|
www.gargangruelandia.fora.pl Strefa wolna od trolli
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 7:16, 13 Sie 2012 Temat postu: CZY TO JUŻ NIEMIECKA IV RZESZA? Nadchodzą ciekawe czasy.... |
|
|
Bardzo interesujący tekst w GW autorstwa Tomasza Pruska, autor w zasadzie opisuje stan gospodarki światowej, który widzi każdy mający choć trochę pojęcia o podstawach ekonomii i rynku. Ciekawa jest reakcja internautów pod tym tekstem, a raczej jej brak, tylko jeden wpis. Redakcyjna blokada czy fakt że nie się nim uderzyć w Kaczorów?
Siedem finansowych paradoksów, czyli kryzys pisze ekonomię na nowo
Tomasz Prusek 11.08.2012 , aktualizacja: 10.08.2012 20:18
Nie wiadomo, kiedy kryzys się skończy, ale przynajmniej wiemy, kiedy dokładnie się zaczął - zapoczątkował go upadek banku Lehman Brothers w 2008 r. Pracownicy wynoszący swoje pudełka stali się symbolem krachu (Fot. Kirsty Wigglesworth ASSOCIATED PRESS)
Kryzys sieje spustoszenie w skostniałych przez dekady prawidłach rynkowych.
Bo czy komuś przed 2008 r. śnił się masowy dodruk dolarów i funtów przez banki centralne?
Takich zawirowań w światowej ekonomii, jak po upadku Lehman Brothers i wybuchu kryzysu finansowego, nie było od Wielkiego Kryzysu w latach 30. poprzedniego wieku. Dlatego na rynkach finansowych dochodzi co rusz do sytuacji zaskakujących, które powodują, że niektóre dogmaty ekonomiczne zostają przewartościowane, a wyceny aktywów osiągają ceny, zdawałoby się, kompletnie niezrozumiałe. Innymi słowy - kryzys pisze Ekonomię2.0, czy się komuś podoba, czy nie, i zaczynamy żyć w "płynnej rzeczywistości".
1. Drukowanie pieniędzy. Przez dekady pomysł drukowania pieniędzy przez banki centralne był traktowany w kategoriach najwyższej ekonomicznej nieodpowiedzialności, bo powszechnie sądzono, że ceną byłoby rozkręcenie hiperinflacji. Tymczasem kryzys sprawił, że za dodruk wzięły się najbardziej poważane banki centralne świata: w USA i Wlk. Brytanii. Amerykański Fed wypuścił na rynek 2,3 bln dol., aby uratować system finansowy przed utratą płynności i wyciągnąć gospodarkę USA z najgłębszej i najdłuższej recesji od Wielkiego Kryzysu. Bank Anglii w tym samym celu wydrukował 375 mld funtów. Dodruk pieniądza nie jest fizyczny, tylko do bilansów banków centralnych dopisywane są księgowo ogromne kwoty, za które kupowane są obligacje rządowe od banków komercyjnych. Choć ekonomiści boją się inflacji, to jakoś nie widać jej na horyzoncie, bo w USA wynosi zaledwie 1,7 proc., a w Wlk. Brytanii - 2,8 proc. Cud? Wcale nie, bo świeży kapitał idzie przede wszystkim na spekulacje na giełdach i surowcach, zakupy nowych obligacji, a nie na akcję kredytową dla konsumentów i przedsiębiorstw, co dopiero znalazłoby odbicie we wzroście cen. CDN
Autor jakoś dziwnie "zapomniał" o decyzji Obamy o dodruku bilionów dolarów na potrzeby reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych, tzw. „Obamacare”.
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Śro 17:13, 16 Sie 2017, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 7:28, 13 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
2. Niemcy pożyczają... z zyskiem. Na razie finansowym wygranym kryzysu w strefie euro jest największa gospodarka Eurolandu - Niemcy. A dokładniej niemiecki budżet, który finansuje się nie tylko za darmo, ale nawet z zyskiem. Jak to możliwe? Na przetargach obligacji (tzw. Bundów), rząd niemiecki dostaje za Bundy czasem... więcej, niż wynosi nominał. Innymi słowy inwestorzy dopłacają niemieckiemu rządowi za to, że ten łaskawie sprzedaje im swój dług. Na pierwszy rzut oka wszyscy zwariowali, ale nie do końca. Bundy są bowiem używane jako zabezpieczenia (tzw. collateral) do transakcji finansowych na rynku międzybankowym. Bankructwo Grecji, Irlandii i Portugalii, strach przed niewypłacalnością Hiszpanii i Włoch, powodują, że mało kto chce przyjmować ich obligacji jako zabezpieczenie. Oznacza to, że bankierzy, chcąc zrobić transakcje z zabezpieczeniem, muszą mieć Bundy, albo transakcji nie będzie. Dlatego są gotowi dopłacać za ich posiadanie.CDN
Nie przypomina to nazistowskiego PLANU CZTEROLETNIEGO?
Zmiana polega tylko na tym, jak bez programu zbrojeniowego podbić Europę i nie tylko.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 8:09, 13 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
3. Polskie obligacje lepsze od hiszpańskich i włoskich. Polska ma powód do finansowej dumy, bo dług jest pod kontrolą, gospodarka ma się dobrze, a ratingi są lepsze niż wielu gospodarek strefy euro, które przez lata były stawiane nam za wzór. Kto nie pamięta słynnego: "Zbudujmy drugą Irlandię"?. Dziś lepiej nie budować ani drugiej Irlandii, ani Hiszpanii czy Włoch. Wszystkie te gospodarki toną w koszmarnych długach i inwestorzy zastanawiają się, czy bezpiecznie jest trzymać ich obligacje. W efekcie ceny papierów hiszpańskich czy włoskich spadają i rośnie im koszt pozyskiwania nowych pożyczek. Doszło do tego, że muszą płacić inwestorom więcej niż polski rząd. My cieszymy się na razie statusem finansowej "bezpiecznej przystani". CDN
Autor artykułu przechodzi sam siebie, w Polsce nie ma rosnącego bezrobocia, rosnących lawinowo cen żywności, prądu, gazu, benzyny, etc. etc. "Radosny" i "cudotwórczy" duet Tusk+ Rostowski prowadzi nas do "dobrobytu", czego dowodem są "osiągnięcia" działaczy PSLu czy PO, ostatnio Michał Tusk jest tego żywym przykładem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 8:20, 13 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
4. Nacjonalizacja nie jest zła. Własność państwowa, przez dekady uznawana za drugorzędną, przeżywa dzięki kryzysowi prawdziwy renesans. I to w państwach uchodzących za świątynie wolnego rynku, gdzie interwencjonizm państwowy traktowany był jak najgorsze zło. Ale czego nie robi się, aby nie dopuścić do upadku największych globalnych firm finansowych, takich jak amerykański ubezpieczyciel AIG i szereg banków w USA, Wlk. Brytanii i strefie euro. Bankierzy wcale nie protestowali po przejściu na garnuszek podatników, tym bardziej że z reguły wypłacali sobie premie jak za starych, dobrych, prywatnych czasów. Obecność państwa w gospodarce jest ceną płaconą za uratowanie globalnego systemu finansowego. Nie wszystkim się to podoba, bo na świecie w siłę rosną "oburzeni" na bankierów uratowanych przez państwa. U nas też są przymiarki do wkroczenia państwa do gospodarki, aby ratować upadające wielkie firmy budowlane. CDN
Nacjonalizacja i wsparcie państwa jest BE, łamaniem wszelkich reguł rynkowych, pod warunkiem że nie dotyczy to stoczni, hut, przemysłu motoryzacyjnego, banków,etc. etc. Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy USA.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 8:25, 13 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
5. Pożyczki realnie za darmo. Jeśli inflacja wynosi około 3 proc., a ktoś wpycha ci pożyczkę na 1 proc., to grzech nie brać. Z takiego założenia wychodzą setki europejskich banków, które wprost rzuciły się na ponad bilion euro supertanich pożyczek z Europejskiego Banku Centralnego. Wychodzi na to, że bank centralny dotuje działalność banków, bo mogą one kapitał pożyczony na zaledwie 1 proc. ulokować na znacznie wyższy procent i zgarnąć różnicę do kieszeni jako zysk. I o to chodzi EBC, aby banki komercyjne kupowały za tanie pożyczki obligacje zadłużonych państw strefy euro, podnosząc w ten sposób ich ceny i zmniejszając koszty finansowania budżetów, np. Hiszpanii czy Włoch. EBC w ten sposób obchodzi traktaty unijne, które zabraniają mu finansowania państw. Robią to za niego banki komercyjne wyposażone przez EBC w tanie pożyczki.
Read more: [link widoczny dla zalogowanych]
Więcej... [link widoczny dla zalogowanych]
Ech czasy, czyli ciekawe życie...............
Jak długo będzie nas doświadczać na tej szerokości geograficznej?
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 9:12, 12 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 8:49, 13 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Polityka gospodarcza III Rzeszy
Polityka gospodarcza III Rzeszy – polityka gospodarcza prowadzona przez władze III Rzeszy, w okresie sprawowania władzy w Niemczech przez Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partię Robotników.
Działania władz:
Po przejęciu władzy w 1933 roku kierownictwo NSDAP zadecydowało o zasadniczej zmianie od dotychczasowego modelu gospodarczego, opartego na rozwiązaniach wolnorynkowych. Zachowano prywatną własność przedsiębiorstw, jednak procesy regulacji zostały upaństwowione. Aparat partyjno-państwowy przejął nadzór nad rozdziałem surowców, ustalaniem cen, płacami, strukturą produkcji, handlem zagranicznym oraz kredytami. W 1936 utworzono Urząd do spraw Planu Czteroletniego, na czele którego stanął Hermann Göring. Do naczelnych zadań planu czteroletniego należało przygotowanie Niemiec do prowadzenia wojny oraz zlikwidowanie bezrobocia poprzez rozbudowę programu zbrojeń, inwestycje w infrastrukturę i rozrost formacji paramilitarnych. Ważne miejsce zajął program robót publicznych, zakładający m.in. budowę sieci autostrad. Jednocześnie ministerstwo gospodarki w porozumieniu z Reichsbankiem wprowadziło plan ograniczenia importu, subsydiowania eksportu oraz przejęcia kontroli nad systemem bankowym. W 1934, w miejsce rozwiązanych przez rząd związków zawodowych, utworzono obligatoryjny dla pracowników i pracodawców Niemiecki Front Pracy. Kolejnym sektorem objętym specjalnymi regulacjami było rolnictwo, nad którym nadzór przejął Kartel Żywnościowy Rzeszy podległy ministrowi ds. żywności i rolnictwa. Ważnym elementem nowego systemu gospodarczego stały się też obozy koncentracyjne, które dostarczały darmowej pracy więźniów.
Efekty
W wyniku podjętych przez władze działań bezrobocie w 1939 spadło do poziomu poniżej 1%, stopa oszczędzania w latach 1932-1938 wzrosła z 11% do 18%, produkcja przemysłowa wzrosła dwukrotnie, a produkcja rolnicza wzrosła o niemal 10%.
Jednocześnie odnotowano spadek płac realnych o 25% w latach 1933-1938,
a wzrost produkcji miał miejsce głównie w obszarach przemysłu zbrojeniowego.
[link widoczny dla zalogowanych]
Przeciętny Niemiec stracił realnie 1/4 swoich dochodów w stosunku do tego co miał w okresie Republiki Weimarskiej i siedział cicho.
Wiemy dlaczego! Niebywałą hossę zanotował tylko wielki kapitał, jak zawsze.
Dziś nie godzą się z tym Grecy, Hiszpanie, Włosi.
Ja również nie muszę, na razie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 11:40, 19 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
lutnia napisał:
lutnia napisał:
POROZUMIENIE
między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o budowie systemu gazociągów dla tranzytu gazu rosyjskiego przez terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i dostawach gazu rosyjskiego do Rzeczypospolitej Polskiej,
sporządzone w Warszawie dnia 25 sierpnia 1993 r.
Metryka
Tekst pierwotny
POROZUMIENIE
między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej
a Rządem Federacji Rosyjskiej
o budowie systemu gazociągów
dla tranzytu gazu rosyjskiego
przez terytorium Rzeczypospolitej Polskiej
i dostawach gazu rosyjskiego do Rzeczypospolitej Polskiej.
Rząd Rzeczypospolitej Polskiej
i
Rząd Federacji Rosyjskiej, dalej zwane Stronami, ustaliły co następuje:
Artykuł 1
Strony, pragnąc stworzyć warunki obopólnie korzystnej współpracy w projektowaniu, finansowaniu, budowie i eksploatacji systemu gazociągów tranzytowych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej dla dostaw rosyjskiego gazu ziemnego do Europy Zachodniej i do Rzeczypospolitej Polskiej, popierają utworzenie Spółki Akcyjnej przez polskie przedsiębiorstwo Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo z siedzibą w Warszawie i Rosyjską Spółkę Akcyjną GAZPROM z siedzibą w Moskwie w celu budowy i eksploatacji systemu gazociągów tranzytowych.
Artykuł 2
Spółka Akcyjna, wymieniona w Artykule 1 niniejszego Porozumienia, powołana będzie w Rzeczypospolitej Polskiej zgodnie z polskim ustawodawstwem.
Założycielami Spółki będą Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo i Rosyjska Spółka Akcyjna GAZPROM, którzy obejmą po 50% udziałów.
Założyciele uzgodnią warunki założenia, statut i inne niezbędne dokumenty Spółki Akcyjnej.
Odpowiedzialność Spółki Akcyjnej będzie ograniczona do wartości jej majątku.
Spółka Akcyjna rozpoczyna swoją działalność z dniem jej zarejestrowania w ustalonym trybie.
Założyciele mogą wprowadzać do Spółki Akcyjnej nowych uczestników i decyzje w tym zakresie założyciele będą podejmować wspólnie na zasadzie consensusu.
Artykuł 3
1. Strony wychodzą z założenia, że na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej budowany będzie system gazociągów tranzytowych o docelowej zdolności przesyłu gazu ziemnego – do 67 mld m3 rocznie.
Wejście gazociągu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej – w rejonie miejscowości Kondratki na granicy białorusko-polskiej i wyjście – w rejonie miejscowości Górzyca na granicy polsko-niemieckiej. Przewidywana jest możliwość budowy odgałęzienia gazociągu w kierunku południowo-zachodnim.
2. Strony przewidują budowę gazociągu do Obwodu Kaliningradzkiego Federacji Rosyjskiej z terytorium Republiki Białoruś przez terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
3. Strona Rosyjska zapewnia stopniowe zwiększanie wielkości dostaw gazu ziemnego do Rzeczypospolitej Polskiej w ramach budowanego, zgodnie z niniejszym Porozumieniem, systemu gazociągów tranzytowych do poziomu 14 mld m3 rocznie w 2010 roku, ponad wielkości dostaw w ramach istniejącego obecnie systemu przesyłowego.
W latach następnych dostawy gazu ziemnego w wielkości do 14 mld m3 realizowane będą w okresie wspólnej eksploatacji systemu gazociągów tranzytowych. Szczegółowe wielkości, warunki i terminy dostaw gazu ziemnego określane będą w stosownych kontraktach między podmiotami gospodarczymi Stron z uwzględnieniem możliwości określonych stanem technicznym systemu gazociągów przesyłowych.
Artykuł 4
Funkcja operatora gazociągów tranzytowych powierzona będzie przedsiębiorstwu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo na podstawie umowy ze Spółką Akcyjną.
Artykuł 5
1. Strona Polska gwarantuje swobodny tranzyt gazu przesyłanego w ramach niniejszego Porozumienia i nie będzie podejmować działań, które mogłyby utrudnić transport gazu, dostarczanego dla przesyłania od punktu zdawczo-odbiorczego na granicy białorusko-polskiej do punktów zdawczo-odbiorczych na granicy polsko-niemieckiej. Przy ograniczonych dostawach gazu przez Stronę Rosyjską na granicę białorusko-polską. wielkości tranzytu i dostaw do Rzeczypospolitej Polskiej będą obniżone proporcjonalnie do tych ograniczeń.
W przypadku niedotrzymania z winy Strony Polskiej lub firmy-operatora gwarancji dotyczących tranzytu. Strona Rosyjska ma prawo obniżyć wielkości dostaw gazu dla Strony Polskiej.
2. Strona Polska zapewni Spółce Akcyjnej, wymienionej w Artykule 1 niniejszego Porozumienia, traktowanie narodowe.
3. Strona Polska gwarantuje, że w stosunku do majątku Spółki Akcyjnej, wymienionej w Artykule 1 niniejszego Porozumienia, stosowane będą postanowienia Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji z 2 października 1992 r.
Artykuł 6
W celu realizacji projektu, wymienionego w Artykule 3 niniejszego Porozumienia, Strony będą wspierały Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, Rosyjską Spółkę Akcyjną GAZPROM i tworzoną Spółkę Akcyjną, w pracach związanych z projektowaniem, dostawami niezbędnych maszyn i urządzeń, pracami budowlano-montażowymi i innymi usługami.
Projektowanie, wykonawstwo, dostawa materiałów, maszyn i urządzeń, będą realizowane przede wszystkim przez polskie podmioty gospodarcze na podstawie umów zawieranych ze Spółką Akcyjną na warunkach konkurencyjności.
Prace i dostawy, które nie będą mogły być realizowane przez polskie podmioty gospodarcze, będą mogły być realizowane przez rosyjskie podmioty gospodarcze na podstawie umów zawieranych ze Spółką Akcyjną na warunkach konkurencyjności. Obie strony będą wspierały działania Spółki Akcyjnej w celu pozyskania kredytów na finansowanie budowy systemu gazociągów tranzytowych proporcjonalnie do wykorzystywanej mocy.
Artykuł 7
Budowa obiektów systemu gazociągów tranzytowych, o których mowa w niniejszym Porozumieniu, będzie realizowana według dokumentacji projektowej opracowanej zgodnie z obowiązującymi w Rzeczypospolitej Polskiej normami technicznymi, przepisami ekologicznymi i innymi przepisami prawa. W przypadku konieczności dokonania zmian tych norm i przepisów Strony zgadzają się, że zmiany to powinny być dostosowane do norm technicznych, jakościowych i ekologicznych obowiązujących w państwach EWG.
Artykuł 8
Gaz ziemny dostarczany z Federacji Rosyjskiej do Rzeczypospolitej Polskiej systemem gazociągów tranzytowych dla potrzeb Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie reeksportowany do krajów trzecich.
Artykuł 9
W przypadku wystąpienia siły wyższej powodującej niemożliwość wykonania przez jedną ze Stron obowiązków wynikających z niniejszego Porozumienia, Strony przeprowadzą stosowne konsultacje w celu podjęcia wzajemnie możliwych do przyjęcia decyzji dla przezwyciężenia zaistniałych przeszkód i zapewnienia wykonania niniejszego Porozumienia.
Artykuł 10
Dla wypełnienia ustaleń niniejszego Porozumienia podpisywane będą kontrakty między odpowiednimi polskimi i rosyjskimi podmiotami gospodarczymi, w których uzgadniane będą warunki handlowe i techniczne w zakresie tranzytu i dostaw gazu ziemnego.
Artykuł 11
1. Spory dotyczące interpretacji lub realizacji niniejszego Porozumienia będą rozstrzygane w drodze konsultacji między Stronami, które przy tym kierować się będą postanowieniami niniejszego Porozumienia oraz odpowiednich norm prawa międzynarodowego, a także uwzględniać postanowienia stosownych umów polsko-rosyjskich.
2. Jeśli spór nie będzie rozstrzygnięty w wyniku konsultacji przewidzianych w Ustępie 1. niniejszego Artykułu w rozsądnym czasie, lecz nie dłuższym niż 6 miesięcy, to Strony przystąpią do rozmów odnośnie możliwości zastosowania innych metod rozstrzygania sporów, jakie mogą wyniknąć w związku z interpretacją lub realizacją niniejszego Porozumienia, w tym arbitrażu i innych instytucji przewidzianych przez prawo międzynarodowe.
Artykuł 12
Niniejsze Porozumienie wchodzi w życie z dniem otrzymania ostatniej noty stwierdzającej, że zostały spełnione wymagania wewnątrzpaństwowe, niezbędne dla jego wejścia w życie. Porozumienie zawarte jest na czas nieokreślony.
Sporządzono w Warszawie 25 sierpnia 1993 roku, w dwóch egzemplarzach, każdy w języku polskim i rosyjskim, przy czym oba teksty mają jednakową moc.
[link widoczny dla zalogowanych]
.......................................................................................................
„Take or pay” – Polska na kolanach w sprawie dostaw gazu
[link widoczny dla zalogowanych]
...........................................................................................
Grupa trzymająca gaz
[link widoczny dla zalogowanych]
..................................................................................
Gazprom chce wycisnąć PGNiG jak cytrynę
Spółki Gazpromu wystąpiły do PGNiG z wnioskiem o renegocjację ceny gazu dostarczanego przez Gazprom na podstawie kontraktu gazu ziemnego do Polski z 25 września 1996 r., czyli tzw. kontraktu jamalskiego - poinformował PGNiG w piątkowym komunikacie. Polska spółka gazowa oceniła, że wniosek nie jest zasadny.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jak postkomunistyczny rząd SLD oddał się Rosjanom w/s gazu. Zamiast II nitki Jamalskiego powstał Nord Stream!
[link widoczny dla zalogowanych]
..................................................................................
Jak dajemy się okradać każdego dnia 1/4 - Robert KIYOSAKI
http://www.youtube.com/watch?v=sm3iuQ-ygRE&feature=related
Na filmie pod tym linkiem Robert KIYOSAKI mówi o oczywistych regułach gospodarki globalnej, w wyniku której biedni są coraz biedniejsi a bogaci coraz bogatsi. Globalizacja prowadzi do zanikania klasy średniej, nad czym z faryzejską obłudą ubolewa Robert KIYOSAKI. O tym o czym on mówi, piszę od momentu mojej przygody z netem. Różnica między nim a mną polega na tym, że on na mówieniu i pisaniu o tym zbija fortunę, również w Polsce, nie dając tak naprawdę nic w zamian. Ale warto posłuchać tego co on mówi i samemu wyciągać wnioski.
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Nie 17:00, 17 Gru 2017, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 8:32, 11 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
W czasie kryzysu urzędnicy zarabiają coraz więcej i bezkrytycznie oceniają swoją pracę. Ich pensje rosną, mimo że formalnie piąty rok z rzędu są zamrożone. Miało być taniej, a w 2012 r. płace w administracji wzrosły o 800 złotych.
................................................
Najwięcej zarabia się w ministerstwach. Tam średnie płace wzrosły o 200 zł i wynoszą już ponad 7 tys. zł. Na przykład w resorcie edukacji narodowej przeciętna pensja w 2011 r. wynosiła nieco ponad 7 tys. zł, a obecnie jest wyższa o 500 zł. Znacząco w ciągu roku podskoczyły też pensje w resorcie skarbu. Tam w 2011 r. zarabiało się średnio 5,2 tys. zł, a obecnie o 600 zł więcej. Z kolei w resorcie administracji i cyfryzacji płace wzrosły o 800 zł.
Najwięcej zarabiają dyrektorzy generalni – średnio 17 tys. zł. Tuż za nimi są dyrektorzy departamentów z przeciętną pensją 12,9 tys. zł. W przypadku tych ostatnich podwyżki sięgnęły ponad 300 zł.
Szef służby cywilnej przepytał urzędników, czy są zadowoleni z pensji. Na 2,3 tys. rządowych instytucji aż 88 proc. nie ma zastrzeżeń.
...........................................................................
Rekordy biją wydatki na nagrody. Na jednego urzędnika w ub.r. przypadło około 4,8 tys. zł z tego tytułu. Zgodnie z przepisami o służbie cywilnej fundusz nagród powinien wynosić minimum 3 proc. puli na płace. Ministerstwa wydały na ten cel aż 12 proc. Łącznie na jednego resortowego urzędnika przypadło 9,2 tys. zł nagrody.
Co ciekawe, przełożeni nie mają wątpliwości, że na nagrody zasługują wszyscy urzędnicy
................................................................................................
Bez nowelizacji
Z raportu wynika, że ten rok nie zapowiada wielkiego przełomu w pracy urzędów. Od czterech lat szef służby cywilnej obiecuje nowelizację ustawy pragmatycznej urzędników. Kolejny projekt został w ubiegłym roku złożony do zespołu ds. programowania prac rządu. Ten zakładał m.in. redukcję obciążeń regulacyjnych dla jednostek oraz uelastycznienie przepisów dotyczących służby cywilnej. Niestety, jak czytamy w sprawozdaniu, decyzja o podjęciu dalszych prac nie zapadła.
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]
"CUDA"! "CUDA"! Jeszcze raz "CUDA"!
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 8:42, 11 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 8:39, 11 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
<http>
Istnieje bardzo interesujący przykład na to, jak zróżnicowany potrafi być stosunek polityków do dwóch podobnych spraw: dwa zdarzenia, które nastąpiły w czasie, gdy panował prezydent L. Wałęsa, rządziła premier H. Suchocka, zaś Sejm i Senat były rozwiązane. Koalicja SLD/PSL-SP/UP ― głównie jednak jej "socjaldemokratyczna" frakcja! ― przez całe 4 lata trzęsła się z oburzenia wywołanego podpisaniem w dniu 28 lipca 1993 r. konkordatu przez prof. Krzysztofa Skubiszewskiego, ministra spraw zagranicznych w rządzie (UD/ZCh-N) panny Hanny Suchockiej, a to dlatego, że dokonano tego bez możliwości bieżącej kontroli parlamentarnej. (To jednak był NIE-uczciwy chwyt propagandowy ― naprawdę owym oburzonym chodziło zapewne o to, że i ekipa rządząca, i politycy SLD zdawali sobie sprawę z tego, iż w wyniku spodziewanego wyniku wyborów po kilku tygodniach podpisanie konkordatu stałoby się niemożliwe i odwlokłoby się co najmniej o długość trwania przyszłej koalicji rządowej). Wołano, że ta umowa nakład jakoby na Polskę ciężary finansowe i inne uzależnienia zewnętrzne (np. konieczność zmian w prawie wewnętrznym). PSL-SP to: PSL "Sojusz Programowy", czyli partia, której prezesami byli kolejno: Waldemar Pawlak i Jarosław Kalinowski, a teraz jest Janusz Wojciechowski. Należy to odróżnić od PSL-PL czyli PSL "Porozumienie Ludowe". Obie nazwy wywodzą się z 1991 roku (por. np. "Spotkania" nr 40 z 16 października 1991 r., str. 9), ale pierwsza z wymienionych partii udaje, że
istnieje tylko jedno PSL ― to, które powstało z przemalowania ZSL, satelickiego "stronnictwa sojuszniczego" PZPR, toteż dodatek "SP" jest w jego nazwie pomijany podobnie, jak pomijano "za komuny" (od pewnego czasu) w nazwie Uniwersytetu Wrocławskiego dodatek: "im. Bolesława Bieruta". Z tub propagandowych koalicji po-PRL-owskiej nie rozległo się ANI JEDNO piśnięcie przeciwko umowie, którą ― w tych samych warunkach co konkordat ― wynegocjował w Moskwie ten sam rząd! A była to właśnie umowa o rurociągu Jamał ― Europa. Podpisał ją 25 sierpnia 1993 r. wicepremier Henryk Goryszewski, wówczas ― sztandarowy "katolik", działacz ZCh-N, dawniej, za PRL ― członek ZSL i pracownik Ministerstwa Finansów (niedawno powrócił w szeregi ― przemianowanego ― ZSL). W myśl tej umowy Polska miała za granicą pożyczyć pieniądze na budowę polskiego odcinka, zobowiązać się, że nie będzie zabiegać o budowę podobnego gazociągu umożliwiającego import z innego kraju (np. z Norwegii), oraz że zakupi i zużyje lub zmagazynuje (ale nie odsprzeda do krajów trzecich!) określoną ilość gazu ziemnego w każdym kolejnym roku (nawet, gdyby potrzeby gospodarki polskiej były mniejsze). Wierny swojemu PRL-owskiemu rodowodowi SLD nie tylko nie protestował przeciwko umowie zawartej przez rząd Suchockiej, ale wręcz NADGORLIWIE strzegł dotrzymywania tej umowy, co zostało ostentacyjnie przypomniane wtedy, gdy w 2001 roku tow. Miller i inni towarzysze protestowali przeciwko podejmowanym przez ekipę premiera Buzka kontaktom Polski z Danią i z Norwegią, mającym na celu powrót do koncepcji budowy podobnych gazociągów z Norwegii przez Danię do Polski. Tymczasem 18 lutego 1995 roku premier Waldemar Pawlak zawarł dalej idące porozumienie z premierem Czernomyrdinem na temat gazociągu. Dokładnie w pół roku później premier Józef Oleksy zatwierdził je (bez zgody parlamentu!). 25 września 1996 r. już właściwą umowę zawarł z Rosją premier Włodzimierz Cimoszewicz. Uzależniającej nas prawnie i OBCIĄŻAJĄCEJ FINANSOWO umowy o stowarzyszeniu z Unią Europejską owa koalicja nie tylko nie oprotestowywała, ale właśnie ona ją zawarła! Tak się złożyło, że politycy z tego samego kręgu również odegrali pierwszorzędną rolę w doprowadzeniu do końca akcesji Polski do UE. Ekipa SLD-owska okazała się również tą, która dokonała w imieniu Polski rezygnacji z transakcji gazowej z Norwegami, a to pod naciskiem z dwóch kierunków na raz: z Moskwy, bo tak niefortunnie Polska zobowiązała się wobec Rosji już w 1993 r., i z Brukseli, bo tam już latem 2001 r. było słychać silne pomruki niezadowolenia z tego powodu, że kraj aspirujący (wtedy) do UE chce kupować coś od kraju, który Unią wzgardził ― chodzi o starania rządu Jerzego Buzka o wznowienie działań opcji norweskiej. W każdym razie wypowiedzi tow. Leszka Millera jeszcze w sierpniu 2001 r., a także pewne decyzje tow. min. Kaczmarka już w czasie istnienia rządu tow. Millera, ku takiemu finałowi zmierzały. Zbieżność interesów Moskwy i Brukseli ― na niekorzyść (m. in.) Warszawy! ― zachodzi nie tylko w tej sprawie i jest nieprzypadkowa. Strona norweska jeszcze we wczesnych latach 90. sugerowała zbudowanie z Polski do pewnego miejsca w Niemczech rurociągu umożliwiającego przepływ norweskiego gazu do Polski ― tow. Miller krytykując poczynania premiera Jerzego Buzka też sugerował rurociąg Bernau ― Szczecin, tj. rurociąg przekraczający granicę polsko-niemiecką, ale łączący nas z tym systemem, którego źródło znajduje się na Półwyspie Jamalskim ― "natura ciągnie wilka do lasu"?... Kilka dni temu, w piątek 9 lipca, dziennik "Życie" napisał (podobnie jak inne gazety codzienne), że według ustaleń kontrolerów z Najwyższej Izby Kontroli to towarzysz premier Leszek Miller i towarzysz minister Marek Pol uzależnili Polskę od Rosji pod względem dostaw gazu... Nie wiem, kto tu chciał być oryginalny. Najwyższa Izba Kontroli? Dziennikarze? Jeszcze ktoś inny? Jeśli nawet ktoś sam ma krótką pamięć i/albo liczy na takąż pamięć u czytelników, to
przecież w tygodniku "Nasza Polska" nr 12(387) z 25 marca 2003 roku na str. 1 ukazał się wywiad pt. "Gazowy sabotaż (...)" z posłem Zbigniewem Wassermannem, w którym tenże polityk na pytanie, dotyczące roli ówczesnej ekipy rządowej w kwestii negocjacji z Rosjanami na temat gazu ziemnego, wyraźnie powiedział, że "Ten kontrakt (...) był od samego początku niekorzystny dla Polski". Fragment tu wykropkowany zawiera pełną nazwę i datę zawarcia najwcześniejszej umowy, tej z sierpnia 1993 roku. O pierwszeństwie rządu panny Suchockiej w tej sprawie zresztą już w 1993 roku napisała red. Elżbieta Isakiewicz (dziś i wtedy w "Gazecie Polskiej", trochę wcześniej w "Nowym Świecie", dawniej ― jeszcze gdzie indziej...) w książeczce „Afery, UOP, mafia” (wydawnictwo "Antyk", Komorów 1993) na str. 54. Ta nieduża, ale interesująca, książka zawiera też inne wątki, dotyczące gospodarczych relacyj Polski z ZSRS i potem krajami WNP. Wielu Polaków w kraju aż do dzisiaj wierzy, że to Polska sama zmarnowała swoje szanse na korzystanie z możliwości eksportu na chłonny rynek sowiecki (a potem ― np. rosyjski) drażniąc Rosjan pretensjami o krzywdy niejako w ich imieniu wyrządzone Polsce w przeszłości. Tymczasem decydującą rolę w tym względzie odegrał wydany w listopadzie 1990 roku dekret tow. prez. Gorbaczowa, który nie był wymierzony specjalnie w Polskę, ale stanowił złamanie umowy zawartej na krótko przedtem przez wszystkie państwa członkowskie RWPG co do "clearingu dolarowego". Eksport do ZSRS wraz z przełomem lat 1990 i 1991 znacznie z powodu tego dekretu zmalał, bo zmieniły się w tym państwie warunki płatności walutami wymienialnymi w handlu zagranicznym. Któż to miałby narazić się wówczas Moskwie w imieniu Polski? Towarzysz prezydent Jaruzelski, "bardziej sowiecki niż Gorbaczow" (chciałoby się rzec), czy będący od dziesięcioleci wybitnym sprawdzonym "poputczikiem" PZPR w Polsce Ludowej, aktualny jej premier, Mazowiecki? Podczas pierwszej recydywy PRL-owskiej (kadencja 1993-1997) wzmogły się sztucznie wznowione nadzieje na odbudowanie eksportu z Polski na obszar byłego Związku Sowieckiego (zwłaszcza do Rosji) i na poprawienie dzięki temu kondycji gospodarczej Polski. Nadzieje te były stymulowane przez po-PRL-owskie partie, szczególnie jednak przez PSL-SP. Przykładem takiej agitacji jest wywiad prasowy kol. Lesława Podkańskiego (uwaga ― absolwenta Moskiewskiego Instytutu Przemysłu Gazowego i Naftowego!), ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie kol. Waldemara Pawlaka, o szansach na odzyskanie przez Polskę rynków zbytu na obszarze byłej RWPG. W tym wypadku „wilk” ciągnący z natury do (rosyjskiego) lasu miał barwę zieloną (ZSL), a nie czerwoną (PZPR). Ale, jak powiada przysłowie: "Zielony to niedojrzały Czerwony"! Z takim zwodniczym punktem widzenia polemizował w swoim czasie znany ekonomista, prof. Jan Winiecki ("Mit »straconych« rynków wschodnich", "Najwyższy Czas!" nr 28 z 9 lipca 1994 r.), a później ― innymi słowami ― niemal dokładnie te same myśli wyraził red. Marek Arpad Kowalski ("Mit wielkiego rynku", "Najwyższy Czas!" nr 4 z 27 stycznia 1996 r.). Siła nabywcza danego kraju to nie po prostu liczba jego mieszkańców, ale ― ta liczba, pomnożona przez średni dochód na głowę mieszkańca. W takim zestawieniu Belgia i Białoruś, chociaż mają podobną liczbę ludności, nie są porównywalnymi partnerami gospodarczymi dla jakichkolwiek eksporterów ― rynek białoruski jest od 35 do 40 razy mniejszy od belgijskiego (ba ― nawet rynek rosyjski jest dziesięciokrotnie mniejszy od belgijskiego!), a ukraiński ma się do szwajcarskiego jak sześć do siedmiu. Zakładając jednak nawet, że eksport do wschodnich sąsiadów odbywałby się rzetelnie, a nie tak, jak FIKCYJNY eksport ziemniaków z roku 1990, który służył tylko do wyprania spekulacji rublami transferowymi kosztem Polaków, to liczenie na ogromną chłonność jest niebezpiecznym złudzeniem! Według wspomnianej książki Elżbiety Isakiewicz (str. 20-22) aż 70% eksportu ziemniaków za 1990 rok było czystą fikcją, odbywającą się tylko na papierze, zresztą z przyczyn nawet technicznych (niedostatecznej przepustowości dróg komunikacji z Polski do ZSRS) nie byłoby możliwe przewiezienie do ZSRS tak znacznej ilości ziemniaków, jaką (rzekomo!) Polska do tego państwa wyeksportowała. Eksport i "eksport" ziemniaczany to tylko część tzw. afery rublowej: w "czystej" postaci, tj. bez zawracania sobie głowy ziemniakami albo jakimkolwiek innym
towarem, była możliwa w samych początkach lat 90. spekulacja walutowa (kupowanie rubli transferowych, zamiana ich na dolary i potem odsprzedawanie dolarów), dająca w złotówkach 609% czystego zysku! Dokładniej pisze o tym Isakiewicz w owej książce na str. 53-54. Jeszcze bardziej niebezpieczny jest pomysł, ażeby przeznaczać pieniądze z budżetu państwa polskiego na dopłacanie do eksportu polskich towarów. Jest to krótkowzroczna, wręcz samobójcza strategia dla krajowej gospodarki, która na dłuższą metę nie zniosłaby tego obciążenia! Jednak w oczach ludzi, których myślenie zostało ukształtowane w Polsce Ludowej (albo, co jeszcze gorzej: w Moskwie ― jak w wypadku min. Lesława Podkańskiego), dotacja z budżetu do jakiejkolwiek dziedziny gospodarki stanowi "normalkę". Cała owa po-PRL-owska recydywa ze swadą posługiwała się tym po-PRL-owskim narzędziem! Kompetencja kol. Lesława Podkańskiego w sprawach gospodarczych jest zapewne podobna jak kompetencja jego krewniaka, kol. Zdzisława Podkańskiego, ministra kultury w rządzie tow. Cimoszewicza ― w dziedzinie kultury właśnie. (Z. Podkański chciał, aby podwładni umówili go na spotkanie z emigracyjnym pisarzem, Józefem Czapskim, który od jakiegoś czasu... już nie żył!) Tacy ludzie odzyskali formalny udział we władzy w Polsce w 1993 r. i ponownie w 2001 roku. Fachowcy z... "awansu społecznego"! Z tą różnicą, że to akurat "koledzy" (jak się mawiało wśród członków ZSL i SD), a nie "towarzysze" (szerzej znana forma "grzecznościowa", obowiązująca między członkami PZPR). Kiedy tow. Leszek Miller był dopiero ministrem w rządzie tow. Włodzimierza Cimoszewicza ― w styczniu 1996 r. ― prezydenci Białorusi i Rosji zaproponowali utworzenie korytarza przez terytorium Polski, mającego łączyć Białoruś z okręgiem królewieckim (tzw. "obwodem kaliningradzkim"), chociaż już jesienią 1995 r. "Gazeta Polska" informowała o tym, że przedstawiciele rosyjskiej administracji z Królewca prowadzili na ten temat rozmowy z... wojewodą suwalskim! Owemu korytarzowi suwalskiemu też miała towarzyszyć odnoga gazociągu jamalskiego. Sprawa podobnie bulwersująca jak światłowód Wschód-Zachód, projektowany dla głównej nitki idącej przez Polskę. Kwestie tranzytu przez Polskę ― czy to gazu, czy innych towarów, czy informacji (w światłowodzie), czy osób (między Rosją a okręgiem królewieckim) ― pokazują za każdym razem, że nasz kraj w tych kalkulacjach jest traktowany jako przedmiot, pomost, który własnego zdania nie ma i nie może mieć, który nie wytarguje korzystniejszych dla siebie warunków. W powieści Larry'ego Bonda pt. "Kocioł" (której akcja toczy się w końcówce lat 90. wieku XX ― powieść pochodzi z roku 1993), zaliczającej się do tzw. "political fiction", jest mowa o UE nazywającej się "Konfederacją Europejską". Jej rozszerzenie na Wschód dotyczy tam tylko krajów, które w realnym świecie zaliczają się do tzw. Czworokąta Wyszehradzkiego. Kanclerzem Niemiec jest człowiek, którego nazwisko jest bardzo podobne do nazwiska obecnego kanclerza w prawdziwych Niemczech: "Schraeder"; jednak motorem ekspansji jest w tej powieściowej wizji Francja, nie zaś Niemcy. Motywem biurokratów francuskich i niemieckich jest chęć przerzucenia na nowych członków Konfederacji wzrastających kosztów socjalnych zachodnioeuropejskiego socjalizmu ― głównie chodzi o bezrobocie, zwłaszcza pośród robotników pochodzących spoza Europy. W krajach Czworokąta nie doszły jednak do władzy ekipy, prowadzące długofalową politykę starań o przyjęcie do KE ― dlatego władcy Konfederacji posuwają się do szantażu. Ze strony Niemiec i Francji jest to w ostatecznym rozrachunku agresja zbrojna, zaś wciągnięta (na pewien czas) do spisku Rosja stosuje wobec Polski właśnie szantaż ekonomiczny: zakręcenie kurka gazowego... W kwestii groźby "zakręcenia kurka" z gazem przez Rosjan zwolennicy monopolu tego państwa na eksport gazu ziemnego do Polski twierdzą uparcie, że w takim razie Rosja zakręciłaby kurek naszym zachodnim sąsiadom, a przecież nie będzie chciała zrazić sobie tak bogatych klientów. I dodają, że gaz norweski jest droższy. Jedno i drugie to argumenty pisane patykiem na wodzie! Monopolista może w każdej chwili narzucić podwyżkę ceny (i to już się zdarzało), a nawet odmówić dostaw lub mocno je ograniczyć (w przeszłości to już zdarzyło się przynajmniej jeden raz:
na początku 1992 r., kiedy zaszła "potrzeba" przyciśnięcia rządu mec. Olszewskiego). Przy tym państwa Europy Zachodniej importują gaz ziemny z różnych źródeł ― im rurociąg jamalski może służyć jako narzędzie nacisku, ale na dostawców, aby nie byli skorzy podnosić cen swoich dostaw gazu. W pierwszych tygodniach 2004 roku nieoczekiwanie powróciła sprawa bezpieczeństwa energetycznego Polski. Tow. Leszek Miller, który z taką pewnością siebie krytykował umowę zawarta z Norwegami przez rząd Jerzego Buzka na krótko przed końcem jego (= rządu Buzka) kadencji, zapowiadał jej zerwanie ― i słowa dotrzymał. Niejako zapomniał, co mówił w 2001 roku. Także ― co mówił w tej sprawie, a nie tylko w sprawie tego, jak powinien zachowywać się prawdziwy mężczyzna... Nagle okazało się, że Rosja jest "nieobliczalnym" partnerem, że to jest niedopuszczalne, że trzeba nagle wrócić do problemu "dywersyfikacji" zaopatrzenia w gaz, a nawet ― do kontaktów polsko-norweskich. Już nie mówił o kupowaniu rosyjskiego gazu z Niemiec (rurociąg Bernau ― Szczecin). Raczej o kupowaniu norweskiego gazu od zachodnioeuropejskich krajów członkowskich UE. Argument o tym, że gaz norweski byłby droższy, jakoś dziwnie zniknął, chociaż kupowanie od pośrednika (czy to gazu z Półwyspu Jamalskiego, czy to ― z Morza Północnego) i tak byłoby przecież droższe niż kupowanie wprost od producenta. Tymczasem niedawno Moskwa umówiła się z Londynem co do budowy gazociągu na dnie Bałtyku. Jeśli to zostanie rychło zrealizowane, to szanse na import gazu z Norwegii do Polski zostaną chyba już na trwałe pogrzebane, bowiem prawo międzynarodowe zabrania tego, aby podmorskie rurociągi krzyżowały się... Można nie dziwić się, że ekipa tow. Leszka Millera ostatnio przemilczała swoje przywiązanie do idei współpracy ze wschodnimi sąsiadami. Wszak to tow. prez. Aleksander Łukaszenka w imię tej samej koncepcji, popieranej przez licznych Białorusinów, chciał poprawić choć trochę poziom życia w "Republice Białoruś", a mimo to spotkał go taki afront w postaci czasowego wstrzymania dostaw gazu! Rosja owszem, chce wchłonąć Białoruś, ale na SWOICH warunkach, a nie na białoruskich ― choćby je formułował człowiek aż tak pro-moskiewsko nastawiony jak tow. Łukaszenka. W tej sytuacji nawet takiemu sprawdzonemu aparatczykowi, jak tow. Miller, nie było widocznie zręcznie udawać, że zakręcenie kurka gazowego przez Rosję to nic ważnego. Nawiasem pisząc: Białoruś ma podobno zapasy gazu na jedną dekadę, a Polska na dwie lub trzy, więc gdyby Rosjanie postanowili wstrzymywać dłużej dopływ jamalskiego gazu na zachód, to poważne dolegliwości w Polsce dałyby się odczuć niewiele później niż na Białorusi. Tak: "jak nie Unia, to Białoruś", ale jak Unia to... też Białoruś! Toteż uspokajające wypowiedzi pewnych innych osób publicznych w Polsce nie są wiele warte. Nawet obietnice rosyjskich polityków i "biznesmenów", że więcej nie powtórzą takiego "numeru", trudno traktować serio. Kampania propagandowa, wszczęta po krótkim wstrzymaniu dostaw gazu, była dość niezborna: z jednej strony bagatelizowanie problemu, z drugiej strony ― demonstrowanie irytacji na postępowanie rosyjskiego partnera. Ów nowy, antyrosyjski sztafaż i tak okazał się bezużyteczny ― "cały pogrzeb na nic": Najwyższa Izba Kontroli winę za uzależnienie Polski od Rosji chce zwalić wyłącznie na ekipę Millera! Jak można wytłumaczyć taką "niewdzięczność"? Chyba zupełnie prosto: w zbiorowej (pod)świadomości narodu jest jednak obecne skojarzenie: po-PRLowcy (PZPR i ZSL) są kojarzeni ze Wschodem: z ZSRS i potem Rosją, zaś posierpniowcy (tzw. "solidaruchy") z Zachodem, z UE. Dlatego nic prostszego, niż odwołać się do tego odruchowego skojarzenia i je wzmocnić. W ten sposób może jeszcze bardziej zatrze się wspomnienie faktu, że początek owego uzależnienia gazowego przypadł na kadencję panny Hanny? A może jeszcze trochę wcześniej? We wspomnianej książce Elżbieta Isakiewicz przedstawiła relację Edmunda Krasowskiego (wówczas posła: wcześniej w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym, wtedy zaś w Porozumieniu Centrum ― obecnie jest on szefem gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej) z moskiewskiej wizyty ministra współpracy gospodarczej z zagranicą wiosną 1991 roku. W pewnej chwili sowiecki wicepremier d/s gospodarczych tow.
Switarjanow zażyczył sobie rozmowy w cztery oczy z polskim partnerem, którym był min. Ledworowski. Na temat treści tej rozmowy bez świadków autorka tylko w formie retorycznego pytania zawarła (jako jedną z możliwych) sugestię: „A może chodził im po głowie pomysł z wielką rurą?" (str. 54). W tym samym roku, w którym ukazała się ta broszura, dokładniej ― w czerwcu 1993 r. w 4. numerze "Gazety Polskiej" ukazała się na str. 3 informacja, że Dariusz (tam mylnie: Mariusz) Ledworowski był niedoszłym "lokatorem" tzw. "Listy Macierewicza" jako „kontakt operacyjny” (= odpowiednik tajnego współpracownika) wywiadu MSW. Czy KO "Ledwor" był w Moskwie przez swojego sowieckiego rozmówcę szantażowany sugestią o posiadaniu "materiałów kompromitujących"? Nie sposób tego się dowiedzieć: o treści rozmowy w cztery oczy mogą opowiedzieć tylko jej uczestnicy. Chyba tak poważnego w treści przypuszczenia nie potwierdziłby żaden z nich, no bo któż przyznałby się dobrowolnie do posłużenia się brudną metodą (w wypadku Switarjanowa) albo o to, że uległ takiemu naciskowi (w wypadku Ledworowskiego)? Jeśli nawet obyło się bez tak brzydkich okoliczności, to ewentualna pozytywna odpowiedź na pytanie red. Isakiewicz przesunęłaby początek owego uzależnienia tylko na inny okres rządów tzw. "solidaruchów" ― z rządu H. Suchockiej na rząd J. K. Bieleckiego. Najwidoczniej jednak obóz chcący ponownie "odsunąć SLD od władzy" (takie było hasło Wyborczej Akcji "Solidarność" w 1997 roku, może ktoś pamięta?) widzi swój interes w tym, aby o udziale panny Hanny albo pana Jana Krzysztofa w dziele podwiązania Polski do jamalskiej obroży jak najmniej wyborców dziś pamiętało, wszak początek kolejnej kampanii wyborczej z każdym miesiącem już się zbliża...
Toruń, 13 lipca 2004 r.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 8:31, 07 Gru 2017, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 9:08, 19 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Na zdjęciu Aleksandra Rybińska, Łukasz Warzecha i Krystyna Grzybowska
[link widoczny dla zalogowanych]
Zachwyty ćwierćinteligenta
Czym zadziwić, oszołomić świat, a zwłaszcza swój kraj, kiedy lato w pełni, słońce świeci i kto żyw, to znaczy kogo stać, wyleguje się na plaży? Sukcesami.
Wkrótce w Polsce koniec kryzysu, zwłaszcza że nieoceniony Główny Urząd Statystyczny doniósł, iż pensje w Polsce wzrosły średnio o 67 proc. w ciągu 10 lat. I teraz Polak zarabia przeciętnie 3800 zł. Takie wiadomości adresowane są do polskiego ćwierćinteligenta, to znaczy obywatela skrojonego na obraz i podobieństwo władzy, składającej się z ćwierćinteligentów, którzy się dorwali do koryta. Człowiek myślący, a do tego nie trzeba skończyć wyższych studiów w wielkim mieście, rachuje. Skoro ja teraz dostaję na rękę 1500 zł, a takich jest druzgocąca większość, to wychodzi na to, że GUS wlicza do statystyki dochody szefów koncernów, w tym zagranicznych, ludzi z różnych szczebli władzy i spółek skarbu państwa i jak to podzieli na liczbę zatrudnionych, to mu wypada tak, jak wypaść powinno.
Ćwierćinteligent daje się epatować różnymi informacjami spływającymi z urzędów, bo urząd to poważna instytucja. I dlatego popada w zachwyt na wieść, że PKB wzrósł rok do roku o 0,8 proc. Idziemy do przodu. Koniec kryzysu. W takich krajach jak Niemcy czy Francja jest jeszcze gorzej, więc skąd ten pesymizm? Ano stąd, że aby porównywać się z najbogatszymi, trzeba mieć wzrost PKB na poziomie 6–8 proc. rok do roku.
Może do ćwierćinteligenta dotrze głębia starego przysłowia: zanim gruby schudnie, to chudego diabli wezmą. Ale człowiek o ograniczonych horyzontach poznawczych przyjmuje kłamstwo za prawdę, wychodząc z założenia, że skoro on zarabia dobrze, to znaczy, że ci, którzy zarabiają grosze, to nieudacznicy. Takie i podobne wpisy na forach internetowych dowodzą, że jest w Polsce wielu ludzi, którzy własne dobro przedkładają nad dobro narodu, społeczeństwa czy środowiska.
I to dla nich sporządza sondaże CBOS, ośrodek badania nastrojów społecznych, powołany w roku 1982 – a więc w stanie wojennym – do manipulowania opinią publiczną. Tak jak wówczas, tak i teraz jest on instytucją rządową. Nic dziwnego, że z badań CBOS-u wynika, iż wbrew pozostałym instytutom demoskopijnym to nie PiS, ale Platforma prowadzi, i to aż jednym procentem. Wywołało to entuzjazm ćwierćinteligentów połączony z obrzucaniem obelgami znienawidzonej partii Jarosława Kaczyńskiego i jej zwolenników. Nie warto się zastanawiać, czy są to wpisy opłacanych agentów partii rządzącej, czy dobrowolna radość z ruiny państwa. Ćwierćinteligent nawet nie wie, że jest jakaś ruina, bo skąd miałby wiedzieć? Musiałby myśleć, analizować i wyciągać wnioski. I na dodatek myśleć perspektywicznie, bo może się niedługo zdarzyć, że już nie będzie zarabiał 6 tys., ale 2 tys. zł, jeśli jeszcze będzie miał gdzie zarabiać na te kredyty i dobrobyt. Aż się okaże, że jak w tej piosence: „szczęście krótko trwa, aaa, aaa".
Autor: Krystyna Grzybowska
Żródło: Gazeta Polska Codziennie
[link widoczny dla zalogowanych]
Krystyna Grzybowska jest nie tylko rzetelną, inteligentną dziennikarką, wdową po Macieju Rybińskim ale i wspaniałą kobietą. Polska wydaje się lepsza, gdy ma się świadomość że jeszcze w niej żyją LUDZIE takiego formatu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 23:10, 10 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
PARP daje od członka
Generalnie byczo jest! Jeśli wierzyć damom rządzącym w Polsce unijnymi środkami – minister rozwoju regionalnego Elżbiecie Bieńkowskiej oraz prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Bożenie Lublińskiej-Kasprzak – nasza zielona wyspa jest europejskim czempionem w ich pozyskiwaniu i wykorzystywaniu.
Rzeczywistość okazuje się mniej krzepiąca. Opisane tydzień temu na łamach „Przeglądu” przypadki spółek BOPOL i OKO-Vita należących do małżeństwa Elżbiety i Piotra T. są wyjątkiem. Ujrzały bowiem światło dzienne.
Codzienność programów unijnych to zamiatanie tematów pod dywan, unikanie przez PARP i Ministerstwo Rozwoju Regionalnego odpowiedzi i odpowiedzialności oraz propaganda sukcesu, która ma zagłuszyć ponurą prawdę – że wydatkowanie brukselskiej kasy zrodziło w naszym kraju patologie na niespotykaną skalę. Oto garść przykładów.
Innowacyjny tartak
W Biłgoraju istniała spółka TimberOne, której właścicielem – jeśli wierzyć KRS – była inna spółka, ECO-PELLETS. Kto się za nią krył, nie wiem, ponieważ wykreślono ją z Krajowego Rejestru Sądowego.
W 2008 r. spółka ECO-PELLETS (lub według innych danych rządowych TimberOne) zawarła z PARP umowę na realizację projektu „Zintegrowana, ekologiczna technologia energooszczędnego przerobu drewna poprzez stworzenie nowego zakładu produkcyjnego w Biłgoraju”. Opatrzono ją w sygnaturą UDA-POIG.04.04.00-06-019/08. Dotacja miała wynieść 39 994 870,50 zł. Wartość inwestycji oszacowano na ponad 200 mln zł. Za te pieniądze miał powstać… tartak. Podobno supernowoczesny.
Nic dziwnego, że w prasie pojawiły się tytuły „TimberOne – nowy gracz na polskim rynku drzewnym”, a prezesi spółki w wywiadach chwalili się planami podboju zachodnich rynków.
W połowie grudnia 2011 r. zarząd spółki, jako megawiarygodny beneficjent Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, by pozyskać środki, ruszył na podbój Catalyst, czyli rynku obligacji warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Prowadził też rozmowy z bankami w celu uzyskania kredytów. Chyba nic nie zapowiadało katastrofy, skoro w czerwcu 2012 r. spółka podpisała z agencją aneks do umowy, jak wolno się domyślać, przesuwający termin zakończenia budowy tartaku na 31 maja 2013 r.
Niestety, 10 kwietnia 2013 r. prezes zarządu TimberOne Waldemar Wasiluk w liście do obligatariuszy napomknął: „Zarząd TimberOne SA w związku z brakiem możliwości pozyskania kapitału niezbędnego do realizacji inwestycji w Biłgoraju pomimo zakończonych Z SUKCESEM (podkr. autora) rozmów z bankami finansującymi oraz Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości w zakresie współfinansowania projektu, złożył w dniu 28 marca 2013 roku wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej Spółki”, co postanowieniem z 25 czerwca br. potwierdził Sąd Rejonowy w Zamościu.
Co się stało z unijną kasą? Nie mam pojęcia. Kontakt z byłymi członkami zarządu spółki jest mocno utrudniony. Można podejrzewać, że TimberOne zamiast tarcicy produkowała jedynie dobre wrażenie i obligacje. Lecz biłgorajski wypadek nie był niczym szczególnym.
--------------------------------------------------------------------
Bardzo interesujące teksty pod n/w linkami:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Scenki opadają, a my bezkarnie pozwalamy się okradać!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 11:25, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Unia Europejska realizacją planów Hitlera?
Opublikowano: 21.04.2014
W Wielkiej Brytanii ukazała się właśnie książka, która dowodzi, że stworzenie Unii Europejskiej w jej obecnej formie, czyli zmierzającej do federalizacji, to droga do spełnienia planów Adolfa Hitlera.
Książka pod tytułem „UE: Prawda na temat Czwartej Rzeszy: Jak Adolf Hitler wygrał Drugą Wojnę Światową” została napisana przez parę autorów Daniela J. Beddowesa i Falvio Cipolliniego. Dowodzą oni, że gdy zada się fundamentalne pytanie, czyli kto zyskuje na Unii Europejskiej to wychodzi na to, że Niemcy.
Ich zdaniem to nie jest przypadek, że okoliczne narody biednieją, a Niemcy wciąż się bogacą. Prowadzi ich to do intrygującego wniosku – ci, którzy myślą, że wygrali wojnę w istocie ją przegrali i nagle obudziliśmy się w Czwartej Rzeszy.
Swój wywód na temat pierwocin UE zaczynają od Napoleona, który miał rzekomo inspirować Hitlera do stworzenia federacji na kształt USA, ale z wiodącą rolą Berlina. To wymarzone państwo miało powstać po wygranej przez Niemcy wojnie i powstało, ale już bez Hitlera.
Autorzy dowodzą, że kiedyś można było podejrzewać zbytnią korelację realizowanych planów z tymi założonymi jeszcze przez Nazistów, ale ich zdaniem jasne stało się to w momencie gdy o federalizacji UE zaczęła mówić Viviane Reading, wiceszefowa Komisji Europejskiej. Jak twierdzą celem jest stworzenie Stanów Zjednoczonych Europy, a tak zwana UE to tylko etap pośredni.
Zdaniem autorów publikacji próby normowania każdej dziedziny życia jakie widzimy na co dzień w postaci kolejnych opresyjnych dyrektyw zmuszających ludzi do coraz większych absurdów, takich jak kupowanie rzekomo ekologicznych świetlówek niszczących wzrok i pełnych rtęci i elektroniki.
Unia Europejska jeszcze bardziej rozwinęła pierwotne formy „wspólnej polityki rolnej”, która za III Rzeszy sprowadzała się raczej do odgórnego planowania kto, gdzie i co ma produkować dany „bauer’. Obecnie rozmaite kwoty mleczne, limity połowów są twórczym rozwinięciem tych idei z lat 1930.
Warto nadmienić, że w Wielkiej Brytanii cyklicznie pojawiają się głosy, wedle których Unia Europejska jest przystankiem w planie Niemiec na opanowanie całej Europy.
Na podstawie: [link widoczny dla zalogowanych]
Źródło: Zmiany na Ziemi
[link widoczny dla zalogowanych]
Ukazało się niedawno sporo publikacji w tym temacie. Cieszę się że wreszcie zaczyna się o tym pisać i mówić.
To nie jest historia alternatywna, to się dzieje naprawdę. postaram się o więcej wpisów o banksterach, łupiących nie tylko Polaków.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 11:36, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ewolucja bankstera – teraz kradnie Twoje pieniądze jeszcze szybciej
Wielokrotnie na tym blogu pisałem o metodach stosowanych przez banksterów do okradania klientów – nazywanych również pacynkami – z pieniędzy. Przypomnijmy niektóre: wykorzystywanie informacji poufnych, sprzedawania klientom papierów wartościowych o których wewnątrz firmy mówiło się śmieci, sprzedawania klientom papierów wartościowych i w tym samy czasie granie na spadek cen tych papierów, odsprzedawanie klientom papierów wartościowych posiadanych przez banksterów o których wiadomo na podstawie informacji poufnych że będą tracić na wartości, przekupywanie urzędników, stosowanie brudnego lobbingu do tworzenia regulacji, które ułatwiają okradanie klientów, manipulowanie kursami walutowymi, manipulowanie stopami procentowymi, manipulowanie cenami akcji,pomaganie rządom w fałszowaniu danych, ataki spekulacyjne na kraje w celu wywołania kryzysu finansowego, tworzenie instrumentów finansowych, które mają olbrzymie prowizje, ale które nie mają żadnej wartości, przekupywanie agencji ratingowych w celu wydawania zawyżonych ratingów dla śmieciowych instrumentów finansowych, fałszowanie dokumentacji finansowej. To tylko cześć typowej aktywności banksterów. Jeden z banksterów powiedział kiedyś, że wykonuje pracę Boga. Ale Bóg siódmego dnia odpoczął, a banksterzy nie odpoczywają, tylko tworzą coraz bardziej skuteczne metody okradania zwykłych ludzi z pieniędzy.
Mam w swojej bibliotece kilkadziesiąt książek, które dokumentują te metody działania banksterów, w ponieważ właśnie trwają kolejne procesy, z pewnością wkrótce powstaną kolejne tomy o zbrodniczej działalności bansterów. Kilka dni temu moja biblioteka została uzupełniona o głośną ostatnio książkę Michaela Lewisa Flash boys, która dokumentuje najnowszą, najdoskonalszą technikę okradania ludzi z pieniędzy, stosowaną od 2007 roku. W skrócie wygląda to następująco. Założmy, że składacie przez Internet zlecenie kupna akcji, które obecnie sa oferowane po 100 dolarów za sztukę. Naciskacie enter i macie nadzieję, że kupiliście po 100 dolarów, a tymczasem okazuje się, że kupiliście po 100,50. Jak to możliwe? Otóż bansterzy stworzyli system wielu giełd i tzw. mrocznych obszarów (ang. dark pools), w których przechwytują wasze zlecenia, kupują wcześniej po cenie rynkowej, a Wam sprzedają drożej. W ten sposób, bez ryzyka zarabiają miliardy dolarów. Jedna z firm chwaliła się niedawno, że działając w ten sposób w ciągu czterech lat bardzo aktywnego handlu akcjami miała tylko jeden dzień, gdy poniosła stratę i to dlatego że człowiek się pomylił. A jeżeli oni zarabiają codziennie miliardy, to zwykli inwestorzy tracą codziennie miliardy. Te firmy – nazywane HFT (ang. High Frequency Trading) budują swoje własne bardzo szybkie sieci światłowodowe do przechwytywania zleceń, a szczegóły ich operacji trzymane są w wielkiej tajemnicy.
Pojawia się naturalne pytanie. Jak długo jeszcze społeczeństwa będą tolerowały okradanie ludzi z pieniędzy przez banksterów. Czy przypadkiem książki takie jak Flash boys nie doprowadzą w końcu do wzrostu świadomości społecznej, i w końcu ludzie uświadomią sobie, że banksterzy nie wykonują pracy Boga, tylko pracę gigantycznego pasożyta, który żeruje na społecznym organizmie. I czy w końcu jakaś partia polityczna, lub regulator, nie podejmą działań, które wyeliminują pasożyta ze społecznego organizmu. To będzie bardzo trudne, bo jak wiemy – i pisałem o tym wielokrotnie – wielu regulatorów w najważniejszych instytucjach na świecie, w USA i w Europie to są bansterzy, oddelegowani do pracy w tych instytucjach, którzy po zakończeniu swojej misji wracają do banksterki.
Źródło: Rybinski.eu
[link widoczny dla zalogowanych]
Polskie prawo i ustawodawstwo finansowe jest ułożone pod interes banksterów. Jesteśmy swoistym ELDORADO dla międzynarodowej bandyterki finansowej.
Koszty jak zawsze ponosi szeregowy Kowalski.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 12:14, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Jak kapitał wypływa z Polski,
Gazeta Polska Nr 39, 25.09.2013
(Wywiad z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem (PiS))
Funkcjonuje u nas przekonanie, że nasz kraj, w związku z członkostwem w UE, jest miejscem ogromnego napływu kapitału – z budżetu unijnego i od inwestorów zagranicznych. Ale tak naprawdę okazuje się, że jest wręcz odwrotnie.
Z Polski, w końcu niezbyt zamożnego kraju, kapitał ucieka drzwiami i oknami. Tylko w 2012 r. wytransferowano ponad 71 mld zł.
Skąd wzięła się kwota pół biliona zł, która wypłynęła z Polski w latach 2000–2012 w postaci dywidend czy zysków funkcjonujących u nas firm zagranicznych? Na co można by przeznaczyć te środki, gdyby nie zostały wytransferowane?
Zjawisko to było konsekwencją tego, co działo się przez całe lata 90. W dużej części saldo dochodów pokazywane w bilansie płatniczym dotyczy zysków pochodzących ze sprywatyzowanych w tamtym czasie przedsiębiorstw, dywidend itp. dochodów. To pokazuje, jak duża była skala oddania polskiego majątku w obce ręce. Funkcjonuje u nas przekonanie, że nasz kraj, w związku z członkostwem w UE, jest miejscem ogromnego napływu kapitału – z budżetu unijnego i od inwestorów zagranicznych. Ale tak naprawdę okazuje się, że jest wręcz odwrotnie.
Sporo wpływa, ale równie dużo wypływa?
Z Polski, w końcu niezbyt zamożnego kraju, kapitał ucieka drzwiami i oknami. Jeśli tylko w 2012 r. wytransferowano ponad 71 mld zł, to pokazuje, jaki mamy upływ krwi – pieniędzy, które naszemu krajowi dawałyby ogromne możliwości rozwojowe. To wynika ze skali prywatyzacji, ale także z polityki dywidendowej ministra finansów. Wprawdzie spółek skarbu państwa pozostało niewiele, ale często wśród ich akcjonariuszy znajduje się zarówno SP, jak i podmioty zagraniczne.
Na przykład?
Sztandarowym przykładem może być KGHM. W ub. roku, ze względu na potrzeby budżetowe, minister finansów uzyskał z wypłaty dywidendy niemal 2 mld zł. Ale jednocześnie akcjonariusze firm zagranicznych – 4 mld zł. Gdyby duża część zysku została w tym przedsiębiorstwie, a minister nie był tak pazerny, to także akcjonariusze zagraniczni musieliby się pogodzić z tym, że firma przeznacza pieniądze na rozwój, a nie na wypłatę dla akcjonariuszy. Wypływ naszego kapitału za granicę ma więc wciąż miejsce, a skala tego procederu jest porażająca.
Jakich branż szczególnie dotyczy zjawisko, o którym mówimy?
Na pewno branży finansowej. Ok. 75 proc. bankowości w Polsce pozostaje w rękach zagranicznych. I z roku na rok, mimo kryzysu, zyski banków są coraz wyższe. Zysk netto tego segmentu banków za I półrocze br. jest wyraźnie wyższy niż w ub.r. Często jest tak, że aktywa zagranicznych banków działających w Polsce stanowią wartościowo niedużą część aktywów bankowych całych grup kapitałowych. A jednak dostarczają im znaczącą część zysków. Na przykład UniCredit i jego polski oddział – Pekao SA. Udział polskiej części w całych aktywach UniCredit wynosił w ub.r. ok. 3-4 proc. Zaś udział w zyskach – aż 30 proc. całej tej grupy bankowej.
Jaki stąd wniosek?
To pokazuje, jakie w Polsce mamy Eldorado. I, że nie jest tak, że zachodni inwestorzy zarabiają w Polsce, a następnie reinwestują. Ale, że osiągane u nas zyski wyprowadzają do swych centrali.
Co zrobić, żeby to zmienić?
PiS proponuje m.in. wprowadzenie podatku bankowego. Choćby na paroletni okres przejściowy, na czas wychodzenia z kryzysu. Jeśli popatrzymy na przychody całego sektora finansowego to tylko w 2010 r. stanowiły ok. 60 proc. przychodów całej gospodarki. Zatem 40 proc. to gospodarka realna. Zaś jeśli chodzi o wpływy z podatku dochodowego od firm, to zaledwie co szósta złotówka pochodzi z sektora finansowego. Wskazuje to, jak silny jest to sektor i jak łagodnie jest w Polsce traktowany. Tak więc zdaniem mojej partii wprowadzenie podatku bankowego, nawet na okres przejściowy, jest absolutnie uzasadnione. Bo nie może być tak, że gospodarka realna jest duszona, zaś sektor finansowy kwitnie. Prawdopodobnie, gdyby ministrowi finansów i rządowi na tym zależało, to Bank PKO BP, który kontrolowany jest przez państwo, mógłby – w ramach gospodarki rynkowej – podyktować standardy, także cenowe, na usługi – innym bankom. Ale tego się nie robi. Stąd dochody sektora bankowego w dużej części wyjeżdżają za granicę.
Podatek bankowy to tylko jedna z metod uzdrowienia tej sytuacji…
Bez wątpienia to właśnie podatek bankowy spowodowałby jej zmianę. Sektor bankowy w większym stopniu niż dotąd dzieliłby się u nas wypracowanym zyskiem. Ponadto rząd powinien przyjrzeć się bliżej polityce cenowej, kredytowej, usług bankowych. I – jak wspomniałem – tak potężna instytucja tego sektora, jak PKO BP, mógłby wyznaczać standardy cenowe usług dla całego sektora.
Czego możemy się nauczyć od Węgrów?
Jak najbardziej powinniśmy iść śladem węgierskim jeśli chodzi o wprowadzenie opodatkowania. Wprowadzono je trzy lata temu. Mimo wielu protestów w kraju, jak i w Brukseli, premier Viktor Orban się nie ugiął. Próbowano m.in. podważać legalność tych posunięć na gruncie prawa unijnego. Te próby się nie powiodły. Tak więc Orban przetarł nam ścieżki. Dzięki Węgrom także nam będzie łatwiej podejmować decyzje w tej sprawie.
Moim zdaniem jest realna szansa, by przynajmniej w okresie obecnego kryzysu, banki także i u nas dokładały się dodatkowo do publicznej kasy.
Na ile realne jest prawdopodobieństwo żądania odszkodowań przez OFE od państwa w związku z rządowymi planami „przesunięcia” do ZUS 120-mld z obligacji?
Takiej akcji z ich strony nie można jednak wykluczyć. Państwo sprzedawało przecież obligacje, których nabywcami – za określone pieniądze - były OFE. Zobowiązywało się odkupić te papiery po określonej cenie i płacić corocznie od nich odsetki. Co zrobić jednak z obligacjami 10-letnim, których okres wykupu jeszcze nie upłynął? Czy państwo przejmuje je od OFE po nominalnej wartości, a może z odsetkami – przerywając tę 10-letnią umowę. To wszystko może być przedmiotem roszczeń ze strony OFE. Ewentualne odszkodowania dla OFE mogą być niemałe. Od 120 mld zł nawet niewielkie procenty dają kwoty liczone w miliardach.
źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Jak banksterzy wynagradzają swoich janczarów?
Hanna Beata Gronkiewicz-Waltz prezes Narodowego Banku Polskiego w latach 1992–2001, przewodnicząca Rady Polityki Pieniężnej w latach 1998–2001,
powołana na:
wiceprezesa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) w latach 2001–2004
Marek Marian Belka
Dwukrotnie wicepremier i minister finansów (w 1997 i w latach 2001–2002), od 2 maja 2004 do 31 października 2005 premier RP,
27 grudnia 2005 został mianowany na stanowisko sekretarza wykonawczego Komisji Gospodarczej ONZ ds. Europy (UNECE); obowiązki na tym stanowisku objął z początkiem 2006. Następnie, w styczniu 2009 roku, został dyrektorem Departamentu Europejskiego Międzynarodowego Funduszu Walutowego(wiki)
Grzegorz Kołodko
Dyrektor Instytutu Finansów (1989–1994). Konsultant Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Departamencie Badań (1991 i 2000) i w Departamencie Polityki Fiskalnej (1992 i 1999). W 1994 roku Senior Research Fellow w Instytucie Finansów i Polityki Monetarnej w Tokio. Distinguished Sasakawa Chair and Research Professor in Development Policy w WIDER (1997–1998), Visiting Fellow w Banku Światowym (1998) i Senior Research Fellow na Yale University (1998).(wiki)
I tak można ciągnąć listę tych pobierających srebrniki............
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 12:23, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Unia Europejska czy Niemiecka? Mitteleuropa ma się dobrze
Sergiusz Muszyński
Od zarania III RP establishment stara się wmówić opinii publicznej, że współczesna formuła państwowości polskiej stanowi tą „najlepszą Polskę w dziejach”, o której marzyli nasi przodkowie. Narracja ta wskazuje, iż podobno jako bezpieczny na wieki kraj NATO i stale bogacące się państwo Unii nie mamy potrzeby wyznaczania i realizacji jakichkolwiek celów narodowych. Zdaniem samozwańczych elit jedyne co nam pozostaje to z uśmiechem na ustach rozpuścić cudem wywalczoną niepodległość w coraz głębiej integrującej się Europie.
Codziennością naszego kontynentu są wydarzenia, poprzez które z łatwością możemy przekonać się jak dalece błędne jest takie postrzeganie Unii Europejskiej. Bezkrytycznie gloryfikowana integracja, mająca wedle pierwotnego zamysłu powstrzymać dominację niemiecką, stała się narzędziem Berlina do osiągnięcia hegemonii na kontynencie.
Wbrew temu co usiłuje się nam wmówić, litera traktatów europejskich tworzy bardzo niejednoznaczne mechanizmy, stosowane bądź zawieszane w zależności od konkretnych celów politycznych. Tak było przy okazji skupu obligacji pozostających w permanentnym kryzysie południowych państw strefy euro przez Europejski Bank Centralny, co jest bezpośrednio zakazane art. 123 TFUE, czy też przy pomocy publicznej jakiej udzielał rząd niemiecki, m. in. koncernowi Opel i stoczniom, niedopuszczalnej według art. 107 TFUE. Pojęcia takie jak „interes europejski” czy „tożsamość europejska” tworzy i wykorzystuje się w celu przykrycia faktycznej realizacji racji stanu najsilniejszych krajów rzekomym działaniem dla dobra abstrakcyjnej tożsamościowo wspólnoty politycznej. Unia Europejska oraz jej prawo i praktyka funkcjonowania to maszyneria podwójnych standardów, która będzie trwać tak długo, jak długo jest to na rękę rosnącemu w siłę kontynentalnemu hegemonowi, którym na powrót staje się Republika Federalna Niemiec.
W tym kontekście niezwykle łatwo jest o analogie historyczne. Obserwując politykę niemiecką na przestrzeni dekad można dojść do wniosku, jakobyśmy mieli nieustająco do czynienia z realizacją tych samych celów w zmieniających się warunkach. Niezmienną aspiracją Niemiec jest dążenie do osiągnięcia dominacji w Europie, do której wielokrotnie Berlin zmierzał zarówno metodami zbrojnymi jak i ekonomicznymi. Zważywszy na geopolityczne położenie Polski, nasz kraj od zawsze był jedną z pierwszych przeszkód stojących na drodze niemieckich ambicji. Wydaje się, iż współczesna polityka niemiecka jest powtórzeniem wywodzącej się z czasów I Wojny Światowej koncepcji „Mitteleuropa”, odnoszącej się do m. in. Polski. Zgodnie z tym zamysłem, nasz region ma stać się obszarem spenetrowanym gospodarczo i podporządkowanym gospodarce niemieckiej, stanowiąc dla niej zaplecze oraz gospodarkę peryferyjną. Taka sytuacja wyklucza istnienie silnego polskiego przemysłu, polskiej bankowości czy polskiego wielkiego handlu. Mamy jedynie stanowić rynek zbytu dla obcej produkcji a także źródło taniej siły roboczej, bez jakichkolwiek ambicji gospodarczych.
Nietrudno dostrzec, że w pewnej mierze zrewidowana koncepcja „Mitteleuropa” jest od dawna realizowana. Niemcy, umiejętnie wykorzystując swobodę przepływu towarów i kapitału w Unii, doprowadziły do zwasalizowania wobec siebie gospodarek słabszych krajów, m. in. państw śródziemnomorskich. Poprzez walutę euro Berlin wzmocnił się jako eksporter, w znacznej mierze wypierając swoją produkcją produkty rodzime innych państw członkowskich.
Polityka monetarna Europejskiego Banku Centralnego prowadzona jest pod gospodarkę niemiecką, przy ignorowaniu interesów mniej wpływowych partnerów politycznych. W tym wszystkim tkwi Polska, która na skutek polityki lat 90 nie ma dość silnej gospodarki by w warunkach unijnych przeciwstawić się zalewowi obcego kapitału. Rząd Donalda Tuska, aspirując o jak najszybsze wejście do strefy euro, przybija wespół z Berlinem ostatni gwóźdź do trumny polskiej gospodarki. Finałem ma być pełna federalizacja Unii Europejskiej, która w istocie będzie takim samym przedłużeniem Niemiec, jak przedłużeniem Rosji był Związek Sowiecki.
Mój fanpage na Facebooku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Mój Twitter:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Dobrze że i na Salonie24 ten temat pomału się przebija.................
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 12:52, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Janusz Szewczak: Strzyżenie polskich owiec. „Dlaczego to akurat my - Polacy jesteśmy najbardziej odzierani z finansowej skóry?”
Czas najwyższy odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie, w czyim interesie i dlaczego mamy dziś w Polsce jedne z najwyższych w UE i Europie stopy procentowe i jaki jest wkład w tej dziedzinie NBP, RPP i KNF?
Podstawowe stopy procentowe Banku Centralnego w Polsce są dziś 10-krotnie wyższe niż w strefie euro - tam wynoszą one 0,25 proc. u nas 2,5 proc. - i 100-krotnie wyższe niż w sąsiednich Czechach, gdzie podstawowa stopa referencyjna wynosi zaledwie 0,025 proc. Mimo podobnego przecież poziomu gospodarki, jak i poziomu życia w Pradze i Warszawie. Obecnie inflacja w większości krajów Unii nawet w tych znacznie zamożniejszych jest albo podobna do polskiej - 0,9 proc. albo nawet wyższa. Praktycznie zerowe stopy procentowe mamy w Szwajcarii, USA, Japonii czy Wielkiej Brytanii - realnie są to nawet ujemne stopy procentowe. Tak wysokie jak obecne stopy procentowe NBP w Polsce powodują rażąco zawyżone koszty kredytów dla polskich kredytobiorców i wpływają na gigantyczną, jedną z najwyższych w Unii tzw. RRSO - Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania.
W olbrzymiej mierze to właśnie te nadmiernie zawyżone stopy procentowe i oprocentowanie kredytów przyciągają kapitał spekulacyjny i tzw. gorący pieniądz nad Wisłę, co znacząco podraża, a czasem wręcz blokuje działalność gospodarczą, jak i sam wzrost PKB w naszym kraju. Jesteśmy od lat prawdziwym Eldorado dla krajowej, jak i międzynarodowej lichwy i coraz bardzie pazernych spekulantów i banksterów. Banki działające w Polsce w tym blisko w 70 proc. banki zagraniczne zarabiają krocie i robią co chcą, traktują one Polskę, jako miejsce najbardziej dochodowych transakcji, miejsce maksymalizacji zysków, które rekompensują im niskie dochody lub wręcz straty z tytułu obsługi własnych klientów w macierzystym kraju - Unii.
Milczenie „finansowych polskich owiec” jest wręcz porażające, polscy kredytobiorcy i przedsiębiorcy płaczą i płacą. Nic więc dziwnego, że mając tak wysokie stopy procentowe NBP i dominującą pozycję banków, w tym banków zagranicznych w Polsce mamy też najdroższe w UE, z wyjątkiem Węgier, Bułgarii i Chorwacji, nie tylko kredyty gotówkowe czy konsumpcyjne, ale nawet te hipoteczne - mieszkaniowe. Mamy w Polsce do czynienia z rażąco zawyżonymi kosztami kredytów konsumpcyjnych, których rzeczywiste oprocentowanie na koniec 2013r wynosiło ok. 21 proc. podczas gdy w strefie Euro tylko ok. 7 proc. I mimo, że obecnie obowiązujący w Polsce maksymalny limit oprocentowania kredytów wynosi ok. 16 proc. to wraz z prowizjami, marżami i dodatkowymi opłatami np. ubezpieczeniowymi w praktyce daje właśnie oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych na poziomie ponad 20 proc. Czyli banki działające w Polsce w przeważającej mierze banki zagraniczne zarabiają na Polakach i udzielanych im kredytach konsumpcyjnych blisko 300 proc. więcej niż u siebie w kraju. Mamy również jedne z najdroższych w Europie kredytów mieszkaniowych - według EBC przeciętne oprocentowanie kredytów mieszkaniowych w strefie Euro wynosi obecnie ok. 2,78 proc., Finlandii 1,96 proc. w Luksemburgu 1,94 proc. w USA ok. 3,5 proc. W Japonii niewiele ponad 2 proc., w Czechach ok. 3 proc. zaś w Polsce przeciętne oprocentowanie udzielonego kredytu hipotecznego wynosi blisko dwukrotnie więcej, bo ok. 5,2 proc. Jak podają przedstawiciele Lions House drożej niż w Polsce jest tylko na Węgrzech 8,63, Chorwacji 6,75, jeszcze drożej jest w Indiach i Brazylii. Z tego tytułu, jak i z powodu wysokich stóp procentowych w Polsce banki osiągają rażąco zawyżone zyski, a na dodatek te wielomiliardowe zyski i dywidendy są transferowane do zagranicznych właścicieli od 2004r. do 2014r. było tego ok. 100 mld zł.
Wszystko to odbywa się kosztem polskich kredytobiorców, konsumentów i klientów. Istnieje też podejrzenie i obawa, że w minionych latach mogło dochodzić do zmowy banków i być może nawet do manipulowania stopą WIBOR w Polsce, podobnie jak to miało miejsce z londyńską stopą LIBOR. Być może też dlatego, taką popularność zyskały też kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich i mogły się one okazać znacznie bardziej konkurencyjne. Tak wyraźne dysproporcje w wielkości stóp procentowych i to na zdecydowaną niekorzyść, ciągle jeszcze przecież znacznie biedniejszego polskiego społeczeństwa, w kwestii kosztów kredytów konsumpcyjnych, gotówkowych czy nawet hipotecznych w Polsce i Unii są wręcz porażające i trudno wytłumaczalne. Nie ma bowiem żadnych realnych postaw utrzymywania nadal tak wysokich stóp procentowych NBP, a w konsekwencji również tak bezwzględnego dojenia i strzyżenia polskich kredytobiorców i konsumentów.
Chyba, że obok niepohamowanej chciwości i bezkarności banków, cichego przyzwolenia, a być może bezradności instytucji nadzorczych, kontrolnych, jak i samego banku centralnego głównym powodem tego procederu jest realna obawa i groźba bankructwa, jak i całkowite uzależnienie polskich finansów publicznych od dalszego pożyczania pieniędzy za granicą na tzw. międzynarodowym rynku długu. Bez tej kroplówki być może nie dałoby się przeżyć.
Płacimy więc krocie, pożyczamy dużo, jako społeczeństwo ponosimy gigantyczne, rażąco zawyżone koszty kredytów, a stopy procentowe muszą być ciągle nadal wysokie, by byli chętni którzy chcą nam jeszcze pożyczać. Czyli tępimy swoich i strzyżemy ich do gołej skóry, by móc pożyczyć od obcych. Jest to tym bardziej zastanawiające i szokujące, że to podobno Polska okazała się europejskim prymusem i świetnie przetrwała kryzys. Dlaczego więc w takim razie to właśnie my Polacy jako jeden z europejskich, unijnych krajów jesteśmy najbardziej obdzierani z finansowej skóry, na co słusznie zwraca uwagę jedno z opracowań Biura Analiz Sejmowych. A może władze i instytucje nadzorcze w krajach Unii o wiele bardziej troszczą się o finansowy interes własnych obywateli, natomiast te polskie są tak niezwykle pobłażliwe dla prawdziwego zdzierstwa.
Wniosek z tego taki, że aby przestano nas łupić tak jak dotychczas, Rada Polityki Pieniężnej winna, nie tyle myśleć o podwyższeniu stóp, ale jak najszybciej obniżyć podstawowe stopy procentowe do poziomu ok. 1-1,5 proc., a KNF i UOKiK zadbać wreszcie by ceny usług bankowych, marż i prowizji nie były jednymi z najwyższych w Unii Europejskiej.
Czas też zaprzestać przekształcania wszystkiego co prowadzi działalność finansową w kraju na wzór i podobieństwo banków.
Janusz Szewczak - Główny Ekonomista SKOK
[link widoczny dla zalogowanych]
Od 1995 roku nie brałem kredytu z banków na terenie Polski i jednocześnie do dziś nie potrafię zrozumieć dlaczego tak bezkarnie dajemy się łupić finansowym bandziorom.....?????????????
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 5:31, 20 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Europrawdy i eurozłudzenia
Chcemy być częścią Europy, ale nie jest nam obojętne, jaka ta Europa będzie. Czy pod tym zdaniem może się podpisać każdy z nas, niezależnie od tego, czy zalicza się ( lub zaliczają nas ) do jednego ze skłóconych plemion politycznych? A jeśli tak, to każdy z nas ma też prawo do wątpliwości, czy UE idzie we właściwym kierunku i ma prawo te wątpliwości wyrażać. I nie oznacza to, że chce Polexitu, że nie rozumie, jak działa Podobnie, jak polscy euroentuzjaści mają prawo powtarzać chóralnie zaklęcia o jedynie słusznej drodze, którą wyznacza ten czy tamten głos Brukseli czy określonego eurokraty.
Czasem warto spojrzeć na te krajowe przepychanki z lotu ptaka i oddzielić emocje od racji i interesów. Tak to widzę jako państwowiec. Polem wymagającym chłodnej debaty jest wspólna waluta Eurolandu. Dla jednych - najlepsze spoiwo Unii, a dla innych - największe zagrożenie dla europejskiej integracji, która wszak od gospodarki - od Wspólnoty Węgla i Stali - się zaczęła.
Polecam zatem dwuczęściowy wywiad prof. Stefana Kawalca, aktywnego opozycjonisty za PRL i współtwórcy Planu Balcerowicza, który opisuje z podziwu godną prostotą i logiką, jak euro - pieniądz polityczny może rozsadzić Unię wbrew woli swoich twórców.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Czesław Bielecki
[link widoczny dla zalogowanych]
Cenię i lubię Czesława Bieleckiego jeszcze z okresu Wielkiej Solidarności i to trwa do dzisiaj, chociaż nie zawsze się zgadzam z tym co mówi i pisze.
Ale słucham i czytam a swoje myślę...............
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 5:51, 20 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Unia rozpada się na naszych oczach, bo od dawna nie potrafi podjąć żadnych poważnych decyzji. Ile było szczytów na temat kryzysu strefy euro? Trzy razy Grecję wykupiono – i co, wierzy pani, że spłaci długi? A ile było szczytów na temat uchodźców?
Dlaczego Grecji pomoc nie pomogła, skoro pomogła innym - większym i w gorszych opałach?
Z taką falą nie poradzi sobie żadne państwo narodowe.
– A ironia losu polega na tym, że monopol na organizowanie europejskiej współzależności – również na poziomie rynków finansowych, nawet na poziomie powiązań osobistych – mają państwa, które są bardzo różnorodne, bogatsze, biedniejsze, mniejsze i większe. I nie potrafiły się dogadać co do wspólnych zasad nawet wtedy, gdy te różnice nie były jeszcze takie ogromne. Przed kryzysem euro Hiszpania miała takie samo bezrobocie jak Niemcy, około 12 proc., gdy dzisiaj Niemcy mają poniżej 5, a Hiszpanie 25.
Ponadto państwa narodowe w dużej mierze straciły możliwości oddziaływania na gospodarkę. Zresztą z własnej winy, bo globalizacja nie przyszła sobie z Chin. Rynki finansowe wyzwoliły się dlatego, że neoliberalizm polegał właśnie na pozbywaniu się instrumentów gospodarczych, na prywatyzacjach, deregulacjach, a technologia umożliwiła ucieczkę biznesu w wirtualne sfery eksterytorialne.
System polityczny się jednak nie zmienił. Politycy mogą obiecać pani emeryturę, ale od rządu, który wygrał wybory, pani emerytura niespecjalnie zależy. Większość emerytur jest zainwestowana w prywatne fundusze rozproszone po świecie. I jak jutro upadnie giełda w Szanghaju, to pani może się pożegnać z emeryturą.
Znów, jak przy uchodźcach: żaden rząd nie będzie miał w sporze z globalnymi korporacjami mocniejszej pozycji niż Unia.
– Teoretycznie tak, ale państwa w ramach Unii mają różne interesy – inne są priorytety wierzycieli, inne dłużników – i różne modele gospodarcze. Trzeba stworzyć system publicznej władzy ponadnarodowej, bo Unia Europejska nie zdaje egzaminu. A nie zdaje, bo monopol państw sprawia, że nie mogą iść ani do przodu, ani do tyłu.
Czy brexit i Trump nie będą impulsem do stworzenia takiej ponadnarodowej władzy? Kanclerz Merkel po wizycie prezydenta USA stwierdziła: jesteśmy zdani na siebie.
– To prawda, że wspólny przeciwnik motywuje do współpracy. Ale równie często powoduje podziały. Co się stało po aneksji Krymu? Niby uzgodniliśmy sankcje wobec Rosji – ale ja pomieszkuję we Włoszech i wiem, że Włosi absolutnie nie myślą o Rosji tak jak Polacy.
Europa może się zjednoczyć w takim sensie, że nikt nie będzie w stanie przeciwstawić się pani Merkel. Jak kanclerz uważa, że mają być sankcje, to są sankcje. Tyle że to nie będzie integracja i ponadnarodowa struktura, tylko Niemcy, które ze swoimi narodowymi interesami wejdą w rolę Amerykanów. Weźmy europejskie zadłużenie: Macron chce je uspołecznić, rozłożyć bardziej sprawiedliwie, wzmacniając unię monetarną i bankową. Ale Niemcy na to: hej, ale wy chcecie to zrobić za nasze pieniądze. Dla was, Francuzów, może jeszcze byśmy sięgnęli do kieszeni. Ale co z Włochami? Grecją? Hiszpanią?
Dlaczego Berlin tak brutalnie postąpił z Grecją? To nie były duże pieniądze, Greków można było wykupić i cały problem rozwiązany. Ale chodziło o to, żeby powiedzieć innym krajom: niech wam nawet do głowy nie przyjdzie zrobić coś podobnego.
Angela Merkel. Ostatnia nadzieja Zachodu
Czyli Unia dwóch prędkości pozostanie na papierze. A to chyba dobrze dla Polski.
– Unia zawsze była dwóch, trzech, czterech prędkości. Zawsze były kraje Schengen i te poza Schengen, te w strefie euro i nie w euro. Oraz te bardziej i mniej wpływowe. Jak były kłopoty ze wspólną walutą, to brytyjski premier przyjechał do Brukseli, chociaż nie używał euro.
Kiedy załamują się instytucje formalne, górę biorą nieformalne układy. Dzisiaj, jak pani chce coś załatwić, to pani jedzie do Brukseli czy do Berlina? Pytanie retoryczne – ale gdzie jest to w traktatach?
To nie jest dobra informacja dla polskiego rządu, bo nieformalne relacje nie wydają się jego mocną stroną.
– Każdy ma takie układy, jakie sobie zbudował. Ja nie jestem w stanie powiedzieć, na czym polega polska polityka europejska.
Na wstawaniu z kolan. I na moralnym zwycięstwie typu 1:27.
– Polityka symboliczna bierze górę, kiedy kompletnie nie ma pomysłu na rozwiązanie pewnych problemów. To przypadłość nie tylko Warszawy. Brak jakiejkolwiek racjonalności, logiki – ja to obserwuję w Wielkiej Brytanii. Cóż, taki okres historii. Przez lata wierzyliśmy w rewolucję liberalną, że wszystko idzie do przodu, że jest tylko jeden pomysł na urządzenie świata. Dzisiaj już wiemy, że to jest złudne. I musimy się zastanowić, jak gospodarkę, demokrację i integrację zbudować na nowo.
Widzi pan jakąś poważną propozycję, co miałoby ten załamujący się porządek zastąpić?
– Nie jestem zwolennikiem utopii. Budowanie światów wymyślonych źle się kończyło. Wolę się zastanowić, wybrać kierunek i maszerować, a nie siedzieć i czekać na cud. A kierunek jest taki, że trzeba odwrócić efekty neoliberalnej polityki. Rosnące nierówności nie są do zaakceptowania, podobnie jak demokracja, w której ludzie tylko zaklepują to, co zostało już ustalone. Trzeba eksperymentować. Wypróbować podatek od transakcji finansowych, dochód podstawowy.
I znów: wcale nie jest powiedziane, że wszystko zda egzamin. Ale jakiś zwrot musimy zrobić. Bo teraz mamy kapitalizm dla biednych, a socjalizm dla bogatych.
Dochód podstawowy batem na populistów? Znieczulenie nie uzdrowi świata
To znaczy?
– Państwo pomagało tylko silniejszym i zapominało o słabszych, którzy stracili poczucie, że w procesie podejmowania decyzji mogą odegrać jakąkolwiek rolę. I jeśli to się nie zmieni, to nie ma się co dziwić, że populiści dochodzą do władzy.
Dalej pan uważa, że antyliberalna kohorta jest nie do zatrzymania?
– Liberalny porządek skompromitowali sami liberałowie. Zawalili politykę społeczną, popuścili cugle rynkom, a za wywołany przez nie krach musiał zapłacić obywatel. Wszczynali wojny i tak zdestabilizowali kraje, w których je prowadzili, że teraz nie jesteśmy w stanie zatrzymać fali uchodźców. I zwiększyli nierówności między Zachodem a resztą do tego stopnia, że bieda stała się dla ludzi „tam” nie do zniesienia, więc ruszyli w drogę.
Tego nie zrobili populiści, to nasza robota. Tylko niestety łatwiej palcem wskazywać oszołomów, co dziś wszystko psują. Ja od nich niewiele oczekuję, ale od ludzi światłych, którzy nazywają się liberałami, chciałbym przynajmniej refleksji. Bo stało się wiele rzeczy sprzecznych z ideałami, które mieliśmy na sztandarach.
Zapominamy, w jak bardzo nierównym świecie żyjemy
Liberałowie będą się bić w piersi i co? To już było.
– Wielu jednak wciąż mówi, że wyborca zwariował, ale te oszołomy jutro się wywrócą i stare wróci.
Skończmy z hipokryzją, że sukcesy populistów nie mają z nami nic wspólnego. Przecież liberalizm dominował przez trzy dekady.
No właśnie, to może wystarczy?
– Ja bym powiedział tak: czas na politykę reprezentującą interesy nie tylko tych, którym się dobrze powodzi. Nie tylko emerytów, również młodych, którzy dopiero wchodzą na rynek. W stosunkach międzynarodowych operującą w kategoriach również współpracy, nie tylko siły. Bo polityka to nie jest, po sowiecku, „kto kogo”, tylko sztuka przedstawiania programów, debatowania i na końcu uzyskania kompromisu.
Musimy słuchać również tych, których nie jesteśmy w stanie znieść. Są sprawy fundamentalne, co do których nie możemy ustąpić, jak prawa człowieka czy prawa mniejszości. Ale my nawet nie próbujemy wspólnie myśleć o jutrze. Każda strona sporu tkwi we własnej komorze pogłosowej: rozmawiamy wyłącznie z myślącymi tak samo i słuchamy tylko tych mediów, które mówią to, co chcemy słyszeć.
*Jan Zielonka – ur. w 1955 r., politolog, profesor w St Antony’s College w Oksfordzie. Po polsku opublikował m.in. książki „Europa jako imperium” (2007) i „Koniec Unii Europejskiej?” (2014).
Odpowiedz 19.06.2017 17:26
[link widoczny dla zalogowanych]
To głos w dyskusji pod w/w notką, warto przeczytać! LIBERAŁ mówiący takie "herezje"? Koniec świata!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 12:48, 01 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Prof. Górski: Amber Gold mogła być operacją BND. Centralny port lotniczy Polski miał być w Berlinie
Rok temu moje źródła w ABW mówiły, że cała akcja z Amber Gold była operacją BND, której celem miało być przejęcie polskiego rynku lotniczego tak, aby centralnym portem lotniczym dla Polski stało się lotnisko w Berlinie. Do tego chodziło o to, by operację tę de facto sfinansowali sami Polacy. A ABW miała osłaniać całą tę operację - pisze prof. Grzegorz Górski, prawnik, adwokat, kierownik Katedry Historii Państwa i Prawa na Wydziale Prawa Kanonicznego i Świeckiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, były rektor Szkoły Wyższej Warszawskiej - Collegium Varsoviense
- W 2006 roku rozpoczęto budowę potężnego portu lotniczego Berlin - Brandeburg. Na szczęście do dziś go nie oddano, choć miał być otwarty w 2012 roku. Idea jest oczywista - ten port ma przejąć ruch lotniczy głównie z Polski (no bo nie ma być konkurencją dla Frankfurtu czy Monachium), czego znającym geografię nie trzeba specjalnie tłumaczyć. No i żeby to zrobić trzeba było skutecznie zamordować LOT. Nie, no nie przez Lufthansę rzecz jasna - najlepiej przez dynamiczną polską spółkę. I jeszcze najlepiej żeby sami Polacy za to zapłacili. No to zapłacili.
- pisze prof. Górski
Opublikowano dnia 30.06.2017 13:20
[link widoczny dla zalogowanych]
To wielce prawdopodobny scenariusz, gdy ma się chociaż pojęcie jak Niemcy et consortes przejmowali polskie cukrownie, cementownie etc. etc. Jak "prywatyzowano" polskie banki, Telekomunikację Polską itd. itp. "Elyty" którym powierzono władzę były już "przyzwyczajone" do reklamówek z walutą nie tylko z Niemiec od Kohla........................ Pamiętam jak chciano w Sejmie rozliczyć Millera z moskiewskiej pożyczki i powołać w tym celu komisję sejmową, Miller śmiejąc się powiedział: "Zgoda, zajmiemy się również kasą jaka płynęła z USA i nie tylko dla Solidarności w stanie wojennym i co się z nią stało?" Temat momentalnie znikł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wielokrotnie próbowałem poruszyć ten temat na Zebraniach Związku, zero reakcji.......................
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 5:21, 04 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
"Wielki" "Europejczyk" Jan K. Bielecki wspomina Kohla. Faux pas, czy coś więcej?
Jan Krzysztof Bielecki: "Już na początku 1990 roku kanclerz Helmut Kohl namawiał polski rząd Tadeusza Mazowieckiego do konieczności tworzenia partii politycznych w Polsce, a szczególnie tak bliskiej mu chrześcijańskiej demokracji, która weszłaby do rodziny partii ludowych (EPP)." (dla Deutsche Welle - niemieckiego odpowiednika Russia Today, publ. 17.06.2017)
"...jeden z liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a później Platformy Obywatelskiej, Paweł Piskorski ujawnił, że ugrupowanie Donalda Tuska i Jana Krzysztofa Bieleckiego było finansowane przez niemiecką partię CDU. Wymianą pieniędzy mieli się zajmować liderzy tych ugrupowań, czyli Jan Krzysztof Bielecki (ówczesny premier RP) i Helmut Kohl (wówczas kanclerz Niemiec). Zarówno Tusk, jak i Bielecki zaprzeczają tej informacji, wczoraj jednak potwierdził ją jeden z ojców założycieli partii obecnego premiera: Andrzej Olechowski". (2014) /za:/
.............................................................................................
Olechowski potwierdza finansowanie partii Tuska przez CDU i mówi o "paczkach z Niemiec"
http://niezalezna.pl/55092-olechowski-potwierdza-finansowanie-partii-tuska-przez-cdu-i-mowi-o-paczkach-z-niemiec
.................................................................................................
"Donald Tusk w tym czasie sypał pieniędzmi, KLD organizował wtedy bardzo szerokie imprezy towarzyskie. Zapraszano dziennikarzy, elitę kulturalną i tak zarzucili sieć w to środowisko artystyczno-medialne". /K. Wyszkowski, za:/
..................................................................................
"Donald Tusk w tym czasie sypał pieniędzmi" - ujawnia były członek KLD
[link widoczny dla zalogowanych]
..........................................................................................
Dlaczego, poza standardowymi komunałami i komplementami, przy tej okazji Jan Krzysztof Bielecki wspomniał coś tak, zważywszy na okoliczności, nieistotnego? Zastanawiające tym bardziej, że słowa Piskorskiego o finansowaniu partii Bieleckiego i Tuska przez Niemców, odbiły się echem i jak się wydaje, oczywistym jest, że Bielecki jako doświadczony polityk, nie powiedziałby tego, gdyby nie miał takiej intencji.
Do próby odpowiedzi na pytanie dlaczego to powiedział i czy to coś więcej niż faux pas - nominuję czynniki oraz autorkę tych słów:
"Nikt na przykład nie wyjaśnił, dlaczego Jan Krzysztof Bielecki interesował się sprawą Amber Gold, zanim stało się o tej firmie głośno" /za:/
.............................................................................................
Pralnia Amber Gold
[link widoczny dla zalogowanych]
.............................................................................
oraz tych słów:
"Wśród współpracowników i znajomych Marcina P. pojawiają się ludzie z otoczenia Jana Krzysztofa Bieleckiego, który uchodzi za szarą eminencję Platformy Obywatelskiej. Osoby, o których mowa, pracowały razem z Bieleckim w jego firmie konsultingowej „Doradca”." /za:/
................................................................................................
Amber Gold aferą Platformy
Dodano: 30.08.2012 [12:41]
Pieniądze Amber Gold na finansowanie imprezy organizowanej przez polityka PO. Bliskie kontakty Marcina P. ze znajomymi premiera i współpracownikami Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa Rady Gospodarczej przy premierze. Te przykłady wskazują, że afera AG nie mogła się rozwinąć bez przyzwolenia polityków i działaczy PO.
[link widoczny dla zalogowanych]
....................................................................................
[link widoczny dla zalogowanych]
Tak frymarczono tzw. III Rzeczypospolitą i jej interesem gospodarczym, ku uciesze nie tylko BERLINA, traktowaną jako postaw sukna za które trzeba ciągnąc tak by zagarnąc jak najwięcej dla siebie, mówiąc słowami zdrajcy i renegata hetmana litewskiego Janusza Radziwiłła.
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 5:55, 04 Lip 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 8:51, 16 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
To że opóźnia się oddanie lotnisko Berlin-Brandenburg, prawdopodobnie uratowało PLL Lot! Amber Gold i OLT Express miały przejąć za symboliczną złotówkę tego narodowego przewoźnika, ale aby to uczynić trzeba było doprowadzić PLL Lot na skraj bankructwa i tak też pod rządami Tuska uczyniono, mianując "eksperta" od tych spraw Marcina Piroga na szefa firmy. Co się będzie działo napisał internauta marman-k 31-10-2010, 09:00 :
cytuję:
Nie chcę krakać ale źle wróżę LOT'owi z tym nowym prezesem, z zawodu jest prezesem, dopiero co 1 lipca został prezesem Ruchu a tu nagle zachciało mu się zostać prezesem Lotu. Ponoć jest 'specjalistą' od restrukturyzacji czyli zwijania firm - patrz stocznie, kopalnie. Mikosz miał przynajmniej wizję co dalej z tą firmą zrobić, nawet próbował otworzyć połączenie cargo WAW-ICN w kooperacji z AtlasAir, ale zabrakło mu czasu. Niektórzy są bliżej tematu i wiedzą o czym mówię.
[link widoczny dla zalogowanych]
Prorok CYCUŚ???
I Piróg zadziałał, a efekt?
Pod koniec 2012 roku spółka niespodziewanie zwróciła się do Skarbu Państwa o pomoc publiczną w wysokości 1 miliarda złotych w związku ze złą sytuacją finansową (we wrześniu prezes Marcin Piróg zapewniał, że jest ona niezła)[26]. Jako przyczyny wskazywano pozorowane reformy po stronie Ministerstwa Skarbu Państwa (51% udział właścicielski było zapisem ustawowym[27]), zmiany kadrowe w zarządzie, upolitycznienie stanowisk i niskie kompetencje kadry nadzorczej, które skutkowały błędnymi decyzjami biznesowymi[28]. W raporcie Fundacji Republikańskiej z 2013 roku przeanalizowano nadzór właścicielski ze strony MSP w latach 2008–2012 i wskazano następujące zaniedbania jako przyczynę fatalnej sytuacji finansowej[29]:
brak jakiejkolwiek spójnej polityki właścicielskiej ze strony MSP poza chęcią jak najszybszego sprzedania części udziałów,
brak nadzoru właścicielskiego (zaskoczenie informacją o stanie finansowym spółki, w której Skarb Państwa ma ponad 90% udziałów),
tolerowanie braku polityki informacyjnej spółki w zakresie działalności operacyjnej i sytuacji finansowej (ostatnie publiczne raporty pochodzą z 2010 roku),
tolerowanie (lub narzucanie) „karuzeli kadrowej” na stanowiskach zarządczych i ich upolitycznienie, co prowadziło często do lokowania na kluczowych stanowiskach osób niekompetentnych; w wyniku jednej z takich decyzji LOT stracił ponad 430 mln zł na samych tylko opcjach paliwowych w 2008 roku, zaś skumulowana strata 2008–2011 wyniosła ponad 1,1 mld zł,
zarząd pozostawał pasywny wobec znaczących zmian zachodzących na europejskim rynku lotniczym (duże konsolidacje przewoźników) w obliczu kryzysu tak, jakby problem go nie dotyczył,
w latach 2010–2012 LOT prowadził desperacką wyprzedaż wszystkich dostępnych aktywów, dzięki którym uzyskał ok. 640 mln zł, które zostały zużyte w całości na spłatę bieżących zobowiązań; w rezultacie pod koniec 2012 roku pozostał praktycznie bez aktywów i utracił zdolność do dalszego regulowania zobowiązań.
Równocześnie większość z aktywów odsprzedanych po 2010 roku przeszła w ręce innych spółek lub agencji Skarbu Państwa, przez co prywatyzacja miała charakter pozorny.
[link widoczny dla zalogowanych]
To był typowy, wręcz wzorcowy i pokazowy szwindel, ukazujący jak przejmowano i prywatyzowano polską gospodarkę przez osobników biesiadujących w lokalach typu "Sowa I Przyjaciele"! Beneficjentem miały być Niemcy, niekoniecznie Lufthansa. Tyle.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 9:08, 16 Sie 2017 Temat postu: |
|
|
Air Berlin ogłasza upadłość, a jeszcze 5 lat temu miał przejmować rynek lotniczy w Polsce
1. Wczoraj w mediach pojawiła się informacja, że druga co do wielkości niemiecka linia lotnicza Air Berlin złożyła w sądzie wniosek o upadłość, po tym jak jej główny akcjonariusz linie lotnicze Zjednoczonych Emiratów Arabskich- Etihad zaprzestały dotychczasowego wsparcia finansowego.
Natychmiast niemiecki rząd udzielił liniom 150 mln euro kredytu, aby nie zaprzestały operacji lotniczych przez najbliższe 3 miesiące, które mają pozwolić zrealizować wcześniej zarezerwowane loty i sprowadzić większość niemieckich turystów wypoczywających za granicą, a korzystających z tych linii.
Okazuje się, że Air Berlin od kilku lat przynosił straty, w roku 2016 wyniosły one aż 780 mln euro, a łączny dług firmy zbliżył się do 1,2 mld euro i przy wstrzymaniu wsparcia finansowego przez głównego akcjonariusza, upadłość jest nieuchronna.
Warto na to wszystko zwrócić uwagę, bo jak wynika z dotychczasowych przesłuchań wielu świadków przed sejmową komisją śledczą w sprawie Amber Gold, to właśnie te linie Air Berlin miały przejąć polski rynek lotniczy.
To właśnie do Berlina na rozmowy do Air Berlin bardzo często latał Marcin P., współwłaściciel Amber Gold i linii lotniczych OLT Express, które miały doprowadzić do upadłości narodowego przewoźnika LOT S.A.
Całość pod:
[link widoczny dla zalogowanych]
Podkładających do złodziejskiego kotła szwidlu pod nazwą Amber Gold, było kanciarzy dużo więcej. Air Berlin to tylko kolejny "słup" do "prania" i wyprowadzenia "brudnej" kasiory......
Bez wiedzy BND to było niemożliwe................., a przecież to "sojuznik" w ramach NATO!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lutnia
Bywalec
Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 6:30, 23 Maj 2019 Temat postu: Elżbieta Chojna-Duch-VAT- podsekretarz stanu w MF |
|
|
Elżbieta Chojna-Duch: od 2010 do 2015 trwał demontaż systemu podatkowego państwa
ostatnia aktualizacja:
22.05.2019 14:33
- Ogromny lobbing dot. zniesienia 30-procentowej sankcji VAT wprowadził w błąd zarówno mnie, jak i Sejm. Przytaczano fałszywe argumenty, że sankcja jest niezgodna z prawem UE - powiedziała w środę była wiceminister finansów Elżbieta Chojna-Duch przed komisją śledczą ds. VAT.
Elżbieta Chojna-Duch (ur. 22 maja 1948 w Warszawie) – polska prawniczka, doktor habilitowany nauk prawnych, nauczyciel akademicki, od 1994 do 1995 i od 2007 do 2010 podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, członkini Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2010–2016.(wiki)
....................................................................................................
"Demontaż naszego systemu podatkowego"
Chojna-Duch wielokrotnie podkreślała podczas zeznań, że błędna decyzja o likwidacji sankcji VAT była tylko jednym z elementów rozszczelnienia systemu podatkowego. - Te działania, które następowały w Sejmie, 18 projektów aktów prawnych, rozszczelniły system VAT-owski z poprzedniego, oryginalnego brzmienia. Każdy z nich spowodował istotne luki i owocował stratami budżetowymi. (...) Była to, można powiedzieć, akcja celowa. Nie był to przypadek. Był to demontaż naszego systemu podatkowego VAT - mówiła Chojna-Duch. - Akcja szturmowania rynku polskiego zaczęła się na dobre w 2010, 2011 roku. Wydaje mi się, że była to akcja zorganizowana, i w tym celu również przygotowany został jakby grunt, pod tego typu działalność międzynarodowych grup przestępczych, stosujących różne formy, takie jak karuzele podatkowe itd. - oceniła.
[link widoczny dla zalogowanych]
Strona PolskieRadio24.pl prowadziła transmisję na żywo.
22 godz. ·
Komisja ds. VAT. Ponowne przesłuchanie Elżbiety Chojny-Duch oraz przesłuchanie Haliny Pupacz.
[link widoczny dla zalogowanych]
Znałem Panią E. Chojny -Duch z rozmów górniczej Solidarności z rządem W. Pawlaka a następnie Józefa Oleksego w Warszawie i nie są to wspomnienia przyjemne czy budujące. Zadziwia niejako szczerość JEJ wypowiedzi przed Komisją d/s wyłudzeń VAT. Obawiam się że może JĄ odwiedzić tzw. "seryjny samobójca". Mieliśmy już takie przypadki.........…
Ciekawa i kompetentna notka na Salonie 24 w temacie:
Gigantyczne długi Donalda Tuska - fakty i mity
FAKTY
Liczby dla Donalda Tuska są okrutne. Dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (inaczej dług sektora GG; EDP) wzrósł w latach 2017 – 2015 – nie licząc transferu z OFE w 2014 roku – o ponad 550 mld PLN. Deficyt nominalny sektora GG dwukrotnie – w latach 2009 i 2010 – osiągnął poziom 7,3% PKB. Był to najgorszy wynik w historii pomiarów…
Największe długi Tuska powstały w latach 2008 – 2011, stąd chciałbym bliżej przyjrzeć się temu okresowi.
Całość pod:
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 8:29, 23 Maj 2019, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|