|
www.gargangruelandia.fora.pl Strefa wolna od trolli
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Czw 9:21, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawy tekst w dzisiejszym ND. O błędach w naprowadzaniu Tupolewa w Smoleńsku.
[link widoczny dla zalogowanych]
„PLF 101, czy widzisz ziemię?”. Komenda, której zabrakło
Z Olegiem Korszunowem, nawigatorem doświadczalnym z 38-letnim stażem w biurze konstrukcyjnym Antonowa, rozmawia Piotr Falkowski
Jak to się stało, że zainteresował się Pan katastrofą smoleńską?
– Od dawna interesuję się sprawami bezpieczeństwa lotów. Wiele razy brałem udział w badaniu różnych wypadków, chociaż nigdy jako oficjalny członek komisji. Po śmierci zasłużonego pilota i wybitnego specjalisty w zakresie badania zdarzeń lotniczych Władimira Tkaczenki przygotowywałem do druku kolejne wydania jego podręcznika „Ryzyko lotnicze”, napisałem też kilka rozdziałów tej książki. Na bieżąco zbieram informacje o wszelkich incydentach lotniczych, szczególnie bardziej nietypowych. Jeśli chodzi o Smoleńsk, to oczywiście uwagę skupiał sam fakt katastrofy samolotu rządowego z głową państwa na pokładzie. Od strony lotniczej wszystko wydawało się jasne.
Kierownik lotów stwierdził, że nie ma warunków do lądowania i kazał odejść na lotnisko zapasowe, ale dowódca postanowił podjąć próbę lądowania. Zezwolono mu na zniżenie do wysokości 100 metrów, a pilot na podstawie własnego uznania zdecydował się kontynuować zejście, dopóki nie zobaczy ziemi, co się nie udało – samolot się rozbił. Wina załogi więc była oczywista, a grupa kierowania lotami działała ściśle według instrukcji, dawała właściwe polecenia, nie można mieć do niej żadnych pretensji. Tak wynikało z raportu MAK. Obejrzałem sławną konferencję prasową 12 stycznia 2011 r., na której zapadł ów werdykt. Nie miałem wówczas żadnych podstaw, żeby go kwestionować. Byłem bardzo zdziwiony, że strona polska się z czymś nie zgadza i zgłosiła uwagi. Ale później przeczytałem raport MAK i znalazłem rzeczy, od których człowiek się trzęsie.
Dyletant za radiolokatorem
Co ma Pan na myśli?
– Kiedy udostępniono zapis rozmów ze stanowiska kontroli lotów, stało się oczywiste, że grupa kierowania lotami pracowała fatalnie. I to nie tylko podczas podejścia Tu-154, ale również wcześniej, podczas lądowania Jaka-40 i Iła-76. W przypadku Iła-76 również niemal doszło do wypadku. A przecież to była rosyjska załoga, znająca lotnisko, pogoda była lepsza, a jednak nie wylądował. Tego dnia odbyły się cztery podejścia. Jak-40 wylądował bardzo źle, Ił-76 dwa razy próbował i nie wylądował, a pogoda wciąż się pogarszała. Nadleciał Tu-154 i kontrolerzy wydają mu zgodę na lądowanie? To absurd. Jakie lądowanie przy praktycznie zerowej widoczności?
Na czym polegały nieprawidłowości przy lądowaniach Jaka-40 i Iła-76?
– Jak zapewne pan wie, w lotnictwie istnieje pojęcie minimum pogodowego dla określonego systemu lądowania. Określa się minimalną widoczność pionową i poziomą. Jeśli warunki na lotnisku są gorsze niż te minima, nie można lądować. W tym przypadku było to 1000 metrów widoczności poziomej i 100 metrów pionowej. A więc podchodzi do lądowania Jak-40, ale kontrolerzy wiedzą, że tego dnia mają przyjąć trzy samoloty. To bardzo interesujące, jak reagowano na zmieniającą się pogodę. O godz. 4.58 czasu uniwersalnego kierownik lotów mówi przez radio: „Widoczność 4 kilometry”. Po zaledwie 9 minutach już 1500 metrów. Chwilę wcześniej informację tę otrzymał od dyżurnego meteorologa. Dodajmy, że meteorolog jest potrzebny zasadniczo do podania ciśnienia, parametrów wiatru czy wilgotności.
Widoczność określa na podstawie schematu punktów orientacyjnych i zapisuje w dzienniku. Własny schemat jest też na stanowisku kierowania lotami i kierownik lotów może ją w każdej chwili stwierdzić bez pomocy meteorologa. To, co odczyta, ma taką samą oficjalną wartość. Jedyna różnica w tym, że meteorolog ją zapisuje, a kierownik lotów nie. Wracamy do lądowania Jaka-40. Po kolejnej minucie jest już tylko 1000 metrów widoczności, a więc pogoda gwałtownie się pogarsza. Słyszy to także załoga Iła-76. I teraz okazuje się, że w ciągu 10 minut widoczność pozioma pogarsza się cztery razy i cudownie się zatrzymuje. W korespondencji radiowej nie pada już żadna inna wartość tego parametru, aż do lądowania Tu-154.
Tak jakby pogoda celowo dostosowała się do warunków minimalnych lotniska.
– No właśnie. Myślę, że o to chodzi. Tyle że wskaźniki meteo wcale się nie zatrzymały. Kiedy ląduje Jak-40, jego położenie widoczne jest na ekranie radiolokatora, kierownik strefy podejścia podaje załodze odległość o początku pasa i znaną formułę: „Na kursie, na ścieżce”. I tak cztery, trzy, dwa, jeden kilometr… I w tym momencie piloci powinni zobaczyć pas, bo przecież widoczność wynosi rzekomo właśnie jeden kilometr. Tymczasem mija 13 sekund – to jest prawie kilometr lotu maszyny – i kierownik lotów dopiero krzyczy: „Widzisz pas?”. Po 6 sekundach każe mu odejść na drugi krąg, zaś rzeczywiste lądowanie następuje po prawie pół minuty. Tak jakby leciał ten kilometr aż 44 sekundy. Oczywiście naprawdę Jak-40 nie był wcale „na ścieżce”, tylko dużo wyżej i przyziemił praktycznie w połowie pasa, a pogoda już dawno nie odpowiadała minimum.
To błędne „na kursie, na ścieżce” pojawi się potem i przy tupolewie. Dlaczego kierownik strefy podejścia wprowadzał w błąd załogi? Mówi się, że naprawdę nic nie widział na ekranie, bo między radarem a samolotem były drzewa.
– W przypadku Tu-154 pod sam koniec to bardzo możliwe, bo zszedł wtedy bardzo nisko, ale nie pozostałych maszyn. Zachowanie mjr. Wiktora Ryżenki to prawdziwa zagadka. Myślę, że to skutek braku profesjonalizmu, lekceważącego podejścia do służby, nieodpowiedzialności. Ryżenko przyjmował samoloty z ustawieniem kąta nachylenia ścieżki 3 stopnie 10 minut, podczas gdy na tym lotnisku obowiązywały go 2 stopnie 40 minut. Wygląda na to, że w ogóle nie przeczytał instrukcji lotniska. Ryżenko na stale służył w Twerze, w Smoleńsku pojawił się kilka dni wcześniej i tak naprawdę był to jego pierwszy dzień roboczy, bo 7 kwietnia pogoda była dobra, żaden radiolokator nie był potrzebny. A więc pierwszy raz usiadł za tym pulpitem.
W takiej sytuacji powinien zapoznać się wcześniej z dokumentacją lotniska, specjalnie dla niego powinno zostać wykonane próbne lądowanie. Niczego takiego jednak nie zrobiono. Ten oficer w ogóle nie wykonuje swoich obowiązków. W ocenie lądowania Tu-154 MAK twierdzi, że samolot znajdował się wprawdzie nie na ścieżce, ale w strefie dopuszczalnych odchyleń, czyli do pół stopnia powyżej lub poniżej ścieżki, a jeśli statek powietrzny mieści się w strefie dopuszczalnych odchyleń, to znaczy, że nie trzeba podejmować żadnych specjalnych działań. Tylko że to nie oznacza, że można wprowadzać złogi w błąd.
Według MAK, praktyka jest taka, że dopóki samolot mieści się w ramach dopuszczalnego odchylenia, kierownik strefy podejścia mówi mu, że jest na ścieżce. To kłamstwo. Owszem, nie ma powodów do niepokoju, nie trzeba przerywać lądowania, ale operator radiolokatora powinien o tym poinformować i podać wielkość odchylenia w metrach, na przykład: „Jesteś 40 metrów nad ścieżką”. Żeby umożliwić korektę. Jeśli była taka praktyka – jak sugeruje MAK – to niezgodna z instrukcjami służbowymi.
To jest pewien problem, bo rosyjskie instrukcje wojskowe są niedostępne i nie wiadomo, co w nich jest, a polska prokuratura nie może się dobić do tych dokumentów.
– To dla śledczych może być problem formalny, ale nie realny. Wojskowi mają swoje instrukcje typowo wojskowe dotyczące specyficznych operacji związanych z samolotami bojowymi, uzbrojeniem itp., ale technologia pracy dyspozytora lotów czy operatora radiolokatora jest jednolita. Proszę zobaczyć. Tu jest instrukcja służbowa kierownika strefy podejścia, rozdział 5, punkt 5.3 dotyczy zejścia w systemie RSP+OSP (radiolokator i dwie radiolatarnie).
„W przypadku odchylenia statku powietrznego od kursu lub ścieżki dyspozytor daje załodze komendę wyjścia na zadaną trajektorię i podaje jej wielkość odchylenia”. Proszę zwrócić uwagę, że jest mowa o odchyleniu od ścieżki, a nie strefy dopuszczalnych odchyleń. Potem jeszcze szczegółowo jest opisane, jak przekazywać te informacje, że trzeba robić przerwy, żeby zapewnić dwustronną wymianę korespondencji itd. W każdym razie dyspozytor tego nie robił. A MAK go próbuje wybronić.
„Coś się pogarsza”
Mówiliśmy o lądowaniu Jaka-40. A co z Iłem-76?
– Identycznie. Cały czas widoczność rzekomo wynosi kilometr. I powtarza się, że samolot ma się znajdować na kursie, na ścieżce i w odległości kilometra, a nic się nie dzieje. Kierownik lotów ppłk Plusnin pyta po pewnym czasie pilota, czy widzi pas. Mijają kolejne sekundy, w końcu samolot pojawia się, ale nie jest w stanie wylądować, bo okazuje się, że wcale nie był na kursie. Był na lewo i za nisko, i odszedł na drugi krąg. Już pierwsza próba dla Iła-76 kończy się tak, że Plusnin i płk Krasnokutski nie są w stanie wydusić z siebie niczego poza wiązanką przekleństw.
I mimo to kierują go na powtórne podejście? Zwracam uwagę, że cały czas nie pada ani słowo o widoczności, a więc obowiązuje wciąż jeden kilometr. Potem MAK napisał, że działo się to w warunkach pogarszającej się pogody. I to akurat prawda. Jeśli jednak widoczność pogarszała się, to znaczy, że znajdowała się poniżej tysiąca metrów, a więc według prawa lądowanie było niemożliwe. To dlatego grupa kierowania lotami niczego głośno przez radio nie mówi. Tylko Plusnin sugeruje załodze rzeczywistą sytuację, mówiąc: „Coś się pogarsza”. Ale co, nie wyjaśnia. Przy drugim podejściu iła sytuacja się powtarza.
Jaka była wtedy rzeczywista widoczność?
– Znamy ją bardzo dokładnie. Obecny na stanowisku kontroli lotów płk Krasnokutski raportował ją telefonicznie swojemu generałowi. Pytanie, czy miał prawo, nie będąc członkiem grupy kierowania lotami, przebywać w tym miejscu, które tak jak kabina pilotów samolotu, jest strefą ograniczonego dostępu. W każdym razie, znajdując się tam, miał obowiązek zachowywać ciszę i nie wtrącać się do pracy członków grupy kierowania lotami. Jednak z jego obecności mamy jeden pożytek.
Mianowicie nagrał na magnetofonie realną widoczność podczas zniżania samolotów Ił-76 i Tu-154, znacząco różniącą się od zawyżonej wartości podawanej przez – używając jego własnego wyrażenia – niepoczytalnego meteorologa. W raporcie nie ma ani słowa o tym fakcie, a to ważna informacja. On przecież swojego generała nie okłamywał. Kiedy Ił-76 już prawie się rozbił i definitywnie odleciał, pułkownik mówi: „Widoczność jest 500 metrów, nawet 300 metrów”. I obrzuca wyzwiskami meteorologa, który nie wiadomo dlaczego dawał 800 metrów. Po półgodzinie zaczął zbliżać się Tu-154 i trzeba było mu podać warunki pogodowe. Meteorolog wciąż podaje 800 metrów, ale Krasnokutski widzi z punktów orientacyjnych, że jest „maksimum 200” i powtarza to głośno dwa razy wśród steku wulgaryzmów, potem jeszcze mówi, że jest 150 metrów i wciąż się pogarsza.
Ale przy lądowaniu tupolewa kierownik lotów poinformował załogę, że widoczność wynosi 400 metrów.
– Tak, tyle właśnie dali. Wtedy dowódca samolotu stwierdził, że spróbuje zejść, a jeśli nie będzie warunków, odejdzie.
Czy to jest zgodne z procedurą?
– Tak, oczywiście. Czasem w trakcie takiego próbnego zejścia warunki się poprawiają. Rzecz jasna zniżyć się można tylko do wysokości decyzji. Oczywiście 400 metrów to dużo mniej niż minimum wynoszące 1 tys. metrów, ale już lądowanie przy widoczności 150 metrów to zupełny absurd. Nikt by się nie zgodził na próbę lądowania w takich warunkach. Ale jemu powiedziano 400 metrów, Krasnokutski mówi generałowi, że 150 metrów i nie ma żadnej reakcji. MAK też to potem zignoruje.
Paragraf „E”
MAK twierdzi, że postępowali zgodnie z procedurami i nie mogli zakazać lądowania polskiemu samolotowi.
– To nieprawda. MAK powołuje się na rosyjski AIP, czyli zbiór informacji lotniczych (ang. Aeronautical Information Publication). Dotyczy on wszystkich lotów w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej, cywilnych i państwowych, krajowych i zagranicznych. Podlegają mu i załogi, i służby kontroli lotów, to jest informacji lotniczej oraz kierowania ruchem. Komisja techniczna stwierdza, że grupa kierowania lotami uprzedzała załogę o braku warunków do lądowania i zalecała jej odejście na lotnisko zapasowe. Otóż AIP w części AD mówi w par. 1.1-1 c), że „dowódcy zagranicznych statków powietrznych wykonujących loty w Rosji sami podejmują decyzję o możliwości startu i lądowania, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za podjętą decyzję”.
A więc MAK argumentuje, że przecież podali mu warunki, a on podjął decyzję, że jednak spróbuje lądować. W ten sposób MAK usprawiedliwia kierownika lotów, bo ten zgodził się na próbę lądowania, chociaż podał widoczność poniżej minimum. Ale w AIP jest zaraz dalszy paragraf e), którego istnienia komisja techniczna celowo nie zauważa: „Służba kontroli lotów ma prawo w przypadku konieczności zakazać startu lub lądowania, lecz prawa tego nie można traktować jako wzięcia odpowiedzialności za decyzję podjętą przez dowódcę załogi lub kontrolę jego słuszności”. To oznacza, że jeśliby kierownik lotów zakazał lądowania jeszcze przed wejściem samolotu na ścieżkę, do czego miał pełne prawo, biorąc pod uwagę warunki pogodowe, a załoga to zignorowała, wówczas można by uznać, że działania kontroli lotów były prawidłowe i nie można mieć do nich zastrzeżeń. Komisja oczywiście bierze pod uwagę tylko paragraf c), a nie zauważa e).
A przecież przy panujących warunkach i przy idiocie siedzącym za radiolokatorem, który już prawie rozbił dwa samoloty, jak najbardziej występuje konieczność zakazania lądowania. Tak byłoby nawet, gdyby nie kłamano co do widoczności, ale w trakcie manewrów przed podejściem warunki się pogorszyły. Jedynym wyjściem jest zakaz lądowania. AIP nie precyzuje, jaka to „konieczność” może wystąpić, bo nie da się przewidzieć rozmaitych okoliczności. Liczy na rozsądek dyspozytora.
MAK może jednak powiedzieć, że dyspozytor ma prawo, a nie obowiązek. A to różnica.
– Przede wszystkim prawo służy do tego, żeby go używać. Poza tym w AIP jest jeszcze inny zapis. W części ENR paragraf 2.3.10 jest napisane: „Dyspozytor ma obowiązek zakazać lądowania statku powietrznego i dać polecenie odejścia na drugi krąg, gdy na drodze zniżania statku powietrznego lub pasie znajdują się przeszkody zagrażające bezpieczeństwu lotu”. Rzecz dotyczy wszystkich samolotów rosyjskich i zagranicznych, cywilnych, państwowych, jakichkolwiek. Pytanie, jakie to mogą być przeszkody (ros. priepiatstwija, ang. obstacles). To nigdzie nie jest napisane, dlatego że okoliczności mogą być bardzo różne. Nie musi chodzić o przeszkodę fizyczną.
Podręczniki wymieniają np. uskok wiatru, groźne dla samolotu zjawisko – wtedy też zaleca się odejście na drugi krąg. Czy może to być też mgła? Na lotnisku bez precyzyjnego systemu podejścia można i jak najbardziej należy mgłę tak właśnie traktować.
MAK zarzuca załodze, że podchodziła do lądowania, nie wskazując systemu lądowania. Pisze, że nie „zamówiono radiolokatora”.
– To jest nieistotne. Jeśli załoga nie informuje o oczekiwanym systemie zabezpieczenia nawigacyjnego, to kierownik lotów wskazuje obowiązujący system. Powinien powiedzieć: „zejście według radiolokatora, kontrola według radiolatarni prowadzących”.
Co to jest „posadka dopołnitielna”? Polska komisja nie mogła zrozumieć znaczenia tego wyrażenia.
– To taka komenda. Samolot wykonał czwarty zakręt, wchodzi na ścieżkę, jest już w konfiguracji do lądowania, ale kierownik lotów nie może dać zgody na lądowanie, lecz spodziewa się, że ta zgoda będzie. Wtedy mówi: „Posadka dopołnitielna”, to znaczy, że załoga może kontynuować zniżanie, ale zgody na lądowanie nie ma. Ostateczna decyzja powinna zapaść przed wysokością decyzji i nie później niż przy markerze bliższej radiolatarni, czyli około kilometra od progu pasa. Tak się najczęściej dzieje na lotniskach z dużym ruchem, gdy jakiś samolot wylądował, ale jeszcze nie opuścił pasa. Wtedy następny może spokojnie się zniżać i w odpowiednim momencie otrzyma zgodę albo okaże się, że pas jest wciąż zajęty i trzeba odejść na drugi krąg.
Ale takiej sytuacji w Smoleńsku nie było, tylko zła pogoda.
– Taka komenda może paść także z powodu pogody. Kiedy na przykład widoczność jest na granicy minimum i się poprawia. W tym przypadku, jeśli byłoby to 900 metrów i rosło. Wtedy można liczyć, że w ciągu tych kilku minut dojdzie do tysiąca.
Zwodzenie załogi
To też nie nasz przypadek.
– Owszem. Grupa kierowania lotami robiła wszystko, żeby załogę Tu-154 zbić z tropu, tak jak i poprzednie samoloty. Ale o ile Ił-76 zdołał uciec, o tyle Tu-154 niestety nie zdążył. Ale naprawdę i Ił-76 był blisko katastrofy i mało brakowało, a cała ta historia byłaby zupełnie inna. Ale jemu jeszcze się udało. Tupolew także otrzymywał cały czas komunikat „na kursie, na ścieżce”.
W przypadku Tu-154 błąd dotyczy nie tylko kursu i ścieżki, ale także odległości od progu pasa.
– Owszem. Tak było i przy pierwszych dwóch samolotach, co przeanalizowaliśmy na przykładzie Jaka-40, tylko nie wiemy, jaki był to dokładnie błąd. Dla Tu-154 dysponujemy bardzo precyzyjnymi informacjami o trajektorii. Kiedy Ryżenko mówi na przykład: „2 na kursie, na ścieżce”, przekazuje trzy błędne informacje. Samolot nie jest 2 km od progu pasa, ale 2,5 km, jest ponad 20 metrów poniżej ścieżki i około 50 metrów na lewo, czyli nie jest też na kursie. Błąd 500 metrów w odległości od progu jest niewytłumaczalny i niedopuszczalny. Tyle samolot leci 7 sekund. Odległość powinna być dokładna. Błąd wynikający z ruchu samolotu to co najwyżej 100 metrów. Mimo to MAK nie widzi żadnych nieprawidłowości w pracy grupy kierowania lotami i twierdzi, że jej działania nie wpłynęły na wystąpienie zdarzenia lotniczego. Jak tak można napisać?
Życie pokazuje, że wnioski komisji zajmujących się zdarzeniami lotniczymi nie zawsze są obiektywne. W ZSRS była to dość rozpowszechniona praktyka, że na przebieg badania wpływały interesy polityczne lub resortowe. Wątpię, czy od tamtych czasów zaszła jakaś gruntowna zmiana tego stanu rzeczy. Nie mam wątpliwości, że w tym przypadku komisja posiadała wytyczne wyższego kierownictwa Federacji Rosyjskiej, by „swoich nie wydawać, brudu z chaty nie wynosić”. Natomiast MAK i pani Anodina mieli w głowie tylko, żeby bronić, choćby niezgrabnie, kontrolerów, ratując „cześć munduru” rosyjskiego żołnierza.
Czy to dziwne, że do obsługi samolotu specjalnego z głową obcego państwa na pokładzie (a trzy dni wcześniej lądował i rosyjski premier) nie znaleziono lepiej przygotowanych kontrolerów lotu?
– Przestępcze działania członków grupy kierowania lotami to nie przypadek, to konsekwencja błędów systemowych w wojsku. W rozmowach radiowych i telefonicznych z udziałem wojskowych połowa to bezsensowna paplanina, gęsto przeplatana wulgaryzmami. Z pewnością nie sprzyja to rzetelnej pracy przy kierowaniu ruchem powietrznym. Ludzie na „Korsarzu” nie znali języka angielskiego, nawet w zakresie podstawowej frazeologii korespondencji radiowej z samolotem, nie przestrzegali procedur lotniczych. To była ekipa dyletantów, zdolnych jako tako wypełniać swoje obowiązki w warunkach dobrej pogody, gdy załogi mogą podchodzić do lądowania bez niczyjej pomocy. Wystarczy wtedy podać standardowe komendy, ciśnienie, wiatr, i to wszystko – samolot ląduje. Teraz przyjmują nie jakiś swój samolot, ale specjalny rejs z Polski – wielka odpowiedzialność, dzwonią generałowie, którym trzeba na bieżąco raportować. A tu mgła. Ona wprowadziła członków grupy w stan jakiegoś zagubienia, że stracili zdrowy rozsądek w podejmowaniu decyzji i wydawaniu poleceń.
Dlatego stworzono instrukcje służbowe, żeby się nimi kierować. Każdy w tym zawodzie musi mieć na uwadze hasło „Wszystkie przepisy lotnicze pisane są krwią”. Jeśli jest się kierownikiem lotów, to ma się określone instrukcje, zbiór obowiązków, które należy wypełnić. Nikt nie może się w to wtrącać ani niczego nakazywać wbrew przepisom, nawet generał. Takie jest prawo – nikt nie może rozkazywać kierownikowi lotów podczas wykonywania obowiązków służbowych, bo on odpowiada za bezpieczeństwo. Wszystko, co działo się na lotnisku rankiem 10 kwietnia 2010 r., przypomina film grozy, którego głównymi bohaterami są członkowie grupy kierowania lotami i załogi lądujących samolotów. Na stanowisku kontroli lotów panował zamęt przechodzący w panikę, trwały niekończące się konsultacje z kierownictwem, kto, skąd i dokąd leci, co robić w przypadku dalszego pogorszenia się warunków pogodowych itp.
Zabrakło zgodnego współdziałania i właściwego wypełniania zadań związanych z pełnioną funkcją. O ile przestarzałe, „półsprawne” wyposażenie lotniska Smoleńsk Północny można jakoś wytłumaczyć niechlujstwem i wszechobecną biedą w obszarze postsowieckim, o tyle braku profesjonalizmu i nieodpowiedzialności kontrolerów lotów, którzy dosłużyli się wysokich stopni wojskowych, pensji i emerytur, nie da się nijak wyjaśnić.
Karty bez ostrzeżeń
A jak Pan ocenia działania załogi Tu-154M? Nie zostawiono na niej suchej nitki.
– Załoga dostała widoczność poziomą 400 m i wysokość decyzji 100 metrów. Dowódca miał też swoje własne minimum wynoszące 60 metrów widoczności pionowej i 800 metrów poziomej, chociaż dla tego lotniska stosowało się podwyższone wartości odpowiednio 100 m i 1200 metrów. Więc niewykluczone, że postanowił zejść nie do 100, ale do 60 metrów. Wskazuje na to ustawienie sygnalizatora wysokości decyzji na radiowysokościomierzu. To oczywiście naruszenie zasad, ale zapewne myślał, że niewielkie. Jeśli chodzi o widoczność poziomą, mógł się spodziewać, że sytuacja się zmieni. Mgły typu radiacyjnego mają taką właściwość, że pojawiają się nagle i nagle znikają.
W każdym razie na pewno myślał, że w razie czego bez problemu odejdzie na drugi krąg z wysokości 60 metrów. To przecież żaden problem. No więc samolot schodził. Nawigator dyktował wysokość według radiowysokościomierza – słyszałem, że w Polsce jest taka przyjęta technologia pracy, że od pewnej wysokości przechodzi się z wysokościomierza barycznego na radiowysokościomierz, co jest zazwyczaj całkiem sensowne, bo zwiększa precyzję.
Ale Protasiuk wiedział, że w Smoleńsku jest pod ścieżką podejścia obniżenie terenu.
– To było zadanie nawigatora. Załoga oczywiście przygotowywała się do lotu, czytała dokumentację, mapy, schematy. Do lądowania otrzymała kartę podejścia lotniska Smoleńsk Północny w systemie OSP+RSP z kursem 259 stopni. Jak się na nią patrzy, widać wszystkie potencjalne przeszkody nawigacyjne. Zaznaczono wszystkie wzniesienia, wieże, ale leżą one daleko od ścieżki podejścia. Na schemacie przekroju pionowego też mamy prostą linię ścieżki i prostą linię wyobrażającą ziemię. Nie ma żadnych ostrzeżeń przed niebezpieczeństwami. W rzeźbie terenu nie widać żadnych zagrożeń. Ta karta, chociaż dotyczyła lotniska wojskowego, zrobiona jest w układzie takim jak w AIP. Otóż piloci w praktyce rzadko korzystają z nich bezpośrednio, wolą wydawnictwa prezentujące te samo informacje, ale bardziej czytelnie ułożone. W Europie w użyciu są głównie pomoce firmy Jeppesen. Do nich zapewne był przyzwyczajony porucznik Artur Ziętek. Taka rzeźba terenu jak w Smoleńsku nie jest wcale czymś nietypowym, takich lotnisk jest bardzo dużo na świecie i lotnicy rozumieją zagrożenie związane z pomiarem wysokości w takich sytuacjach. Weźmy np. lotnisko w Luksemburgu, które jest pod względem terenowym bardzo podobne do Smoleńska. No i proszę zobaczyć, co jest napisane w przewodniku Jeppesena dla tego lotniska.
„Gwałtowny spadek wysokości radiowej pomiędzy 0,8 a 0,5 mili morskiej od progu pasa z powodu stromego wzniesienia terenu (300 stóp). Spodziewane ostrzeżenia o zbliżeniu do ziemi”.
– No właśnie. To jest wybite w ramce na karcie podejścia, żeby każdy widział, że wskazanie radiowysokościomierza w tym miejscu będzie nieprawidłowe. Jest konkretnie napisane, że jest coś takiego w rzeźbie terenu i nie należy się posługiwać radiowysokościomierzem i że nawet mogą się włączać ostrzeżenia o zbliżaniu się do ziemi, właśnie takie jak podczas tego zejścia w Smoleńsku się pojawiły. Uznano, że to informacja ważna, i słusznie. A w zbiorach rosyjskich takiej informacji nie ma. Uznano, że to nieistotne. Napisaliby w ramce: „W odległości 0,5-2,0 km od progu pasa 26 obniżenie terenu do 80 metrów. Nie używać radiowysokościomierza”. Logiczne. Dlatego ten młody nawigator, który pewnie latał ze zbiorem Jeppesena, wiedział, że jeśli są problemy z rzeźbą terenu, to jest o tym uwaga na schemacie. Kiedy nic nie jest napisane, problemów takich nie ma, teren jest płaski i można posługiwać się bez błędu radiowysokościomierzem. Przypuszczam, że dlatego nie zwracał uwagi na wysokościomierz barometryczny.
Co się stało później?
– Kierownik strefy lądowania cały czas mówi: „Na kursie, na ścieżce”, i podaje odległość. W momencie, gdy pada: „2, na kursie, na ścieżce”, maszyna jest naprawdę w odległości 2,5 km od progu pasa i znacznie poniżej ścieżki podejścia, nawet poza strefą dopuszczalnych odchyleń. Ale załoga tego nie wie. Jest spokojna, może sądzić, że zejście jest normalne, idzie jak po nitce, piloci już zaczęli się rozglądać za ziemią. W poziomie niczego jeszcze nie mogli się spodziewać, ale w pionie już była szansa zobaczyć ziemię. Co więcej, uspokojony komunikatem „na kursie, na ścieżce” dowódca zwiększa prędkość opadania, przypuszczając, że ma jeszcze zapas wysokości. Mógł myśleć, że jak jeszcze nieco się obniży, to wyjdzie poniżej chmur i zobaczy teren. Ale wtedy Ryżenko zamilkł, chociaż miał obowiązek prowadzić samolot do odległości kilometra od progu pasa. Ten człowiek na odległości 2 km okłamał załogę i zamilkł. Milczy też kierownik lotów, chociaż wiedział, że zbliża się wysokość decyzji. Powinien zatem zapytać: „Czy widzisz ziemię?”. Otrzymałby oczywiście odpowiedź: „Nie”. A wtedy musiałby wydać komendę odejścia na drugi krąg.
Wielka cisza na wieży
„Korsarz” milczy przez 14 sekund, czyli kilometr lotu.
– Pod koniec, gdy samolot znajduje się znacznie poniżej ścieżki, Ryżenko już go na ekranie nie widzi z powodu kształtu terenu i drzew. Ale to nie jest żaden powód, żeby milczeć, tylko wydać komendę do odejścia. Wreszcie pada komenda: „Horyzont”. Rzecz w tym, że nie ma takiej komendy. Powinno być: „Wstrzymać zniżanie” (ros. priekratitie sniżenije, ang. stop descent). „Horyzont”, czyli inaczej „poziom”, to komenda wzięta z typowo wojskowej korespondencji radiowej. Chodzi o przejście do lotu poziomego. Ale dla obcokrajowca to nie musi być oczywiste. Nie rozumiem zupełnie zachowania Ryżenki.
W tym czasie samolot cały czas się mocno obniża.
– Nawigator cały czas podaje wysokość, ale ponieważ samolot akurat leci w miejscu, gdzie teren się obniża, wysokość radiowa pozostaje stała i wynosi 100 metrów. Nawigator trzy razy w ciągu 7 sekund powtarza: „100”, bo tak mu pokazuje radiowysokościomierz. Pytanie, jak to zrozumiał dowódca? Wiedział, że samolot cały czas się obniża, bo jest wskaźnik prędkości pionowej. Kiedy słyszał powtarzające się „100”, mógł je odebrać jako swego rodzaju przypomnienie, że to wysokość decyzji. Dowódca ma obowiązek wtedy jasno powiedzieć: „Lądujemy”, czy: „Odchodzimy”. Nawigator mógł wprost powiedzieć: „Dowódco, jaka decyzja?”. Tak przynajmniej myślał według mnie kpt. Protasiuk. Nie reagował, bo postanowił jeszcze zejść do 60, więc przedłużał zniżanie. Z kolei nawigator powinien zauważyć, że to niemożliwe. Samolot obniża się, a wysokość jest stała? Może jednak myślał, że przeszli do lotu poziomego i odchodzą?
Wtedy pada komenda: „Odchodzimy”.
– Trzeba przyznać, że dowódca nie czekał do wysokości 60 metrów, zorientował się, że coś jest nie tak, i podjął próbę odejścia. Wykresy pokazują wyraźnie, że jest silny nacisk na stery. Tyle że to odejście niewytłumaczalnie się dłuży. Aż było za późno, niestety.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Czw 11:25, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Dziś CZWARTA ROCZNICA.
Ale ja nie o tym, ale o kwestii, która nie pozwala spokojnie zasnąć i obudzić się w poczuciu istnienia w logicznym status quo.
Wczoraj oglądłem se w Canal+ czeski film "W cieniu". "Czeski film" - to określenie sytuacji, w której nikt nic nie wie - w "W cieniu" akurat wiadomo wszystko aż do bólu i wzmiankowany obraz nie ma w sobie nic z "żartobliwych" idiotyzmów polskiego "Rewersu" czy z antyprawdy "Pokłosia".
"W cieniu" powinno byc oglądane w parze z niemieckim "Życiem na podsłuchu", nie tylko dlatego, że w obu jedną z głównych ról kreuje Sebastian Koch. Powinno być, bo uświadamia POTWORNĄ CIAGŁOŚĆ ponad 30 lat dzielących czas akcji obu obrazów. Tu Czechosłowacja, tam NRD - tu i tam koszmar lęku, wyobcowania i przerażajacej samotności jednostki wobec zła KOMUNIZMU. W obu - niczym nieskrępowana bezkarność siepaczy bezpieki.
Rozumiem konieczność Magdalenki zdeterminowaną niechęcią do rozlewu krwi, czy zapobieżeniu werski rumuńskiej.
Na tym zdolność mego rozumienia kończy się natrafieniem na ścianę NIEZGODY na postpeerelowską rzeczywistość potężniejszą od muru berlińskiego czy muru bezpieczeństwa odgradzającą Izrael od Autonomii.
Swego czasu Ryszard Filipski pytał tekstem Jacka Stwory "Co jest za tym murem?" i dziwił się, że tak wszystko mu się "udaje?" Tak, to traktat o swoistym PRZYZWOLENIU.
Nie mogę zrozumieć, czemu 60 lat po "W cieniu" i 30 lat po "Życiu na podsłuchu" polscy przedstawiciele i beneficjenci przedstawionego tu i tam antynarodowego i antyludzkiego SYSTEMU wraz ze swymi dziecmi i wnukami żyja w ponadprzeciętnym dobrobycie ciesząc się wysoką jakością życia i decydując w nieodgadnionych wielu aspektach naszego życia - CO i DLACZEGO jest dla nas dobre czy wręcz sprawiedliwe, godne i zbawienne.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Czw 12:36, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 13:02, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Gargangruel napisał: | Bardzo ciekawy tekst w dzisiejszym ND. O błędach w naprowadzaniu Tupolewa w Smoleńsku.
|
Może i ciekawy, ale nawet nie przymierzyłam się do czytania. Pozwolę sobie natomiast nieskromnie na autocytat.
Nie widzę większego sensu w zakładaniu wątków, gdzie domorośli eksperci i internetowi szperacze będą się prześcigać w snuciu najprzedziwniejszych teorii.
Co do mnie, straciłam zupełnie zainteresowanie przebiegiem badań nad przyczyną wypadku i raportem końcowym - kiedykolwiek miałby się ukazać. Tzw. złota godzina dla tego dochodzenia już dawno minęła, a część dowodów utonęła w błocie, jeśli nie została przedtem wyniesiona w reklamówkach. Cokolwiek zatem usłyszę na zakończenie tej operacji będzie dla mnie zupełnie niewiarygodne, choćby było najświętszą prawdą!
Dużo bardziej istotne jest, moim zdaniem ustalenie winnych wszystkiego tego, co katastrofę poprzedziło. A była to suma niechęci, zaniechań, zaniedbań, lekceważenia osób i procedur - i za to należy konkretnych ludzi pociągnąć do odpowiedzialności. Tych ludzi można przecież ustalić: jeżeli, jak wiadomo, logistyką prezydenckich wyjazdów zajmowała się kancelaria premiera, transportem dowództwo sił powietrznych i MON, to stąd najprostsza droga do p. Arabskiego i min. Klicha. Min. Klich jest swoistym ponurym rekordzistą : niewiele ponad połowę kadencji, a na koncie "sukcesów" kondukt blisko 120 karawanów i sprawa szyfranta Zielonki. W normalnym państwie wystarczyłoby jedno z tych zdarzeń- np. wypadek pod Mirosławcem i p. Klich byłby znowu psychiatrą. Ale u nas włos mu z lichego skalpu nie spadł. Nikomu innemu też nie.
Bo Polska to dziki kraj- choć ja to zdanie interpretuję odmiennie, niż Drzewiecki.
To jeden z moich pierwszych komentarzy (miesiąc po katastrofie), kiedy internautom już paluszki puchły od literatury okołolotniczowypadkowej.
Po czterech latach widać jak na dłoni, że miałam trochę racji. Tylko trochę... Bo takiego horroru, jak nagradzanie ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, którego nie było, jak nie tylko niedbalstwo przy zabezpieczeniu dowodów, ale ich niszczenie i fałszowanie, jak "współpraca" polskich prokuratorów z rosyjskimi i "przekopywanie" ziemi, jak "asystowanie" przy sekcjach i zamiana zwłok wypchanych śmieciami - tego wszystkiego nie wymyśliłabym w maju 2010 roku w najczarniejszych koszmarach.
Wiem jednak, KOMU ten horror zawdzięczam i zrobię wszystko, aby tę wiedzę przekazać swoim wnukom.
Nie obchodzi mnie, czy brzoza była złamana wcześniej, czy później, od góry czy z boku?
Prawdy o tej katastrofie nie dowiemy się nigdy! Ale każdy może mieć swoją.
Jest w historii wiele niewyjaśnionych zdarzeń i to będzie jednym z nich, nie łudźcie się.
A sążniste elaboraty niech czyta, kto ma czas i ochotę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Czw 17:11, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Elu, ten wywiad to nie elaborat.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Sob 15:29, 12 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ciekaw jestem Waszego zdania, co do tej notki eski z salonu 24.
[link widoczny dla zalogowanych]
Res publica na weekend - raz jeszcze
Swego czasu napisałam wiele notek „edukacyjnych”, jeśli tak można powiedzieć.
Wydawało mi się, że trzeba tłumaczyć, wyjaśniać, że może to coś da. To było wtedy, kiedy nie było jeszcze całej gamy mediów tzw. „naszych” i nawet nie śniło się o ogólnie dostępnych „naszych” telewizjach . Od tego czasu mamy szeroki wybór gazet, wydawnictw wszelkiego rodzaju, portali, dwie telewizje, radio – i co? I pstro.
Po tym, co stało się na Ukrainie, wydawało się, że już tylko ślepy nie zobaczy, dokąd nas zaprowadziła polityka Tuska/Komorowskiego. I co? Ano jak widać.
Jest spora grupa wyborców, która twardo popiera Kaczyńskiego, ale nie przekracza magicznej liczby ok. 30% glosujących, czyli niecałe 15% populacji. Sorry, ale z takim poparciem to żadne prawdziwe reformy tu nie przejdą.
Nie mam zamiaru rozpatrywać tu powodów, dla których reszta tkwi w zaczarowanym kręgu obojętności lub zachwytu dla obecnej polityki wg dotychczasowych wzorów, bo to już zostało opisane tysiąc razy z przeróżnych pozycji. Mam zamiar postawić tezę zupełnie heretycką > otóż wbrew powszechnemu przekonaniu wcale nie są temu winne media. Owszem, rola mediów jest zasadnicza, ale mogą one działać na ludzi w ten sposób z zupełnie innego powodu, o którym nikt nie wspomina.
Zacznijmy od początku – za PRL media były tylko państwowe, a więc łgały do nieprzytomności. Gazetki podziemne docierały do ułamka procenta ludzi, a słuchanie Wolnej Europy groziło utratą słuchu. Prawo było idiotyczne, SB wszystkich śledziła, a jednak..... a jednak ludzie sobie radzili. Sposobów na omijanie prawa, kantowanie władzy i radzenie sobie z komuną było tysiące, a Polacy słynęli z odporności na system. Co się z nami stało obecnie? Uwaga, teraz będzie odpowiedź > PROCEDURY!
Kiedy mój kolega, prezydent Gliwic, wprowadził chyba jako jeden z pierwszych w Polsce organizację urzędu miejskiego wg norm ISO, nie mogłam pojąć, po co on to robi. Wszystko się pokomplikowało, proste i logicznie działające zasady pracy zostały nagle obudowane kompletnie bezsensowną i niepotrzebną ilością procedur, które tylko wydłużały czas załatwiania spraw i uniemożliwiały naprawianie prostych pomyłek. Dodam tylko, że wówczas ten pan był aktywnym członkiem KLD.
Po latach mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że to, co zablokowało kompletnie naturalną zdolność Polaków do samoorganizacji i radzenia sobie z kłopotami, to właśnie wszechobecne PROCEDURY.
Przestał się liczyć zdrowy rozsądek i osobista odpowiedzialność, najlepszy przykład to nasz nieszczęsny Stadion Narodowy – gostek, który doprowadził do kompletnej zapaści finansowej i odebrał bubel, wygrał w sądzie prawo do potężnej nagrody. Jakim cudem? A to proste, procedury – skoro wszystkie komisje postawiły swoje pieczątki w odpowiednich miejscach, to wszystko jest OK. Rozumiecie to?
Rzeczywistość się nie liczy, liczą się tylko pieczątki i podpisy w odpowiednich miejscach.
Cała ludność tego nieszczęsnego kraju została zmuszona do nieustannego zbierania pieczątek i potwierdzeń, najmniejsze uchybienie grozi lawiną kar, grzywn i Bóg wie, czego jeszcze. Nikt nie jest bezpieczny, każdemu można coś wynaleźć.
Kolega wrócił właśnie ze specjalistycznego szpitala, do którego udaje się od lat co jakiś czas i powiedział > nie wierz w to, że w służbie zdrowia nie ma pieniędzy, jest mnóstwo. Kiedyś do tego szpitala były wielomiesięczne kolejki, dziś stoją puste łóżka. Budynek trzeba utrzymać, sprzęt stoi niewykorzystany, lekarze na etatach – tylko pacjentów brak, bo zabrakło pieniędzy akurat na kilka niezbędnych procedur. Przykład drugi – moja macierzysta uczelnia dostała pieniądze i pobudowała cały system parkingów. Studenci proszą rektora o kupno pralki, bo ostatnia w akademiku padła – nie ma pieniędzy! Jak to nie ma??? A te parkingi?? Rektor przeprasza, procedury – nie wolno mu kupić pralki, bo to inna działka, a decydują o tym w ministerstwie. Tak na dziś wygląda autonomia uczelni. Uczelnia jest bez kasy, więc uchwalono, że każdy profesor musi załatwić grant o wartości min. 50 tys. rocznie, inaczej zostanie zdegradowany do adiunkta. A granty są w określonej tematyce, jakby ktoś miał inny pomysł badawczy, to może sobie nagwizdać. Na naukę nie ma, za to jest na budowę parkingów. W PRL rektor spokojnie by się umówił z wykonawcami – oni fundują pralki do akademików, on im dopisuje jakąś robótkę, wszyscy zadowoleni. Dziś nikt tego nie zrobi, wszak mamy państwo prawa i dlatego każdy może donieść dowolnie na rektora, a przy okazji wylezą te pralki. Ostatnio wyszedł zakaz otwartych obron dyplomów, tradycja na moim wydziale od zawsze – dlaczego? Bo cwaniak, który obleje albo dostanie niską ocenę, zatrudnia prawnika i podaje uczelnię do sądu, a sąd będzie molestował biednych wykładowców przez kilka lat. Moja rodzona siostra chodziła wraz ze swoim dyrektorem tłumaczyć się do prokuratury, bo zwariowana mamuśka oskarżyła ich o prześladowanie syneczka – powód? Leń dostał poprawkę na koniec roku. Trwało to kilka miesięcy, zanim sprawę umorzono – procedury! O tym, co wprowadza się do prawa tylnymi drzwiami w budownictwie – już nawet nie wspomnę, bo to już jest skandal wołający o pomstę do nieba. Itd., itp. Z pozoru różne sprawy, w rzeczywistości absolutnie celowe tworzenie sieci, która uniemożliwia normalne zycie.
Wiem, wiem – napisano już tomy na temat jakości naszego prawa, a zwłaszcza różnych dziwnych rozporządzeń, tworzonych w ministerstwach, absolutnie poza kontrolą. Była nawet komisja „Przyjazne Państwo”, sztandarowe hasło Palikota. I nic. Myślicie, że to przypadek, głupota, lobbing? Że sądy sądzą, tak jak sadzą, bo tam postkomuna siedzi? Że niszczenie edukacji to podła złośliwość Tuska? Nie, moi drodzy PT Czytelnicy.
Media spełniły swoje zadanie, owszem, przekonały naród do „państwa prawa” , reszta to zaplanowane, realizowane z zimną krwią ubezwłasnowolnienie ludzi. Moje pokolenie jeszcze się buntuje, pokolenia młodsze nawet nie rozumieją, że to absurd i niewolnictwo. Nie są stanie wyjść poza te cholerne PROCEDURY!
Nikt nie jest niczemu winien, dopóki trzyma się procedur, każde kłamstwo i złodziejstwo można ukryć, najlepszym przykładem ustawa o przetargach. Wszyscy uczestniczymy w tej paranoi – 2 mln podpisów pod wnioskiem o referendum? A kogo to obchodzi! Procedura pozwala sejmowi odwalić, to odwala ten wniosek. To jest naprawdę sprytnie pomyślane.
Znam program PiS, jest tam wiele rozsądnych pomysłów, tylko że nic z tego nie będzie, nawet gdyby PiS wygrał wysoko - bo rozbije się o PROCEDURY.
A co najgorsze – nikt o tym nie mówi. Narzeka się powszechnie na urzędników, ale oni tylko pilnują tych cholernych procedur, a że jest ich coraz więcej, to i urzędników coraz więcej. Nikt nie mówi głośno i na przykładach, jak odebrano nam podstawowe prawo do samodzielnych decyzji i osobistej odpowiedzialności.
Dlatego nie dziwcie się, że ludzie uciekają w prywatność, że są nieustająco wściekli, ale nie wiedzą, co robić. Wszyscy zostaliśmy sparaliżowani gąszczem procedur.
Na koniec powiem tylko tyle - im bardziej przestrzegacie tych wszystkich procedur, tym bardziej popadacie w niewolę. Jeżeli nie nauczycie się ich omijać i solidarnie działać przeciwko wrogiemu prawu – nie macie szans.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Sob 15:56, 12 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Gargangruelu, Pani blogerka była łaskawa użyć słowa "gostek" i po przeczytaniu tegoż słowa powinienem zakończyć lekturę cytowanego przez Ciebie elaboratu.
Ale, zgodnie z Twą wolą (prośbą....?) doczytałem do końca i stwierdzam, że z Pania eską nie mogę się zgodzić.
Skoro "ubecja", "tylko ich (reżimowe) media" itp., itd - były DO OBEJŚCIA (owszem, niekiedy wręcz podlegajacego penalizacji czy jeszcze gorzej), to czemu nasze wspaniałe społeczeństwo nie jest w stanie obejść tych...no...procedur?
Ano dlatego, że dla ZBYT dużej jego części są one po prostu bezpieczne.
Przykrywają wrodzony debilizm/głupotę.
I opłacalne - dają zachachmęcić.
Aha'
Żeby wypowiedzieć się explicite: za okupacji (za Niemca) kombinowano, jak oszukać okupanta, za bolszewii (za Ruska i rodzimego komucha) jak oszukać system, teraz (w liberalnej demokracji) jak oszukać bliźniego swego.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Sob 15:58, 12 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Nie 6:01, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem jeszcze raz. Dałem do przeczytania. "Gostek" też zwrócił uwagę. Ty dasz wiarę, że takie drobne słowo buduje mur OBCOŚCI? A jeżeli obcość, to i argumenty, niby tożsame - nabierają całkiem innego znaczenia, bo pisane są z innej, w pewnym sensie jednak OBCEJ perspektywy.
Wracając do tekstu: przyznaję Ci rację, aczkolwiek kurczowo trzymam się własnej wersji, że edukacja (tresura) edukacją, wybiórczość wiedzy wybiórczością, ale rozum i rozsądek nie mają nic współnego z jakąkolwiek szkołą. Najwyżej (nie w znaczeniu oligofrenicznym) szkołą życia.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Nie 6:15, 13 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Nie 7:58, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
I ja jeszcze raz przeczytałem. Zgadzam się, że użycie słowa "gostek" jakoś obniża prezentowane racje.
Również uważam, że same procedury nie są źródłem wszelakiego zła.
Kiedy nauczony myślenia człowiek korzysta z procedury, to jest ZUPEŁNIE co innego, niż szkolenie ludzi do stosowania procedur.
Tym niemniej - w olbrzymiej ilości przypadków - stosowanie procedur zwalnia od myślenia, a często myślenia zakazuje.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Nie 12:27, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Niezły artykuł sprzed kilku dni o "aferze" Janowicza.
Warto!
[link widoczny dla zalogowanych]
Nieustraszeni pogromcy Jerzyka
Anna Kozicka–Kołaczkowska 08-04-2014, ostatnia aktualizacja 08-04-2014 17:10
Komentuj30
"Z rezultatami tej historii męczymy się w każdej dziedzinie życia.
Na wrocławskim skwerze, naprzeciwko Muzeum Narodowego, stoi wstrząsający, katyński pomnik. Jest on nie tylko niezwykłą rzeźbą. Otacza go bruk 22. tysięcy kostek – po jednej dla, znanej z imienia i nazwiska, ofiary. Każdy powinien tam stanąć i ogarnąć, czym jest liczba 22. tysięcy zamordowanych ludzi. Przerażająca jest płaszczyzna tego bruku.
Wszystkie ofiary Katynia były kadrą doborową. Elitą ludzkości. Przedwojenny, polski oficer, był człowiekiem formatu dziś niespotykanego. Był prawdziwie wykształcony, światowy, szlachetny, bohaterski. Liczbę ofiar Katynia trzeba pomnożyć przez unicestwione rodziny, osamotnione żony, osierocone dzieci.
Ludzie ci osierocili nie tylko swoich najbliższych. Osierocili również Polskę, czyli nas. Trzebienie najlepszych jednostek naszego narodu trwało zresztą wcześniej i później, ponad sto lat przed i kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie. Mordowaniem, agresją wojenną, wywózką, ochotniczą ofiarą. Jak wielki byłby plac z milionów kostek brukowych?
Trzeba było znać w życiu choć parę „przedwojennych" ludzi, by domyślać się, gdzie moglibyśmy być dzisiaj, gdyby tamci przeżyli. Nie bez przyczyny tępiły ich uparcie obce, zbrodnicze systemy. Eksterminacja i demoralizacja polskich elit miały przynieść dominację prymitywu bez tożsamości, szacunku dla wartości, ojczyzny i honoru oraz podległość i strach. Z rezultatami tej historii męczymy się w każdej dziedzinie życia.
Jerzy Janowicz urzeka mnie tym, czego dziś najbardziej potrzebujemy. Ten młody Polak jest waleczny i odważny. Jest zaprzeczeniem układnego, pokornego, zakompleksionego, zastraszonego sovieticusa. Przeciwieństwem niewolnika, który kurczy się z respektu przed „światowcami". Taki być musi. Inaczej nie byłby tam, gdzie jest. Nie sięgałby po zwycięstwo na legendarnych kortach. Gdy upomina sędziego, który ucieka się do nieczystych, prymitywnych szwindli, jestem z niego dumna. Szokuje mnie, że wówczas całe odium komentatorskie spada na ofiarę, zamiast na sprawcę. To sędzia jest ordynarnym, zaściankowym oszustem pozbawionym godności, gdy nie potrafi pogodzić się z klęską faworyta snobistycznej widowni, a może nawet sam chce jej się przypodobać. Może liczy na wytrącenie z równowagi złośliwe i niesportowo potraktowanego gracza. Tacy sędziowie są oznaką spsiałego, współczesnego świata. Nawet pod okiem zgrzytającego zębami Hitlera odbyła się przed wojną olimpiada, a honor sędziego, duch sportu nie pozwolił wówczas jeszcze na jawne szwindle.
Jakże nie gardzić więc komentatorem, który zamiast odnotować sędziowskie matactwa udaje, że nic się nie stało. Czy można nie czuć politowania dla kłamczuszka drżącego pewnie, że nie dadzą mu więcej podróżować, brylować, a może i telewizyjny Wiktor pójdzie się paść? Także, dzięki takiemu kunktatorstwu brniemy w topieli sportowego żerowiska.
„Jerzyk" niczego łasce pana nie zawdzięcza, na bilety i hotele zarabia sam, ale to będzie już zawsze solą w oku pospolitych lizipięt żerowiska. Dwudziestolatkowi, którego nazwisko na całym świecie już sporo znaczy, udziela się jednak właśnie zbawiennych nauk, jak zostać mistrzem. Okazuje się, że ku temu potrzeba mu przede wszystkim pokory. Chłopaka, który dokonał cudu wbrew żerowisku, częstuje się maksymami typu - „Porażka jest elementem sportu". Jerzyk koniecznie musi je przyswoić, skoro już tak sobie dotąd nieprofesjonalnie, jak na wymagania perfekcjonistów, pyka rakietą.
A mnie irytują dziesiątki żałosnych, przegranych cieniarzy, którzy filozoficznie, z niezmiennym optymizmem i spokojem zapewniają, że niewiele sobie robią z tego swojego ostatniego, lub prawie ostatniego miejsca. Sportowe emocje Jerzyka mnie inspirują, tak jak walka do końca Justyny Kowalczyk.
Wydaje mi się, że jeżeli przegrany sportowiec nie jest rozczarowany i wściekły, to jest źle, a nie każdego stać na medialną obłudę w chwili zawodu, skrajnego wyczerpania. Sport jest dla zawodowców istotą życia, nie zwykłym, amatorskim hobby. Sportowiec jest gladiatorem. Luzacka postawa przedstawicieli wielu dyscyplin wydaje mi się zagubieniem w lokalnych teoriach psychologii sportu. Z rezultatami tej historii męczymy się w każdej dziedzinie życia.
Wygląda ona na owoc minimalizmu polskich trenerów i komentatorów. Zakładania z góry odległych pozycji, jako odpowiednich na miarę ambicji Polaka. Kultu przeciętności, marnych celów, braku tolerancji dla jednostek nieprzeciętnych i słabej wiary w sukces. Obowiązku bycia cichym i bezwonnym, nawet gdy organizatorzy zawodów dopuszczają się kpin w rodzaju startów całych drużyn astmatyków.
Heca z Janowiczem dzieje się w kraju, w którym nie ma ucieczki od gbura we wszystkich środowiskach tzw. elity, od polityków i naukowców po twórców postkomunistycznej „kultury". W destrukcji kultury od końca lat 80-tych XX wieku przodują tu literatura i teatr, z filmem na czele, który wciągnął w otchłań chamstwa telewizję, radio i estradę.
Nikt dziś nie pokwapi się napiętnować choćby ostatniego, skandalicznego nagrania aktora Lindy wypromowanego rolą haniebnie klnącego ubola. Linda - nauczyciel akademicki – podrzuca tam publice hasełko „J...ć studentów!", a minister szkolnictwa nie odbiera mu koncesji, nikt go nie bojkotuje, nie gani, ani nie omija z kilometra. Media nie gorszą się, nie niszczą go i kultury nie uczą.
Od Janowicza mediasfora domaga się jednak „kultury przegrywania", to znaczy - uśmiechu, krygowania się do kamer i głupawki w stylu ple ple ple. Szczególnie zaś, nieprzejeżdżania się po władzy ze spolegliwą, czwartą władzą włącznie. Trzeba zamknąć usta niedość pokornej jednostce. Wróżyć za karę zmierzch kariery.
Jednocześnie, przekaz z konferencji z Janowiczem jest sam w sobie manipulacją. Z prezentowanych w głównych mediach materiałów nie wynika, na co sportowiec zareagował tak impulsywnie. Kto go sprowokował? Na jakie pytanie odpowiadał? O co w istocie jest ten mega raban, że jacyś wybrednisie dokonują nań aż takich, medialnych egzekucji? Szydzą, namawiają do tworzenia memów. Naraz wyroiło się dziesiątki fałszywych tytułów typu „Awantura Janowicza", a nawet „Dzika awantura Janowicza". Oszczerstw, że Janowicz krzyczał wniebogłosy na tle zdjęć jego wykrzywionej twarzy z całkiem innej imprezy. Chodzi o tych parę słów zwykłej prawdy?
O ile zbliżylibyśmy się do sukcesu II RP, gdyby podobne gończe chóry przykładały się do ekscesów niesiołowskich, palikociarskich, lub numerów głąbów, podających się za artystów. Prawdziwych ordynusów taka nawałnica potępienia jednak jeszcze dotąd nie drasnęła, mimo że nerwy Janowicza na korcie, niebezpodstawne zresztą, nie równają się codziennemu chamstwu „elit".
Źle się czuję w kraju ludzi brzydkiego formatu. Marzę, by w Polsce, w każdej dziedzinie, było jak najwięcej Jerzyków. Nie w kunktatorach i chórach dyspozycyjnych oszczerców pokładam nadzieję, a w młodych Polakach. W nowych elitach wolnych ludzi."
Paczcie, jak się takim różnym Janowiczom we łbach poprzewracało, a nie mogliby się wziąć za jakąś uczciwą robotę - DO PIÓR, SPORTU czy innej NAUKI?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 15:34, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Jak wklejamy, to wklejamy!
Alexander Degrejt
Parę pytań do polityków prawej strony
W sobotę na Placu Zbawiciela miały ruszyć prace związane z odbudową sześciokolorowej, sodomickiej tęczy ze sztucznych kwiatów. I nawet ruszyły, ale szybko zostały zablokowane przez aktywistów Ruchu Narodowego, którzy skrzyknęli się za pomocą mediów społecznościowych i zjawili się przed kościołem Zbawiciela, usiedli w miejscu, w którym miała być stawiana konstrukcja i nie dopuścili do niego ratuszowych robotników. Ludzie, co tam się zaczęło wyrabiać! Zlot dyskotek z całego miasta, wszystkie warszawskie gliny rzuciły się na protestujących jakby ci co najmniej zagrozili światowemu pokojowi, piłkarskim rozgrywkom miłościwie nam panującego premiera albo kateringowym eksperymentom prezydent Warszawy.
Ale nie tęcza, nie protest i nie reakcja policji nie ma większego znaczenia. Mnie zaskoczyło, że protestujący Narodowcy byli całkowicie osamotnieni. Gdzie byli przedstawiciele bogobojnych partii tak chętnie lansujący się w towarzystwie księży, zakonników i biskupów? Gdzie byli politycy tak chętnie korzystający z okazji by wygłaszać swoje mądrości oświecone na łamach i antenach katolickich mediów? Gdzie byli ci wszyscy mający pełne gęby chrześcijańskich wartości politycy głośno wrzeszczący o zagrożeniach ze strony homolobby? Gdzie byli dziennikarze i publicyści tak chętnie pokazujący swoje twarze w programach Tomasza Lisa czy Moniki Olejnik, gdzie mogą do woli biadolić nad tym, jak to chrześcijanie są uciskani i dyskryminowani przez tolerancyjnych Europejczyków? Gdzie byli, kiedy można było czynnie zaprotestować przeciwko totalniackim zapędom postępowców?
Czyżby strach obleciał? Nie chcieli się przed wyborami zadawać z Ruchem Narodowym, któremu lewackie media dość skutecznie przyczepiły łatkę faszystów? Nie opłacało się wesprzeć rywali w wyścigu po eurokasę?
To jak Wy, drodzy politycy, chcecie nas przekonać do głosowania na Wasze ugrupowania skoro w tak prostej sprawie wolicie wsadzić tyłki w kąt żeby się nie narażać? Skoro nie opłacało Wam się zawrzeć chwilowego sojuszu w obronie bezczeszczonego sodomickim symbolem placu noszącego imię Zbawiciela to jak mamy uwierzyć, że będziecie zdolni bronić interesu Polski odłożywszy na bok partyjne animozje i partykularny biznes? Szanowne panie i mili panowie, daliście wczoraj ciała na całej linii, ale możecie się jeszcze zrehabilitować – we wtorek na Placu Zbawiciela odbędzie się kolejna, tym razem zgłoszona zgodnie z obowiązującym prawem w Urzędzie miasta, demonstracja przeciwko odbudowie tęczy. Zaszczycicie ją swoją obecnością?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Nie 16:43, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Babo Szanowna - nie jestem "bogobojny", więc nie mnie się wypowiadać. Ale coś tak mi się wydaje, że choć plac nosi imię ZBAWICIELA, to pryncypia poruszonych przez degrejta środowisk są nieco inne. Szkoda, bo ZBAWICIEL, tak jak i OJCZYZNA jest tylko jeden.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 17:23, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Widzisz Szanowny, w tym wypadku principium powinno być jedno: pogonić panią Waltz z jej tęczą. I to raczej grupka narodowców powinna się podczepić pod "inne środowiska", a nie być inicjatorem.
Chyba, że na Pl. Zbawiciela też mamy do czynienia z czymś podobnie głęboko wrośniętym w pejzaż, jak na Pl. Wileńskim.
Jedna z tych rzeczy, które Polak mały ma głęboko w ...pejzażu!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Nie 17:33, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Babo Szanowna, HGW jest tylko jednym z wielu (niestety) beneficjentów tęczy. Widzisz, że mną jest taki problem, że cholerykiem jestem i często/gęsto bym strzelał na prawo i na lewo. Na lewo za koorestwo i giender, na prawo za szukanie/liczenie dyjabłów i zakłamanie. Co do Twojej sugestii, że to narodowcy powinni, to (traktując Twe słowa poważnie) muszę zapytać: POD KOGO?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 19:13, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
No, chociażby pod tych, którzy Zbawiciela mają na sztandarach i w sercach. ( podobno jest 90% narodu) a tęczę uznali za bezczeszczenie miejsca Jemu poświęconego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Nie 20:27, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
No, tak to, Babo Szanowna, być nie będzie. To ja jestem za tęczą i za tymi 10% uciśnionych przez przytłaczającą i rozzuchwaloną z tegoż powodu 90% większość narodu.
A jak już za nimi (teczą i tymi mizernymi 10%) stanę, to zza pazuchy wyciągnę żagiew i dalejże z dymem całe toto diabelstwo.
Aha'
Te "procenty" to złudne są. Całkiem jak wykształcenie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 13:55, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Głupi ten Hołowczyc jak but z lewej nogi! Znowu ma okazję nawoływać do wycinania przydrożnych drzew.
A jak już je wytniemy to proponuję usunąć przęsła mostów i wiaduktów, co pokaźniejsze znaki drogowe, latarnie etc. a w pierwszej kolejności przydrożne domy.
Znam pewien wiejski dom, stojący w zakolu zakrętu, przez który kierowcy "lubieją" przejeżdżać na skóśkę. Właściciele stracili już w ten sposób ogrodzenie wraz z bramą, studnię i rosnący obok niej dorodny świerk, a ostatnio również połowę murowanego ganku. W tym wypadku dziękowali Bogu, że nie spał tam ich syn, co lubił czynić w gorące letnie noce.
Na drugim końcu wsi właściciel podobnie usytuowanego domu postawił kamienny mur , bo zwykłe ogrodzenie musiał wymieniać rok w rok.
No, to od czego zaczynamy?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pon 14:16, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | Głupi ten Hołowczyc jak but z lewej nogi! Znowu ma okazję nawoływać do wycinania przydrożnych drzew.
No, to od czego zaczynamy? |
Straszna z Ciebie minimalistka, Szanowna Babo.
Zaczynamy od jezior, rzek, glinianek i stawów. Nie będą skakać na głowę i łamać kręgosłupów. Zimą pod nikim nie załamie się lód. Potem zabierzemy się za mosty i wiadukty - ich brak nieco utrudni skręcanie karków przy pomocy bandżi.
Ostatnio miał miejsce ciekawy wypadek żeglarski. Jachcik zahaczył masztem o linię energetyczną i spłonął. W kabinie znaleziono cztery zwęglone ciała dzielnych matrosów. Pewnie mocno przysnęli po jakże meczącym wybieraniu szotów czy innej czynności nieodłącznie związanej z yachtingiem.
A co byś , Babo Szanowna, powiedziała na profilaktyczną wycinkę lasów? Moglibyśmy odnotować drastyczny spadek zatruć grzybami....
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Pon 14:17, 14 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 14:58, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
My sobie tu żartujemy, a niedawno świat zachwyciła decyzja pewnej Andżeliny. Czyli wycięcie jednej z rzeczy, w której mogłaby się zalęgnąć śmiertelna choroba. A co z pozostałymi?
Są dwie nieskończone rzeczy: wszechświat i ludzka głupota.
Choć mam wątpliwości co do wszechświata -
powiedział Einstein.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 15:13, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Zmiana tematu; przystanęłam na chwilę pilotem na programie pani Drzyzgi w TVN.
Tej telewizji nie oglądam od lat i to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg! Jakieś damskie "marginesy" przechwalające się bijatykami, faceci z przerzedzonym uzębieniem, łacina w wydaniu unisex - makabra!
I ludzie to dno oglądają? Naprawdę??? Nie wierzę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pon 16:48, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Babo Szanowna, GDZIE Ty żyjesz?
Przecież ci tzw. ludzie oglądają S I E B I E samych (Drzyzga i jej "goście") lub tych, którymi S T R A S Z N I E by chcieli być i przy nakładzie pracy mieliby szansę być (Karolak, Cichopek, "Jak oni tańczą" i inne celebryckie gooowno)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Pon 17:25, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | Jak wklejamy, to wklejamy!
Alexander Degrejt
Parę pytań do polityków prawej strony
|
Dopiero co wyszedł był mój ponad półroczny wnusio i mam chwilę dla siebie.
Odpowiadam (jak pan Rumian).
Zarówno tęcza, jak i jej kolejne naprawy, jak i jej kolejne spalenia, jak i obecny i przyszłe protesty, mieszczą się w kategorii event i działają jedynie na ludzi reagujących na marketingowe i reklamowe przekazy i sztuczki.
Jedynym celem tej zabawy jest rozgłos medialny.
Nie chce mi się nawet komentować tekstu pana Degrejta. Już w liceum byłem za stary wróbel na takie plewy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Pon 17:31, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | Głupi ten Hołowczyc jak but z lewej nogi! Znowu ma okazję nawoływać do wycinania przydrożnych drzew. |
Zgoda w 100, a nawet 200%.
Ze swej strony życzę panu Hołowczycowi jazdy rowerem przy 30 stopniowym upale po takiej drodze bez drzew.
Zapomniał biedny, że drogi są dla ludzi, a nie dla samochodów.
Czy on nigdzie nie kandyduje? - pozwolę sobie zapytać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pon 18:07, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Komu się chce - gust i jakość III RP w pigułce: Barbara Kurdej-Szatan w onet.pl
Mnie to już nawet nie drażni - ale wciąż nieco intryguje: SKĄD toto się wszystko bierze?
Na starość mam zamiar zadekować sie w jakiejś leśniczówce i w wymarzonej (oby) głuszy mieć do czynienia jedynie z wiejskimi wieśniakami ergo normalnymi ludźmi, których w mieście (normalnych, znaczy) coraz trudniej najść.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 16:06, 24 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
W ostatnim czasie pani Braunek została dwukrotnie odznaczona. I niech tam - nie moja sprawa.
A jednak trochę moja. Bo mam jakieś niemiłe poczucie, że ktoś mnie wykonuje w konia. Te uzasadnienia... "Zasłużony kulturze", "za wybitne osiągnięcia w pracy artystycznej i społecznej oraz za zasługi na rzecz przemian demokratycznych w Polsce."
Nigdy nie lubiłam aktorstwa pani Braunek. Teraz jako człowiekowi zmagającemu się z ciężką chorobą współczuję i życzę wyzdrowienia.
Ale przy całej życzliwości nie potrafię doszukać się w jej zawodowej biografii jakichś przesłanek do tego wyścigu w obwieszaniu jej orderami.
Franz Fiszer mówił: – Nie będzie w Polsce dobrze, dopóki się nie rozstrzela stu tysięcy łajdaków.
– A co, jeśli się tylu nie znajdzie?
– To się dobierze z uczciwych.
I to daje pewną nadzieję: gdy zabraknie "zasłużonych" to może zaczną dobierać z zasłużonych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pią 12:56, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wdowa po Marku Jackowskim odebrała przyznanego Mu pośmiertnego Fryderyka.
Nie była do końca usatysfakcjonowana.
Nie dziwię się. Dostają statuetkę różne koorwiszcza, sezonowe "objawienia" i inni znajomi krulika. Marek Jackowski długo i DOBRZE działał w branży. Wydaje mi się (vide również jego życie prywatne), że nie do końca zdawał sobie sprawę, że działa w BURDELU.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Pią 12:56, 25 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 19:19, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Znowu awantura o serial "Nasze matki, nasi ojcowie". Film pokaże brytyjska telewizja, która protesty polonii odparła argumentem, że przecież i w Polsce serial był emitowany.
Nie wiem jak Was, ale mnie to odgryzanie się na lewo i prawo po prostu śmieszy. Jest tyleż nieskuteczne, co żałosne.
Film zakupiło kilkadziesiąt krajów - czy z każdym będziemy walczyć o dobre imię?
Swoją drogą, jak to jest, że taki wspaniały naród nie został doceniony w światowej kinematografii, czy literaturze? A może problem tkwi w tym, że ten naród sam siebie nie potrafi docenić?
Popatrzcie choćby, jak pięknie i wspólnie radujemy się z kanonizacji naszego Wielkiego Rodaka! Po prostu serce rośnie! Tak rośnie, że aż uciska na żołądek i rzygać się chce.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Pią 19:25, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ależ cieszymy się wspólnie. Byłoby to dziwne i nawet podejrzane, aby komuchy czy liberalna swołocz cieszyli się razem z nami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
morpork
Bywalec
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 1959
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 19:26, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Dobrze ujęte.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pią 20:54, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Kanonizacja NASZEGO WIELKIEGO RODAKA nie przyda wiele splendoru temu skoorwionemu, ogłupionemu narodowi.
Sorry, ale więcej by dało kilka nagród Nobla - nie, nie - z żadnej fuckin poezji (której i tak nikt prawie nie czyta), ale z NAUKI, którą potem by w tej naszej Ojczyźnie wykorzystano na sposób sensowny i przemysłowy.
Żyjemy miazmatami. Nie zasłuzyliśmy na demokrację. Liczenie do 100 i podpis - dann ARBEIT MACHT FREI.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 21:04, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wspólnie, to moim zdaniem jest tak, aby każdy znalazł jakiś punkt odniesienia właściwy dla siebie i niezależnie od światopoglądu i sympatii politycznych potrafił jakieś wydarzenie tak zinterpretować, aby miało ono znaczenie dla niego.
Czy komuchy i liberalna swołocz nie są Polakami?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pią 21:36, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: |
Czy komuchy i liberalna swołocz nie są Polakami? |
Bardzo dobre, Babo Szanowna, pytanie.
Ja Ci zadam inne: wskaż mi łaskawie desygnat pojęcia "Polak".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:00, 25 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
No dobrze, nie muszę kochać każdego obszczymurka tylko dlatego, że ma w dowodzie wpisane: narodowość polska. W ogóle nikogo nie muszę kochać. I z nikim się utożsamiać. Mogę używać innego języka, udawać, że żadna historia mnie nie dotyczy, a groby moich bliskich tylko przypadkiem są tam, a nie gdzieindziej. To kim jestem?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Sob 5:50, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | No dobrze, nie muszę kochać każdego obszczymurka tylko dlatego, że ma w dowodzie wpisane: narodowość polska. W ogóle nikogo nie muszę kochać. I z nikim się utożsamiać. Mogę używać innego języka, udawać, że żadna historia mnie nie dotyczy, a groby moich bliskich tylko przypadkiem są tam, a nie gdzieindziej. To kim jestem? |
Szanowna Babo, wybacz tak spóźnioną odpowiedź - oglądałem SE "Closer", film znaczy. Natalie Portman, Julia Roberts, Jude Law i Clive Owen. Mocna obsada.
WŁAŚNIE - gdybys była tak uprzejma i obejrzała, a potem ustosunkowała się (przynajmniej emocjonalnie) do opinii widzów i recenzentów, stwierdzających, że film pokazuje DZISIEJSZY świat.......Wiem, że czasem ZBYT częśto używam wulgaryzmów, ale (niedopowiedzenie baaardzo złozone).
Ad rem: wytłuściłem fragment, z którym zgadzam się w 100%, pozostała część Twej wypowiedzi wywołuje mój głęboki protest. COŚ nas jednak przecież różni od bydła....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Sob 8:34, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wałkowaliśmy to już ze sto razy. Polak, to ktoś, kto CHCE być Polakiem i jest to dla niego ważne.
Można mieszkać na Wyspach Salomona od 50 lat i CZUĆ się Polakiem?
Można.
Można być Żydem, Chińczykiem, Murzynem i czuć się Polakiem?
Można.
Można być potomkiem Piasta, mieć polskie obywatelstwo, mieszkać w Polsce od wieków i dbać tylko o siebie i swoją rodzinę?
Można.
Pisałem kiedyś o dwóch przykładach z życia wziętych, z mojej dalszej trochę rodziny.
Dwóch wyjechało do Stanów. Jeden podkreśla wszędzie, że jest Polakiem, uczy dzieci po polsku, a drugi zabronił matce mówić po polsku przy ludziach, kiedy do niego przyjechała.
Skąd więc zdziwienie, że nie wszyscy tacy sami jak my? Dziwne by było dopiero wtedy, kiedy lewacy nienawidzący Boga, Kościoła i pisich moherów przyłączyliby się do nich w radości z nowego polskiego świetego
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 10:38, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Kiedy polska drużyna wygrywa mecz, to oczywiście większość Polaków cieszy się z tego, że wygrała Polska.
Ale jakaś część widzów, lokująca patriotyzm na wyższych piętrach czerpie radość z tego, że byliśmy lepsi, inni mają satysfakcję po prostu z obejrzenia dobrego meczu, jeszcze inni (inne) są zadowoleni, bo ich idol (piękny) Lewy strzelił 2 gole, a ci całkiem niezainteresowani piłką ( i Lewym) siedzą cicho, nie chcąc psuć rodzinie radości z wygranego meczu.
Punkty odniesienia i elementarna kultura, ot co.
Tak sobie wyobrażam wspólnotę. Bo czy nam się to podoba, czy nie stanowimy jakiś organizm. Jeden. Chyba, że się mylę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Sob 12:58, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Elementarna kultura, ot co!
Można jeszcze dodać - elementarna tradycja.
Jak, w świecie kultu SAMOREALIZACJI i "róbta co chceta", miałby funkcjonować taki organizm?
Jedni stosują się do elementarnych zasad przyzwoitości, a drudzy sikają na znicze.
To są pasożyty. Też wchodzą w skład organizmu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 14:43, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
I, aby już pozostać przy tych medycznych alegoriach - psim obowiązkiem silnego organizmu jest wytworzenie przeciwciał. Do walki z pasożytami, bakteriami i innymi gnidami.
I teraz wracam do wątku przewodniego mojego wpisu z piątku; pan Świrski miał szlachetną ideę tępienia kłamstw, godzących w dobre imię Polski i Polaków. Będzie ta jego reduta miała zajęcie do końca świata... albo i dłużej.
Użerania starczy na kilka pokoleń, a z czasem może osiągną to, co Żydzi: o nich tylko dobrze, albo wcale. Czyli kaganiec.
Nie tędy droga. Czy nie lepiej wyprodukować film o naszej prawdzie i sprzedać go w kilkudziesięciu krajach? Czy nie lepiej napisać historię i wydać ją przed Janem Tomaszem Grossem?
Może lepiej tak, niż nieustannie coś prostować, odkręcać, żądać satysfakcji? Pewnie że lepiej, ale jak się nam nie chce chcieć, to nie miejmy pretensji do całego świata. Frajerowi to i w kościele nakopią.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Sob 15:36, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | Czy nie lepiej wyprodukować film o naszej prawdzie i sprzedać go w kilkudziesięciu krajach? Czy nie lepiej napisać historię i wydać ją przed Janem Tomaszem Grossem?
Może lepiej tak, niż nieustannie coś prostować, odkręcać, żądać satysfakcji? Pewnie że lepiej, ale jak się nam nie chce chcieć, to nie miejmy pretensji do całego świata. Frajerowi to i w kościele nakopią. |
LEPIEJ, z pewnością.
Ale... po pierwsze: kto ma to robić?
Jak już jaki porządny sie trafi to albo nie do końca myślący, albo przedkładający nad pragmatyzm liczenie dyjabłów na czubku szpilki. Nie wiem, co gorsze.
Po drugie: za czyje pieniądze?
Te w wiekszości należą do tych, którzy wolą wersję Grossa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 17:05, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
A skoro nie mamy zdolnych, bogatych i uczciwych, to wypada nam jedynie polubić rolę raba i nie wierzgać. Zresztą wielu już się świetnie w tej roli odnalazło..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Sob 19:04, 26 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Nie ma jednego MY. Mecze piłki nożnej to za mało. Problem leży w tym, że ONI byli zorganizowani i przejęli wszystko. NASI okazali się nie do końca nasi, a nawet całkiem nie nasi.
Dopiero od kilku lat zaczęło się odtwarzanie więzi i budowa lokalnych struktur NAS. Trzeba teraz to wszystko wiązać ze sobą, łączyć, budować większe struktury.
Jeszcze NAS nie stać na superprodukcje, ale i to nadejdzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 12:02, 28 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Nie mogłam wczoraj obejrzeć w całości koncertu Placido Domingo w TVP 2, zasiadłam więc dziś do komputera w poszukiwaniu recenzji. Obleciałam bliższe mi i dalsze portale i oto efekt.
Dziennik pl - głęboko ukryte kilka zdjęć z podpisami
SE - spory tekst naszpikowany superlatywami, ale ... poświęcony koncertowi na Błoniach krakowskich, dokąd ściągnęli "ludzie z całej Polski, aby zobaczyć wybitnych artystów" (Badacha, Kukulską itd.)
Fakt - tekst opisujący z detalami czerwoną kreację J. Steczkowskiej
Rppl - chapeau bas, tu już prawie recenzja!
To teraz hop do "Kultura jest w nas", tu się czegoś dowiem!
Paweł Cookies nagrał piosenkę o Majdanie.
Temu portalowi przyświeca motto "Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż nicość." Ten portal wszakże uparcie próbuje nas przekonać do nicości.
Cóż się zatem dziwić, że inne internetowe gazetki z Naszym Dziennikiem na czele nie zająknęły się nawet słowem o mniej od Rynkowskiego wybitnym artyście, dumnym z wykonywania wierszy Karola Wojtyły. Czy taki Domingo może wytrzymać konkurencję z Golec-łorkiestra?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pon 20:17, 28 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | Nie mogłam wczoraj obejrzeć w całości koncertu Placido Domingo w TVP 2, zasiadłam więc dziś do komputera w poszukiwaniu recenzji.
Cóż się zatem dziwić, że inne internetowe gazetki z Naszym Dziennikiem na czele nie zająknęły się nawet słowem o mniej od Rynkowskiego wybitnym artyście, dumnym z wykonywania wierszy Karola Wojtyły. Czy taki Domingo może wytrzymać konkurencję z Golec-łorkiestra? |
Babo Szanowna, Twą wypowiedź (okrojoną - wybacz, ale reszta jest jedynie wyliczeniem) podzieliłem na dwie części.
Zatem - part one: CZYJEJ recenzji? A poza tym (bez złośliwości) czy CZYJAKOLWIEK recenzja zabrzmi w Twych uszach (a może i duszy) jak tenor Placido Domingo?
Part two: - nie, nie wytrzyma. I dlatego nie znalazłaś poszukiwanej recenzji, bo pies z kulawą nogą nie jest zainteresowany recenzowaniem transmitowanego z Poznania koncertu. Nie ten kraj i PRZEDE WSZYSTKIM nie ta epoka. Pamiętasz "Producentów" Mela Brooksa? Na premierze "Wiosny Hitlera" pojawił sie recenzent, któremu Zero Mostel "subtelnie" wręczył iluś tam dolarowy dowód wdzięczności, licząc na "zjechanie" wystawianego SYFU. Przeliczył się, bo SYF swą pokracznością wręcz zachwycił. U nas już nie ma recenzentów, a jedyni mający cokolwiek do powiedzenia w kwestii dźwięku zajmują się sprzętem audio klasy Hi End i audiofilskimi nagraniami. Również klasyki.
A Ty stawiasz Kukiza czy Golców przeciw Domingo? A KOGO (poza chwilowym zainteresowaniem na fali kanonizacji JPII) tak naprawdę cieszy Placido Domingo? Garstkę wegetarian w tłumie kanibali.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Pon 20:19, 28 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
babapl
Bywalec
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 2400
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 21:22, 28 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Strasznie się boję być posądzona o jakiś snobizm, czy coś podobnego. Bo wcale nie uważam, bym miała jakiś szczególnie wyrafinowany smak - nie, po prostu lubię też trochę inną muzykę, niż ta młócona w radiu i (rzadziej) w tv.
Myślę też, że temu wspaniałemu artyście należy się więcej uwagi "za całokształt" - za jego wielki talent, za wspieranie innych talentów (Operalia), za całe pracowite, poświęcone muzyce życie.
Nawet jeśli nie jest konsumentem wszystkiego, co natura wymyśliła dla osiągania odmiennych stanów świadomości, nie zaliczył 4 tysięcy panienek, oraz nie daje nadziei na efektowne zejście "gdzieś w hotelowym pokoiku"...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Pon 21:44, 28 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
babapl napisał: | jakiś snobizm czy jakiś szczególnie wyrafinowany smak |
Babo Szanowna, nie wstydź się NORMALNOŚCI - ta, choć coraz rzadsza - nie ma nic wspólnego ze snobizmem, choc odrobiny wyrafinowania odmówić jej nie sposób. Moja lepsza Połowa też ceni Domingo wielce.
Domingo zasłużył - gdy zejdzie (po bożemu zapewne), to portale zaroją się od łez, wspomnień i pisanych na kolanie hurra hiper RECENZJI. C'est la vie.
Na koniec - co Ty masz do "estetyki" rocka? Jak dobrze jeden z drugim gra, to niech SE chla i ćpa. Jak nie umi - to won do popu. Tam w sumie wystarczy właczyć playback, poruszać cyckami lub pokazać inne cuda. "Czwórkami do nieba szli" rockmani - mimo to gatunek muzyczny nadal ma się dobrze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Wto 7:30, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Aha'
Co do "popu" - mam na myśli współczesne divy i starsy tego poczciwego stylu. Panowie (między innymi ale i przede wszystkim) Frank S., Andy W. czy Joe D. moga nadal spać baaardzo spokojnie.
Na koniec - zmienia się widownia, zmienia się gust. Zmienia się większość rzeczy - na rzeczy dużo, dużo gorsze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
morpork
Bywalec
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 1959
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 22:54, 01 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
I to jest chyba dobry komentarz do propagandowego dziesięciolecia w UE. Białoruś? A Białoruś.
Pamiętacie jak się zainteresowałem ich drogami, głównymi? Mają dobre. Gargangruel zauważył mały ruch. Też prawda. Tylko o ile mniejszy niż u nas na autostradach płatnych w państwie liczniejszym? Mniejsza o to. W każdym razie te autostrady to dobrodziejstwo Unii. Tfu, przepraszam, Unii a nie Tuska, jak wcześniej pisałem?
Ale teraz ma na jedno wychodzić.
[link widoczny dla zalogowanych]
P.S. Nie chwalę tu Białorusi ani Łukaszenki. Zresztą za mało wiem. Fakt faktem dane są jakie są a tam też żyją ludzie i pomimo chyba rusyfikacji nie było żadnej rewolucji. Ogół se żyje jakoś, jak u nas?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
morpork
Bywalec
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 1959
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:47, 02 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Ktoś nakręcił filmik 10 lat świetlnych.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
morpork
Bywalec
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 1959
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 14:21, 10 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Związek dyrektorów niemieckich ogrodów zoologicznych odrzucił dziś inicjatywę obrońców praw zwierząt, którzy domagają się przyznania "praw podstawowych małpom człekokształtnym.
Organizacja obrońców praw zwierząt Great Ape Project Deutschland wystąpiła z inicjatywą zapisania w konstytucji praw podstawowych dla małp człekokształtnych, takich jak szympansy, goryle i orangutany. Wymienia się prawo do wolności osobistej, życia i nietykalności cielesnej - informuje agencja dpa.
[link widoczny dla zalogowanych]
W sumie to czemu nie. Na początek przyznać im NIPy i pobierać składki emerytalne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Curka Omnipotencja
Bywalec
Dołączył: 27 Mar 2014
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 15:44, 10 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Jaki ten Tate mądry. Wiadomo - ekonomista!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
morpork
Bywalec
Dołączył: 10 Mar 2013
Posty: 1959
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 9:23, 14 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Idzie Niż Genueński. Mieszkańcy południa i terenów zwykle niebezpiecznych lepiej niech monitorują sytuację.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|