с отцом.[2]
ru.wikipedia


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Pią 1:05, 15 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:50, 30 Cze 2011    Temat postu:

Roman Rudenko
Roman Andriejewicz Rudenko, ros. Роман Андреевич Руденко (ur. 30 lipca 1907 w Nossowce, zm. 23 stycznia 1981 w Moskwie) – w latach 1953–1981 prokurator generalny Związku Radzieckiego. Oskarżyciel w procesie szesnastu, a także główny oskarżyciel z ramienia ZSRR w procesie norymberskim. W 1953 roku otrzymał rangę rzeczywistego państwowego radcy sprawiedliwości[1].(tylko tyle w polskiej wikipedii)

Главный обвинитель от СССР Р.А.Руденко выступает на Нюренбергском процессе.

Безуспешно пытался добиться смертного приговора для всех без исключения обвиняемых. С 1951 депутат Верховного Совета СССР. После смерти И.В. Сталина в 1953 был назначен генеральным прокурором СССР и занимал этот пост до своей смерти. В 1954 был государственным обвинителем на процессе по делу B.C. Абакумова и других. С 1956 кандидат в члены, с 1961 член ЦК КПСС.

Использованы материалы из кн.: Залесский К.А. Империя Сталина. Биографический энциклопедический словарь. Москва, Вече, 2000
--------------------------------------------------------------------------------------

РУДЕНКО Роман Андреевич (1907-1981). Генеральный прокурор Советского Союза в 1953-1981 гг. Герой Социалистического Труда (1972). Член партии с 1926 г. Во время Великой Отечественной войны работал в органах Прокуратуры СССР. С 1944 г. — прокурор УССР. В 1945-1946 гг. — главный обвинитель от СССР на Нюрнбергском процессе главных военных преступников. Участник и организатор ряда международных конгрессов и конференций по борьбе с нацизмом и милитаризмом. Депутат Верховного Совета СССР с 1950 г. Член ЦК КПСС с 1961 г. (кандидат с 1956 г.).

Сразу же после смерти Сталина началось освобождение и реабилитация лиц, репрессированных при сталинском режиме. В первые после-сталинские годы, как вспоминал Хрущев, «мы сами были скованы своей деятельностью под руководством Сталина и еще не освободились от посмертного давления, хотя и не могли представить себе, что все эти расстрелы могли оказаться необоснованными, что это, говоря юридическим языком, сплошное преступление».

Уже в 1954 г. генеральный прокурор СССР Руденко представил в ЦК КПСС данные о численности репрессированных с 1921 по 1954 г. и некоторые другие материалы, касавшиеся сталинских репрессий. После этого Хрущев задал Руденко вопрос: насколько обоснованны обвинения, которые предъявлялись на открытых процессах видным деятелям партии. Руденко ответил, что «с точки зрения юридических норм никаких данных для осуждения этих людей не существовало. Все основывалось только на личных признаниях, а личные признания, добытые путем физических и моральных истязаний, не могут служить базой для осуждения людей».

Когда же Хрущев заявил, что сам слышал, как подсудимые признавались в своих преступлениях, Руденко улыбнулся: «Тут искусство тех, кто вел следствие, кто проводил суд. Видимо, доводили людей до такого состояния, что у них имелся единственный способ покончить со страданиями и издевательствами — признаться, а следующим шагом была смерть» (Вопросы истории. 1992. № 6, 7. С. 8Cool.

После этого, по словам Хрущева, у него «возникла потребность приподнять занавес и узнать, как же все-таки велось следствие, какие существовали исходные материалы для ареста и что показало потом следствие по этим арестам». Эти вопросы Хрущев поднял на заседании Президиума ЦК, где было принято решение создать комиссию для обстоятельного расследования всех этих вопросов.

Использованы материалы кн.: Торчинов В.А., Леонтюк А.М. Вокруг Сталина. Историко-биографический справочник. Санкт-Петербург, 2000
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]




Руденко Роман Андреевич (7.7.1907, село Носовка Черниговской губернии - 1981), юрист, государственный деятель, действительный государственный советник юстиции (1953), Герой Социалистического Труда (1972). Сын крестьянина. Образование получил в Московской юридической школе и на Высших юридических курсах при Всесоюзной правовой академии (1941). С 1929 работал в органах прокуратуры. В 1936 вступил в ВКП(б). Долгое время работал в органах Прокуратуры СССР. С 1942 зам., с 1944 прокурор Украины. На Нюрнбергском процессе по делу главных военных преступников нацистской Германии (1945-46) был главным государственным обвинителем от СССР.



Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 10:53, 30 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:58, 30 Cze 2011    Temat postu:

Руденко Роман Андреевич - выдающийся советский юрист, Генеральный прокурор Союза Советских Социалистических Республик, действительный государственный советник юстиции.

Родился 17 (30) июля 1907 года в селе Носовка ныне Черниговской области Украины в бедной крестьянской семье. Украинец. Член ВКП(б)/КПСС с 1926 года. В 1929 году окончил Московскую юридическую школу, и в том же году по решению Черниговского окружного комитета Коммунистической партии (большевиков) Украины направлен на следственную работу в окружную прокуратуру, где становится старшим следователем. После этого, до октября 1937 года последовательно занимает должности прокурора Бериславского района Николаевской области Украинской ССР, помощника прокурора, прокурора города Чернигова, заместителя прокурора Черниговской области Украинской ССР.

С октября 1937 года до июня 1938 года Роман Руденко – прокурор Донецкой области Украинской ССР, а с 3 июня 1938 года, после разделения указанной области на две части - Донецкую (переименованную в Сталинскую) и Ворошиловградскую (ныне - Луганскую) области в их современных границах, до января 1940 года - прокурор Сталинской (с 1961 года и ныне - Донецкая) области Украинской ССР. С января 1940 года до 1941 года – слушатель Высших академических курсов при Всесоюзной правовой Академии.

Окончив обучение на курсах, Р.А. Руденко накануне и в период Великой Отечественной войны, с 6 июня 1941 года до марта 1942 года, работает в Москве начальником отдела Прокуратуры СССР по надзору за милицией. В марте 1942 года Р.А. Руденко назначают заместителем прокурора Украинской ССР, с августа того же года он возглавил оперативную группу Прокуратуры Украинской ССР, созданную для организации быстрого восстановления правопорядка на освобожденной от немецко-фашистских захватчиков территории.

В июне 1944 года Р.А. Руденко назначен Прокурором Украинской ССР. На этом высоком посту в тяжёлые послевоенные годы он внёс значительный вклад в решение сложнейших проблем по ликвидации последствий гитлеровской оккупации и восстановлению народного хозяйства Украины.

После окончания Великой Отечественной войны, а затем - Второй мировой войны государственному советнику юстиции 2-го класса, Прокурору Украинской ССР Руденко Р.А. поручено И.В. Сталиным


выступить Главным обвинителем от Советского Союза на Нюрнбергском процессе (проходил с 20 ноября 1945 года по 1 октября 1946 года) по делу главных военных преступников нацистской Германии, аналогов которому в истории не имеется. Своей пламенной и юридически грамотной обвинительной речью Р.А. Руденко безуспешно пытался добиться смертного приговора для всех без исключения обвиняемых. После Нюрнбергского процесса Руденко стал известен практически всему миру.

А перед Нюрнбернским процессом, он участвовал с 18 по 21 июня 1945 года в «процессе шестнадцати» (по польски – Proces szesnastu) - над представителями эмигрантского польского правительства, находившимися в Польше и делегатами Совета Национального единства и подпольной службы Армии Крайовой, которые были приглашены в СССР, где были арестованы, подвергнуты суду и осуждены.

После смерти И.В. Сталина 26 июня 1953 года Р.А. Руденко назначен Генеральным прокурором СССР. Этот пост он занимал до последнего дня жизни.

Указом Президиума Верховного Совета СССР от 30 июня 1953 года ему присвоен высший классный чин «действительный государственный советник юстиции».



В 1954 году Генеральный прокурор СССР Руденко – государственный обвинитель на процессе по делу B.C. Абакумова и других. Последнего судили в Ленинграде (ныне - Санкт-Петербург) 19 декабря 1954 года, обвиняя его в измене Родине и в хищении государственного и общественного имущества. В обвинительном заключении Абакумов был назван «членом банды Берии», хотя на самом деле, в последние годы он был личным врагом Л.П. Берия. Как только завершился судебный процесс, Р.А. Руденко сообщил первому секретарю ЦК КПСС Хрущеву Н.С. по телефону в Москву «о выполнении задания и спросил, можно ли закругляться». Получив утвердительный ответ, Руденко не стал мешкать. Абакумова расстреляли в тот же день, лишив его возможности обратиться с ходатайством о помиловании, что является установленным фактом, так как в 1994 году Военной коллегией Верховного суда СССР В.С. Абакумов был частично реабилитирован: с него снято обвинение в измене Родине, то есть он не являлся государственным преступником.

Во второй половине 1950-х годов имя Р.А. Руденко связано как с грандиозным по масштабам процессом реабилитации так называемых «жертв сталинских репрессий», так и c преследованием диссидентов. В 1960 году Генеральный прокурор СССР Р.А. Руденко был государственным обвинителем на процессе Фрэнсиса Гарри Пауэрса – американского лётчика-шпиона, самолёт «Локхид У-2» которого, совершавший разведывательный полёт над территорией СССР, был сбит 1 мая 1960 года в районе города Свердловска (ныне - Еатеринбург). Но, когда в первых числах июня 1961 года произошёл расстрел мирной демонстрации в Новочеркасске (16 человек убиты, 42 - ранены), санкционированный не без участия Н.С. Хрущёва, а в августе того же года состоялся суд, приговоривший семерых к расстрелу, и стольких же к 15 годам лишения свободы, то Генеральная прокуратура СССР никак не отреагировала на эти кровавые события, спровоцированные властями...

Указом Президиума Верховного Совета СССР от 25 мая 1972 года за выдающиеся достижения деле укрепления правопорядка, социалистической законности Генеральному прокурору СССР Руденко Роману Андреевичу присвоено звание Героя Социалистического Труда с вручением ордена Ленина и золотой медали «Серп и Молот».

С 28 января 1949 года по 23 марта 1954 года Р.А. Руденко - член ЦК КП(б)У - Коммунистической партии Украины. С 25 февраля 1956 года по 17 октября 1961 года он избирался кандидатом в члены ЦК КПСС, а с 31 октября 1961 года по 23 января 1981 года – на XXII (1961 года), XXIII (1966 года), XXIV (1971 года) и XXV (1976 года) избирался членом ЦК КПСС. С 1951 года - депутат Верховного Света СССР (3-9 созывов).

Немало сделав для развития правовой науки, и в частности теории прокурорского надзора, для укрепления её связи с практикой, Р.А. Руденко с 1960 года являлся почётным доктором юридических наук университета имени Гумбольдта (Германская Демократическая Республика) и с 1966 года - Карлова (Пражского) университета (Чехословацкая Социалистическая Республика).

Генеральный прокурор СССР, Р.А. Руденко, занимавший этот высокий пост более двадцати семи лет, жил и работал в городе-герое Москве. Скончался 23 января 1981 года. Похоронен в Москве на Новодевичьем кладбище (участок 9).

Награждён пятью орденами Ленина, орденами Октябрьской Революции, Трудового Красного Знамени, медалями.

Сочинение:
Судебные речи и выступления. М.: Издательство «Юридическая литература», 1987.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 11:00, 30 Cze 2011    Temat postu:

Palestra 03/2010


Anatolij Jabłokow (Moskwa)

Jak utajniono „sprawę katyńską”, którą się zajmowałem (Przedruk za: „Nowaja Gazjeta” z 5 marca 2010 r.) przekład: Robert Stiller

Chciałem, aby za winnych uznani zostali wszyscy związani z rozstrzeliwaniem w Katyniu, poczynając od Stalina, Mołotowa, Woroszyłowa, Mikojana, którzy podjęli decyzję o rozstrzeliwaniu, a kończąc na tych, którzy współdziałali w tym i przez wiele lat ukrywali zbrodnie.
Anatolij Jabłokow

Pracowałem w Głównej Prokuraturze Wojskowej (GWP), na wydziale rehabilitacji. We wrześniu 1990 roku na rozkaz GWP utworzona została grupa śledcza do sprawy karnej nr 159: tak zwanej „sprawy katyńskiej”. Połączono dwie sprawy, wytoczone w obwodach twerskim i charkowskim. Mianowano mnie zastępcą przewodniczącego grupy. Od roku 1992 do 1994 byłem jej przewodniczącym. Nasza grupa dokonała wielu ekspertyz nie tylko w zakresie medycyny sądowej, ale także historyczno-archiwalnych i kompleksowych. Badaliśmy w szczególności sprawozdania komisji specjalnej N. N. Burdenki z 1944 roku.
Wszystkich ekspertyz dokonywali uczeni o sławie światowej, tacy jak: profesor nauk prawnych B. N. Topornin, profesor nauk prawnych A. M. Jakowlew, profesor nauk historycznych W. S. Parsadanowa. Koordynatorem była ekspert GWP profesor nauk historycznych I. S. Jażborowska. Te autorytety przeanalizowały wszystko, co uczyniono przed rozpoczęciem naszego śledztwa: nie tylko przez komisję N. N. Burdenki, ale i przez Niemców, przez Polski Czerwony Krzyż, przez komisję Kongresu USA. Doszli oni do wniosku, że sprawozdania komisji Burdenki nie mają podstaw naukowych, tak samo jak niemieckie sprawozdania w kwestii dawności pochówku.
Przed komisją Burdenki, od października 1943 do stycznia 1944 roku, w Katyniu pracowała operacyjno-śledcza grupa NKWD pod kierownictwem generała Rajchmana: groby zostały rozkopane, zwłoki wydobyte, świadkowie przesłuchani. Rezultatem prac tej grupy stały się materiały ze śledztwa przygotowawczego w dwóch tomach i opis całkowicie tajnych dokumentów, jednoznacznie mówiących o datach rozstrzeliwania. Te dokumenty nie figurowały w sprawozdaniu komisji Burdenki.
Nasza grupa wnioskowała o datach rozstrzeliwania Polaków nie na podstawie ekspertyzy w zakresie medycyny sądowej. Rzecz w tym, że w przypadku masowych pochówków nie istnieją wiarygodne naukowo metody określenia ścisłej daty. Wiele zależy od gleby. Na przykład pod Charkowem gleby są piaszczyste, suche – z rozstrzelanych Polaków zachowały się tam jedynie kostne pozostałości; a w Miednoje gleby są gliniaste – i występuje wosk trupi, zwłoki wyglądały jak dopiero co pochowane. Dlatego wnioski o datach rozstrzeliwania wyciągaliśmy z dokumentów znalezionych przy zwłokach (listy, rozkazy itp.) i z przesłuchiwania setek świadków.
Co do łusek po niemieckich nabojach firmy „Geko”, znalezionych w miejscach rozstrzeliwania, to po pierwsze: wiele otworów w czaszkach rozstrzelanych zgadza się z kalibrem nabojów sowieckich, a po drugie: wiadomo, że współpracownicy NKWD – np. naczelnik UNKWD obwodu kalinińskiego D. S. Tokariew, naczelnik Głównego urzędu NKWD ZSRR do spraw jeńców wojennych oraz internowanych major P. K. Soprunienko, naczelnik komendy OGPU-NKWD-MGB W. M. Błochin – mieli broń niemiecką. Tokariew (nie tylko on) wezwany przez nas w charakterze świadka opowiedział, że Błochin wydawał enkawudzistom „Walthery” do rozstrzeliwania, a potem je odbierał.
13 lipca 1994 roku, otrzymawszy pisemne polecenia, ażebym nie kontynuował sprawy karnej nr 159, przerwałem ją. Ale nie na podstawie art. 110 Kodeksu karnego RSFSR w redakcji z 1926 roku (nadużycie władzy przez urzędnika), jak mi polecono. Chciałem, aby za winnych uznani zostali wszyscy związani z rozstrzeliwaniem w Katyniu, poczynając od Stalina, Mołotowa, Woroszyłowa, Mikojana, którzy podjęli decyzję o rozstrzeliwaniu, a kończąc na tych, którzy współdzialali w tym i przez wiele lat ukrywali zbrodnie. Ponieważ Kodeks karny nie zawierał artykułu obejmującego skalę tej zbrodni, proponowałem, ażeby uznano znamiona zbrodni za analogiczne do art. 6 Regulaminu Międzynarodowego Trybunału Wojennego w Norymberdze („zbrodnia wojenna, zbrodnia przeciwko pokojowi i ludzkości oraz ludobójstwo”) (podkr. Red). Tym bardziej że rozstrzeliwania katyńskie już miały swoją kwalifikację: Prokurator generalny ZSRR Rudenko w Norymberdze proponował, aby zbrodnie katyńskie zakwalifikować właśnie według art. 6 Międzynarodowego Trybunału Wojennego. Tyle tylko, że strona radziecka, w oparciu o działalność komisji Burdenki, winnymi nazywała tu Niemców.
Po zwolnieniu mnie Główna Prokuratura Wojskowa nie zaryzykowała zamknięcia sprawy, lecz obrała drogę oficjalnej zmiany zarządzenia. Zaskarżyłem to postanowienie do Prokuratora Generalnego Federacji Rosyjskiej i pojechałem na osobistą audiencję. Do Prokuratora Generalnego jednak nie dopuszczono mnie; referowałem sprawę jego pomocnikowi. Odmówiono mi, uchylono moje zarządzenie, lecz nie zdecydowano się wydać nowego na podstawie art. 110. Jeszcze przez dziesięć lat śledztwo niby to przedłużało się, właśnie tak – niby... A w roku 2004 sprawa nr 159 została przerwana wedle artykułu przewidującego odpowiedzialność karną za nadużycie władzy przez żołnierzy RKKA. Tym sposobem za winnych rozstrzeliwania uznano tylko dowództwo Armii Czerwonej. Zarazem odebrano poszkodowanym prawo dostępu do 116 ze 183 tomów akt tej sprawy i utajniono samo postanowienie o zamknięciu sprawy karnej.
To strusia polityka. Owszem, wszystkie sądy odmówiły krewnym rozstrzelanych Polaków uwzględnienia ich prawnych żądań, ale to nasze sądy. A teraz sprawa zostanie przeniesiona do sądu europejskiego. Dobrze byłoby nie czekać na decyzję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, lecz rozstrzygnąć to wszystko u nas
w kraju. Będzie to mniejszą hańbą.

Przełożył z rosyjskiego
Robert Stiller
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 11:03, 30 Cze 2011    Temat postu:

Rosja wciąż neguje zbrodnię
Ewa Łosińska 16-11-2010, ostatnia aktualizacja 16-11-2010 22:30

Rząd rosyjski twierdzi, że nie ma obowiązku wyjaśniać losu oficerów zaginionych w wyniku „wydarzeń katyńskich"



Takie stanowisko rząd Federacji Rosyjskiej przesłał do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. "Rz" dotarła do kopii pisma, które kończy wymianę korespondencji stron postępowania dotyczącego skargi katyńskiej, złożonej przez polskich krewnych ofiar NKWD z 1940 r. Teraz sędziowie Trybunału wydadzą wyrok.
Rodziny ofiar: "to policzek dla nas"
Jak wynika z pisma, Rosja nie czuje się odpowiedzialna nie tylko za zamordowanie polskich oficerów, ale nawet za śledztwo katyńskie, które zostało umorzone w 2004 r. po 14 latach prowadzenia go przez Główną Prokuraturę Wojskową. Nikomu nie postawiono zarzutów – mord 22 tys. Polaków śledczy uznali za pospolite przestępstwo, które się przedawniło.
"Wstrząsający tekst" – oceniają sześciostronicowe pismo krewni zamordowanych w Katyniu Polaków. – Nie liczyłam na przełom, skoro nie przyznano nam w rosyjskim śledztwie statusu pokrzywdzonych i odmówiono rehabilitacji naszych bliskich jako ofiar represji politycznych. Jednak powtarzane negowanie zbrodni to policzek dla nas – mówi Witomiła Wołk-Jezierska, córka zamordowanego oficera, która w czerwcu 2009 r. wraz z 12 innymi krewnymi ofiar wniosła do Strasburga skargę przeciw Rosji.
Szczególnie boli ją używane w piśmie sformułowanie "wydarzenia katyńskie". Na jego niestosowność zwrócił też uwagę polski rząd, który jako tzw. strona trzecia przystąpił do skargi w styczniu 2010 r. Wytknął to w piśmie do Trybunału, bo rosyjskie władze określały tak zbrodnię już w piśmie z marca 2010 r. ("Rz" pisała o tym w kwietniu).
Tragedia smoleńska nic nie zmieniła
Rząd rosyjski twierdzi, że Trybunał nie może zajmować się wydarzeniami z 1940 r., bo nie obowiązywała wtedy europejska konwencja praw człowieka, podstawa strasburskich orzeczeń. Uchwalono ją w 1950 r. Rosja ratyfikowała konwencję w maju 1998 r. i odtąd jest nią związana.
– Zarzuty, jakie stawiamy Federacji Rosyjskiej w imieniu rodzin ofiar, dotyczą śledztwa prowadzonego już po maju 1998 r. – odpowiada dr Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN, współautor skargi.
– Ci, którzy mieli nadzieję, że stanowisko rządu Rosji w sprawie Katynia zmieni się pod wpływem tragedii smoleńskiej, mylili się – mówi prof. Andrzej Nowak, historyk z UJ, znawca Rosji. – Sugestie polskiego rządu, że możemy liczyć na jakieś gesty ekipy Putina w sprawie zbrodni katyńskiej czy śledztwa smoleńskiego, okazały się nietrafione. Władzom Rosji zależy wręcz na poniżeniu strony polskiej.
Pod stanowiskiem rosyjskiego rządu podpisał się Georgij Matiuszkin, wiceminister sprawiedliwości. Polskim krewnym ofiar nie udało się dojść sprawiedliwości przed rosyjskimi sądami. Odmówiono im nawet dostępu do części materiałów śledztwa katyńskiego. W Strasburgu zarzucili więc Rosji m.in. brak skutecznego postępowania wyjaśniającego okoliczności śmierci tysięcy Polaków, pozbawienie prawa do skutecznego procesu sądowego i poniżające traktowanie.
"Nieoficjalne" listy
W stanowisku rządu rosyjskiego zwracają uwagę również inne fragmenty. Czytamy w nim, iż listy wywozowe NKWD z nazwiskami polskich oficerów, jakie krewni ofiar przesłali Trybunałowi dla potwierdzenia, że ich bliscy zostali zamordowani, nie pochodzą z "oficjalnych akt rosyjskiego postępowania". "Nie podważamy autentyczności list, ale strona polska dostała ich kopie dopiero 23 września 2010 r." – twierdzi rosyjski rząd.
Tymczasem prawnicy bliskich ofiar zbrodni uzyskali te dokumenty z Instytutu Pamięci Narodowej, który prowadzi polskie śledztwo katyńskie.
Kopie tych list są wśród 20 tomów akt rosyjskiego śledztwa przekazanych we wrześniu prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu. Do niedawna, zdaniem rosyjskiej prokuratury wojskowej, akta te były tajne. Nadal utajniona jest decyzja z 2004 r. o umorzeniu śledztwa i jej uzasadnienie. Rosjanie utrzymują, że zawiera informacje ważne dla bezpieczeństwa ich kraju i odmawiają przekazania dokumentu IPN oraz Trybunałowi w Strasburgu.
Rosjanie kwestionują w swoim piśmie także treść tabliczek z nazwiskami na płytach nagrobnych w Katyniu. Choć rosyjski rząd w 1998 r. sam podjął decyzję o budowie pomników-cmentarzy upamiętniających ofiary mordu NKWD, teraz oznajmia, że tabliczki z nazwiskami nie potwierdzają – w sensie prawnym – ani tego, że te osoby tam spoczywają, ani że zostały zamordowane. Podkreśla, że kompleks zaprojektowano w Polsce: "Autorzy pomników nie zwracali się do Głównej Prokuratury Wojskowej o listy ofiar wydarzeń katyńskich".
Tymczasem na otwarciu polskiego cmentarza wojennego w Katyniu w 2000 r. był rosyjski ówczesny wicepremier Wiktor Christienko. Mówił nawet, że ofiarami nieludzkiej machiny stalinowskiej byli i polscy oficerowie i obywatele ZSRR.
Rzeczpospolita
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 11:08, 30 Cze 2011    Temat postu:

Рассмотрение Катынского дела в Нюрнберге (1946)

Основная статья: Катынский расстрел

Рассмотрение Катынского дела в Нюрнберге (1946) — эпизод в работе Международного военного трибунала, который 1—3 июля 1946 года посвятил слушанию по делу об убийстве польских военнослужащих в Козьих Горах.
13 февраля 1946 в Международном военном трибунале (МВТ) в Нюрнберге заместитель главного советского обвинителя полковник Ю. В. Покровский выдвинул подробное обвинение по Катынскому делу, основанное на материалах комиссии Бурденко и возлагавшее вину за организацию расстрелов на немецкую сторону.
12 марта 1946 МВТ, по ходатайству защиты, принял решение о вызове свидетелей по катынскому делу — по три с каждой стороны. Это было сделано вопреки протестам советской стороны, ссылавшейся на статью 21 Устава, гласившую, что правительственные документы, включая доклады правительственных комиссий, должны приниматься без обсуждения[1].
Свидетелями обвинения выступили бывший заместитель обер-бургомистра Смоленска профессор-астроном Б. В. Базилевский, профессор . И. Прозоровский (как эксперт-медик) и болгарский эксперт М. А. Марков. Марков после ареста кардинально изменил свои взгляды на Катынь; его роль на процессе заключалась в компрометации выводов международной комиссии. Базилевский на суде повторил показания, данные в комиссии НКВД-НКГБ и потом перед иностранными журналистами в комиссии Бурденко; в частности, заявив, что о расстреле поляков немцами ему сообщил бургомистр Б. Г. Меньшагин; сам Меньшагин в воспоминаниях называет это ложью[2]
Главным свидетелем защиты явился бывший командир 537 полка связи полковник Фридрих Аренс, который был объявлен комиссиями «органов» и Бурденко главным организатором расстрелов как оберст-лейтенант (подполковник) Арнес, командир «537 строительного батальона». Адвокаты без особого труда доказали суду, что он появился в Катыни лишь в ноябре 1941 г. и по роду деятельности (связь) не мог иметь ничего общего с массовыми расстрелами, после чего Аренс и превратился в свидетеля защиты, наряду со своими сослуживцами лейтенантом Р. фон Эйхборном и генералом Е. Оберхойзером. Выступить в качестве свидетеля защиты вызвался также член международной комиссии доктор Франсуа Навиль (Швейцария), но суд его не вызвал. 1—3 июля 1946 суд выслушал свидетелей. В результате, в приговоре катынский эпизод не фигурировал.[3][4][5][6][7]. Поскольку МВТ не мог выносить никаких решений, обвиняющих страну-союзника, то это было воспринято, как «молчаливое признание советской вины»[8].

События сопровождавшие процесс:

30 марта 1946, у себя в квартире в Кракове был убит польский прокурор Роман Мартини, собиравший материалы по Катынскому делу. [9] Тотчас пошли слухи, что Мартини нашел документы, неоспоримо доказывающие вину НКВД, и за несколько дней до убийства передал их с соответствующим докладом в Министерство Юстиции. Убийцы — 20-летний С. Любич-Врублевский, бывший во время войны солдатом Армии Крайовой, затем сотрудником милиции, предположительно агент госбезопасности и его 17-летняя подруга Иоланта Слапянка; первый был арестован и тотчас бежал (впоследствии расстрелян); вторая была судима за убийство с целью грабежа [10].[11][12] По некоторым данным, Мартини нашел так называемый «рапорт Тартакова» — немецкую фальшивку времен войны, которую, однако, долгое время принимали за подлинный документ НКВД[13].
23 мая 1946 г. у себя в номере гостиницы в Нюрнберге найден мертвым советский прокурор Николай Зоря. Накануне Зоря просил непосредственного начальника — генерального прокурора Горшенина — срочно организовать ему поездку в Москву для доклада Вышинскому о сомнениях, возникших у него при изучении катынских документов, так как с этими документами он выступать не может. На следующее утро Зорю нашли мертвым. Официальная версия — неосторожность при чистке оружия; семье сообщили о самоубийстве. Среди советской делегации ходили слухи, будто Сталин сказал: «похоронить, как собаку!».[14][15]
В апреле 1946 года в Лондоне польским правительством в изгнании был издан краткий «Отчет о кровавом убийстве польских офицеров в Катынском лесу: факты и документы», в котором вина возлагалась на СССР.

Примечания:

 Constitution of The International Military Tribunal (англ.)
 Меньшагин Б. Г. Воспоминания. Смоленск… Катынь… Владимирская тюрьма…
 Nuremberg Trial Proceedings Volume 17
 (фр.)Annette Wieviorka, Le procès de Nuremberg, Editions Ouest-France, 1995, p. 92
 Расстрел. Судьбы живых. Эхо Катыни, стр. 438
 (англ.) Tusa, Ann & John. The Nuremberg Trial. Birmingham, Alabama: The Notable Trials Library, Division of Gryphon Editions, Inc., 1990
 Катынский синдром в советско-польских и российско-польских отношениях. Глава 3.
 Annette Wieviorka, Le procès de Nuremberg, Editions Ouest-France, 1995, p. 92
 Катынь. Свидетельства, воспоминания, публицистика. Сборник статей.
 Януш Куртыка Катынь — еще один документ.
 Семиряга М. И. тайны сталинской дипломатии (1939—1941)
 Леонид Ежевский. Катынь
 Катынь. Свидетельства, воспоминания, публицистика. Сборник статей. Януш Куртыка. Катынь — еще один документ.
 Доклад Зори
 Яжборовская и др. Катынский синдром… Глава 3
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 11:12, 30 Cze 2011    Temat postu:

Кристина Курчаб-Редлих. Доклад Зори. Журнал "Новая Польша". №9 за 2000 г.

ДОКЛАД ЗОРИ

Можно позавидовать людям, у которых нет никаких счетов с историей. Все ясно и понятно. Каток истории по ним не прошелся. Их предки умирали своей смертью или, того лучше, в своей постели. Исторические названия не вызывают у них ни особого волнения, ни печали. Ни Освенцим, ни Катынь, ни Лубянка, ни Раковецкая улица. Но дальше речь пойдет о вещах совершенно противоположных.

Передо мной сидит пожилой человек, русский. Его отца убили 22 мая 1946 г., ночью, на Гюнтермюллерштрассе 22 в Нюрнберге. Эта смерть привела сына, искавшего ее причин, к могильным рвам Катынского леса. Это он доказал вину СССР в катынском преступлении. Моего собеседника зовут Юрий Зоря. Его отца звали Николай Зоря. Он был одним из советских обвинителей на Нюрнбергском процессе. Ему было 38 лет, когда объявили, что его смерть наступила в результате "неосторожного обращения с личным оружием". Семье сообщили: самоубийство.

Юрию Зоре было в то время семнадцать лет. 21 мая вечером он говорил с отцом по телефону о том, что, сдав последние школьные экзамены, сразу же приедет к отцу в Нюрнберг. Обговаривали детали. Из комнаты, в которой лежал убитый, офицеры СМЕРШа ("Смерть шпионам" - группа особого назначения НКВД) забрали разные вещи: с одеяла на постели - пистолет "Вальтер", из кармана пиджака - записку, с подоконника - гильзу совершенно иного калибра, не от "Вальтера", с письменного стола - документы, над которыми он работал. Все будет старательно упаковано и отправлено спецпочтой в Москву. Документы - пропадут. Записка - исчезнет по дороге в лабораторию. Гильза... Наверное, ее просто выбросили...

"Уважаемый господин Юрий! В мае 1946 года мне позвонили из секретариата Сталина домой, в Лейпциг. Приказали к утру сделать цинковый гроб для транспортировки Вашего отца в Москву. Приказ был выполнен в срок, Вашего отца доставили на аэродром. В это время испортилась погода. Самолет в течение нескольких часов не мог вылететь. Из секретариата Сталина пришел новый приказ: похоронить на месте. Что и было сделано. Перед погребением никакой экспертизы не проводилось. Через год его останки были извлечены и кремированы. Жена, к сожалению, не помнит, на каком кладбище похоронен Ваш отец".

Имя Николая Зори убрали из всех материалов о Нюрнбергском процессе, которые вышли в Советском Союзе. Его фигура исчезла из кинофильмов и с фотографий. И в немногочисленных, кастрированных советских документах, касающихся того процесса, сын Н.Зори не нашел ничего. Когда спустя годы он смог познакомиться с зарубежными изданиями, то понял, что огромное большинство материалов, изданных на Западе совершенно легально, в СССР считаются секретными, хранятся в особых архивах и доступ к ним имеет чрезвычайно узкий круг лиц. Оказалось также, что в СССР опубликовано менее трети материалов, известных за границей. Остальные оставались неизвестными даже историкам. То, о чем умалчивали советские материалы Нюрнбергского процесса, можно свести к двум пунктам: чего Сталин не хотел и чего он хотел.

Сталин не хотел оглашения правды о том, как начиналась война. В Лондон, где победители готовили устав Нюрнбергского процесса, делегация из Москвы привезла утвержденный в ноябре 1945 г. перечень нежелательных вопросов. В нем было девять пунктов. Пункт первый: секретный протокол к советско-германскому договору о ненападении и все, что с ним связано. Пункт последний: советско-польские отношения (проблема Западной Украины и Западной Белоруссии). Замалчивать кое-какие факты советской стороне стало возможно, ибо кое-что желала замолчать и другая сторона. Например, Франция и Англия предпочитали предать забвению позор Мюнхенского соглашения. Не могла же немецкая защита обвинить обвинителей в том, что их трусость и нерешительность стали причиной ликвидации Чехословакии. Этого победители не могли допустить: чужой позор должен был стать мерилом их добродетели.

Из Москвы правила движения по этому полю лжи устанавливала "Комиссия по руководству работой советских представителей в Международном трибунале в Нюрнберге". Возглавлял ее замминистра иностранных дел СССР Андрей Вышинский. По каждому своему шагу он консультировался со своим начальником - Вячеславом Молотовым. А тот - со Сталиным.

Итак, известно, чего Сталин в Нюрнберге не хотел. А чего он хотел? Хотел, чтобы Нюрнбергский трибунал вынес приговор, согласно которому Катынь - это преступление немцев. Хотел, чтобы печатью столь высокой инстанции были запечатаны уста истории. И вот 14 февраля утром, неожиданно для всех, один из советских обвинителей (Покровский) начал говорить о преступлении немцев в Катыни. Англичане и американцы остолбенели. И потому, что это выходило за рамки протокола, и потому, что это было так скверно подготовлено.

Нюрнбергский суд решил вернуться к рассмотрению этого вопроса после того, как обвинитель представит дополнительные доказательства.

Москва решила, что представлять ее будет не Рагинский (прокурор на процессах троцкистов), и не Шейнин (прокурор на процессе об убийстве Кирова), а именно Н.Зоря.

Из архива ЦК ВКП(б): "Зоря Николай родился в 1907 г. в Киеве. Отца не помнит, мать умерла в 1921 г. Некоторое время беспризорничал, потом стал воспитанником детдома в Москве. В 16 лет поступил в Московский университет. В 1923-1927 гг.-студент юридического факультета". Дважды пытался начать заниматься научной работой (1929 и 1933), но каждый раз его отзывали по службе. Карьера: от следователя районных прокуратур в Пятигорске, Тамбове и Воронеже до заместителя главного прокурора железнодорожного транспорта. Наконец, назначение на должность заместителя прокурора СССР!

Прокурором СССР был Андрей Вышинский. Он был артистом в своем деле. "Один из самых талантливых и прекрасно подготовленных прокуроров" (пишет А.Орлов в "Тайной истории сталинских преступлений"). Это он ввел обязательный принцип, санкционировавший пытки: "признание обвиняемого - царица доказательств". А кроме того, "обладатель прекрасных манер, напоминающий царского офицера" (Орлов). Палач, всю жизнь умиравший от страха, что с ним могут разделаться за ошибку молодости: меньшевик, начальник Якиманского отдела милиции в Москве, Вышинский поставил свою подпись под ордером на арест изменника и немецкого шпиона - Ленина.

Зорю судьба свела с Вышинским в университете. Вышинский был ректором, Зоря - студентом, который вначале не отличался прилежанием, но потом занимался столь успешно, что четыре курса закончил за три года. В раннем детстве его обучали французскому языку, живописи и игре на пианино, заложили хорошие манеры. Будучи секретарем университетской комсомольской организации, Н.Зоря виделся с ректором часто. Вышинский относился к нему благосклонно. Но замом Вышинского Зоря все же не остался.

В 1939 г. НКВД возглавил Лаврентий Берия. Он, в частности, распорядился проверить некоторые приговоры, вынесенные этим ведомством. Зоря добросовестно выяснил, что в большинстве дел приговоры выносились на основании сфабрикованных доказательств, особенно по делам о саботаже и вредительстве. Зоря не понял, что распоряжение Берии было чисто формальным и так его и надлежало выполнить. Вызванный в ЦК, он услышал, что для работы в прокуратуре СССР не годится.

В довершение всего в НКВД получили сигнал: некий Сударкин на следствии признался, что как диверсант он умышленно разместил рабочих в доме под горой, чтобы земля, осунувшись от сильного дождя, этих рабочих засыпала. Так оно и было. А прокурор города Н.Зоря посчитал это не диверсией, а всего лишь несчастным случаем (стихийным бедствием). За Николаем Зорей установили слежку. Арест, казалось, был неизбежен.

Но на сей раз обошлось. В августе 1939 г. Сталин объявил частичную мобилизацию. Недавний зампрокурора СССР вступил в ряды Красной армии рядовым! Он воевал в Финляндии (где ему даже позволили стать помощником военного прокурора), а потом через Керчь, Сталинград, Орел с 3-й армией Николай Зоря дошел до Белостока. Между Финляндией и Керчью была еще передышка в Москве, назначение на должность прокурора военного округа. В округ этот входил Калинин (прежде, а теперь снова - Тверь).

Весна 1940 года. Можно предположить, что до прокурорского кабинета в Москве доходит эхо выстрелов в Медном...

С польскими проблемами война столкнула Николая Зорю дважды. Первый раз - где-то между Белостоком и Минском. Второй - в Люблине. "Был июнь 1944 года, - рассказывает Юрий Зоря. - Отец разрешил мне приехать к нему под Белосток на месяц. Вдруг его вызывают в Москву. Помню, как по дороге, под Минском, мы заехали к маминому брату дяде Гоше, командиру партизанского отряда. Помню, как на заднем сиденье автомашины я придерживал 25-литровый бидон темного белостоцкого пива. Наверное, это пиво и заставило их забыть обо мне во время разговора. Дядя сказал:

- Как только вошли наши войска, поляки, которые воевали в моей бригаде, исчезли, словно корова языком слизнула. - Чего они испугались? - спросил отец. - Ты что, не знаешь? Что их расстреляют, как в Катыни...

Отец кивнул и рассказал, что когда на территории СССР формировали польскую армию и искали для нее капелланов, то нашли двоих еще живых ксендзов. Одним из них был ксендз Купш. П отец начал рассказывать об этом Купше. Вдруг он сообразил, что разговор идет в моем присутствии и отправил меня за дверь..."

Николая Зорю вызвали в Москву, чтобы направить в Польшу. Его назначили советником по правовым вопросам Николая Булганина, возглавлявшего советское представительство при Польском комитете национального освобождения [временном правительстве]. В Люблине Зоре приходилось нелегко. Это было время Варшавского восстания: напряженность между представителями СССР и поляками возрастала. СМЕРШ вовсю истреблял солдат Армии Крайовой в районе Белостока, Хрубешува и Жешува. Зоря добился, чтобы "польских шпионов, диверсантов, бандитов, террористов и лиц, виновных в антидемократической агитации" (из письма генерал-полковника Булганина главе временного правительства Осубке-Моравскому) передали из советской юрисдикции в польскую. После этой директивы (10 октября 1944) СМЕРШу пришлось ограничить свою деятельность, а НКВД практически парализовал деятельность советника Зори.

Зоря просил Булганина отправить его в Москву с докладом Вышинскому. Булганин несколько раз ему отказывал. Тогда Зоря написал жене, чтобы она обратилась к Вышинскому с просьбой вызвать мужа из Люблина. П Вышинский пошел ему навстречу. 7 января 1945 г. Зоря покинул Польшу, а затем попросил начальство совсем его оттуда отозвать "по причине своей непригодности".

"В Прокуратуру СССР...

Потеря генерала Зори является для меня тем более горькой, что во время совместной с ним работы я увидел в нем искреннего друга демократической Польши. Заместитель министра юстиции ПНР Леон Хайн 29 мая 1946 года".

В архиве министерства иностранных дел СССР хранится обращение польского МИДа, в котором запрашивается согласие советской стороны на посмертное награждение Николая Зори польским орденом. Ответа не последовало.

Почти год Зоря оставался без работы. Но Кремль начал ощущать нехватку хороших юристов: старых ликвидировали, молодые еще не подросли. Несмотря на недовольство Вышинского докладом из Люблина, Николая Зорю наk
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 11:19, 30 Cze 2011    Temat postu:

Rudolf-Christoph Freiherr von Gersdorff


Rudolf-Christoph Freiherr von Gersdorff w 1944
Generał-major
Data i miejsce urodzenia 27 marca 1905
Lubin
Data i miejsce śmierci 27 stycznia 1980
Monachium
Przebieg służby
Lata służby 1926 – 1945
Siły zbrojne Wehrmacht
Stanowiska oficer Abwehry, szef sztabu generalnego 7 Armii
Główne wojny i bitwy II wojna światowa
Późniejsza praca przewodniczący organizacji Johanniter-Unfall-Hilfe
Odznaczenia
Krzyż Żelazny I klasy
Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego
Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec

Biografia:


Urodził się w Lubinie w rodzinie barona Ernsta von Gersdorffa i jego żony Christine z domu von Dohna-Schlodien. Podobnie jak ojciec, rozpoczął karierę wojskową; szkołę oficerską ukończył w roku 1926. Służbę pełnił w pułkach piechoty górskiej i kawalerii, był też wykładowcą w szkołach wojskowych. W 1939 ukończył Akademię Wojenną w Berlinie. W czasie inwazji na Polskę służył jako oficer wywiadu, przydzielony do sztabu 14, a następnie 12 Armii. W latach 1940–43 był oficerem wywiadu wojskowego (Abwehry) i służył początkowo w sztabie Grupy Armii B, a później Grupie Armii Środek. W tym czasie przyjaźnił się z Henningiem von Tresckow i związał się z grupą oficerów planujących zamach na Adolfa Hitlera.


Rudolf-Christoph Freiherr von Gersdorff (ur. 27 marca 1905 w Lubinie, zm. 27 stycznia 1980 w Monachium) – niemiecki baron, oficer Reichswehry i generał-major Wehrmachtu. Członek niemieckiego ruchu oporu, odkrywca masowych grobów polskich oficerów, ofiar zbrodni katyńskiej.

W kwietniu 1943 roku żołnierze podlegający Gersdorffowi odkryli ciała polskich oficerów zamordowanych w Katyniu[1]. W 1944 von Gersdorff został przerzucony na Wał Atlantycki, gdzie otrzymał Krzyż Rycerski za przygotowanie planu wyjścia sił niemieckich z okrążenia w czasie bitwy pod Falaise. W latach 1944–45 był szefem sztabu generalnego 7 Armii[2].
Po upadku III Rzeszy został zatrzymany przez wojska amerykańskie (1945–47[2]), był przesłuchiwany prawdopodobnie w sprawie zbrodni katyńskiej. Służył po wojnie w Bundeswehrze, jednak bez znaczących sukcesów i wyróżnień. Później poświęcił się pracy charytatywnej, był m.in. przez wiele lat przewodniczącym humanitarnej organizacji Johanniter-Unfall-Hilfe, która udziela pomocy ofiarom wypadków. W 1977 wydał autobiografię Soldat im Untergang[3], stanowiącą cenny dokument opisujący kulisy konspiracji przeciwko Hitlerowi w armii niemieckiej. W 1979 otrzymał Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Zmarł rok później w Monachium.
Był żonaty od 1934 z Renatą Kracker von Schwartzenfeldt (1913–1942), z którą miał jedną córkę.

Zamach na Hitlera:

Postać von Gersdorffa jest związana z planowanym zamachem na Hitlera, którego zamierzała dokonać grupa oficerów sprzeciwiających się polityce Führera. Gersdorff zgłosił się na ochotnika jako bezpośredni wykonawca zamachu; oświadczył generałowi von Tresckow, że gotów jest poświęcić życie, by dokonać samobójczego ataku na Hitlera za pomocą dwóch bomb ukrytych w płaszczu. Zamach miał odbyć się 13 marca 1943 w berlińskim Starym Arsenale (obecnie Niemieckie Muzeum Historyczne przy ulicy Unter den Linden) podczas wystawy zdobycznego uzbrojenia. Ówczesny pułkownik Gersdorff był organizatorem wystawy i odpowiadał za oprowadzanie gości. Razem z Führerem na pokaz przybyli m.in. Hermann Göring, Heinrich Himmler, Wilhelm Keitel i Karl Dönitz. Jednak po uruchomieniu przez zamachowca zapalników czasowych (ładunki miały wybuchnąć dopiero po kilku minutach), Hitler ze świtą niespodziewanie opuścił budynek Arsenału. Von Gersdorff w ostatniej chwili rozbroił w łazience bomby. Po nieudanym zamachu natychmiast wyjechał na front wschodni i uniknął podejrzeń. Był jednym z nielicznych spiskowców aktywnie działających na rzecz zgładzenia Hitlera, którzy przeżyli wojnę. Swoje ocalenie zawdzięczał m.in. zdecydowanej postawie innego spiskowca Fabiana von Schlabrendorff, który pomimo tortur nie wydał współtowarzyszy.

Przypisy

 The Katyn Forest Massacre: hearings before the Select Committee to Conduct an Investigation of the Facts, Evidence and Circumstances of the Katyn Forest Massacre, Eighty-second Congress, first & second session, on investigation of the murder of thousands of Polish officers in the Katyn Forest near Smolensk, Russia ...
 2,0 2,1 Wolfgang Benz (wyd.), Walter H. Perle: Lexikon des deutschen Widerstandes. Frankfurt am Main: Fischer Taschenbuch Verlag, 2001, s. 349. ISBN 97835961508300. (niem.)
 Deutsche Nationalbibliothek (niem.). [dostęp 26.02.2010].
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:00, 01 Lip 2011    Temat postu:



Andrzej Tadeusz Hałaciński


Rok 1917, zima. Front włoski. "W południowym Tyrolu na nowym San Domingo, zapomniani, czy na banicję skazani przez własne społeczeństwo, niezrozumiani od początku, opuszczeni do końca, z uczuciem pustki, zawodu i szalonej goryczy w piersiach, dzierżyliśmy sztandar niepodległości, sztandar walki" - opowiadał później o tym czasie 26-letni wówczas obywatel austriacki, podporucznik Andrzej Tadeusz Hałaciński.

Kinga Hałacińska /2005-11-13


Walczyli w trudnych warunkach: mróz, burze śnieżne, lawiny. Linie frontu przebiegały przez alpejskie szczyty. Straty były ogromne po obu stronach, austrackiej i włoskiej.
Podporucznik Hałaciński postanowił w końcu spełnić obietnicę daną rok wcześniej kapitanowi Stefanowi “Zielanowi” Zielińskiemu - i napisać słowa do popularnej melodii granej chętnie przez wojskowe orkiestry. Prawdopodobnie był to marsz M. D. Tomnikowskiego “Pieried razlukoj” (“Przed rozstaniem”), do którego nuty odnalazł w latach 90. badacz polskiej pieśni hymnicznej prof. Wojciech J. Podgórski.

Uwięzieni w Alpach żołnierze potrzebowali pieśni dla podtrzymania ducha. Ginęli na nie swojej wojnie. I było im tym trudniej, że poznali już smak wolności: w sierpniu 1914 r. brali udział w marszu z parku sportowego Oleandry w Krakowie do Kielc. Wkroczyli do tego miasta 12 sierpnia jako Pierwsza Kompania Kadrowa. Na czele stał Józef Piłsudski. W grudniu formacja zyskała miano Pierwszej Brygady i pod tą nazwą przeszła do historii.

"Żebracza nuta"

Co robili w zimowe wieczory na froncie włoskim? Pewnie wspominali dwa lata służby w Legionach, zmarłych kolegów, bitwy.

Wspominał też Hałaciński, który służył w 5. Pułku Piechoty Legionów. Za obronę pozycji nazwanych - z szacunku dla obrońców - Polskim Laskiem lub Redutą Piłsudskiego pod Kostiuchnówką w lipcu 1916 r. otrzymuje srebrny krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari. Nie sam, odznaczenie trafia też do sierżanta Jana Sadowskiego. To ich plutony odpierały ataki rosyjskiej piechoty i obroniły redutę.

Od tej pory Hałaciński nie rozstaje się nigdy z legitymacją z numerem 6571 potwierdzającą to odznaczenie. Dwadzieścia kilka lat później okaże się to bardzo ważne gdy przyjdzie identyfikować jego zwłoki, odnalezione w zbiorowym grobie, w lasku koło Smoleńska.

Ale na razie jest rok 1917. Po tzw. kryzysie przysięgowym i rozwiązaniu Legionów Hałaciński zostaje - w ramach represji - wcielony do armii austriackiej. Wraz z kolegami z Pierwszej Brygady trafia na najgorszy odcinek: do Tyrolu.

Mieli poczucie krzywdy, potrzebę buntu i szukali słów, by to wyrazić. A Hałaciński był towarzyski, lubił pisać. Niestety, był też kompletnie niemuzykalny. W drodze ze Spormagiore do Trattori koledzy musieli mu nieustannie nucić melodię, której nie potrafił zapamiętać.

Jest grudzień 1917 r., Terlago koło Trydentu. Kapitan Józef Olszyna-Wilczyński organizuje wieczór zakrapiany winem. Hałaciński śpiewa wtedy po raz pierwszy dwie zwrotki swojej pieśni. Po latach powie: “Z pewnym trudem skonstruowałem z pamięci obie zwrotki, które koledzy z zapałem powtarzali, a kolega »Zielan« zawzięcie utrwalał na papierze”.

Pierwsze słowa brzmiały: “Legiony to żebracza nuta...”.

Pieśń zaczęła krążyć po frontach I wojny. Natomiast jej autor nie miał już ochoty walczyć w austriackim mundurze: ucieka z frontu włoskiego i przedziera się do Warszawy. Niestety, ktoś donosi. W więzieniu wojskowym na placu Saskim Hałaciński pisze dalej. W maju 1918 r. powstaje zwrotka zaczynająca się od słów: “Umieliśmy w ogień zapału...”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:04, 01 Lip 2011    Temat postu:



Legioniści w 1918 r. w restauracji w Grodnie; Andrzej Tadeusz Hałaciński trzeci od lewej

Żołnierska buta"

Po wyjściu na wolność Hałaciński wstępuje do Polskiej Organizacji Wojskowej. W listopadzie 1918 r. uczestniczy w rozbrajaniu oddziałów austriackich, po czym obejmuje dowództwo batalionu zapasowego w Radomiu. W 1919 r. zostaje oficerem informacyjnym Dowództwa Okręgu Generalnego Warszawa.

To ważny rok w jego życiu. W stolicy poznaje Zofię Świerczewską, pobierają się. Będą mieć troje dzieci: pierwsze, Wanda, umiera na szkarlatynę; potem na świat przychodzi Przemysław, po 12 latach Bogumił.

Często się przeprowadzają. Po wojnie polsko-bolszewickiej Hałaciński pracuje w polskim konsulacie w Berlinie. Później, po przejściu w stan spoczynku, zostaje starostą w Brzesku i Okocimiu, następnie notariuszem w Łucku. Ma już stopień podpułkownika.
Nie przestaje pisać. Drukuje w wileńskim piśmie “Reduta”, w “Kurierze Wileńskim” i tygodniku “Na Straży” (dostaje wyróżnienia literackie).

Jednak prawdziwą popularność przynosi mu dopiero sprawa w sądzie polubownym o ustalenie autorstwa utworu znanego już wówczas jako pieśń “My, Pierwsza Brygada”.

Środowisko legionistów orientowało się, że to on jest autorem. Podczas pierwszego zjazdu legionistów w Krakowie noszono go na ramionach w kawiarni Jama Michalika, a weterani odśpiewali mu “Pierwszą Brygadę”.


Zofia ze Świerczewskich Hałacińska z mężem; Warszawa 1919

Jednak oficjalnie aż do 1925 r. nie przyznawał się, że pieśń jest jego dziełem. “Z bezpretensjonalnej piosenki żołnierskiej stała się hasłem, symbolem. Przestałem czuć się jej właścicielem, stałem się jednym z tej grupy ludzi, z tego obozu, który zrobił z niej swą pieśń sztandarową. Stała się własnością ogółu i zapragnąłem, by taką bezimienną własnością ogółu pozostała” - pisał na łamach “Polski Jutrzejszej” w 1928 r.

Rzeczywiście, podczas zjazdu legionistów w Lublinie, 10 sierpnia 1924 r., zaintonował ją sam Piłsudski i podniósł do miana hymnu legionowego.

Marszałek mówił wówczas: “Dziękuję panom za najdumniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła”. Użył liczby mnogiej, bo pewnie uważał ją za zbiorowy dorobek.

I rozpoczął nowy rozdział w jej historii.



"Nie chcemy już od was uznania"

Jako oficjalny hymn Legionów utwór zaczyna mieć wielu ojców. Jej autorstwo przypisują sobie m.in. chorąży 1. Pułku Artylerii Legionów Kozar-Słobódzki oraz legionista z 6. batalionu 1. Brygady Tadeusz Biernacki. Według jednej z wersji pieśń bazowała na utworze “Legiony to są Termopile”, a jej autorem miał być lwowski poeta i śpiewak Ludwik Hnatowicz, który poległ w 1915 r.

Najaktywniejszy okazał się Biernacki: w 1924 r. został przyjęty przez Piłsudskiego jako autor pieśni. On i jego świadkowie twierdzili, że pisał ją w 1917 r. w drodze z Modlina do obozu internowania w Szczypiornie i po wyjściu na wolność w 1918 r.

Spór stał się w środowisku tak gorący, że Piłsudski polecił zbadać sprawę.

Na pierwsze zebranie sądu polubownego Biernacki nie przyprowadza świadków, na drugie nie przychodzi. W 1926 r. wydaje natomiast własnym sumptem broszurę, w której opisuje dzieje pieśni i powtarza, że to on ją napisał.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:16, 01 Lip 2011    Temat postu:


Pierwsza Brygada Legionów:
Andrzej Tadeusz Hałaciński pierwszy z lewej w szeregu siedzących



Sprawa ciągnie się latami, głównie na łamach prasy. W 1928 r. Bolesław Mieszkowski udowadnia w “Polsce Jutrzejszej”, że autorem jest Hałaciński. Ten w kolejnym numerze zamieszcza “List otwarty do Związku Literatów w Warszawie”, w którym prosi o zbadanie sprawy. Wtedy też po raz pierwszy publicznie przyznaje się do napisania następującego tekstu:

Legiony to - żebracza nuta,
Legiony to - ofiarny stos,
Legiony to - żołnierska buta,
Legiony to - straceńców los.

My, Pierwsza Brygada,
Strzelecka gromada,
Na stos
Rzuciliśmy swój życia los,
Na stos, na stos!

Nie chcemy już od was uznania
Ni waszych mów, ni waszych łez
Skończyły się dni kołatania
do waszych dusz
J... was pies!

W 1937 r. Hałaciński składa w Wojskowym Biurze Historycznym w Warszawie dokumentację (60 stron maszynopisu) swego autorstwa, popartą oświadczeniami świadków, m.in. gen. Olszyny-Wilczyńskiego, płk. Glutha-Nowowiejskiego, płk. Broniowskiego i mjr. Zielana-Zielińskiego.

Wyrok sądu przyznaje mu autorstwo trzech pierwszych zwrotek i refrenu, natomiast Biernackiemu sześciu dalszych zwrotek. Których? Pieśń ma już wtedy tyle wersji, że rozstrzygnięcie, jakie są tymi właściwymi, wydaje się niemożliwe.

Wyrok zapadł w 1939 r.; od tego czasu obaj, Hałaciński i Biernacki, występują w śpiewnikach jako współautorzy.

"Na stos"

Ale w 1939 r. wszyscy żyją już czymś innym. W Europie szykuje się kolejna wojna. Jej ofiarami staną się także bohaterowie tej historii.

Tadeuszowi Biernackiemu udaje się przeżyć. Służy w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Po wojnie zostaje pozbawiony przez władze komunistyczne obywatelstwa polskiego. Umiera w 1974 r. w Szwajcarii.

Andrzej Tadeusz Hałaciński zostaje zmobilizowany w sierpniu 1939 r. Otrzymuje przydział na komendanta miasta Kowla. Przypina szablę do pasa i szybko żegna się z rodziną. Potem przychodzi od niego jeden list. Pisze, że jest w niewoli sowieckiej, ale za to z kolegami z Pierwszej Brygady. Zapewne chodziło mu o przyjaciela Jana Sadowskiego, z którym był pod Kostiuchnówką.

Żona pali list na kilka dni przed wywózką do Kazachstanu 14 kwietnia 1940 r.

Zofia Hałacińska nie przeżyła wojny. Zmarła w 1943 r. w kazachskim Kustanaju.

Kiedy wiosną 1940 r. wraz z 6-letnim synem jechała w bydlęcym wagonie na Wschód, nie wiedziała, że od kilku dni jest wdową: jej męża wywieziono z Kozielska rankiem 9 kwietnia. Był wśród 212 oficerów, którzy zginęli w nocy z 9 na 10 kwietnia na uroczysku Kozie Góry, zwanym dziś lasem katyńskim. Wcześniej w tym kierunku wyjechał major Sadowski. Obu zidentyfikowano trzy lata później po legitymacjach Virtuti Militari.

Dokumenty, pamiętniki i notatniki wydobyte z grobów katyńskich badała specjalna komisja, a później historycy. Z pamiętników odnalezionych w Katyniu wynika, że w niewoli Hałaciński dalej pisał i organizował wieczory poezji. 28 listopada podporucznik Dobiesław Jakubowicz zanotował informację o “ciekawym wieczorze wspomnień ppłk. Hałacińskiego”, a podporucznik Zbigniew Przystasz dopisze w swoich notatkach przy tym nazwisku: “10 dni”. Prawdopodobnie oznacza to ukaranie bohatera wieczoru karcerem.

Wiersze dedykuje kolegom i ofiarowuje jako prezenty. Kartki z nimi trzymają w kieszeniach mundurów, płaszczy. Odnaleziono je po ekshumacji w 1943 r. Przepisane ręcznie utwory trafią do Krakowa, gdzie pracownicy Państwowego Instytutu Medycyny Sądowej przepiszą je z kartek, przesiąkniętych zapachem rozkładających się ciał. To dowody zbrodni.

Zespołem kieruje dr Jan Zygmunt Robel, który część protokołów wysłał do Londynu jeszcze za niemieckiej okupacji.

W liście pułkownika Radwana-Pffeiffera (prezesa koła żołnierzy 5. Pułku Piechoty Legionów w Anglii) do Jana Ciałowicza z 1959 r. czytamy: “W sprawie A. Hałacińskiego (...) nie wiemy, aby coś drukował. Interesował się bardzo życiem literackim. Pisał wiersze raczej dorywczo. Jest autorem pieśni »My, Pierwsza Brygada«, którą napisał w 1917 w Tyrolu, będąc w armii austriackiej. Z natury był usposobienia sentymentalnego, lirycznego. Charakter miał nieustępliwy, szczególnie w sprawach polskości, co można uznawać za nacjonalizm nieprzejednany. Przekonań lewicowo-postępowych. Zginął zamordowany przez bolszewików w Katyniu. Przebywając w Starobielsku, był kilkakrotnie karany przez władze obozowe za podtrzymywanie ducha wśród jeńców”.

***

Przez wiele lat po wojnie “Pierwsza Brygada” jest zakazana. Tak jak prawda o Katyniu.

Młodszy syn Hałacińskiego (i mój ojciec) po wojnie wraca z Kazachstanu do Polski. Rodzina i brat ukrywają przed nim prawdę o śmierci ojca. Boją się.

Kiedy osiąga pełnoletność, dostaje w prezencie “Ilustrowany Kurier Polski” z 18 kwietnia 1943 r., “gadzinówkę” drukowaną za zgodą władz niemieckich. Na pierwszej stronie informacja o grobach katyńskich i zdjęcie zmasakrowanej głowy gen. Smorawińskiego. Na drugiej stronie: zdjęcie legitymacji Virtuti Militari z rozmazanym profilem mężczyzny w mundurze.

Obok informacja, że w Gniezdowie pod Smoleńskiem znaleziono zwłoki generałów Bohatyrewicza, Smorawińskiego i pułkownika Hałacińskiego.

Przechowuje tę niemiecką “gadzinówkę” do dziś.

Kinga Hałacińska /2005-11-13

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:44, 23 Sie 2011    Temat postu:

Pułkownik Żorż. Obrazy z życia. Długie.


31 grudnia 1918 roku na placu Łukiskim w Wilnie rozpoczęła się rewia kawaleryjska. Nie była to parada w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale prezentacja oddziałów samoobrony polskiej, które szkoliły się przez kilka tygodni w mieście i okolicy, by w końcu ruszyć do walki przeciwko trzem przeciwnikom; Niemcom, nadchodzącym od wschodu bolszewikom i bojówkom komunistycznym rozsianym po samym Wilnie. Wszyscy ci ochotnicy, których później po wielu przygodach i walkach przemianowano na 13 Pułk Ułanów Wileńskich pochodzili z Litwy i Białorusi, byli – jakby to nazwano dawniej – pospolitym ruszeniem Wielkiego Księstwa. Wśród nich znajdowali się po większej części synowie ziemian z województwa wileńskiego, ale byli także chłopi, robotnicy i rzemieślnicy z Wilna i ludzie przypadkowi, o których nikt nic nie wiedział. Ich wyszkolenie bojowe było marne, wielu ledwie potrafiło jeździć konno, wielu nie miało pojęcia jak złożyć się do szabli w pełnym galopie, że o walce lancą nie wspomnę. Był to więc słabo przećwiczony żołnierz, który miał przeciwko sobie przeciwnika poważnego i nie przebierającego w środkach. Wtedy jednak – 31 grudnia 1918 roku mało kto z tych chłopców zdawał sobie sprawę co czeka go w przyszłości. Wszyscy wierzyli święcie w powodzenie i zwycięstwo. Byli w końcu u siebie, na swojej ziemi, którą mieli obronić przez wrogiem znanym i z dawna przewidywalnym. Czy może być coś prostszego? Wiary dodawał im także fakt, że na ich dowódcę generał Władysław Wejtko wyznaczył oficera, który wart był wtedy więcej niż wszystkie konne armie wschodu i pociągi pancerne zachodu.

Na zakończenie rewii na placu Łukiskim oficer ten wyjechał przed front swoich żołnierzy, był to człowiek niski, szczupły z ogromną głową, która wyglądała tak, jakby ktoś z wielką siłą uderzył w nią z jednej strony drągiem. Oficer ten miał posiniałe na mrozie, nieludzko odstające uszy i oczy wyłupiaste tak, że każdy mógł domyślić się iż cierpi na chorobę Bassedova. Jego wydłużona twarz zdawała się sięgać do ściśniętego na brzuchu pasa. W siodle siedział wprost znakomicie i ten jego wdzięk kawaleryjski przykrywał całą brzydotę i ułomność ciała. Wtedy na placu Łukiskim miał jeszcze stopień rotmistrza. Osadził konia i przemówił do swoich żołnierzy. Rzekł im tylko trzy słowa, które zostały zapamiętane i zanotowane w nielicznych pamiętnikarskich relacjach o tym dziwnym człowieku.
Chłopcy – Ojczyna – Bolszewicy – wykrzyknął. – Job ich mać – dodał po chwili. Na koniec zaś rzucił komendę – od prawego –trójkami – stępa –marsz. I pułk ruszył.


[link widoczny dla zalogowanych]


Oficer ten nazywał się Jerzy Dąbrowski.
Ludzie mówili o nim jednak Łupaszka, a to ze względu na te wyłupiaste oczy. W domu zaś, dużo, dużo później, jego żona, rosyjska księżniczka z domu Urusow zwracała się do niego mówiąc – Żorż. Tak samo mówiły doń jego cztery córki.

Życie Jerzego Dąbrowskiego było legendą i wiele epizodów, o których mówiono i śpiewano po wioskach i zaściankach nie znajduje potwierdzenia w relacjach świadków. Nie jest to jednak powód, by o tych legendarnych wydarzeniach nie wspomnieć. Tym bardziej, że ich cienie znajdują się w pamiętnikach i zapiskach ludzi, którzy z Dąbrowskim stykali się osobiście, którzy zapamiętali jego styl, jego nieprawdopodobny wygląd i sposób w jaki zwracał się do ludzi. Cofnijmy się teraz w czasie i popatrzmy na Piotrogród roku 1917. W mieście organizuje się – nie bacząc na bolszewików – Naczelny Polski Komitet Wojskowy zwany Naczpolem. Organizacja ta wspomaga i organizuje przerzuty polskich oficerów z rozbitych rosyjskich armii do Murmańska. Jej konspiracyjną agendą jest organizacja o nazwie „Plenbieg”, w niej zaś działają ludzie, którzy muszą wykazać się ponadprzeciętnymi zdolnościami organizacyjnymi i przytomnością umysłu, by ocalić i przerzucić na północ zjawiających się masowo w Piotrogrodzie polskich oficerów. Czekają tu bowiem na nich bolszewicy, którzy wszystkich schwytanych Polaków zabijają na miejscu. Jak każda działalność konspiracyjna, również działalność Plebiegu wymaga znacznych nakładów finansowych. Pieniędzy jednak nie ma skąd brać. One oczywiście są w mieście, ale znajdują się w rękach bolszewików, którzy mają zwyczaj przewozić je nieoznakowanymi ciężarówkami .CDN
Coryllus
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:56, 23 Sie 2011    Temat postu:



Dowództwo ochotniczego oddziału Samoobrony Litwy i Białorusi braci Dąmbrowskich. Siedzą od lewej: Władysław i Jerzy - Żorż, Łupaszka:

W kwietniu 1917 roku jedna z takich wyładowanych pieniędzmi ciężarówek zwanych lorami jedzie wprost przez środek miasta. Na Polu Marsowym, naprzeciwko Letniego Ogrodu, w biały dzień, na stopień tego samochodu wskakuje jakiś oberwaniec w czapce z oderwanym daszkiem i brudnym jak nieszczęście płaszczu po jakimś pskowskim kirasjerze. Kierowca i konwojent są całkowicie zaskoczeni, ten pierwszy nie zatrzymuje samochodu, auto cały czas jedzie. Konwojent próbuje wreszcie wyszarpać nagan zza paska, ale widząc twarz intruza zaczyna się zastanawiać czy to czasem nie wariat, nie jakiś chory człowiek, który umknął ze szpitala, a teraz stroi sobie niewczesne żarty z władzy rewolucyjnej. Intruz patrząc swoimi nieludzko wytrzeszczonymi oczami na obydwóch czerwonych uśmiecha się szeroko odsłaniając wielkie różowe dziąsła, a potem ku przerażeniu obydwóch, wyciąga z kieszeni browning i rozwala strzałami dwie głowy – najpierw konwojenta, a potem kierowcy. Chwilę potem chwyta za koło kierownicy, by samochód nie zboczył z drogi i przepychając ciało znad kierownicy na bok sam bierze się za prowadzenie auta. Lora nie dojedzie dziś tam, gdzie jej oczekują, skręca wkrótce w jedną z bocznych ulic i znika z oczu przechodniom, którzy nawet nie usłyszeli strzałów.

Mówiono, że rotmistrz Dąbrowski nie potrafił czytać map. Że służba w rosyjskiej kawalerii nadała mu wszystkie cechy rasowego jeźdźca, ale nie zrobiła zeń sztabowca. Opinia ta powtarzana wiele razy za księdzem Walerianem Meysztowiczem nie musi być prawdziwa, albowiem w opracowaniu Tomasza Strzembosza pod tytułem „Saga o Łupaszce” przeczytać możemy, że Dąbrowski miał za sobą kurs geodezji. Jeśli więc uczył się na geodetę, nie mógł mieć kłopotów z czytaniem map. Coś jednak w tej dziwnej opinii być musi, albowiem w oddziale samoobrony wileńskiej, która ruszyła w roku 1918 na południe ustępując przed przeważającymi siłami bolszewików znajdował się prócz Jerzego także jego brat Władysław. Był to młodszy brat, który zawsze, w każdej kampanii towarzyszył Jerzemu i teoretycznie to on dowodził oddziałem. Zawsze miał przy tym wyższy stopień niż Łupaszka. Wszyscy jednak doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to Jerzy Dąbrowski jest dowódcą. Władysław wykonywał jedynie robotę sztabową i papierkową. O Łupaszce zaś mówiono, że ma doskonałe wyczucie terenu i przeciwnika. Była to cecha zakorzeniona w najgłębszych pokładach podświadomości, cecha spleciona z intuicją i działająca jak zwierzęcy instynkt bez udziału rozumu. Stanisław Mackiewicz, który służył w oddziale Łupaszki w czasie jego rajdu z Wilna do Brześcia Litewskiego wspomina jak zachowywał się rotmistrz podczas szarży. Dla ludzi rozumujących w sposób filmowy i powierzchowny szarża kawaleryjska to atak wielkich mas konnych na ukrytego często przeciwnika. Atak ten jest w pewnym momencie nie do zatrzymania i dużo w nim spontaniczności oraz bezmyślności. Opis Mackiewicza przeczy tym wrosłym w mózgi dyletantów przekonaniom. Łupaszka prowadząc szarżę doskonale wiedział o czyhających nań niebezpieczeństwach. Skąd wiedział? Tego nie odgadniemy. W czasie ataku przypomnianego przez Mackiewicza sam autor jechał tuż przy rotmistrzu i patrzył uważnie w jego straszliwą i napiętą twarz. Kiedy wydawało się, że już nic nie powstrzyma szarży Dąbrowski, jak gdyby nigdy nic zawrócił szwadron jednym gestem ręki. Nie padło ani jedno słowo, ani jedna komenda, ani jeden okrzyk. Jak się później okazało szarża trafiłaby wprost na gniazda karabinów maszynowych. Łupaszka nie prowadził wcześniej żadnego rozpoznania, nie było na to czasu, nie miał pojęcia, że są tam te karabiny, a jednak zawrócił i wiedział kiedy to zrobić.
W roku 1919 rozpoczęła się epopeja oddziału samoobrony wileńskiej pod dowództwem braci Dąbrowskich. Oddział ten po oczyszczeniu miasta z bolszewików musiał wycofać się na południe przez następującą ze wschodu armią czerwoną. Dąbrowski chciał połączyć się z nadchodzącym od Warszawy wojskiem polskim. Był środek zimy. Mróz nocami sięgał trzydziestu stopni, jego żołnierze zaś odziani w liche kabaciki musieli wędrować nocami by omijać większe zgrupowania wroga, a do tego jeszcze atakować mniejsze. Wrogiem byli wtedy żołnierze niemieccy ze zgrupowania Ober-Ost zajmujący wielkie obszary pomiędzy Białymstokiem, Wilnem a Brześciem. Do najsłynniejszych wyczynów Łupaszki w tamtym czasie należało przekroczenie Niemna. Rzeka nie zamarzła jeszcze na tyle, by przeprawić przez nią oddział kawalerzystów. A Łupaszka prowadził ze sobą także piechotę, którą wiózł na kilkudziesięciu zarekwirowanych saniach. Nocą, liczący około 700 ludzi oddział przy pomocy miejscowych chłopów rozpoczął przeprawę. Na kruchy i ledwo co zaskorupiały lód rzucano grube wiązki faszyny. Na tę warstwę sypano dopiero śnieg zebrany z pól i brzegów i po tym prowizorycznym moście pontonowym przeprawiali się żołnierze z Wilna na drugą stronę Niemna.CDN
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 15:12, 23 Sie 2011    Temat postu:


Samoobrona Wileńska 1918 r. – oddział braci Dąmbrowskich (ze zb. Andrzeja K.)
[link widoczny dla zalogowanych]


Brześć zajęty przez Niemców miał być ewakuowany w końcu lutego roku 1919. Tak to uzgodniono pomiędzy radami żołnierskimi armii niemieckiej, a dowództwem wojska polskiego. Łupaszka jednak niczego z nikim nie uzgadniał, kiedy więc w nocy z 12 na 13 lutego znalazł się pod twierdzą brzeską wraz ze swoimi ułanami z Wilna, Lidy i Szczuczyna nie czekał na żadne dodatkowe inspiracje, wskazówki czy informacje tylko zaatakował wprost załogę niemiecką stojącą w mieście i twierdzy. W krótkim czasie zepchnął Niemców do budynku dworca i zajął miasto. Wywołał tym samym wielkie zdziwienie wśród czekających na dobrowolne opuszczenie twierdzy przez przeciwnika oficerów polskich. Tamten zimowy miesiąc – luty roku 1919 po raz ostatni oglądał spotkanie pospolitego ruszenia z Litwy z pospolitym ruszeniem przybyłym z Korony. Był ostatnim miesiącem, w którym żywa jeszcze w sercach Unia Lubelska zmaterializowała się pod zimowym niebem na murach twierdzy w Brześciu.

Początek wojny bolszewickiej to seria rajdów czy jak kto woli zagonów kawaleryjskich na tyły coraz bardziej zdemoralizowanego wroga. Wszystko tam odbywało się według jednego schematu. Cichy, nocny marsz przez cienkie linie bolszewików, dotarcie do ciągnącej się za frontem linii kolejowej, atak na załogę dworca i oczekiwanie na pociąg wiozący komisarzy. Kiedy ten nadjechał Łupaszka kazał strzelać doń z karabinów maszynowych. Schwytanych zaś komisarzy bolszewickich wieszał na drzewach wokół dworca. Żołnierzy zawsze wypuszczał, był bowiem człowiekiem słynącym z łagodnego usposobienia, co się zresztą później na nim zemściło. Żołnierze uciekający przed jego zagonem docierali do zaniepokojonych oddziałów frontowych , którym sama wieść o tym, że na tyłach znajduje się jakieś polskie wojsko wystarczyła do tego by rozbiec się panice. Ucieczkę tę Łupaszka powstrzymywał swoimi szczupłymi siłami, jak mógł. Zaczynał zwykle od wysadzania mostów na biegnących równolegle do frontu rzekach. Potem pozostawało już tylko czekać na nadejście polskich oddziałów. Działania początku wojny bolszewickiej przysporzyły mu sławy i splendoru, który z przyczyn niezawinionych przez Jerzego Dąbrowskiego nie został zauważony po wojnie.

Ryngraf Jerzego Dąmbrowskiego
[link widoczny dla zalogowanych]


W czasie kontrofensywy czerwonych Jerzy Dąbrowski organizował oddziały mające wiązać walką korpus Gaj-Chana. Walczył w ostatniej fazie bitwy warszawskiej i w bitwie niemeńskiej. Po wojnie fotografie jego niezwykłej i dziwnej twarzy znalazły się we wszystkich księgach pamiątkowych i wszystkich opracowaniach historycznych dotyczących wojny z bolszewikami. Jerzy Dąbrowski był jednym z najsłynniejszych oficerów II Rzeczpospolitej. Był i co z tego. Zapomniano o nim całkiem, nie awansowano go, a wręcz nawet próbowano z wojska usunąć. Rzekomo za krnąbrność oraz czyny nieregulaminowe, których dopuścił się podczas wojny, a także po niej. Owe czyny nieregulaminowe to było spalenie Mozyrza, a także rabunki dokonywane przez jego żołnierzy, których nie mógł powstrzymać, kierował się bowiem w swych działaniach jedną tylko zasadą – dobrem oddziału. To zawsze ratowało mu skórę i zawsze prowadziło od sukcesu do sukcesu. To, nie zaś ślepe posłuszeństwo i litera regulaminu. Rozmaici sztabowi mędrcy zdobywający awanse i odznaczenia salutując na schodach i gryząc gęsie pióra mówili wprost, że oddział Dąbrowskiego złożony był z „paniczyków i rabusiów”. No i cóż ja mogę drogi czytelniku rzec na taką opinię? No, był złożony. I co z tego?

Wykonując przez całe dwudziestolecie rozmaite podrzędne funkcje Jerzy Dąbrowski starzeje się i coraz bardziej podupada na zdrowiu. Cierpi na astmę, jego niewielkie zdeformowane ciało nie radzi sobie z nadmiarem ran pozostałych po wojnie i z własną przyrodzoną ułomnością.
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 15:43, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 15:20, 23 Sie 2011    Temat postu:


Zofia Dąmbrowska z domu Urusow z córkami – Mazuryszki pod Wilnem, początek lat 30 – tych.
[link widoczny dla zalogowanych]

Coraz więcej nocy Dąbrowski spędza chodząc w milczeniu po mieszkaniu miast spać. Jego legenda jest jednak ciągle żywa, a ludzie w Wilnie rozpoznają go, pozdrawiają tak samo jak rozpoznają i pozdrawiają generała Żeligowskiego. Kiedy w końcu w roku 1932 otrzymuje awans na podpułkownika wydaje się, że wreszcie przypomniano sobie o jego zasługach. On sam nie chce więcej. Przez jakiś czas dowodzi oddziałami KOP na Białorusi i miesiące te są dlań przypomnieniem dawnej chwały. Czas wolny spędza najczęściej i z rodziną. Jest człowiekiem towarzyskim i mimo swojej – określanej przez Mackiewicza nieludzką – brzydoty – nie może pozbyć się towarzystwa pań, które odwiedzają jego dom pod pozorem przyjaźni z żoną. Kiedy zbliża się wojna Dąbrowski, jak wielu innych zdolnych oficerów zostaje pozostawiony bez przydziału. Nie dostał żadnych zadań także na wiosnę 1939 roku. Wydarzyło się jednak owej wiosny coś bez czego nie sposób zrozumieć kim był podpułkownik Jerzy Dąbrowski „Łupaszka”.

W czasie epopei roku 1919 wśród zdobytych przez ułanów Łupaszki miast była także Bereza Kartuska. W maju zaś roku 1939 aresztowany został i osadzony w obozie odosobnienia w tejże Berezie Stanisław Mackiewicz – Cat. W kilka dni po tym aresztowaniu w wileńskim „Słowie” ukazała się notatka treści mniej więcej takiej; w roku 1919 oddział majora Dąbrowskiego (Władysława brata Jerzego, który był nominalnym dowódcą) zajął Berezę Kartuską, a jednym z zajmujących był ułan Stanisław Mackiewicz. Rok 1939. Ułan Mackiewicz znowu przyjechał do Berezy. Notatka podpisana była inicjałami oraz funkcją – J.D. Były dowódca.



Poczet sztandarowy K! Cresovia Viln. (Polska Akademicka Korporacja Cresovia) przed gro­bem matki i serca Józefa Piłsudskiego na wileń­skiej Rossie. Czwarty z prawej filister. h.c. K! Cresovia Viln. płk Jerzy Dąmbrow­ski "Łupaszka" - słynny zagończyk, boha­ter ­wojny1920r. Wilno, ok. 1936 - 1937 r.
[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedy treść owej notatki została przeczytana przez wizytującego Wilno inspektora armii generała Stefana Dąb-Biernackiego wpadł ów pan w to, co zwykle wojskowi nazywają w takich razach szałem. Wysłał do redakcji „Słowa” swojego adiutanta i kategorycznie zażądał ujawnienia danych personalnych autora notki, grożąc zamknięciem redakcji. Redaktor Konstanty Syrewicz zastępujący Mackiewicza odmówił ujawnienia tych danych i poinformował o wizycie adiutanta samego Jerzego Dąbrowskiego. Ten słysząc co się przytrafiło panu generałowi Biernackiemu ubrał się w galowy mundur, przypiął na pierś wszystkie ordery jakie miał w domu, przypasał szablę i ruszył pewnym krokiem do siedziby Inspektoratu Armii. Biernackiego zastał już w holu, kiedy ten schodził z marmurowych schodów. Stanął na baczność zasalutował i oznajmił; Panie generale, melduję, że JD, były dowódca to ja, Jerzy Dąbrowski. Sądzę, że teraz „Słowo” nie zostanie zamknięte. Po czym dobył z kabury rewolwer przystawił sobie lufę do mostka i wystrzelił.

Biernacki wpadł w panikę, w jakiej nikt jeszcze nie widział go od kiedy rozpoczął pan generał swoją karierę w armii. Dąbrowski, okrwawiony i bez przytomności leżał na schodach siedziby Inspektoratu Armii, a cała afera miała za tło awanturę z dziennikarzami. Wszyscy obecni latali po budynku jak opętani, aż w końcu ktoś zdobył się na to, by pomóc Łupaszce. Okazało się, że kula nie sięgnęła serca, przebiła tylko płuco. Dąbrowski przez całe przedwojenne lato leżał w szpitalu. Kiedy zeń wyszedł był już tylko cieniem samego siebie.CDN
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 15:34, 23 Sie 2011    Temat postu:


Biskup Bandurski z podkomendnymi braci Dąmbrowskich – 1919 r. (ze zb. Andrzeja K.)
[link widoczny dla zalogowanych]


Druga połowa września 1939 roku zastaje Łupaszkę przy organizacji 110 pułku ułanów, który miał być rezerwą w razie niepowodzenia na froncie. Szybko okazało się, że wielu z wybrańców, którzy podjęli odpowiedzialne funkcje dowódcze we wrześniu nie spełniło swoich zadań i pułki zapasowe stają się wobec tempa wydarzeń oddziałami frontowymi. Dowodzący nimi ludzie zaś to ci, których nie lubili Dąb-Biernaccy i im podobni. W przypadku 110 pułku ułanów są to pułkownik Dąbrowski i major Dobrzański.

Pułk ten wycofuje się przed armią czerwoną w lasy augustowskie i tam uchodząc przez czołgami i staczając potyczki z bandami dywersantów rozwiązuje się wobec przeważającej przewagi wroga w Janowie pod Kolnem. Dąbrowski ma wtedy 50 lat, okropną astmę i gorączkę, ponieważ zaczyna mu się zapalenie płuc. Rozwiązanie oddziału dokonuje się spokojnie, a nie tak jak to przedstawił niedościgniony Bohdan Poręba w swoim filmie „Hubal”. Co prawda w relacjach świadków znaleźć możemy informację, że odejście majora Dobrzańskiego w kierunku Warszawy wywołało gwałtowną i emocjonalną reakcję pułkownika, który wprost rozpłakał się wobec faktu klęski. Nie zmienia to jednak faktu, że wraz z grupą żołnierzy przedostał się na Litwę, by po podreperowaniu zdrowia kontynuować walkę z czerwonymi.

Na Litwie Łupaszka zostaje rozpoznany i osadzony w twierdzy w Kownie. Nie próbuje uciekać, jest ciężko chory. W Kownie dowiaduje się z radia, że generał Sikorski awansował go na generała, ale awans ten pozostaje tylko teorią, w świadomości ludzi Dąbrowski zawsze pozostanie pułkownikiem, Łupaszką, Żorżem, sławnym zagończykiem, godnym samego Kmicica. Po zajęciu Litwy przez Rosjan wraz z innymi oficerami przewieziono go do Kozielska. Było to już po zamordowaniu znajdujących się tam wcześniej oficerów w lesie pod Katyniem. Tam, w Kozielsku rozpoznaje go oficer NKWD. Łupaszka jest na liście poszukiwanych oficerów i jeśli ktoś mógł być rozpoznany przez czekistów to właśnie on, ze względu na swoją twarz, a także na fakt, że niczego przed nikim nie ukrywał. Ani swojej tożsamości, ani orderów, które zawsze nosił na piersi.


Zofia Dąmbrowska z domu Urusow z córkami – Kolumna, połowa lat 60 – tych.
[link widoczny dla zalogowanych]

Z Kozielska przewieziono go do Mińska lub do Ługańska. Nikt tego na pewno nie potrafi powiedzieć. Znamy kilka relacji z ostatnich dni życia Jerzego Dąbrowskiego. Pierwszą pozostawił żołnierz nazwiskiem Cydzik, który leżał z Łupaszką w celi więziennego szpitala. Pułkownik nie mógł poruszać się na łóżku. Miał połamane ręce i nogi. Jedno z jego wyłupiastych oczu zostało wybite w śledztwie. Pozrywano mu paznokcie, a także zrzucono z trzeciego piętra na kamienną posadzkę. Opowiadał o tym Cydzikowi i czekał śmierci. Podobno zabito go kilka dni potem, ale przeczy temu inna relacja. Jest to opowieść Ireny Krzywickiej (córki chorążego w 5 pułku legionów, a nie słynnej „gorszycielki”), która wraz z czterdziestoma oficerami była sądzona w pokazowym procesie w Ługańsku. Dąbrowski był według niej wyleczony i doprowadzony do jako takiego porządku, by mógł wziąć udział w sfingowanym procesie. Kiedy wprowadzono go na salę wszyscy oskarżeni już tam byli. Dąbrowski miał skute ręce i był prowadzony przez dwóch żołnierzy z bagnetami na karabinach. Tuż przed ławą oskarżonych jeden z enkawudzistów ni z tego ni z owego uderzył w twarz Irenę Krzywicką. Dąbrowski tak jak stał strzelił go skutymi rękami wprost w twarz, a potem poprawił kopniakiem w jądra. Potem usiadł w ławie oskarżonych. Czekista zalał się krwią i stracił na miejscu przytomność.


Dzisiaj na kolumieńskim cmentarzu znajduje się symboliczna mogiła podpułkownika Jerzego Dąmbrowskiego, w której pocho­wana jest Zofia Dąmbrowska i najmłodsza z córek.
[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedy odczytano wyrok Jerzy Dąbrowski zwrócił się do sądu wojskowego reprezentującego Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich ze słowami:
– wysoki sądzie! Job waszu mać!
Po czym został wyprowadzony z sali rozpraw. Zabito go jeszcze tej samej nocy. Pamiętajmy o nim. Jerzy Dąbrowski. Łupaszka. Pułkownik Żorż.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 15:35, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:28, 31 Sie 2011    Temat postu:

Dziewczyna z Katynia


Janina Lewandowska w stroju lotnika.

Rozmowa z Henryką Wolną-Van Das, autorką książki "Spotkania z Janką”, będącej biografią zamordowanej w Katyniu Janiny Lewandowskiej.

- Właśnie ukazała się pani biografia Janiny Lewandowskiej, jedynej kobiety zamordowanej w Katyniu. Dlaczego zainteresowała panią ta postać?
- Janka była niezwykłą kobietą, a jej losy i tragiczny upadek znakomitej rodziny Dowbor-Muśnickich, do której należała, to materiał na scenariusz filmowy. Janina zginęła w dniu swoich 32. urodzin, 22 kwietnia 1940 roku, zamordowana strzałem w tył głowy w lesie katyńskim. Jej 20-letnia siostra, Agnieszka, zginęła 2 miesiące później w Palmirach, należała do konspiracyjnej grupy "Wilki”, razem ze znakomitym lekkoatletą Januszem Kusocińskim. Głęboko mnie to poruszyło, takie tragiczne podsumowanie polskich losów. Było to uderzające zwłaszcza w kontekście moralnego testamentu, jaki pozostawił ich ojciec - generał Józef Dowbor-Muśnicki, twórca 1. Korpusu Polskiego w Rosji, dowódca powstania wielkopolskiego.


Dowbór-Muśnicki Józef - gen. broni.
[link widoczny dla zalogowanych]

"Moje dzieci winny pamiętać, że są Polakami, że pochodzą ze starej rodziny szlacheckiej o pięciowiekowej nieskazitelnej przeszłości i że ojciec ich dołożył wszelkich swych możliwości dla wskrzeszenia Polski w jej byłej chwale i potędze. Ma zatem prawo żądać od swego potomstwa, by nazwiska naszego niczym nie splamiły” – napisał.



Gen. broni Józef Dowbór-Muśnicki (po cywilnemu) w towarzystwie nierozpoznanych osób.
[link widoczny dla zalogowanych]

Córki własną krwią i cierpieniem wypełniły ten testament.
- No właśnie, ale generał, pisząc go, zwracał się przede wszystkim do synów. W tej konserwatywnej rodzinie sukcesorem tradycji był przede wszystkim mężczyzna, tymczasem obaj synowie generała zawiedli na całej linii. Pierworodny Gedymin zupełnie nie pasował do rodziny, wdał się w dziadka po stronie matki. Wybitnie uzdolniony w naukach ścisłych, miał być naukowcem. Ojciec wysłał go na studia do Tuluzy, ale chłopak tam się rozpuścił, rzucił studia, bo bardziej od fizyki interesował go poker. Żeby likwidować karciane długi, zdawał egzaminy za swoich kolegów, a oni mu za to płacili. Ojciec przerwał finansowanie wyrodka, zerwali kontakty i nigdy się już nie spotkali. Gedymin skończył we Francji jako szewc.

- Za to drugi syn zapowiadał się znakomicie.
- Olgierd był największym osiągnięciem swego taty. Urodzony żołnierz, lotnik po szkole Orląt, robił wspaniałą karierę. Na dodatek przystojny, znakomita partia matrymonialna. Niestety, nieodpowiednio się zakochał – nie dość, że w kobiecie starszej, to jeszcze żonie swego przełożonego. Pewnego razu na dancingu próbował poprosić do tańca tę panią, podobno był zbyt natarczywy. Otrzymał surową publiczną reprymendę. Grzecznie przeprosił, wyszedł do szatni i strzelił sobie w głowę. Na szczęście jego ojciec od roku już nie żył.CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:48, 31 Sie 2011    Temat postu:


Janka w łódce nad jeziorem w Lusowie. Lata trzydzieste. (fot. fot. Archiwum Henryki Wolnej-Van Das)

- Dziewczyny nie miały lekkiego życia z papą generałem.
- Ich matka umarła, gdy Janka miała 12 lat, a Agnieszka roczek. Młodsza córka po latach powiedziała, że jako ojciec był troskliwy, ale tragiczny. Wychowywał je po wojskowemu. Obie jeździły konno, pływały, jeździły na nartach. W domu wymagania były jednak bardzo surowe. Odczuła to szczególnie Janka, gdy zamarzyła jej się kariera artystyczna. Dziewczyna skończyła konserwatorium poznańskie w klasie fortepianu i śpiewu solowego. Gdy okazało się, że ma zbyt słaby głos na karierę operową, związała się z kabaretem. Ojciec dostał szału, gdy zobaczył nazwisko Dowbor-Muśnickich na afiszu. Zrobił jej taką awanturę, że Janka przez dwa lata nie pojawiała się w rodzinnym Lusowie.

- Druga pasja dziewczyny – lotnictwo, której oddała się bez reszty, też nie wzbudziła zachwytu ojca?.

- Miłością do latania zaraził ją ukochany brat Olgierd. Zrobiła kurs szybownictwa. Jako pierwsza kobieta w Europie oddała skok spadochronowy z wysokości 5 tysięcy metrów. Zdobyła uprawnienia na samoloty motorowe. Zrobiła kurs radiotelegrafistki. Przy całej swej wrażliwości i delikatności to była bardzo uparta i twarda dziewczyna. Jak już coś postanowiła, to nie odpuszczała, aż osiągnęła cel. Ale ojciec jej dokuczał. Martwił się, że nikt się z nią nie ożeni, bo kto potrzebuje baby-spadochroniarza.CDN


Ślub cywilny Janiny Dowbor-Muśnickiej z Mieczysławem Lewandowskim. Razem byli przez 50 dni. (fot. fot. Archiwum Henryki Wolnej-Van Das)

10 czerwca 1939 r. w Poznaniu, zawiera związek małżeński (ślub cywilny) z pilotem instruktorem Mieczysławem Lewandowskim, natomiast ślub kościelny odbył się w Tęgoborzu k/Nowego Sącza i przyjęła jego nazwisko; Lewandowski, jeden z dwóch lotników polskich o tym samym imieniu i nazwisku, był podoficerem rezerwy lotnictwa i instruktorem w szkole szybowcowej w Tęgoborzu. W czasie
wojny służył jako starszy sierżant pilot w 307 Dywizjonie Myśliwskim Nocnym "Lwowskich Puchaczy" i 305 Dywizjonie Bombowym "Ziemi Wielkopolskiej"
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Śro 22:57, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 23:16, 31 Sie 2011    Temat postu:


Fotografia ślubna Janiny i Mieczysława Lewandowskich. Fot.: IPN.
[link widoczny dla zalogowanych]

To pewnie odetchnął z ulgą, gdy Janka zakochała się w lotniku, Mieczysławie Lewandowskim, który prowadził szkołę szybownictwa?
- On odetchnął z ulgą, a ona wreszcie miała u swego boku kogoś, kto nie dość, że ją kochał, to jeszcze podzielał jej pasję, rozumiał i wspierał. Młodzi znali się od 1936 roku, ale ślub kościelny wzięli dopiero w lipcu 1939, bo na przeszkodzie stanęła najpierw żałoba po ojcu, a potem po bracie. Byli małżeństwem zaledwie 50 dni, nawet nie zdążyli razem zamieszkać. On właśnie załatwiał swoje przenosiny do Poznania, nie było go przy niej, gdy wybuchła wojna. Już się więcej nie zobaczyli. Minęli się o kilka godzin.

Dlaczego Janka nie zaczekała na męża?
- Bo rwała się na wojnę. Wraz z innym członkami Aeroklubu Poznańskiego dostała kartę mobilizacyjną i przydział do 3. Pułku Lotnictwa. Nie była żołnierzem, ale chciała się przydać w wojsku. 3 września na fali euforii po wypowiedzeniu wojny przez Francję i Anglię, wraz z kolegami klubowymi wyruszyła za swoją jednostką do Lublina. W lotniczym kombinezonie, z plecakiem i dwoma pistoletami zabranymi z gabinetu ojca poszła, jak kiedyś on, bić się o wolność Polski. Odtąd zły los decydował już za nią. Droga, w którą wyruszyła, miała się skończyć w katyńskim lesie.

- Jak to się stało, że została internowana?
- Jej mała grupka napotkała po drodze rzut kołowy bazy lotniczej, tej, do której miała skierowanie. Dowodzący nim kpt. Józef Sidor pozwolił przyłączyć się cywilom. Po 17 września, gdy zaczął rządzić chaos, Sidor zdecydował, by część jednostki udała się w kierunku granicy rumuńskiej, a część miała iść do granicy węgierskiej. Ci pierwsi się uratowali, Janka z Sidorem poszła w drugą stronę. Pod Husiatyniem oddział trafił do sowieckiej niewoli.

- Janka nie była żołnierzem, nie nosiła munduru. Dlaczego NKWD osadziło ją wraz z oficerami najpierw w Ostaszkowie, a potem w Kozielsku?
- Nie mam wątpliwości, że doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia – córką byłego carskiego generała, żołnierza Piłsudskiego, który w swych wspomnieniach z 1935 roku napisał, że pierwszy poznał się na bolszewickiej zarazie i zaprzysiągł im do końca życia zemstę. Janka co prawda zmieniła swoje dane – występowała tylko pod nazwiskiem męża, ukrywając rodowe, zmieniła imię ojca i rok swego urodzenia, ale NKWD miało ją jak na widelcu. Najlepszy dowód, że jej dwaj koledzy z aeroklubu trafili do obozu dla cywilów.CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 23:34, 31 Sie 2011    Temat postu:



- W niektórych publikacjach na jej temat pojawia się informacja, że już w czasie internowania miała na sobie mundur lotniczy.
- To niemożliwe. Mundur dostała dopiero w obozie, najpewniej w Kozielsku. Stało się to z inicjatywy rady generalskiej, z generałem Henrykiem Odrowążem Minkiewiczem na czele. Musieli się zorientować, że Janka została rozpracowana przez NKWD, i żeby ją chronić przed strażnikami, sowieckimi żołdakami, nadali jej fikcyjny stopień podporucznika lotnictwa i znaleźli dla niej jakiś mundur, zresztą za duży, bo dziewczyna była drobna.

- Może by przeżyła, gdyby nie ten mundur.
- Raczej nie. Polskim generałom wydawało się, że w ten sposób zapewnią jej bezpieczeństwo, że jako oficer będzie pod ochroną. Kto mógł przypuszczać, że wszyscy zostaną bestialsko wymordowani. Tyle tysięcy oficerów.

- Co wiadomo o jej obozowych losach?
- Niewiele. Miała osobne pomieszczenie w bloku, zwanym dowcipnie przez oficerów Bristolem. Mieszkała w jakimś schowku pod schodami. Pomagała kapelanowi, wypiekała hostie na obozowe msze, śpiewała. W obozowych zapiskach zachowały się strzępy informacji o niej. Budziła powszechny szacunek. "Jest między nami lotniczka. Dzielna dziewczyna. Znosi z nami wszelkie trudy”. Jej ciało Niemcy znaleźli podczas ekshumacji w 1943 roku w grobie kapelanów. Nie mogli zrozumieć, skąd wśród tysięcy ciał pomordowanych polskich oficerów kobieta oficer, kobieta lotnik. Zupełnie im to też nie pasowało do celów propagandowych, więc zatarli po niej wszelkie ślady. Na liście obozowej Janina Lewandowska jeszcze figurowała, ale na opublikowanej przez Niemców liście katyńskiej już nie. Przez ponad pół wieku uchodziła za osobę zaginioną. Kamień w wodę.


Do Katynia przyjechali eksperci europejscy, dziennikarze ze Szwecji, Szwajcarii, z Hiszpanii i państw okupowanych. Dziennikarze stwierdzają, że oprócz zwłok oficerów znaleziono dotychczas nieliczne tylko zwłoki kapelanów wojskowych oraz jednej kobiety.
Ekshumacją kieruje prof. Gerhard Butz.
Przyjechał do Katynia z Breslau (Wrocław) z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Kto się do tego przyczynił?
- Niemiecki antropolog prof. Gerhard Buhtz, kierownik zakładu medycyny sądowej na uniwerytecie we Wrocławiu, który w 1943 nadzorował ekshumację zwłok polskich oficerów. W Smoleńsku miał laboratorium, w którym prowadził badania. Szczególnie interesowały go czaszki pomordowanych, miał ich w laboratorium sześć. Kiedy doniesiono mu o odnalezieniu zwłok kobiecych, uznał to za wyjątkowo interesujący przypadek. Dostarczono mu więc czaszkę Janki, a resztę ciała gdzieś pochowano. Tę czaszkę, oznaczoną V-13, widział w smoleńskim laboratorium dr Marian Wodzyński, członek delegacji Polskiego Czerwonego Krzyża. Po powrocie do Krakowa opowiedział o tym prof. Bolesławowi Popielskiemu. Ten dobrze zapamiętał relację i kiedy w 1945 roku, repatriowany ze Lwowa do Wrocławia, organizował tam zakład medycyny sądowej na wydziale medycznym uniwersytetu, zaczął od poszukiwania czaszek. Słusznie rozumował, że Buhtz musiał swoje materiały badawcze właśnie tam przewieźć. Znalazł wszystkie czaszki. Nosiły ślady po kulach kaliber 7.65, a więc wystrzelonych z broni używanej w Związku Radzieckim. To był niezbity dowód, że mord katyński to dzieło Sowietów, ale oficjalna propaganda przypisywała go wówczas Niemcom. Popielski zamknął więc szczątki w swoim gabinecie, informując o nich tylko najbardziej zaufanych współpracowników, którzy na kilkadziesiąt lat stali się strażnikami czaszek katyńskich. Mieli je ujawnić dopiero wtedy, gdy zniknie wszelkie ryzyko, a oni sami będą mieli stuprocentową pewność co do genezy czaszek.

- Sprawa została ujawniona w 2003 roku, sześć czaszek uroczyście pochowano we wrocławskim Sanktuarium Golgoty Wschodu. Janka musiała jeszcze poczekać.
- Nikt nie miał wątpliwości, że to szczątki Janiny Lewandowskiej, ale trzeba było to naukowo potwierdzić. Rzecz nie była łatwa, bo badanie kodu genetycznego nie wchodziło w grę. Dowiedzenie prawdy zajęło naukowcom dwa lata. Potwierdzenie przyniosła w końcu metoda superprojekcji. Czaszkę Janiny Lewandowskiej przekazano Towarzystwu Pamięci Generała Józefa Dowbor-Muśnickiego w Lusowie. Tam też 4 listopada 2005 została ona pochowana w grobie rodziców. Żegnali ją mieszkańcy Lusowa, żołnierze, lotnicy i kardynał Henryk Gulbinowicz. Janka wróciła do domu. Przejmująco zabrzmiały słowa kustoszki Muzeum Powstańców Wielkopolskich: "Panie generale, po sześćdziesięciu latach znów może pan przytulić córkę.
nto.pl/apwww.ps/pbcs.dll/article?AID=/20100515/REPORTAZ/571287949
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 21:02, 07 Lut 2012    Temat postu:


Komisja międzyministerialna przy samolocie Lublin R. XIII z 63 eskadry lotniczej 6 pułku lotniczego. Widoczni m.in.starosta baranowicki Zygmunt Przepałkowski, inż. Jan Kawecki, dyrektor biura Ligi Obrony Powietrznej Państwa Humpola, inż. Stefan Hojarczyk, przedsiębiorca Hermanowicz.

Zygmunt Młot-Przepałkowski

Zygmunt Przepałkowski ps. "Młot" (ur. 17 kwietnia 1893 w Kozienicach, zamordowany w kwietniu 1940 w Katyniu) – rotmistrz kawalerii Wojska Polskiego, urzędnik administracji państwowej.

Był synem Stanisława, inżyniera Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i Marii ze Świętalskich. Szkolne lata spędził w Radomiu. Następnie był słuchaczem Szkoły Technicznej Wawelberga i Rotwanda w Warszawie. Przed wybuchem I wojny światowej podjął w Liège studia politechniczne. Związał się ze Związkiem Strzeleckim i Związkiem Walki Czynnej. Uczestniczył w czasie wakacji 1914 w różnych formach szkolenia wojskowego.
Swój szlak bojowy rozpoczął 6 sierpnia 1914 w szeregach 1 Kompanii Kadrowej. Pod Kostiuchnówką był ciężko ranny. Od stycznia 1917 uczestniczył w pracach Szkoły Podchorążych 1 Pułku Ułanów Legionów w Ostrołęce. Był wachmistrzem 4, potem 2 szwadronu. Po kryzysie przysięgowym internowany w Szczypiornie. W 1918 zgłosił się do powstającej w Lubelskiem konnicy. W szeregach 7 Pułku Ułanów Lubelskich walczył w Małopolsce Wschodniej. W kwietniu 1918 w czasie ataku na Baranowicze ponownie został ranny.
W 1920 brał udział w słynnej kontrofensywie znad Wieprza. Całą kampanię zakończył w Lidzie. Po wojnie stacjonował ze swym pułkiem w Mińsku Mazowieckim. Często pełnił służbę przy Komendancie w Sulejówku. W 1926 przeniesiony do 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich w Baranowiczach. Z wojskiem rozstał się 10 marca 1927 w stopniu rotmistrza.
Od 1927 pracował w administracji państwowej. Pełnił kolejno funkcję starosty powiatu w Makowie Mazowieckim (1928–1929), Baranowiczach (1930–1931) i Wilejce (1932–1934), naczelnika wydziału w zarządzie miejskim Warszawy i ponownie starosty – tym razem w Przasnyszu (od 1936). Poświęcał się również pracy społecznej, pełniąc funkcję prezesa Związku Legionistów w Wilejce i Przasnyszu oraz Wileńskiej Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny.
Ożenił się z Hanną Sowińską, miał z nią syna Adama i córkę Jadwigę (z męża Fęglerską). We wrześniu 1939 aresztowany przez NKWD koło miejscowości Mirogoszcza Mała na Wołyniu. Przebywał w więzieniach w Dubnie i Łucku. Z obozu jeńców w Kozielsku wysłał dwa listy do rodziny – ostatni nosi datę 16 lutego 1940. Zginął w lesie katyńskim. Jego imię nosi ulica w Przasnyszu.
Minister Obrony Narodowej decyzją Nr 439/MON z dnia 5 października 2007 r. mianował go pośmiertnie do stopnia majora[1]. Awans został ogłoszony w dniu 9 listopada 2007, w Warszawie, w trakcie uroczystości "Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów".


Ordery i odznaczenia:

Krzyż Niepodległości
Krzyż Walecznych – czterokrotnie
Złoty Krzyż Zasługi
Odznaka pamiątkowa 1 Kompanii Kadrowej
Odznaka pamiątkowa I Brygady Legionów "Za wierną służbę"
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 21:41, 07 Lut 2012    Temat postu:

Kazimierz Jackowski.


Major Kazimierz Jackowski, pierwszy szef radiotelegrafii w Wojsku Polskim i kierownik na Państwowych Kursach Radiotechnicznych przy ministerstwie oświaty
[link widoczny dla zalogowanych]

Kazimierz Wacław Jackowski
(ur. 4 marca 1886 w Warszawie, zm. w kwietniu 1940 w Katyniu) – polski inżynier radiotechnik, major dyplomowany łączności Wojska Polskiego.
Po studiach we Lwowie i Monachium oraz pracy w warszawskiej firmie "Progress" zajmującej się aparatami rentgenowskimi, został w 1915 roku powołany do armii rosyjskiej. W czasie I wojny światowej odbył studia w Oficerskiej Szkole Inżynierii, gdzie prowadził też zajęcia z radiotechniki, przerwane przez rewolucję październikową.
Wrócił do Polski i wstąpił do tworzącego się Wojska Polskiego. Jako specjalista pełnił funkcję szefa radiotelegrafii w Naczelnym Dowództwie. 3 maja 1922 roku został zweryfikowany w stopniu majora ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 roku i 21. lokatą w korpusie oficerów łączności. W 1923 roku był II zastępcą kierownika Centralnych Zakładów Wojsk Łączności w Warszawie, pozostając jednocześnie oficerem nadetatowym 1 Pułku Łączności w Zegrzu. Od następnego roku pełnił służbę w Pułku Radiotelegraficznym w Warszawie. W okresie od 1 listopada 1924 roku do 15 października 1925 roku był słuchaczem Kursu Doszkolenia Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. Po ukończeniu kursu i otrzymaniu dyplomu naukowego oficera Sztabu Generalnego został przydzielony do Departamentu X Przemysłu Wojennego Ministerstwa Spraw Wojskowych. W 1928 roku pełnił służbę w Biurze Ogólno-Organizacyjnym M.S.Wojsk. [1] Z dniem 30 czerwca 1929 roku został przeniesiony w stan spoczynku [2].
W roku 1929 współorganizował Stowarzyszenie Radiotechników Polskich (później członek warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Elektryków Polskich), kierował Państwowymi Kursami Radiotechnicznymi, w 1926 współorganizował I Ogólnokrajową Wystawę Radiową, współtwórca Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie, później włączonego do Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego. Od 1929 założyciel i pierwszy dyrektor Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie.
Zamordowany w kwietniu 1940 w Katyniu.
Ordery i odznaczenia
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
[link widoczny dla zalogowanych]


Otwarcie muzeum, moment przecięcia wstęgi przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Widoczni także m.in.: dyrektor muzeum Kazimierz Jackowski 9na prawo od prezydenta), minister przemysłu i handlu Ferdynand Zarzycki (1. z prawej), kard. Aleksander Kakowski (1. z lewej), szef Gabinetu Wojskowego Prezydenta RP płk Jan Głogowski (2. z lewej), komisarz Rządu na m.st. Warszawę Władysław Jaroszewicz (za prezydentem Mościckim, w białym szaliku).
Data wydarzenia: 1933-12-16
[link widoczny dla zalogowanych]

WYBITNY RADIOTECHNIK

Kazimierz Jackowski zanim zajął się muzealnictwem technicznym dał się poznać jako wybitny inżynier, szczególnie zasłużony dla stworzenia podstaw i rozwoju polskiej radiotechniki.

Po studiach we Lwowie i Monachium oraz pracy zawodowej w warszawskiej firmie "Progress" zajmującej się aparatami rentgenowskimi, został w 1915 r. powołany do armii rosyjskiej. W wojennych warunkach odbył dodatkowe studia w Oficerskiej Szkole Inżynierii, pogłębiając specjalistyczną , zawodową wiedzę. Musiał zwrócić na siebie uwagę, skoro powierzono mu w tej samej Szkole prowadzenie wykładów z radiotechniki, nowej jeszcze wówczas dziedziny nauk technicznych, szybko się rozwijającej, zwłaszcza w okresie wojny. Wybuch Rewolucji Październikowej przerwał tę działalność, a Jackowski orientując się w sytuacji zdołał szczęśliwie powrócić do kraju. Wstąpił do tworzącego się Wojska Polskiego, gdzie jako specjalista pełnił funkcję szefa radiotelegrafii przy Naczelnym Dowództwie.

Pozostając w służbie wojskowej zajął się upowszechnianiem radiotechniki w kraju. W 1929 r. współorganizował Stowarzyszenie Radiotechników Polskich zajmując w tym Stowarzyszeniu czołowe funkcje, aż do funkcji prezesa. Kierował Państwowymi Kursami Radiotechnicznymi, które umożliwiały wykształcenie dobrej kadry fachowej w tej dziedzinie. Współorganizował w 1926 r. I Ogólnokrajową Wystawę Radiową, należał do współtwórców Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie, później włączonego do Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego.

W dziedzinie radiotechniki Kazimierz Jackowski pozostawił swym dorobkiem trwały ślad.

Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie.

Otwarcie działu teleradiotechnicznego.Podczas otwarcia, widoczni m.in.: dyrektor muzeum Kazimierz Jackowski, dyrektor departamentu technicznego Antoni Krzyczkowski.
Data wydarzenia: 1938-12-11
[link widoczny dla zalogowanych]


PIONIER MUZEALNICTWA TECHNICZNEGO

Jak wielu wybitnych inżynierów, Kazimierz Jackowski był zarazem humanistą i odczuwał wyraźną potrzebę działania na tym odcinku. Stąd jego zainteresowanie tradycjami techniki i ochroną jej zabytków, zrazu skoncentrowane na technice wojskowej. W połowie lat 20. rozpoczął tworzenie Muzeum Przemysłu Wojskowego, rychło jednak koncepcja programowa tej placówki rozszerzyła się w kierunku objęcia innych dziedzin techniki. Doprowadziło to do utworzenia w 1929 r. pod kierunkiem Jackowskiego Muzeum Techniki i Przemysłu.

Muzeum to, zlokalizowane w Warszawie, częściowo przy Krakowskim Przedmieściu, a częściowo przy ul. Tamka 1, było placówką prężną, szybko się rozwijającą. Zgodnie z koncepcją Jackowskiego miało być "ludową politechniką", a więc koncentrować swą działalność na popularyzacji dziejów polskiej techniki i przemysłu, a także ich aktualnego stanu i problemów gospodarki kraju.

Równolegle podjęta została pionierska wówczas w Polsce akcja ochrony zabytków techniki, obejmująca najpierw ich wyszukiwanie, gromadzenie dokumentacji, a następnie działania w zakresie praktycznego zabezpieczania. Te ostatnie koncentrowały się na terenie tzw. Zagłębia Staropolskiego (dziś teren woj. świętokrzyskiego), gdzie Muzeum otoczyło opieką dawną walcownię i pudlingarnię z I połowy XIX w. w Sielpi k. Końskich, tworząc tam swój terenowy oddział (placówka ta nadal istnieje jako oddział Muzeum Techniki).

Muzeum Techniki i Przemysłu, za sprawą dyrektora, potrafiło skupić wokół swej działalności liczne grono społecznych współpracowników wywodzących się ze środowisk inżynierskich, naukowych oraz przemysłowych, częstokroć zajmujących odpowiedzialne stanowiska i z autorytetem. Muzeum cieszyło się poparciem ówczesnego prezydenta Rzeczypospolitej prof. Ignacego Mościckiego.

Dyrektor Jackowski obok umiejętności wytyczania przed Muzeum Techniki i Przemysłu trafnych celów i konsekwentnego do niech dążenia, potrafił pozyskać szerokie społeczne poparcie, również dla perspektywicznego rozwoju placówki. Zasadne jest więc określenie jej jako muzeum inżyniera Jackowskiego.

Wojna zniszczyła niestety ten aktywny ośrodek kultury technicznej.

A inżyniera Jackowskiego spotkał tragiczny, polski los. Jego prochy spoczywają w Katyniu.

Jerzy Jasiuk
[link widoczny dla zalogowanych]

Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie

przemawia Kazimierz Jackowski, siedzi wiceminister Komunikacji Aleksander Bobkowski.
Data wydarzenia: 1938-04-05
[link widoczny dla zalogowanych]
Walne zgromadzenie członków Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie

Widoczni od lewej: prof. Janusz Groszkowski, dyrektor Instytutu prof. Dymitr Sokolcow, wicedyrektor Instytutu W. Cichowicz, sekretarz Roman Rudniewski, płk. Ornbach, inż. S. Jasiński, dyrektor Kazimierz Jackowski, prof. M.Pożaryski, prof. K.Drewnowski.
Data wydarzenia: 1931-03-28
[link widoczny dla zalogowanych]


Kim był Kazimierz Jackowski.

Urodził się w rodzinie Emilii i Aleksandra Jackowskiego. Jego matka była siostrą cioteczną Bolesława Prusa, a ojciec dyrektorem drukarni poligrafii magistratu Warszawskiego. Jego bratem był rzeźbiarz Stanisław, drugi, Aleksander (zwany Olesiem) pracownikiem ministerstwa spraw zagranicznych i ojcem profesora Aleksandra Jackowskiego, historyka sztuki ludowej, antropologa kultury. Siostrami były: Maria Królowa, Emilia Kapaonowa (zwana Niusią) i Zosia, osoba ciężko chora. Żona Kazimierza Jackowskiego miała na imię Janina (zwana Ninką). Mieli dwóch synów, Zbyszka (zwanego Zbysiem) i Kazika (zwanego Żuczkiem). Żuczek w czasie niewoli ojca miał lat 14.
Ojcem chrzestnym Kazimierza Jackowskiego był Bolesław Prus. Kazimierz służył w wojsku Polskim, studiował we Lwowie i Monachium, doszedł do stopnia majora (pośmiertnie awansowany na podpułkownika). Major Jackowski organizował służby radiotelegraficzne Wojska Polskiego (pełnił funkcję szefa radiotelegrafii przy Naczelnym Dowództwie)i współpracował przy zakładaniu Polskiego Radia. Przed wojną założył i prowadził Muzeum Techniki (dawniej Muzeum Techniki i Przemysłu), które obecnie nazwane jest jego imieniem.
Kazimierz Jackowski ze swoją rodziną często przebywał w Annopolu. Siostrzeńcy i siostrzenice byli w niego zapatrzeni. Zachowały się ich dziecięce marzenia z 1923 roku: „Ja Marychna Kapaonówna chcę być typem babuni. A więc: zawsze czysta, energiczna, wesoła i dobra. Mąż mój ma być typem wujka Kazia: szatyn wojskowy (…) Ja Aleksander Kapaon mam obecnie lat 12 i pół. Jak będę dużym będę inżynierem wojskowym, typ wujka Kazia (…) Ja Jan Kapaon mam obecnie lat 11. Jak będę dużym będę księdzem wojskowym, będę mieszkał w Annopolu, Kościół będzie w lesie wujka Adzika. Miejsce będzie wprost Marysina, będę na wzór księdza Ignacego Skorupki, będę mieszkał w domu wujka Adzika i cioci Mani(…) Ja Jadwiga Kapaonówna mam obecnie lat 9 i pół będę typem cioci Mani, męża chcę mieć inżyniera wojskowego, szatyn, niebieskie oczy, typ wujka Kazia, będzie się nazywał Zbigniew.’’

Wiersz Marii Królowej
dla brata Kazimierza, 1921 r
(streszczenie)

Kochany braciszku!

Cóż mój Kaziu słychać z Tobą
Gdy jedziesz się leczyć
Masz żonę i syna -
Śmiało idź przez życie.
Tyś wojskowy, major prawie
Nadzieja narodu.
Ty tak lubisz być radosny
I o wszystkich myślisz
Rozweselić chcę Cię trochę
Bo Ci smutno przecież
Pozostawić ładną żonę
I prześliczne dziecię
Opieką ich otoczymy
Kazio miły - gdy powrócisz
Znajdziesz ich w porządku.

***
Wiersz Kazimierza
na imieniny siostry Marii
08.09.1911

Rachunek w mej głowie
A nie głupie wiersze
Nie lubię rymarzy
To me zdanie pierwsze

Ścisłość w mojej mowie
Wywody niedługie
Nie lubię blagierów
To me zdanie drugie

Posążki to rzeczy
Bez użytku wiecie
Nie cenię rzeźbiarzy
To me zdanie trzecie

Płótna malowane
Mniej niż czyste warte
Nie lubię malarzy
To me zdanie czwarte

Miasto zamiast złej tandety
Wolę puste kąty
Nie lubię partaczy
To mój wywód piąty

Kocham braci, siostry
A szczególnie Manię
Życząc jej pociechy
To me szóste zdanie.

(po. inż.woj. Kazio)


Kartka z Katynia

Najdrożsi, Rodzinko, Zbysiu i Żuczku.
Wyobraźcie sobie moją oszalałą radość z (mego ?) otrzymania, w dniu wczorajszym, pierwszych waszych dwóch pocztówek, adresowanych jeszcze do Tietkino! Przez tyle miesięcy cierpiałem bezprzykładnie. Jedynym radosnym momentem była pocztówka wigilijna drogiego, przezacnego (…). Może zaczną wkrótce dochodzić i pozostałe wasze listy, chociaż mam dane, że zaginęły. Piszcie co tydzień, listy i pocztówki na przemian, należy się liczyć, że nasza korespondencja ginie. Czekam na fotografie! Ostatnio udało mi się wysłać do Was dodatkowe listy i pocztówki, ostatnia nr 6, imieninowa, do najukochańszego Żuczka.
Jakże jestem wdzięczny Bogu, że cała moja rodzina żyje, i że Muzeum ocalało. Wielkie szczęście, że Zosieńka z najbliższymi pozostali w Annopolu. Gdzie pomaga: Oleś, Marynia, chłopcy Kapaonów itd. Wacek poza listem od rodziców również nic nie otrzymał (…)
***
PS.
Kartki nie znalazłem w archiwach rodzinnych, ale w internecie, był wystawiony parę lat temu na Allegro. Ktoś sprzedawał, ktoś kupił.
Treść, sposób i czas odnalezienia wirtualnego śladu z Katynia wywołują ciarki na plecach.
Wacek, to porucznik Wacław Osiński, krewny Kazimierza, także zginął w Katyniu.
Autor: Józef z Rzeczpospolitej Norwidowskiej
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Śro 11:37, 08 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 18:44, 04 Kwi 2012    Temat postu:

Kpt. Wacław ZNAJDOWSKI

Kpt. Wacław ZNAJDOWSKI, lekkoatleta, hokeista (na trawie i lodzie) i tenisista. W roku 1923 zdobył srebrny medal mistrzostw Polski. W tym samym sezonie rzutem na odległość 22,15 ustanowił pierwszy oficjalny rekord Polski w rzucie młotem. Reprezentował warszawską Polonię.
Absolwent gimnazjum w Rydze oraz tamtejszej Akademii Handlowej i Politechniki Ryskiej. W okresie pobytu w Rydze aktywnie uprawiał hokej na lodzie oraz trawie i tenis. 22 lipca 1920 wstąpił jako ochotnik do armii, awansując w roku 1924 do stopnia kapitana. W okresie międzywojennym był aktywnym działaczem sportowym. Od 1924 był prezesem Warszawskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki, a w latach 1925-1929 piastował stanowiska wiceprezesa PKOl, PZLA, a także Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Od 1930 aż do wybuchu II wojny światowej był prezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W 1936 został wiceprezesem Polonii Warszawa. W okresie tym dwukrotnie był w kierownictwie reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie (Paryż 1924 oraz Sankt Moritz 1928).
W roku 1939 uczestniczył w kampanii wrześniowej. Został zmobilizowany i przydzielony do oddziału płk. Mariana Ocetkiewicza, stacjonującego w Chełmie. Walczył w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, a ostatecznie, w niewyjaśniony sposób, trafił do niewoli radzieckiej. Więziony w Kozielsku, został zamordowany przez NKWD w Katyniu w kwietniu 1940.
ur.1889-03-18,Ryga,
inżynier, OK I, zm. 1940, Katyń
[link widoczny dla zalogowanych]


Znajdowski Wacław
[1889-1940], inż., kpt. rez. piech.[1919], poś. mjr piech.[2007]
Ur. 18 III 1889 w Rydze, syn Wiktora i Adolfiny z Scheiczmanów. Uczęszczał do 8 klasowego gimnazjum klasycznego w Rydze, gdzie w 1907 otrzymał świadectwo dojrzałości. Pasjonował się lekkoatletyką. Z dniem 01 IX 19o7 powołany do służby w armii rosyjskiej. Służył w 177 pp w Rydze, gdzie ukończył kurs szkoły oficerskiej. Mianowany chor. piech. został przeniesiony 30 VIII 1908 do rezerwy. W latach 1908-1910 studiuje w Akademii Handlowej w Rydze. Uczęszczał także na dwuletnie specjalne kursy politechniczne na Wydziale Elektrotechnicznym. Po ukończeniu Akademii Handlowej pracuje na kolei w Rydze, a od 1911 pracuje przy budowie elektrowni. Uprawiał nadal sport. Był sportowcem wszechstronnym. Uprawiał lekkoatletykę, gimnastykę , pływanie i inne sporty. Zmobilizowany 18 VII 1914 do armii rosyjskiej i wcielony do 299 pp. Walczy na froncie na stanowisku d-cy kompanii. Uczestniczy w walkach pod Dęblinem, Solcem i Pilicą. 15 XI 1915 zachorował na tyfus brzuszny. W efekcie powikłań zdrowotnych uznany przez komisje lekarska za niezdolnego do służby frontowej. Od 20 i 1915 pełni funkcję oficera do zleceń w Stacji zbornej nr 29 dla rannych. Od XI 1915 przeniesiony do Zarządu Sanitarnego Frontu Zachodniego, gdzie oprócz funkcji oficera do zleceń dowodzi kompania sztabową. Mianowany w 1916 ppor. piech. Od 16 VI 1916 w stopniu ppor. pełni funkcje pomocnika naczelnika Stacji Zbornej dla rannych w Mołodecznie. Od 20 IV 191 pełni także funkcję adiutanta kmdta Głównego Zaopatrywania Armii Frontu Zachodniego w Mińsku i jednocześnie oficerem łącznikowym przy misji amerykańskiego Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Założył w Mińsku polski klub żołnierski, gdzie prowadził prace kulturalno-oświatową. Od III 1917 był wiceprezesem Związku Wojskowego Polaków Frontu Zachodniego armii rosyjskiej. 21 IX 1917 mianowany por. Od 18 II 1918 pełni funkcję oficera do zleceń i tłumacza w przedstawicielstwie I KP w Mińsku. Po rozwiązaniu I KP w VI 1918 powrócił do kraju i założył Spółkę Handlowo-Rolniczą i został członkiem zarządu. 22 VII 1920 wobec zgorzenia kraju przez najazd bolszewicki wstępuje ochotniczo do wojska. Zweryfikowany w stopniu por. otrzymał przydział Referatu Wydziału Ewidencyjnego Oddziału II Naczelnego Dowództwa. Z dniem 21 X 1921 przeniesiony do rezerwy. Zweryfikowany 8 II 1922 w stopniu kpt. piech. z starszeństwem od 1 VI 1919 z przydziałem do 21 pp w Warszawie. Ewidencyjnie podlegał PKU Warszawa M III. Z dniem 21 III 1933 przeniesiony do Oficerskiej Kadry Okresowej nr I Warszawa w grupie oficerów rezerwy piechoty. Po przejściu do rezerwy pracuje od 1921 na stanowisku dyrektora m. in. Spółki Drzewnej „Trasz” w Warszawie. Powraca tez do działalności sportowej . Był zawodnikiem sekcji lekkoatletycznej warszawskiej „Poloni”. W 1923 uzyskał tytuł wicemistrza Polski w rzucie młotem. W latach 1923-1925 był założycielem i wiceprezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Był kierownikiem ekipy polskiej na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu w 1924 oraz Igrzyska Zimowe w St. Mortiz w 1928. w latach 1925-1928 prezes Polskiego Związku Hokeja na Lodzie,. Od 1930 – 1939 prezes Polskiego Związku Lekkoatletyki. Od 1936 był także wiceprezesem warszawskiej „Polonii”. We IX 1939 zgłasza się ochotniczo do służby wojskowej. Bierze udział na stanowisku d-cy 9 kompanii w Batalionie Obrony Narodowej „Chełm Lubelski” w składzie Grupy płk-a M. Ocetkiewicza. Walczył na Lubelszczyźnie m. in. 23 IX 1939 pod Tomaszowem Lub. Po rozproszeniu grupy w nieznanych okolicznościach dostaje się do niewoli sowieckiej. Więziony w obozie w Kozielsku. Wywieziony 16 IV 1949 transportem do Lasu Katyńskiego, gdzie został zamordowany przez funkcj. NKWD.
Żonaty z Katarzyną Sehnbergów
Decyzją MON z 5 X 2007 pośmiertnie mianowany majorem piech.
Roczniki oficerskie 1923,1924; Rocznik oficerski rezerw 1934; Katyń. Księga cmentarna. W-wa 2000; Biogram oprac. przez Jana Kińskiego. /w:/. WPH nr 4. Warszawa 1992.
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 16:27, 05 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:52, 15 Lut 2013    Temat postu:


Henryk Erlich, lider socjalistów polskich zamordowany przez Sowietów.
[link widoczny dla zalogowanych]

Zabójstwo Altera i Erlicha

Jedną z ostatnich w najnowszych dziejach Polski białych plam ciągle czekających na pełne wyjaśnienie jest sprawa zamordowania w 1941 roku w Związku Radzieckim dwóch wybitnych przywódców Żydów polskich: Wiktora Altera i Henryka Erlicha. Morderstwo to, obok tajemnicy zaginionych polskich oficerów w Rosji, było wydarzeniem, które silnie bulwersowało ówczesną opinię społeczną. Mimo światowego rozgłosu, jakiego ta zbrodnia wtedy nabrała, dziś niewiele można o niej znaleźć w opracowaniach historycznych, bowiem cenzura polityczna PRL skutecznie blokowała wszelkie publikacje na ten temat. Sprawa stała się tabu na prawie pół wieku, ponieważ dotyczyła ciemnych kart stosunków polsko-radzieckich, uwikłanych dodatkowo w ciągle modulowaną ideologicznie problematykę żydowską.

Alter i Erlich byli w Polsce okresu międzywojennego znanymi działaczami żydowskiej socjalistycznej partii robotniczej Bund i z jej ramienia przez wiele kadencji pełnili funkcje radnych miasta Warszawy. Starszym był Henryk Erlich (Hersz Wolf), który urodził się 25 sierpnia 1882 roku w Lublinie, gdzie jego ojciec był młynarzem. Po zdaniu z wyróżnieniem matury w Lublinie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie za działalność polityczną skreślono go z listy studentów. Po krótkim pobycie w Berlinie kontynuował studia prawnicze na uniwersytecie w Petersburgu, które ukończył w 1908 roku. Już w 1903 roku wstąpił do Bundu, stając się jego aktywnym działaczem. Dziesięć lat później, już jako członek Komitetu Centralnego Bundu, został aresztowany i osadzony w moskiewskim więzieniu Butryrki. W latach I wojny światowej wydawał tygodnik „Jewriejskie Wiesti” i związał się z grupą tak zwanych „rewolucyjnych obrońców”, którzy uważali, że dla skutecznej obrony Rosji przed Niemcami w toczącej się wojnie należy obalić reżim carski. Był więc aktywnym uczestnikiem rewolucji październikowej. W 1918 roku wrócił do Polski i zamieszkał w Warszawie, gdzie obok pracy politycznej prowadził biuro adwokackie. Od 1920 roku do wybuchu II wojny światowej był członkiem, a przez pewien okres przewodniczącym, Centralnego Komitetu Bundu. W kierownictwie partyjnym stał na czele tak zwanej jedynki, będącej frakcją antykominternowską. Należał do czołowych publicystów prasy bundowskiej, na łamach której polemizował z działaczami PPS, krytykując ich antykomunizm i reformizm. Z ramienia Bundu uczestniczył w Kongresach PPS, a jako adwokat wielokrotnie występował jako obrońca w procesach komunistów. CDN
Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 1:02, 15 Lut 2013    Temat postu:


Wiktor Alter (jid. וויקטאר אלטער; ur. 7 lutego 1890 w Mławie, zm. 17 lutego 1943 w ZSRR) – żydowski działacz socjalistyczny związany z organizacją Bund, publicysta
[link widoczny dla zalogowanych]

Wiktor Alter,
używający również pseudonimu Lorman, urodził się 7 lutego 1890 roku w Mławie w rodzinie kupieckiej. Po przeniesieniu się rodziny do Warszawy uczęszczał do gimnazjum W. Górskiego, skąd za udział w strajku szkolnym został wydalony. W okresie tym stał się konspiracyjnym działaczem Bundu. W latach 1906–1911 studiował w Belgii, na uniwersytecie w Gandawie, gdzie uzyskał dyplom inżyniera mechanika. Po powrocie do Warszawy w 1912 roku zaangażował się w działalność polityczną w szeregach Bundu, za co został uwięziony i zesłany na Syberię, skąd wkrótce zbiegł na zachód Europy. Do wybuchu I wojny światowej przebywał w Belgii, a następnie w Anglii, gdzie związał się z Labour Party. Na wieść o wybuchu rewolucji lutowej w 1917 roku udał się do Rosji, gdzie zaangażował się aktywnie w pracę polityczną na terenie Ukrainy. W lipcu 1918 roku wziął udział w Konferencji Delegatów Robotniczych wybranych na bezpartyjnych zebraniach, za co został aresztowany. Po zwolnieniu przyjechał do Warszawy, by kontynuować działalność w Bundzie, z ramienia którego został członkiem komitetu wykonawczego Drugiej Międzynarodówki. W 1935 roku opracował rezolucję w sprawie jedności organicznej obu Międzynarodówek i utworzenia w każdym kraju tylko jednej partii robotniczej. W tej sprawie prowadził rokowania z Komunistyczną Partią Polski, które zakończyły się niepowodzeniem.Należał do grona głównych teoretyków i przywódców Bundu oraz był jednym z najbardziej aktywnych działaczy socjalistycznych w Polsce okresu międzywojennego. Pełnił szereg funkcji społecznych w organizacjach żydowskich, robotniczych i spółdzielczych. W 1937 roku udał się do ogarniętej wojną domową Hiszpanii z misją solidarności z Republiką. Znany był jako doskonały mówca, publicysta i autor licznych broszur politycznych. Współpracował z wieloma czasopismami a w latach 1935–1938 był wydawcą i redaktorem naczelnym „Myśli Socjalistycznej”.

We wrześniu 1939 roku Alter i Erlich uciekli z Warszawy na wschód przed wkroczeniem wojsk niemieckich i trafili pod okupację radziecką. W dniu 26 września w Kowlu NKWD aresztowało Altera, a 4 października w Brześciu nad Bugiem Erlicha. Po osadzeniu ich w więzieniu „śledztwo” prowadzone przeciwko nim trwało 22 miesiące. Na podstawie bezzasadnych oskarżeń zostali w lipcu 1941 roku skazani na karę śmierci, którą jednak ostatecznie zamieniono na dziesięć lat obozu pracy.

Po zawarciu w lipcu 1941 roku paktu Sikorski-Majski, w wyniku którego nastąpiło porozumienie polsko-radzieckie o pomocy w wojnie przeciwko hitlerowskim Niemcom, na skutek związanej z tym „amnestii” Erlicha zwolniono z obozu 12 września, Altera natomiast w październiku. Jeszcze podczas pobytu w obozie opracowali założenia powołania Międzynarodowego Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, na czele którego miał stanąć Erlich, natomiast Alter miał objąć stanowisko sekretarza generalnego. Propozycja uzyskała akceptację radzieckich władz, które przydzieliły im nawet personel biurowy, to znaczny – jak napisał prof. Janusz Zawodny – „obstawiono ich ze wszystkich stron prowokatorami”.CDN

Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 1:17, 15 Lut 2013    Temat postu:


Byli więźniowie łagrów zgłaszający się do służby wojskowej w Armii Polskiej w ZSRR – 1941
[link widoczny dla zalogowanych](1941-1942)

Po uzyskaniu wolności Alter i Erlich przybyli do Kujbyszewa, gdzie organizowała placówkę polska ambasada. Podjęli tam bliską współpracę z ambasadorem Stanisławem Kotem, czego wyrazem było powołanie Altera na wysłannika ze specjalną misją do Swierdłowska. Częste przebywanie w ambasadzie szefów Bundu prowokowało wśród antagonistów profesora Kota intrygi i pomówienia, jakoby Alter i Erlich „rządzili ambasadą”. Opinie takie, jak napisał Stanisław Kot, „… niestety szerzyli w Wojsku Polskim oficerowie, niewątpliwie nastawieni przez łączników NKWD, gdy przygotowywano mord tych wybitnych osobistości. Byłem pełen uznania dla rozumu i taktu Erlicha, odwagi i zdolności Altera, pomagali mi w oddziaływaniu na Żydów polskich, służyli radą w niejednej trudnej sprawie, np. ułatwili mi zahamowanie wspólnej inicjatywy żabotyńczyków i antysemitów wydzielenia z wojska oddziałów żydowskich, co byłoby pierwszym krokiem do odcięcia ich od Wojska Polskiego a wcielenia do Armii Czerwonej i czego pierwszą próbę (w Kołtubiance) ogół żydowski przyjął z wzburzeniem. Z specjalnie urządzonej w Ambasadzie konferencji z działaczami żydowskimi wyszedł gen. Anders z decyzją unicestwienia tego eksperymentu…”.

W momencie tworzenia armii przez generała Władysława Andersa wspomniani przez Kota przedstawiciele skrajnych nacjonalistycznych ruchów żydowskich znani syjoniści, inżynier Szeskin z Wilna i adwokat Marek Kalin, żabotyńczycy pod przywództwem Włodzimierza Żabotyńskiego, wystąpili z projektem tworzenia odrębnych oddziałów żydowskich z oficerami polskimi, które mogłyby być przemieszczone do Palestyny.

Generał Anders, który odrzucił ten projekt, napisał we wspomnieniach: „Miałem poważne kłopoty, gdy na początku zaczęły napływać w dużych ilościach mniejszości narodowe, a przede wszystkim Żydzi. […] pewna część Żydów radośnie witała wojska sowieckie wkraczające do Polski w 1939 roku. Na tym tle pozostał u rdzennych Polaków uraz, który musiałem przezwyciężyć. Z drugiej strony szereg działaczy żydowskich chciało zaakcentowania odrębności żydowskiej. W tej sprawie zwracali się do mnie dwaj wybitni przedstawiciele Żydów z Polski, Alter i Erlich.Po wielu rozmowach przyznali mi, że projekt ich jest nierealny, gdyż musiałbym stworzyć także oddzielne oddziały ukraińskie czy białoruskie. Stałem na stanowisku, że skoro tworzymy dalszy ciąg armii polskiej, wszyscy obywatele bez różnicy wyznania i narodowości mogą się w niej pomieścić. Ostatecznie zgodzili się z moim stanowiskiem…”.

Kot prostuje, iż Anders błędnie przedstawia fakt, jakoby Erlich i Alter dążyli na początku do wyodrębnienia Żydów z Wojska Polskiego i że dopiero jemu dali się przekonać do tworzenia wspólnych oddziałów, bowiem od początku byli przeciwni projektowi rewizjonistów. CDN
Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 1:29, 15 Lut 2013    Temat postu:


Przegląd oddziałów w Buzułuku 1942
[link widoczny dla zalogowanych](1941-1942)

Zgodnie z rozkazem Andersa każdy Żyd, który we wrześniu 1939 roku służył w armii albo przeszedł przeszkolenie wojskowe, mógł być wcielony do Wojska Polskiego. Natomiast z szeregów ochotników mogli być przyjęci tylko kwalifikujący się do służby z odpowiednią kategorią zdrowia. Jednocześnie generał zakazał wszelkiej agitacji antysemickiej w wojsku.

Stanowisko to satysfakcjonowało działaczy Bundu, którzy 31 października 1941 roku w piśmie do ambasady polskiej w Kujbyszewie, podpisanym przez Altera i Erlicha, napisali: „Podzielamy całkowicie stanowisko zasadniczo sformułowane przez gen. Andersa, a streszczające się w opinii, iż armia polska winna być tworzona jako jednolita organizacja na podstawie równego traktowania wszystkich obywateli polskich, bez różnicy narodowości lub wyznania, oraz że naczelnym zadaniem armii jest orężna walka o wolną, demokratyczną Polskę, wspólną ojczyznę wszystkich jej obywateli. Z zadowoleniem usłyszeliśmy oświadczenie gen. Andersa, że wydał stanowcze zarządzenie o tępieniu na terenie armii polskiej w ZSSR wszystkich podżegań do waśni narodowościowych, a więc i wszelkich objawów antysemityzmu, oraz że zamierza z całą energią przestrzegać wykonania odnośnych zarządzeń”.

W następstwie akceptacji polityki Rządu RP w sprawie tworzenia Wojska Polskiego oraz stanowiska Andersa Alter i Erlich wydali wspólnie odezwę wzywającą liczne rzesze Żydów polskich, którzy jako uchodźcy znaleźli się na terenie Rosji, do wstępowania w szeregi polskich oddziałów. „Dziś, gdy na ziemiach ZSRR – głosiła odezwa – tworzy się nowa Armia dla dalszej walki z Hitlerem, zwracamy się do wszystkich Żydów, obywateli polskich, zdolnych do noszenia broni […] z wezwaniem: Do broni! Stańcie w szeregach żołnierzy, którzy krwią własną raz jeszcze okupić mają prawo Polski do wolnego życia, którzy wespół z armiami państw sprzymierzonych uwolnić chcą Polskę i świat cały od zmory brunatnej niewoli. Ci zaś spośród Was, co niezdolni są do noszenia broni, niechaj nie szczędzą trudu, by ulżyć Armii w spełnianiu jej zadań, by przyspieszyć zwycięstwo. Udział w obecnej wojnie o wolność to i obowiązek i zaszczytne prawo. W imieniu żydowskich mas pracujących i inteligencji żydowskiej, które darzą nas zaufaniem, deklarujemy gotowość spełnienia obowiązku i domagamy się możności korzystania z tego prawa ...”.

Troska o losy formowanego Wojska Polskiego była powodem podróży generała Władysława Sikorskiego do ZSRR na początku grudnia 1941 roku. W okresie tym nastąpiło usztywnienie stanowiska Stalina w kwestii polskiej, zwłaszcza przebiegu granicy polsko-radzieckiej. Zaostrzenie kursu polityki Kremla nie stwarzało dobrego klimatu podczas wizyty premiera Rządu RP, który odbył ze Stalinem dwa spotkania w dniach 3 i 4 grudnia. Przebieg i skutki tych rozmów są znane.

Podczas spotkań Stalina z Sikorskim doszło do bulwersującego wydarzenia w Kujbyszewie. Było nim zaginięcie Altera i Erlicha. Ustalono, że feralnego wieczoru poszli razem na kolację do restauracji dla personelu dyplomatycznego, do której posiadali karty wstępu, ale do niej nie dotarli. Po kilku dniach bezskutecznych poszukiwań, miejscowe NKWD przyznało się do ich aresztowania.W związku z zaistniałą sytuacją ambasada polska wystosowała pisemną interwencję, na którą nadeszła odpowiedź, iż aresztowani „działali na rzecz Niemiec”. Na kolejną polską notę z 9 grudnia, stwierdzającą, że aresztowani byli pracownikami Biura Opieki Społecznej, nadeszła odpowiedź, zawierająca w konkluzji stwierdzenie, iż rząd radziecki „nie widzi podstaw do zmiany swego stanowiska”. Dalsze zabiegi Kota o ich zwolnienie zakończyły się niepowodzeniem, bowiem 28 stycznia 1942 roku Komisariat Ludowy zwrócił ambasadzie paszporty Altera i Erlicha z oświadczeniem, że są obywatelami ZSRR, więc „dalsze zapytania w ich sprawie przez polskiego ambasadora nie powinny mieć miejsca”.

Aresztowanie przez NKWD czołowych działaczy Bundu poruszyło opinię całego ówczesnego wolnego świata. Prośby o ich zwolnienie nadsyłali do Stalina działacze związkowi, politycy, znane osobistości, wśród nich pani Eleanor Roosevelt i Albert Einstein. Okazały się nieskuteczne, Stalin bowiem nie odpowiedział na żadną.
Andrzej Toczewski
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 23:48, 15 Lut 2013    Temat postu:


Zjazd Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski (czerwiec 1933 r.). Apel poległych przed Wielką Synagogą przy placu Tłomackie 7. Przemawia szef Głównego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego rabin Baruch Steinberg.
[link widoczny dla zalogowanych]

Baruch Steinberg

Baruch Steinberg[1] (ur. 17 grudnia 1897 w Przemyślanach, zamordowany 12 kwietnia 1940 w Katyniu) – starszy rabin II klasy Wojska Polskiego, pełniący obowiązki naczelnego rabina WP[2].

Członek Polskiej Organizacji Wojskowej. Już jako rabin wziął udział w obronie Lwowa w 1919 r, razem z ponad 400 innymi członkami POW.

W 1928 został kapelanem służby stałej Wojska Polskiego jako rabin Okręgu Korpusu Nr I, III i V. W 1933 objął obowiązki szefa Głównego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego, a w latach 1935-1939 – szefa Głównego Wojskowego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego Biura Wyznań Niekatolickich Ministerstwa Spraw Wojskowych.

1 września 1939, w chwili agresji Niemiec na Polskę, był jednym z siedmiu zawodowych rabinów wojskowych, został też szefem Duszpasterstwa Wyznań Niekatolickich dla Armii „Kraków”. Po najeździe sowieckim na Polskę 17 września 1939, wzięty do niewoli sowieckiej, przebywał w obozie w Starobielsku, skąd wywieziono go 24 grudnia 1939 w ramach akcji NKWD aresztowania duchownych-kapelanów wszystkich wyznań w wigilię Bożego Narodzenia 1939 do więzienia na Butyrkach w Moskwie, skąd w marcu 1940 powrócił do obozu, by następnie trafić do Juchnowa, a następnie do Kozielska. 12 kwietnia 1940 został wywieziony do Katynia i zamordowany[3].

Istnieją świadectwa, mówiące o niezwykłej solidarności ponad podziałami religijnymi wśród uwięzionych oficerów. Bronisław Młynarski pisze: Jak wielką i potężną była potrzeba wspólnej modlitwy dowodzi, iż jeńcy wyznania mojżeszowego, protestanckiego, prawosławnego – masowo uczestniczyli w nabożeństwach katolickich (...). Innym razem szliśmy w piątkowe wieczory pod przyzbę mizernej szopy (...), gdzie setki Żydów wznosiło gorące modły po hebrajsku, pod przewodnictwem kapelana dra Steinberga[4].

Minister Obrony Narodowej decyzją Nr 439/MON z dnia 5 października 2007 r. mianował go pośmiertnie do stopnia podpułkownika[5]. Awans został ogłoszony w dniu 9 listopada 2007 r., w Warszawie, w trakcie uroczystości „Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów”.

Awanse:

rabin – ze starszeństwem z 1 grudnia 1928
starszy rabin II klasy – 4 lutego 1934 ze starszeństwem z 1 stycznia 1934 i 1. lokatą w duchowieństwie wojskowym wyznania mojżeszowego
podpułkownik – pośmiertnie 5 października 2007
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Wątki Lutni Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin