|
www.gargangruelandia.fora.pl Strefa wolna od trolli
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Sob 19:05, 14 Wrz 2013 Temat postu: Kwadratura koła |
|
|
Witam
Dziś usłyszałem radosną wieść, że jeżeli chce się osiągnąć sukces trzeba studiować w USA i zapłacić za tę przyjemność liche 50 tysięcy dolarów za semestr.
Nastepnie poinformowano, że tylko ośrodki amerykańskiej nauki gwarantują znalezienie świetnie płatnej pracy na całym świecie.
Potem podano ranking.
merykanie oczywiście znaleźli się w jego czołówce. Polaków można było odnaleźć w połowie i pod koniec trzeciej setki, o ile dobrze usłyszałem.
Dochodzi więc do paradoksu.
Jak to się dzieje, że mając tak słabe uczelnie mamy tylu świetnych, cenionych na świecie specjalistów?
Rozwiązaniem problemu miały być prywatne uczelnie, które w efekcie nastawiły się na zysk zaniżając poziom i wypuszczając na rynekpracy masy nieprzydatnych gospodarce, niedouczonych absolwentów.
Eksperci biją więc na alarm.
Kołem zamachowym naszej gospodarki od wielu już lat pozostaje tania siła robocza i środki unijne, może dlatego wśród
50 najbardziej inowacyjnych firm świata według Boston Consulting Group nie ma żadnej polskiej firmy.
Przemysł polski zwala więc winę za taki stan rzeczy na szkolnictwo i krajowe ośrodki badawcze. Ośrodki badawcze na przemysł.
Kwadratura koła.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Sob 19:25, 14 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Witaj, hmmm... Tornado.
Cieszę się, że się dobrze czujesz.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Wto 11:54, 17 Wrz 2013 Temat postu: Mahdyjskie frukty i fawory |
|
|
O tym ze Syria to jedynie szczebelek w intratnej pełnej fruktów i faworów drabinie nie dziwi. Dziwć może tylko tych, którzy opierając się całym swoim myśleniem na myśleniu USA podżegnanego przez Izrael, widzą w Syrii i jej przywodcy zagrożenie dla światowego pokoju.
T
ym bardziej cieszy wypowiedź włoskiego dziennikarza (korespondenta "The Guradian"), który wcześniej myślał trybem Baracka Obamy.
Został on pojmany jadąc w konwoju humanitarnym z żywnością uwięziony przez rewolucjonistów. Przetrzymywany w bardzło złych wraz towarzyszącymi mu uczestnikami konwoju wtrwal w niewoli 152 dni , z której uwolnili go sami porywacze.
W tym czasie doznali oni wszyscy z rąk islamskich bandytow licznych upokorzeń w postaci głodu oraz dwóch fałszywych egzekucji. Włoch mówi w wywiadzie
“Zostałem zdradzony przez rewolucję, która utraciła swój kierunek, i stałem się własnością fanatyków i bandytów. Syria stała się Krainą Zła. Miejscem, gdzie zło triumfuje (…) i ukazuje wszystkie swoje aspekty”.
Włoski korespondent “The Guardian” poodkreśla, że niemal wszystkie grupy rewolucyjne były wrogie wobec niego i jego współtowarzyszy, wyrażając pogardę wobec białych chrześcijan i ludzi zachodu pragnąc uczynic z Syrii państwo islamskie.
W przyrodzi nic jednak nie dzieje się bez przyczyny, a każda proba hegemonii napotyka wvcześniej czy poźniej swojego wroga.
W Birmie wybuchla religijna wojna pomiędzy buddystami a muzulmanami. Wojna nadzwyczaj krwawa, spalono setki muzułmańskich domów, zamordowano wielu mahdystów.
Według oficjalnej wersji winnymi są mnisi buddyjski, którzy podżegają do nienawiści wobec birmańskich muzułmanów.
Tymczasem w Europie młodziutka muzułmanka niemiecka (zapewne za podpuszczeniem mahdystycznym) pozwała do sądu szkołę w której się uczy o to, że musi korzystać ze szkolnego basenu razem z chłopcami z jej klasy, narażając się tym samym na przymusowe oglądanie ich wdzięków odzianych w slipy pływackie oraz na fakt, że sama się musi przed nimi obnażać w stroju kąpielowym.
Sąd niemiecki odrzucił skargę dziewczynki i zaproponował dziecku a bardziej jej opiekunom aby kąpała się w tradycyjnym stroju muzułmańskim.
13-latka w wywiadzie telewizyjnym wytłumaczyła jednak, że kąpanie się w takim stroju jest bardzo niewygodne. Opiekunowie zaś dodali, że skierują skargę na decyzję sądu wyżej, bo do Trybunału Konstytucyjnego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 9:26, 18 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Niewątpliwie raport NBP celnie zobrazował nędzę naszej gospodarki. Obalił przy tym mity, że młodzi ludzie to lenie, a związki zawodowe oraz podwyżki pracownicze, to groby i szubieniece dla naszych przedsiębiorców. Raport pokazał wreszcie na czym stoimy.
A stoimy od lat...na kłamstwie ekonomicznym.
Pewien mądry Żyd powiedział mi kiedyś, że on nie ma czasu liczyć zysków, on liczy przede wszystkim straty.
Pomyślałem: Dałby Bóg, aby nasi pracodawcy do tego powiedzenia dorośli.
Nie od dziś przecież wiadomo (czynił to Henry Ford mimo iż nienawidził związków zawd.), że podwyżka pensji (Polska znajduje sie na tympolu w ogonie regionu), to nie puste haki i gołe półki, ale to napęd, to rozruch. To nic innego jak POPYT i...PODAŻ i w efekcie dostatek.
Miał więc rację stary Żyd, gdy mówił o stratach a nie myślał o zyskach. Patrzył po prostu na gospodarkę ponad własną firmę. Widać wiedział, że jego maluczka firma jest b. ważnym trybikiem w ogromnej maszynie...
Odżegnywany od czci i wiary przez polskie media premier Orban nie ogląda się ani na UE, ani na innych, tylko konsekwentnie robi swoje.
Jak donosi "Nasz Dziennik" rok 2014 ma być na Węgrzech rokiem obniżek kosztów utrzymania. Już obniżono o 10 % opłaty za energię elektryczną, gaz oraz wywóz śmieci, a planowane są kolejne. Ma być także obniżony Vat na mięso.
Premier Tusk mógłby się sporo nauczyć od swojego węgierskiego kolegi.
Niestety posiada on obok kwadratury mózgu nakręcanej przez polską nienormalność także wirtualnego księgowego zwanego powszechnie ministrem finansów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Nie 20:49, 22 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Motto pierwsze.
"Górą nasi! Jacy nasi? Ci co górą!"
(dowcip żydowski)
Motto drugie:
"Ist irgendwo'ne Schweinerei,
sind mindestens 90% Juden dabei!"
(Plakat reklamowy NSDAP w Frei Stadt Danzig)
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 10:24, 25 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Być Polakiem.
Maria Kominek OPs: Dlaczego zostałam katoliczką i Polką? – fragment książki pt. „Pokochać Boga, Kościół, Polskę”
Czy jesteś Polką?
Tak. Choć może się to komuś wydawać dziwne.
Dlaczego?
Co to znaczy być Polką?
No właśnie.
Bycie Polką czy Polakiem oznacza bycie głęboko związanym z kulturą, historią i Narodem polskim, bycie częścią Polski.
A z drugiej strony chodziłoby o krew?
Na pewno chodzi też o związki krwi.
W twoich żyłach nie płynie ani kropla polskiej krwi. W takim razie jak to się stało, że jesteś Polką?
Związków krwi nie wolno bagatelizować. Nie wolno o nich zapominać. W moich żyłach rzeczywiście nie ma ani kropli polskiej krwi, lecz tylko krew bułgarska. Jednak chciałabym zaznaczyć, że jest to krew można powiedzieć zasłużona dla wielu walk wyzwoleńczych w Bułgarii. Na pewno to ma wielki wpływ na fakt pokochania Polski.
Nie rozumiem.
Wychowywałam się w latach stalinowskich w rodzinie o wielkich tradycjach. Mój pradziadek uczestniczył w walkach o wyzwolenie Bułgarii z niewoli tureckiej. Dziadek, ojciec i wujek w czasach mojego dzieciństwa byli w łagrach jako wrogowie systemu, a babcia uczyła mnie miłości do wolności i jakby nie było dziwne i zaskakujące uczyła mnie też miłości do Polski.
Rodzina była czysto bułgarska. To skąd tu nagle Polska?
Jako młoda dziewczyna babcia pobierała nauki w Wiedniu. Tam spotkała pewną Polkę, z którą się zaprzyjaźniła. Od niej dowiedziała się o Polsce i zainteresowała się nią i jej historią. W czasie II wojny światowej straciła z tą Polką kontakt. Jednak zawsze o niej pamiętała. Babcia uważała, że zwycięstwo nad komunizmem przyjdzie z Polski. Przekonałam się o jej racji w 1956 r. Byłam wtedy dzieckiem, ale dzieci wtedy inaczej angażowały się w życie więc na bieżąco byłam oddelegowana przez rodzinę do słuchania Wolnej Europy i wyłapywania wśród trzasków zagłuszania wiadomości najpierw z Polski, a potem z Węgier. Poza tym gdy babcia uczyła mnie śpiewania zakazanych wtedy w Bułgarii piosenek przy okazji nauczyła mnie pierwszych słów „Mazurka Dąbrowskiego”
I to było otwarcie na Polskę?
Można by tak powiedzieć, chociaż nie podoba mi się to określenie. Brzmi za bardzo współcześnie. Termin otwarcie teraz zawiera coś innego. Ja bym powiedziała, że po prostu nauczyła mnie kochać. Może nie Polskę jako taką. Raczej kochać ludzi zdolnych do ofiary życia dla miłości Ojczyzny i wolności. Bułgaria niestety nie ma tak chlubnej historii jak Polska. Nie chce przez to powiedzieć, że nie ma bohaterskich kart, lecz chyba tylko Polacy zdolni są poświęcić siebie za „wolność waszą i naszą”. Myślę, że właśnie to w jakiś nieuświadomiony wtedy sposób przejęłam od mojej babci.
To byłaby jedna droga. A druga, z tego co wiem, jest poprzez katolicyzm. Jak zostałaś katoliczką?
Nie. Wydaje mi się, że nie można tak postawić pytania. . Mój katolicyzm i moja polskość są to i niezależne i jednocześnie jednak głęboko związane ze sobą sprawy. Nie można ich oddzielić w pewnym sensie i nie można zakładać, że jedno prowadzi koniecznie do drugiego.
Oczywiście Polak to katolik ale to nie oznacza, że jak katolik to Polak. Jednak gdy zostałaś katoliczką rodzice ci powiedzieli, że się wynarodowisz.
Zgadza się. Jak już wspomniałam, moja rodzina to stara patriotyczna rodzina bułgarska i choć religijność w rodzinie traktowana była jako zwyczaj, tradycja to dla nich prawosławie było tak jakby symbolem bułgarskości. Nasuwa mi się w tym momencie taka refleksja. Wszyscy zawsze gotowi są winić Polaków o stereotyp Polak-katolik a nigdy nie słyszałam ataku medialnego na Rosjan, że Rosjanin to prawosławny czy na Bułgarów, że Bułgar to prawosławny. To ostatnie nie jest jednak całą prawdą. Tak na marginesie warto zaznaczyć, że niewielka, ale zawsze prężna bułgarska społeczność katolicka przez wieki zorganizowała niejedną akcję zbrojną przeciwko muzułmańskim najeźdźcom. Jakby nie było, dla mojej rodziny fakt mojego przejścia na katolicyzm był niemiłym szokiem. Czy jednak się wynarodowiłam? Zdaje sobie sprawę, że po tym jak określiłam siebie jako Polkę pytanie o wynarodowienie jest jakoś na miejscu. Tylko, że słowo wynarodowienie tu nie pasuje.
Nikt ci nie prał mózgu tylko ty sama z własnej woli dokonałaś wyboru?
Jeśli o to ci chodzi to nikt mnie nie wynaradawiał. Polskość wybrałam sama. To chyba Paweł VI powiedział, że każdy ma prawo wybrać sobie ojczyznę. Więc dokonałam wyboru i moją Ojczyzną jest Polska.
No dobrze, ale czy jednak wybór katolicyzmu nie ukierunkował cię na Polskę?
Pozwolisz mi zacząć od tego co było bardzo dawno. Przypominam sobie, że pewnego dnia w moim dzieciństwie poszłam do cerkwi i gorzko płakałam przed ikoną Pana Jezusa pytając Go dlaczego pozwolił na podzielenie Kościoła na dwie części. Widzisz byłam na tyle mała i niedouczona, że nie miałam pojęcia o różnych protestantyzmach i innych herezjach. Być może ten moment w jakiś sposób zaważył na moim życie. Widzę to dopiero po latach.
Jednak jest jeszcze jeden jakby kamień milowy na mojej drodze do katolicyzmu związany z przeżyciami mojego ojca w łagrze. Łagry w Bułgarii były bardzo nieludzkie. Ojciec był na wyspie na Dunaju o nazwie Belene. Stoi tam teraz niewielki obelisk upamiętniający setki zamordowanych tam osób. Uprawiano tam warzywa. Więźniowie pracowali przy ich uprawie. Nie było im jednak wolno cokolwiek zjeść. Groziła za to ciężka kara. Ojciec opowiadał mi, że byli szczęśliwi, gdy udało im się złapać jakiegoś węża, których tam nie brakło. Wtedy mieli co jeść. Pewnego razu ojciec został ukarany chyba za zjedzenie pomidora. Nie po raz pierwszy bito go i torturowano. Tym razem jednak, gdy wrzucono go do celi prawie nie dawał oznak życia. Nie wiadomo było czy przeżyje. W tej samej celi był ksiądz katolicki, którego głównym przestępstwem było to, że był księdzem. Gdy ten ksiądz zobaczył, w jakim stanie jest ojciec udzielił mu absolucji i modlił się o jego wyzdrowienie. Jakoś ojciec przeżył i potem ten ksiądz powiedział mu o tym fakcie. Powiedział mu również, że udzielił mu absolucji biorąc na siebie wszystkie jego grzechy. Zawiązała się pomiędzy nimi wielka przyjaźń. Mój ojciec nie tylko darzył sympatią tego księdza. Stał się w pewnym sensie jego duchowym uczniem. Od tego momentu miał wielki szacunek dla katolicyzmu. Uważał, że katolicyzm jest drogą prawdziwą. Nigdy jednak nie zdobył się na przejście na katolicyzm. Niewątpliwie to wszystko miało wielki wpływ i na moje myślenie. W okresie młodzieńczym gdy zastanawiałam się w sposób bardziej świadomy nad podziałami wśród chrześcijan nabrałam przekonania, że tylko w Kościele Rzymskim zachowana jest cała prawda.
Jaki wpływ miały na to lekcje w stalinowskiej szkole dotyczące Świętej Inkwizycji?
Zaraz ci odpowiem na to pytanie. Jednak nie mogę sobie darować, by nie powiedzieć, że w dzisiejszej szkole lekcje dotyczące Świętej Inkwizycji niewiele różnią się od tych, które miały miejsce w czasach stalinowskich. Święta Inkwizycja więc była przedstawiana jako instytucja zbrodnicza. Człowiek myślący powinien jednak się zastanawiać nad tym, czego go uczą. Zresztą w moich czasach było wiadomo niejako każdemu dziecku, że to czego się oficjalnie uczy niewiele ma wspólnego z prawdą. W pewnym sensie było nam lżej niż współczesnej młodzieży. My po prostu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z wrogim systemem i byliśmy czujniejsi. Ale powróćmy do Świętej Inkwizycji. Pomyślałam wtedy, że jeśli inkwizytorzy zabili tylu ludzi to musieli mieć rację. No bo jak inaczej. Zabijali bez powodu? To jest przecież niemożliwe. I tak zaczęłam drążyć temat.
Wybór przez ciebie katolicyzmu był chyba też związana z tym faktem, że Kościół katolicki był zawsze w przeciwieństwie do cerkwi niezależny od państwa, podporządkowany tylko Bogu.
Na pewno tak.
Zmiana wyznania była jednak wykluczona z przyczyn patriotycznych.
Tak. Nieraz słyszałam w domu ostre, krytyczne słowa pod adresem cerkwi prawosławnej gotowej zawsze służyć każdej władzy. Widać było tą służalczość przez cały okres komunizmu. Biskupi prawosławni w parlamencie komunistycznym przyklaskujący każdemu poczynaniu nie dawali zachęcającego przykładu dla zupełnie i tak małej trzódki wiernych. Nie chcę przez to powiedzieć, że tu i ówdzie nie trafił się prawosławny kapłan, który pozostał wierny Chrystusowi. Jednakże w tym samym czasie wszyscy i nie przesadzam w tym stwierdzenie, wszyscy kapłani katoliccy przeszli przez więzienia lub łagry.
Czy jednak nie było tu jeszcze jednego powodu.
Owszem. Jednak bardziej nad tym problemem zastanawiałam się sama, bo tak jak mówiłam za wyjątkiem mego ojca reszta rodziny nie specjalnie przejmowała się problemami wiary. Obserwacja z jednej strony cerkwi, a z drugiej strony tego, co było dostępne na temat Kościoła katolickiego doprowadziła mnie do nieuchronnych wniosków. W Kościele nie tylko, że została zachowana prawda wiary, ale również Kościół wszystkimi swoimi środkami stara się wspomóc ludzi. Nie mam na myśli tylko sakramentów, chociaż są one najistotniejsze. Zachowane są one i w prawosławiu. Spróbuj jednak wyobrazić sobie, że w jakiś sposób się dowiadujesz, ze istnieje coś takiego jak chrzest czy Komunia Święta i jesteś pozostawiony tylko swojej intuicji religijnej lub, ewentualnie i co gorzej, swoim wyobrażeniom. Nikt ci nie wyjaśni, o co chodzi. Co to jest chrzest? Co się dzieje w cerkwi? Dlaczego śpiewają? Dlaczego kapłani chodzą w lewo i w prawo? Nie ma żadnej nauki i nie chodzi mi tylko o naukę na poziomie dziecka.
Chodzi mi również o to, że oddzielone od pnia życiodajnego prawosławie nie potrafiło rozwinąć ani teologii ani filozofii. To samo może świadczyć o tym, że oddzielenie się od Rzymu powoduje obumarcie. Nie chcę odmówić prawosławiu wielkiego nurtu mistycznego jednakże proszę spojrzeć na praktykę, a nie jest to praktyka tylko ostatnich lat. Ludzie chodzili i chodzą opłacić jakiegoś mnicha (jeśli jeszcze mogą gdzieś takiego znaleźć), by modlił się zamiast nich. Nie w ich intencji, ale zamiast nich. Brakuje żywej wiary. Mało tego. Brakuje troski o wiernych. I dlatego właśnie doceniłam Świętą Inkwizycję, Świętą Inkwizycję, która chroni dusze ludzkie przed wykolejeniem się, przed utratą zbawienia albo przed zatraceniem się. Kocham Świętą Inkwizycję. W jakimś sensie można powiedzieć, że ona wytyczyła mi drogę do katolicyzmu.
Wracajmy jednak pogłównego wątku tzn. twojej drogi do polskości. Skąd się wzięłaś w Polsce?
Wyjechałam za mąż. Inne za mąż wychodzą, a ja wyjechałam.
To znaczy w Bułgarii poznałaś Polaka….
Zgadza się. Była to przygoda romantyczna, która trwa ponad 30 lat.
No dobrze znalazłaś się w ten sposób w Polsce. Zaczęłaś ją poznawać. Nie tylko świat i społeczeństwo, w którym przyszło ci żyć, ale i to, co się nazywa polskością, kulturę, tradycję itd. Jak to wyglądało?
Powiedziałabym inaczej. Znalazłam się w Warszawie. Warszawa wtedy, trzydzieści lat temu, była troszkę inna. Nie wiem czy to, co teraz powiem będzie jasne dla tych, którzy nie znają dawnej Warszawy, ale wtedy to ja widziałam Warszawę, w której każdy dosłownie kamień przemawiał do mnie krwią bohaterów. To nie szkodzi, że było to miasto rządzone przez tych, co uważali bohaterów Powstania Warszawskiego za wrogów Narodu. Warszawę odkrywałam chodząc po jej ulicach i oglądając je przez pryzmat powstania. O Powstaniu Warszawskim też musiałam się wszystkiego sama dowiedzieć. W żadnej szkole mnie tego nie uczono. Sama odkrywałam w trudno dostępnych źródłach i we wspomnieniach ludzi starszych bohaterstwo powstańców. Dwóch stryjków mojego męża zginęło w Powstaniu. Ich matka opowiadała mi jak jeden padł na jej oczach. Pokazywała mi podwórko, na którym w pośpiechu go pochowała. Opowiadała jak przeprowadzała ekshumację, by pochować go po wojnie w grobie rodzinnym i jak w ruinach na Powiślu znalazła zwłoki swojego drugiego syna. Miała nadzieje, że znalazła właśnie jego ciało – w kieszeni zmasakrowanego powstańca była taka sama fajka, jaką miał jej syn. Tak więc chciałam zrozumieć Powstanie. Chciałam zrozumieć bohaterstwo, samozaparcie, miłość do Ojczyzny tych ludzi, którzy przez 63 dni w upale w chłodzie, w kanałach i w ruinach pod nieustannym bombardowaniem i obstrzałem walczyli o Polskę. Bo Powstanie Warszawskie było Powstaniem o Polskę. W tych latach udało mi się dostać niedostępne wtedy „Dzienniki” Bora-Komorowskiego. Pamiętam jego opis nocy spędzanych przy ciągłych odgłosach strzelaniny i noc, gdy obudził się bo było cicho, a było cicho bo artyleria Radziecka po drugiej stronie Wisły przestała strzelać. Sama wychowałam się w Narodzie sprzedanym w Jałcie, ale nic nie może się równać ze zdradą sojuszników w stosunku do Polski. Te rzeczy odkrywałam powoli. Powoli uczyłam się dlaczego pod Monte Casino kwitną czerwone maki, co oznaczają nazwy Westerpaltte, Tobruck, Grunwald, co to jest Cud nad Wisłą, co to była Odsiecz Wiedeńska. W każdym bądź razie moja miłość do Polski zaczęła się od miłości do Warszawy.
Mówisz o wydarzeniach historycznych, o bohaterstwie, o tym, co kształtowało patriotyzm wielu Polaków. Powstanie Warszawskie to był dla ciebie jakiś początek w tej perspektywie. Jakie inne momenty historii Polski wywarły na ciebie taki sam czy podobny wpływ?
Nie umiem ich uszeregować. Podam ci te, które dla mnie są najważniejsze: obrona Częstochowy, Odsiecz Wiedeńska, obrona Lwowa, Cud nad Wisłą, Westerplatte. Nie chciałabym jednak byś wyciągnął wniosek, że tylko czyny zbrojne były podstawą mojej polskiej formacji. Tych faktów jest bardzo wiele.
To jednak chyba tak jest, że polska świadomość, patriotyzm były kształtowane przez czyny zbrojne. W tej perspektywie trwa pewien spór o Powstanie Listopadowe, Styczniowe, również Warszawskie. Jedni mówią, że to było niepotrzebne wykrwawianie narodu. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że były to wydarzenia inspirowane przez wrogów Polski. Ja sądzę, że takie spory są trochę bez sensu. Nie chodzi o same wydarzenia, ale o postawy Polaków podczas nich i to w jaki sposób rzutowały one na przyszłe pokolenie. A jaki jest twój stosunek do polskich powstań XIX wieku?
Nie sam czyn zbrojny jako taki kształtuje świadomość narodową. Kształtuje ją krew przelana. Można sparafrazować Orygenesa, który powiedział, że krew męczenników rodzi chrześcijan i powiedzieć, że krew powstańców rodzi Polaków. Wiadomo, że gdy pojawiają się jakiekolwiek problemy polityczne znajdzie się wielu mocnych, którzy chcą skorzystać na zaistniałej sytuacji. W tym sensie być może i wrogowie Polski starali się zyskać dla siebie co tylko się da. Jednakże te powstania były, moim zdaniem, potrzebne nawet za cenę utraty wielu wartościowych ludzi.
A co z językiem. Jak się go uczyłaś?
Starannie.
O co innego mi chodziło. Język to przecież również zapis pewnych doświadczeń, kultury, mądrości narodu.
Rozumiem, że nie chodzi ci o technikę nauczenia się polskiego. Chcę jednak zaznaczyć, że zrobiłam wszystko, co w moje mocy, by nauczyć się polskiego doskonale właśnie po to, by móc spotkać się z Polską, z kulturą, tradycją. Bez tego narzędzia porozumiewania się nie ma prawdziwego dostępu do kultury. Nie chodzi o zwykłe porozumiewanie się. Chodzi o poznanie pewnych charakterystycznych cech, które można poznać tylko w literaturze. By ją czytać i rozumieć nie wystarczy zaś znajomość gramatyki i słownictwa.
Chodziło mi o coś jeszcze innego. Język sam w sobie jest zapisem doświadczeń narodu. Eskimosi maja masę określeń dotyczących śniegu. Polacy maja swoją polskość zakodowaną w języku. Kiedyś mi powiedziałaś, że jak jedziesz do Bułgarii to, choć mówisz po bułgarsku to, przynajmniej przez pierwsze dni, myślisz po polsku. Czy zdajesz sobie sprawę, że to myślenie to nie tylko kształt słów, takie a nie inne dźwięki, ale jeszcze sama polskość.
Tak. Wydaje mi się nawet, że nie tylko przez pierwsze dni myślę po polsku. Masz rację. Nie chodzi o to, żebym miała problemy z wyrażaniem się w języku bułgarskim. To jest zupełnie coś innego. Moje myślenie jest polskie i czy to będę wyrażać w języku bułgarskim czy jakimkolwiek innym zdaje sobie sprawę, że moje myślenie jest polskie. Jest to coś bardzo specyficznego. Tego się nie da określić w sposób prosty.
Tak, myślę, że tego nie uchwycimy. W jaki sposób nastąpił taki moment, w którym mogłaś powiedzieć, że język polski to nie jest tylko język obcy opanowany perfekt?
Myślę, że jest to pewien proces. To jest jakby formacja. Formacja nie trwa tylko przez określony czas. Ona jest ciągła. Formującym czynnikiem jest tutaj Polska.
To znaczy dokładnie co?
To też jest trudne do uchwycenia. Rozumiesz. Nie można zrobić się Polką na siłę. To byłoby coś sztucznego. Jest coś w Polsce, jeśli wolisz w polskości czy w samym Narodzie Polskim, coś co działa, co jest jakby właśnie tym czynnikiem formującym, tym nauczycielem, jeśli wolisz, autorytetem. Polska ma coś takiego w sobie, że albo można ją pokochać w całości i stać się Jej albo odrzucić. Nie chcę konkretyzować, ale znane są przykłady takich ludzi, którzy choć spędzili całe swoje życie w Polsce przy pierwszej nadarzającej się okazji Ją odrzucili. Polska to trochę jak Ewangelia. Proszę nie miej mi za złe tego porównania, ale to jest tak: albo przyjmujesz w całości albo odrzucasz. W tym sensie mówię właśnie, że Polska jest Formatorem. Trudno jest powiedzieć, co dokładnie jest tym źródłem formacji. Myślę, że pewna całość – ziemia, historia, kultura, tradycja, ludzie, obyczaje, mentalność – jednym słowem Polska.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gargangruel
Administrator
Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6695
Przeczytał: 1 temat
Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU
|
Wysłany: Śro 11:17, 25 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Wspaniała osoba. Godna najwyższego szacunku, pamięci i naśladowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
misiowilk
Gość
|
Wysłany: Śro 13:52, 25 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Olgierd Łukaszewicz atakowany. Gdyby zachował się tak jak Opania - by nie był.
Do tej pory żadnego filmu Szumowskiej nie oglądłem. Przemogę się i zerknę na jakie "33 sceny" czy inny "Sponsoring". Wtedu pewnie wypowiem się, bo jak dotąd na temat jej twórczości (ew. tfurczości, ale to a posteriori) odnotowałem same "ochy" i "achy" (artystowskie uwielbienie artyzmu ), albo obrzucanie błotem namolnego beztalencia.
Chyry nie lubię - do obrzydzenia.
Temat filmu - dyżurny. GENDER, można rzec.
Nota bene - odmienności seksualnych (ładnie napisałem...) nie trawię, a KK mógłby przejawy takowych (bez względu nawet na wyjątkowe sacrum dotkniętych nimi osobników) całkiem wyplenić.
Ostatnio zmieniony przez misiowilk dnia Śro 13:53, 25 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 8:48, 26 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
W Święto Niepodległości Tusk wyprowadzi wojsko na ulice Warszawy. Będzie pacyfikacja patriotycznych demonstracji?
Do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wpłynął projekt zarządzenia Prezesa Rady Ministrów, który przewiduje, że w Święto Niepodległości na ulice Warszawy zostanie wyprowadzone wojsko. Żołnierze mają pomagać policji w “zabezpieczaniu demonstracji patriotycznych oraz odbywającego się w tym czasie szczytu klimatycznego”.
Tusk w projekcie zarządzenia powołuje się na art. 18a ust. 1 ustawy o Policji, który mówi, że “użycie wojska jest możliwe w razie zagrożenia bezpieczeństwa i porządku publicznego, jeżeli siły Policji są niewystarczające do wykonania ich zadań”.
Wygląda na to, że 11 listopada władza spodziewa się rozlewu krwi, do którego – co trzeba podkreślić – sama prowokuje. W mediach podkręca atmosferę nienawiści, dzieli społeczeństwo, oczernia środowiska patriotyczne nazywając je “faszystowskimi”, manipuluje informacjami, decyduje że akurat w dniu Święta Niepodległości rozpocznie się szczyt klimatyczny, dzięki czemu Warszawę czeka najazd dziesiątek lewackich bojówek, a na końcu pokaże w wieczornym wydaniu Faktów na TVN jacy to “narodowcy” (oczywiście powiązani z PiSem) są nierozsądni, bo przyczynili się swoim zachowaniem do tego, że wojsko musiało użyć broni.
Widać, że ekipa Tuska, aby utrzymać się przy władzy, odwrócić uwagę społeczeństwa od katastrofalnego stanu finansów publicznych oraz zmienić trendy niekorzystnych dla nich sondaży, jest zdolna do wszystkiego. Także do krwawej prowokacji. Mam nadzieję, że tym razem większość Polaków na to się nie nabierze i da do zrozumienia Tuskowi, że kremlowskie techniki kreowania nastrojów społecznych nad Wisłą są nie do przyjęcia.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 15:03, 27 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Wróci Schichau i wszystko wyrówna....
Pracownicy Stoczni Gdańsk przerwali pracę. To efekt braku wypłaty zaległych pensji i ujawnienia instrukcji, wskazującej, że bankructwo spółki jest przesądzone
Stoczniowców rozwścieczył instruktaż działań medialnych, które miałyby zdjąć z ARP odpowiedzialność za doprowadzenie do upadku zakładu.
– Strajk załogi wybuch nagle. Powodem było niewypłacenie pracownikom należnych pensji. Oliwy do ognia dolała ujawniona przez media instrukcja, wskazująca, że rząd polski lobbuje na upadłość i nie chce ratować stoczni, mimo że właściciel robi wszystko, by taki scenariusz się nie spełnił – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Karol Guzikiewicz, szef NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej.
Wczoraj pracę w stoczni wstrzymano i większość załogi wyszła przed bramę zakładu. Problem z wypłatami dla stoczniowców to niestety nic nowego. Podobna sytuacja zdarzyła się na początku sierpnia, ale wypłaty pensji rozpoczęto i decyzja o strajku pozostała w zawieszeniu. Tym razem reakcja załogi była zdecydowana.
– To zrozumiałe. Dziś mamy inną sytuację. Wrzesień jest miesiącem, kiedy dochodzą płatności za szkołę, a po wakacjach pojawiają się nowe wydatki. A wypłat nie ma. Już to zaostrzyło nastroje. Do tego załoga tak naprawdę nie wie, jaka czeka ją przyszłość, jakie scenariusze są realizowane. Bo pieniądze na wypłaty były, ale 23 września zostały zajęte przez komornika. Nowych środków nie znaleziono – dodaje Guzikiewicz.
Wczoraj Jacek Łęski, rzecznik prasowy Gdańsk Shipyard Group, zapewnił, że jeszcze tego samego dnia pieniądze dla 700 pracowników produkcji trafią na ich konta, a kolejne 200 osób otrzyma wypłaty do poniedziałku. Z informacji, jakie „Nasz Dziennik” otrzymał od związkowców, wynikało, że w godzinach popołudniowych na kontach pracowników pojawiały się już pierwsze przelewy.
Propagandowa osłona upadłości
W środę portal Trójmiasto.pl ujawnił dokument „Stocznia Gdańsk – Plan działań komunikacyjnych i przekazy”, który stanowi instruktaż działań medialnych, jakie ma podejmować Agencja Rozwoju Przemysłu, by zrzucić z siebie odpowiedzialność za doprowadzenie do upadku stoczni.
Firma doradcza Profile wskazała, że ARP jeszcze przed ogłoszeniem upadłości powinna przygotować „dwa materiały prasowe w ’Gazecie Wyborczej Trójmiasto’ i ’Pulsie Biznesu’ – kontrolowany przeciek z informacjami o ocenie przez ARP Biznesplanu i realizacji planu restrukturyzacji. Wydźwięk: nie ma szansy na to, żeby Stocznia przetrwała, kolejna finansowa kroplówka – przy takim jak obecnie sposobie zarządzania i prawdopodobnej konieczności zwrotu pomocy publicznej – nie przyniesie uzdrowienia Stoczni. ARP jest niechętna angażowaniu kolejnych publicznych pieniędzy z ryzykiem ich straty”.
Kolejnymi krokami, już po ogłoszeniu upadłości stoczni, miały być m.in. wywiad z prezesem ARP Wojciechem Dąbrowskim dla PAP „z mocnym pokazaniem success story” oraz materiał w wiadomościach TVN. Przekaz ARP miał być jasny: obecna sytuacja stoczni to efekt błędnych decyzji politycznych przy jej prywatyzacji, błędów w zarządzaniu i niezrealizowania planu restrukturyzacji, skutkującego groźbą zwrotu otrzymanej pomocy publicznej. Agencja miałaby także pokazać, że ma świadomość, w jak trudnej sytuacji znajdują się pracownicy stoczni i zapewnić, że przygotowuje zaplecze, które stworzy nowe miejsca pracy – już wiadomo, że według obietnic do końca tego roku byłoby ich 800.
W odpowiedzi na informacje medialne ARP wydała oświadczenie, w którym zapewnia, że opu- blikowane informacje były „jednym ze scenariuszy działań komunikacyjnych przygotowanych przez doradców”. „ARP S.A. prowadząc trudne projekty musi się liczyć z różnymi wersjami rozwoju wydarzeń. Tego typu doradcze dokumenty pojawiają się przy dużych przedsięwzięciach, w które angażuje się ARP S.A., a takim niewątpliwie jest sytuacja w Stoczni Gdańsk, gdzie Agencja koncentruje się przede wszystkim na zabezpieczeniu miejsc pracy” – wyjaśnia Agencja. Zapewnia też, że scenariusze działań komunikacyjnych „nie są automatycznie wykorzystywane i wdrażane przez Agencję”, zaś opublikowany materiał „jest propozycją, nie jest natomiast dokumentem przyjętym przez ARP S.A.”. Jak wskazano, o decyzjach ARP jako pierwszy zostanie poinformowany większościowy udziałowiec Stoczni Gdańsk.
Czekając na porozumienie
Całą sprawą zniesmaczeni są stoczniowcy. – Tak naprawdę nie wiemy, czy nie było też innych instrukcji. Tą udało się dziennikarzom odnaleźć i ujawnić. Nie wiem, może to, że nie ma wypłat też jest elementem zaplanowanym, możliwości są duże – mówi Guzikiewicz.
Jak wskazuje, by uspokoić nastroje pracowników dwóch właścicieli stoczni, musi porozumieć się w sprawie przyszłości zakładu i znaleźć pieniądze na wypłaty, bo upadłość jest najgorszym rozwiązaniem zarówno dla państwa, jak i dla załogi stoczni.
– Mam nadzieję, że nie dojdzie do upadłości stoczni. Tu jednak potrzebna jest interwencja Skarbu Państwa. Przy czym zaznaczam, że nie trzeba wydać ani złotówki z pieniędzy publicznych, by uratować stocznię, bo są inne możliwości. Potrzeba tylko logicznego rozumowania, dobrej woli rządu i podjęcia właściwych decyzji. Z pewnością jednak załoga stoczni nie może być tu elementem rozgrywki – dodaje Guzikiewicz.
Stocznia Gdańsk należy do dwóch akcjonariuszy. 75 proc. udziałów posiada kontrolowana przez ukraińskiego właściciela Siergieja Tarutę spółka Gdańsk Shipyard Group, a 25 proc. należy do ARP. Od kilku miesięcy strony nie mogą osiągnąć porozumienia w sprawie sposobu poprawy sytuacji zakładu. Główny udziałowiec proponował, by podwyższyć kapitał zakładowy spółki o 85 mln zł – współmiernie do wielkości udziałów. Jednak ARP nie zgodziła się na przyjęcie takiej uchwały. Rozmowy wciąż trwają.
Tymczasem na początku września do sądu wpłynął wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni. Złożyła go firma Techwind, której stocznia zalega ok. 250 tys. złotych. W ostatnich miesiącach był to drugi taki wniosek, jednak stocznia uregulowała tę zaległość.
Marcin Austyn
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Tornado dnia Pią 15:04, 27 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Sob 8:46, 28 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Chrystusa pochowano wraz z aktem zgonu???
Najnowsza publikacja dr Barbary Frale, badaczki watykańskich archiwów jest rzeczowym, barwnym, doskonałym w lekturze zapisem dochodzenia do prawdy o Całunie.
Autorka „Całunu Jezusa Nazarejczyka” zastrzega, że chociaż jest katoliczką, nie porusza zagadnień o charakterze religijnym, jak na przykład kwestii autentyczności całunu w relacji do misterium zmartwychwstania Chrystusa, gdyż jako historyk nie czuje się do tego upoważniona.
Doktor Barbara Frale zabiera czytelnika w fascynującą, stricte naukową podróż w poszukiwaniu prawdy o Całunie Turyńskim. Autorka poddaje dogłębnej analizie ślady pisma w języku greckim, łacińskim i aramejskim, jakie odkryto niedawno na płótnie i uznano za akt zgonu Chrystusa. Na początku jednak zastrzega, że omawiane odkrycie nie jest bynajmniej jej dziełem. „Nie dokonałam nic innego poza zestawieniem poglądów wielu poważnych i znakomitych naukowców” – wyjaśnia w przedmowie. „Mój wkład polega tylko na tym, że usiłowałam zrozumieć, jakie jest dokładnie znaczenie tych słów, które [badacze] zidentyfikowali i zaprezentowali w swych publikacjach” – dodaje.
Dr Frale przypomina, że pierwszy raz na napisy dotyczące Jezusa Nazarejczyka zwrócono uwagę już w 1978 roku, jednak późniejsze badania wieku Całunu izotopem węgla radioaktywnego, których wyniki datowały jego powstanie na okres średniowiecza, na lata unicestwiły prace nad owymi inskrypcjami.
Strona po stronie autorka dowodzi, że choć liter nie widać gołym okiem, to jednak ich forma pozwala sądzić, że powstały w okresie I-III w. po n. Chr. Zdaniem dr Frale, akt zgonu naszego Pana najprawdopodobniej nie był wypisany na tkaninie, lecz na papierze, z którego litery odbiły się na płótnie.
Doktor Frale dokonuje w swojej pracy zestawienia śladów pisma znalezionych na Całunie z tym, co udało jej się znaleźć w zbiorach Watykańskiej Biblioteki Apostolskiej, w Tajnym Archiwum Watykanu i ze znaleziskami w epoki grecko-rzymskiej znajdującymi się w Galeriach Muzeów Watykańskich.
„Na podstawie porównań przeprowadzonych do tej pory dzisiaj jestem przekonana, że ślady pisma zlokalizowane na lnianym płótnie całunu mogą należeć do tekstu pochodzącego bezpośrednio albo pośrednio z oryginalnych dokumentów, które zostały sporządzone z racji pogrzebu Yeshua Ben Yosef Nazarani, lepiej znanego jako Jezus z Nazaretu zwany Chrystusem” – zapewnia autorka. Pozostawia jednak otwartą furtkę dla wszystkich gotowych kontynuować prace naukowe, twierdząc, że „kilka lat badań nie wystarczy dla tak złożonego zagadnienia”.
Kościół katolicki nie zajął dotąd jednoznacznego stanowiska w sprawie autentyczności Całunu, przyzwalając jednocześnie na prowadzenie szeroko zakrojonych badań płótna. Mimo to w opinii publicznej uchodzi ono za najsłynniejszą relikwię chrześcijaństwa.
Renata Ziomek
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Nie 6:40, 29 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Mahdystom przewraca się w glowach. Niedawno wspominalem nastoletnia muzułmankę skarżącą niemiecką szkołę za to, ze musi się kąpać z kolegami w szkolnym basenie a dziś...
"Rodzice muzułmańskich dzieci pozwali do sądu jedną z berlińskich szkół podstawowych pod zarzutem dyskryminacji rasowej. Ich zdaniem dzieci nie zdały egzaminu z niemieckiej gramatyki i w konsekwencji nie ukończyły pierwszej klasy z powodu zbyt dużego odsetka tureckich dzieci w poprzedniej klasie.
Trzech muzułmańskich uczniów, uczęszczających do pierwszej klasy gimnazjalnej w podberlińskim Buckow nie otrzymało promocji do następnej klasy. Powodem był niezaliczony test z gramatyki.
Jak zareagowali na to ich rodzice? Pozwem wobec szkoły podstawowej, z której rekrutowano ich dzieci. Muzułmanie twierdzą, że wyjątkowo wysoki odsetek imigrantów w szkole podstawowej w Neukölln (w dwóch klasach wynoszący 63 proc.) spowodował, że nie nauczyli się gramatyki na odpowiednim poziomie.
- Wady strukturalne klasy nie zostały zrekompensowane przez władze oświatowe odpowiednimi środkami, dlatego też uważamy pozew za uzasadniony – powiedział pełnomocnik rodzin tureckich. Sprawę na początku października ma rozstrzygnąć Berliński Sąd Administracyjny.
Lokalne władze oświatowe odpierają zarzuty, podnosząc, że kwestie składu etnicznego klas szkolnych nie wpływają na osiągane wyniki w nauce. Można bowiem wskazać klasy z dużo niższym odsetkiem imigrantów, które osiągają równie słabe wyniki w nauce. Szkoła w Neukölln stworzyła dla obcojęzycznych dzieci możliwości nauki w innych językach, a także umożliwiła korzystanie z lekcji religii.
Warto przypomnieć, że na etapie prac legislacyjnych w Parlamencie Europejskich znajduje się projekt rozporządzenia przyznający imigrantom na obszarze Unii Europejskiej nielimitowane środki na składanie w sądach pozwów dotyczących rzekomej dyskryminacji rasowej. Oczywiście, wszystkie te środki mają być pozyskiwane z publicznych pieniędzy.
I tak polityka multikulturowa, forsowana w Niemczech od wielu lat, doprowadziła do kolejnych absurdalnych konfliktów z udziałem imigrantów."
Źródło: berliner-zeitung.de, islamversuseurope.blogspot.com
Tom
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Wto 11:41, 01 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Polacy! Umierajmy zdrowo, czyli młodo.
“Rzeczpospolita” ujawniła dane Instytutu Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, zgodnie z którymi każdego roku w Polsce z powodu błędów lekarskich może umierać od 7 do 23 tys. osób. Dane te korespondują z wynikami badań branżowego miesięcznika “The Lancet”, z których wynika, że śmiertelność w polskich szpitalach jest na dramatycznie wysokim poziomie.
Co roku tysiące osób w Polsce doświadcza na swoim ciele zabiegu, który miał być wykonany komuś innemu, operacji nie tego narządu co trzeba (np. po odwrotnej stronie), pozostawienia ciała obcego lub oparzenia sprzętem lub środkami chemicznymi.
Jakby tego było mało w fatalnym świetle polską służbę zdrowia stawia też raport brytyjskiego miesięcznika medycznego “The Lancet” pt. “Mortality after surgery in Europe”, zgodnie z którym ogólna śmiertelność w polskich szpitalach jest na dramatycznie wysokim poziomie i wynosi 17,9 proc. (2. miejsce w Europie), kiedy – dla porównania – średnia dla całej Unii Europejskiej (licząc razem z Norwegią i Szwajcarią) wynosi jedynie 4,69 proc. Dla wyjaśnienia dodam, że współczynnik śmiertelności jest to odsetek procentowy osób hospitalizowanych w szpitalach, które umierają w nich po przeprowadzeniu operacji lub czynności ratujących życie.
Powyższe statystyki wraz z powszechną cały czas w służbie zdrowia korupcją stanowią bez wątpienia patologie doskonale wpisujące się w zły stan naszego państwa.
Czy wprowadzenie dodatkowych płatności za leczenie (co postuluje ministerstwo zdrowia) oraz podwyższenie składki zdrowotnej poprawi sytuację polskich pacjentów? – Podejrzewam, że tak. Powstaje jednak pytanie – skąd Polacy mają wziąć dodatkowe pieniądze na te opłaty?
Źródło informacji:
– Raport pt. “Mortality after surgery in Europe” opublikowany w branżowym miesięczniku “The Lancet” (W. Brytania)
– Błędy, które kosztują życie (Rp.pl)
[link widoczny dla zalogowanych]
Za [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 11:00, 04 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jest takie powiedzonko: Znacie? Znamy! No to, posłuchajcie.
Ogólnie dotyczy ono wszystkiego, ale w tym razem dotyka "Gazety Wyborczej". Zainteresowanych grafiką odsyłam do [link widoczny dla zalogowanych]
Internauta “wujek_stiopa” przez 24 godziny obserwował stronę gazeta.pl związaną z “Gazetą Wyborczą”. Zebrał wszystkie informacje o księżach, jakie pojawiły się przez ten czas na tym portalu, a następnie przy pomocy programu graficznego ułożył z tytułów tych wiadomości całą stronę główną gazeta.pl. Efekt jest porażający.
Tym, którzy nie wierzą, że “Gazeta Wyborcza” ma obsesję na punkcie Kościoła, zestawienie przygotowane przez internautę powinno dać dużo do myślenia. Aż trudno uwierzyć, by przez jedną dobę można było opublikować tyle informacji na podobny temat i o tak negatywnym wydźwięku.
Autor grafiki napisał:
1) Zbierałem “newsy” na temat księży przez ostatnie 24h na portalu Gazeta.pl.
2) Nie interesowałem się treścią artykułów, więc nie było możliwości wyświetlania artykułów powiązanych z kościołem.
3) Zestawienie zrobiłem w paincie (nie jest printscreenem z portalu)
4) Nie oceniam treści tam zamieszczanych, wskazuję tylko na ich tendencyjność
5) Ameryki nie odkrywam, ale może kogoś zainteresuje swego rodzaju “manipulowanie opinią publiczną”
A oto efekt pracy internauty. Wszystkie poniższe informacje ukazały się w ciągu 24 godzin na portalu gazeta.pl:
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Sob 16:16, 05 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
O tym, że Kung zwariowal ludzie wiedzieli od dawna. Teraz popisał się kolejnym odjazdem.
"Hans Kung rozważa wspomagane samobójstwo
85-letni modernistyczny teolog rozważa… wspomagane samobójstwo. Jak tłumaczy, cierpi na chorobę Parkinsona i nie chce żyć jako „cień samego siebie”.
Wyznanie to zostało przedstawione w ostatniej części wspomnień heterodoksyjnego teologa i twarzy buntu przeciwko katolickiej doktrynie.
Twierdzi, że każdy ma prawo „poddać” swoje życie i zwrócić je Stwórcy, o ile choroba, ból lub demencja czynią życie nieznośnym. „Nie chcę także być wysłany do domu opieki… Jeśli się zdecyduję, proszę, zastosujcie się do mojego życzenia” – twierdzi. Najbardziej jednak, jak tłumaczy w pamiętnikach „Erlebte Menschlichkeit”, wolałby „nagłą śmierć”, która uwolniłaby go od decyzji.
„Ludzie mogą o tym decydować sami i żaden ksiądz, lekarz lub sędzia nie może ich przed tym powstrzymać” – twierdzi. „Jak długo jeszcze będę mógł żyć moim życiem z godnością? Uczony, który nie może więcej czytać, ani pisać. Co dalej?” – dodaje. Kung stwierdził także, wskazując na chorobę Jana Pawła II i boksera Muhammeda Aliego, że nie chce iść tą drogą.
Hans Kung ocenił równocześnie pontyfikat papieża Franciszka jako „promyk nadziei”, ujawniając przy tym, że papież napisał do niego odręczny list, w którym dziękuje za prace nadesłane przez teologa, który już w roku 1979 oficjalnie odszedł od katolickiej nauki i przestał prezentować, jako profesor, nauczanie Kościoła. Niestety, szwajcarski duchowny (święcenia kapłańskie przyjął w roku 1954) nie odniósł się do słów papieża Franciszka, który potępił „kulturę odrzucenia” prowadzącą do eutanazji poprzez zaniedbywanie opieki nad osobami chorymi.
Jak podkreślił rzecznik diecezji rottenburdzko-stuttgarckiej, ks. Kung, tak jak w latach poprzednich, mówi tylko i wyłącznie we własnym imieniu, nie prezentując opinii mieszczących się w granicach katolickiej debaty.
źródło: yahoo.com
mat
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Nie 12:31, 06 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jedni balują, drudzy dziecki niańczą, a trzeci natomiast pracują. Nie można pić jednoczesnie kolysać kolyską, zaś kołysanie nazwać w skrócie pracą? Chyba nie...
Dlatego, to kwadratura polskiego koła
źródło: [link widoczny dla zalogowanych] gargangruelandia fora.pl i [link widoczny dla zalogowanych]
Ps.
Przy okazji Tornado zgłasza niedyspozycję wzorem e-M, stąd te "zmień" i wojna domowa, wojna na gesty, wojna na słowa.................
Ostatnio zmieniony przez Tornado dnia Nie 12:38, 06 Paź 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 10:49, 11 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Aha, teraz wszystko jasne dlaczego morpork mial tak straszny avatar na HP
W Poznaniu od kilku lat odbywa się festiwal młodego widza “Ale Kino”. Założenia festiwalu są szlachetne i optymistyczne: “Festiwal Ale Kino! przedstawia filmy z całego świata, reprezentujące bogactwo i różnorodność kina dla dzieci i młodzieży. (…) To śmiech i wzruszenia, przygody i dramaty młodych ludzi opowiedziane ze zrozumieniem ich świata i pełnym jego poszanowaniem” – deklarują organizatorzy.
Na ile deklaracje odpowiadają rzeczywistości? Pewna mama zwróciła uwagę na program festiwalu, gdy po wyjściu klasowym na projekcję filmu (dla dzieci od lat 10) córka zawitała do niej w nocy, mówiąc, że dręczą ją koszmary. Konkretnie – śniły jej się sceny wywoływania duchów z a pomocą tabliczki ouija. Mroczny, norweski film “Brak zasięgu”, utrzymany w konwencji horrorów został uznany zarówno przez organizatorów festiwalu, jak i wychowawczynię klasy za odpowiedni dla czwartoklasistów.
Dlatego, gdy w kolejnym roku klasa znów wybierała się na Festiwal, mama przyjrzała się propozycji nieco wcześniej. Tym razem “odpowiednim” filmem dla piątoklasistów okazała się opowieść o dziecku rozwodników, które dojrzewa do tego, by zaakceptować prawo swych rodziców do rozstania. Produkcja nosi tytuł “Igor i podróż żurawi” i jest proponowana już dla dzieci dziewięcioletnich! Główny przekaz filmu to teza, że dziecko nie ma prawa czuć się niekochane czy odrzucone, gdy jego rodzice się rozwodzą. Streszcza to doskonale następujące zdanie z opisu: “Ludzie nie żyją jak żurawie, które łączą się w pary na całe życie.” Ponieważ Igor w końcu rozumie, że “rodzice się nie dopasowali” i dlatego musieli rozstać (mama już ma nowego “partnera”), ale to nie znaczy, że nie jest dla nich najważniejszy na świecie (czyżby?) i wszystko kończy się “happy endem”.
Co prawda rodzice nie wyrazili zgody na wyjście córki na ten film, jednak był potem omawiany szczegółowo w klasie. Córka wracała z pytaniami: “Ale czy jak rodzice się rozwodzą to chyba jednak nie kochają naprawdę mocno swojego dziecka?” i “Czy w rodzinie ważniejsze jest, żeby rodzice czuli się zadowoleni, czy żeby dziecko miało mamę i tatę?” i oczywiście: “Ale wy byście się nigdy nie rozwiedli, prawda?” Rodzice odpowiadali, że odpowiedzialność za rodzinę i prawdziwa dojrzałość to właśnie dbanie o rozwój miłości między rodzicami, tak by nigdy dzieci nie postawić w takiej sytuacji. Oburzające jest jednak, iż szkoła próbowała przedstawić rozwód jako normę.
Historia ta spowodowała, że postanowiłam bardziej szczegółowo przyjrzeć się festiwalowi, by odkryć jakie treści są uznawane za odpowiednie dla dzieci i opowiedziane “z poszanowaniem” dla ich wrażliwości. Za przedmiot analizy wzięłam filmy proponowane w roku 2012.
Okazało się, że filmem uznanym za świetnie przedstawiający świat dzieci jest np. “Lodowy smok” (od lat 10), szwedzka opowieść o synu alkoholika, który dostaje się do równie pełnej przemocy rodziny zastępczej. Rodzina jako siedlisko patologii? Oczywiście!
Podobnie jak w holenderskim filmie “Milo” (od lat 12), opisywanym następująco: “To także historia zmagania z ojcem, który często kontroluje dziecko (syna), bojąc się utraty rodzicielskiej władzy. Dramat rozgrywa się w pięknej scenerii kraju, w którym patriarchat jest wciąż bardzo silny i potrafi karać za winy niezawinione” (Irlandia).
Rodzina patologiczna jest przedstawiona też na przykład w filmach “Twoja siostra” (od lat 12), “Forteca” (od lat 14) czy “Rodzina Orheimów” (od lat 14). Szczególną uwagę zwraca przy tym postać ojca, który z zasady przedstawiany jako agresywny i patologiczny (lub nieobecny). Motyw zrównania męskości z patologią i przemocą przewija się zresztą także przez inne filmy, nawet nie dotyczące bezpośrednio problemów rodzinnych – jak np. irańska produkcja “Złocisty ogon” (od lat 9). Nie jest to jednak jedyny wątek silnie nacechowany ideologicznie w propozycjach festiwalowych.
To, że w historii umierającej na raka dziewczynki w filmie „Cool Kids don’t Cry” pomija się kompletnie pomoc i otuchę, jaką w takiej sytuacji daje wiara w Boga, zupełnie nie dziwi. Co prawda próba nadania temu cierpieniu “świeckiego” sensu na milę wonieje pustym sentymentalizmem, ale spełnia ważną rolę. “Nawet jeśli jest to wizerunek nieco zbyt gładki, bez ciemniejszych stron, to lepiej zachęcać do takich postaw, promować solidarność w obliczu nieszczęścia pojedynczego człowieka, niż nieustannie wpajać młodym ludziom kulturę bezwarunkowej czci dla narodowej martyrologii oraz swoiście pojmowany kult śmierci” – pisze anonimowy recenzent w “poradach metodycznych”.
Tematyka “świeckiego” radzenia sobie z problemem śmierci pojawia się też w holenderskim filmie “Kauwboy. Chłopiec i kawka” (od lat 12), gdzie chłopiec Jojo po śmierci mamy próbuje poradzić sobie z tą sytuacją. Jego ojciec ucieka w agresję i zachowania autodestrukcyjne (sic!). Co prawda rozpaczliwe zabiegi reżysera ujawniają tyle, że gdy w rodzinie brakuje Boga i prawidłowo przepracowanej żałoby, pojawiają się patologiczne próby rozwiązania problemu, nie było to chyba jednak zamiarem twórcy.
Nie chcę być niesprawiedliwa. Wiele filmów prezentowanych na Festiwalu (na podstawie opisów i dostępnych w sieci trailerów) wygląda całkiem sympatycznie. Tak jak np. polska produkcja “Zajączek Parauszek” dla najmłodszych. Problem polega na tym – co wybierze wychowawca Waszych dzieci… i czy będzie miał z czego wybierać.
Robiąc przegląd, posługiwałam się filtrem pozwalającym na wyłonienie filmów dla konkretnej grupy wiekowej. Szczerze mówiąc w kategorii filmów dla gimnazjalistów trudno już odnaleźć produkcję światopoglądowo neutralną, a zwieńczeniem “edukatorskich” zapędów organizatorów imprezy jest chyba “The Wise Kids” (od lat 16), traktująca o seksie, religii i homoseksualizmie opowieść, której już nawet nie będę komentować.
Bogna Białecka – psycholog
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Tornado dnia Pią 10:49, 11 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:50, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedy spryciula Balcerowicz powiesił ten swoj zouzowaty ekran w centrum Warszawy klujący oczy warszawiaków rosnącą cyfrą zadłużenia Polski posłyszałem taki koment na jego temat::
"Czapka na zlodzieju gore"
Ciekawe jaki ekran wywieszą po wyborczym kopniaku Donald z Vincentem, bo z tego co czytam do pełni szczęścia w rządzeniu Polską brakuje im obecnie w kasie tylko marne 51 miliardów złotych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:51, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nie lubię czytać starych gazet, a już tym bardziej takich, które z daleka zalatują mi Michnikiem albo Parandowską. Niemniej zaznakomiłem się się z jedną z nich: "Polityką"., a szczególnie z zawartym w niej -wywiadem z Janem Marią Rokitą, który opowiada dziennikarzowi Robertowi Krasowskiemu o historii upadku podstępnego POPiSu.
To że niedoszły premier z Krakowa nie został się wtedy premierem z Krakowa należy chwalić Najwyższego. Wolę już bowiem od niego Niceę i śmierć na jej terenie, niż jego jako premiera RP, który będąc przecież osobą publiczną zachował się swego czasu jak rozhisteryzowany dzieciak na pokładzie samolotu. Dlatego też warto przeczytać przytoczone przez mnie fragmenty wspomnień Rokity aby zrozumieć, iż ten człowiek (przez niektórych widziany podobnie jak Jarosław Gowin w gronie PiS) powinien zostać na aucie polityki do końca swojego życia.
"Byłem szczerze zdumiony, gdy w trakcie rozmowy ostatniej szansy z Tuskiem i ze mną absolutnie odrzucił (Kaczyński przypis. Mikker) postulat oddania Platformie jednej z pozycji rządowych w trójkącie MSW-sprawiedliwość-siły specjalne. Nie rozumiałem o co mu w ogóle chodzi. Widać było przecież, że po jego podwójnym zwycięstwie wyborczym upadek idei koalicji oznaczać musi katastrofę przede wszystkim dla niego. Jakąś samobójczą próbę rządzenia bez większości parlamentarnej, po tym, jak obiecał ludziom przeprowadzenie rewolucji! To wydawało mi się absurdem, sądziłem cały czas, że on się jeszcze za chwilę obudzi z tego złego snu."
Czy nie widać w tych słowach politycznej prefidii? I dalej Rokita dodaje cynicznie:
" Tusk zachował sie w niej (w rozmowie z JK przypis. Mikker) zaskakująco dla mnie w konstruktywny sposób. W finale rozmowy zwrócił się do Kaczyńskiego dokładnie tak: "No to daj MSWiA Rokicie i zrobimy jednak razem ten rząd". A Kaczyński to kategorycznie odrzucił. To był fakt dla mnie przesądzajacy." (...) Bo potworami Kaczyńskiego nie musieli być tylko ludzie. Ale jego potwór z 2005 r. wydawał mi się - jak już tłumaczyłem - nawet użyteczny. Po prostu zakładałem, że razem z Platformą wpiszę się w jego świętą wojnę z układem, okazując kompetencję i odwagę w reformowaniu państwa. (...) Kaczyński jak walczy to tylko z demonem. A gdy Kaczyński rządzi - to rychło zaczyna płynąć w głównym nurcie."
Jest to wywiad opublikowany w "Polityce" (nr 9(2897) na przełomie lutego i marca br. Dziś, gdy Platforma według jednych przebiła sondażowo podłogę i leci dalej w dół, a według innych gotuje się do samobójczego ataku w dniu 11 listopada (znamienna data) tytuł mojej notki może wyglądać zabawnie, ale niestety doskonale obrazuje obecną sytuację oraz stały i niezmienny ruch jaki wykonywali i nadal wykonują pod adresem PiS jego przeciwnicy, zamykający się w jednym, aby w znacznym stopniu przeszkodzić lub wręcz uniemożliwić tej partii samodzielne rządzenie Polską.
W tym przypadku porównanie Kaczyńskiego do archanioła, a koalicję PO-PSL wraz ze wspomagającą ją SLD do trójgłowego smoka nie jest bajką. Tym bardziej, że jedna ze wspomnianych głów smoka - SLD jest wręcz spęczniała od jadu Palikota. Poza tym, cały czas, mimo wzrostu słupków sonadażowych PiS wrogowie tej partii w mają nad nią przewagę. W tym przypadku polityczno-historyczny głos zamkniętego w wierzbowym pniu Rokity brzmi dla prezesa groźnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:53, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
To było rok temu. Siedzieliśmy sobie zgraną gromadką na tarasie naszego kochanego starego domu, który jest obecnie naszym jedynym domem. Tylko on nam pozostał. Piekne wielopokojowe mieszkanie w śódmiesciu Warszawy już nie istnieje. Ucierpialo we wrześniu a potem szwabskie syny wykonczyły go go podczas powstania, ale i na podwarszawski dom mieli również chrapkę. Robotnicy kładli wtedy dach (dom przez całe lato rozbudowywano), był akurat pierwszy września 1939. Każdy wprawdzie wiedział o mozliwości wybuchu wojny, ale radio podało, że nastąpiło odprężenie, więc wszyscy w nią tak do końca nie wierzyliśmy, gdy około ósmej rano z południa nadleciały srebrne samoloty. Jeden z nich oderwał się wtedy od szyku i zanurkował. W chwilę później zastukały kule po cynkowej blasze . (I tak było juz do czasu aż Niemcy zajęli nasze miasteczko).
Jak szły na Warszawę wyprawy bombowe, to lotnicy bawili się w strzelnicę, czyli jak zniszczyć wielkimi bombami samotny dom na wrzosowiskach. Do dziś wokół naszego obejścia są pozostałosci po tej zabawie w postaci głębokich lejów. A w drzwiach stróżówki zostały wyrwy po odłamkach. Dom jednak wytrzymał te barbarzyńskie ataki. Raz, że był samotny a dwa że był też solidny. Zbudowano go z dobrej jakości cegieł, a piwniczne żelbetonowe stropy przypominające kazamaty krzyżackie gwarantowały pełne bezpieczeństwo. Najbardziej bezbronne były jedynie szyby, te od podmuchów wypadły, chociaż oblepione były paskami papieru.
Nim to się jednak wszystko stało jeździliśmy na pogodne urlopy nad morze i w góry, chodziliśmy na randki, wyruszaliśmy na wycieczki (tylko na Pomorzu i Wołyniu przestrzegano się wzajemnie aby samotnie nie podróżować).Przesiadywaliśmy w teatrach, kinach, kawiarniach, restauracjach...
I chociaż czuło się w powietrzu zagrożenie wojną po ripoście Becka danej Hitlerowi, to nikt z nas tak naprawdę do końca w to nie wierzył, że Polsce może się stać coś strasznego z tego powodu.
Mieliśmy przecież sprawny rząd, mieliśmy silną armię, dobre samoloty i znakomitych, zadziornych lotników. A jeśli już coś się miało złego stać, to i tak odeprzemy niemiecki atak, bo nam przecież pomogą. Bezgranicznie wierzyliśmy Anglii i Francji.
Sowietów jako niedorobionej dziczy nikt z nas serio nie traktował, że mogą być oni agresorem i zaatakować nasze Kresy, to bylo nie do pomyślenia, bo tam mieliśmy silny KOP....
Niemniej w obawie przed ewentualnym konfliktem robiliśmy zapobiegawczo w sklepach i sklepikach większe zakupy. Gromadzilismy makę, cukier, naftę, herbatę. Niektórzy także węgiel. Znany był nam przypadek, jak to pewna rodzina zamówiła w lipcu 1939 węgiel w kopalni na Śląsku, całe cztery tony z ogonkiem i ten zamówiony przez nią węgiel dotarł do niej wagonem kolejowym w październiku!
Wtedy nawet mówiono. Niemcy jednak to porządny naród. Patrzcie! Realizują polskie zamówienia sprzed wojny. Wystawili też wartę honorową przy grobie Marszałka na Wawelu!
Po okrutnej niemieckiej grudniowej zbrodni w Wawrze zapomniano dość szybko o tej gospodarczej i politycznej rycerskości Niemców. Spoglądano także ze zdziwieniem na Wschód, gdy 17 września sowieckie czołgi wjechaly bez zbytnich przeszkód do Polski a armia sowiecka zaczęła organizować jak za cara wywózki na sybir..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:54, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Ta notka jest bardziej dla koneserów i smakoszy tematu, gdyż ujawni mało znany epizod z życia DonaldaTuska, a poza tym zamieszczam w niej link, pod którym kryje się lista ponad tysiąca siedmiuset byłych agentów na stanowiskach publicznych.
[link widoczny dla zalogowanych]
"Akta paszportowe Donalda Tuska ( sygnatura akt EAGD 310432).
Po raz pierwszy Donald Tusk wyjechał za granicę w lecie 1985. Ten wyjazd do Francji był dla D. Tuska oraz środowiska skupionego wokół podziemnego kwartalnika „Przegląd Polityczny” bardzo ważny. Pierwszy numer „Przeglądu Politycznego” ukazał się w Gdańsku w marcu 1983 r. w nakładzie ok. 500 egzemplarzy. Oficjalnie D. Tusk wyjechał do Francji ( Paryż) na zaproszenie osoby prywatnej. Nieoficjalnie D. Tusk miał zaprezentować samo czasopismo, środowisko gromadzące się wokół tej inicjatywy, nawiązać kontakty ze środowiskami emigracji w Paryżu i rozeznać możliwości udzielenia przez nie wsparcia merytoryczno— finansowego dla „PP”.
D. Tusk spotkał się z Jerzym Giedroyciem ( paryska „Kultura”), a także z przebywającymi wówczas na emigracji Mirosławem Chojeckim, Maciejem Grzywaczewskim i Bronisławem Wildsteinem. Dla środowiska „PP” wyjazd nie przyniósł poważniejszych efektów.
Wiosną 1988 D. Tusk otrzymał paszport na wyjazd do RFN. Pracował wtedy w zatrudniającej wielu opozycjonistów Spółdzielni Pracy Usług Wysokościowych „Gdańsk” jako robotnik wysokościowy. Spółdzielnią kierował Maciej Płażyński. D. Tusk miał wyjechać do pracy w RFN w ramach kontraktu zawartego przez warszawską firmę Instaleksport. Wyjazd nie doszedł do skutku
Po raz kolejny D. Tusk dostał paszport w lecie 1988 r. na wyjazd do RFN na zaproszenie osoby prywatnej.
W lecie 1989 wyjechał do pracy w miejscowości Malangen k/ Tromso w Norwegii, gdzie przez 3 miesiące remontował tamtejszy uniwersytet ludowy. Praca miała charakter legalny.
Fragmenty Sprawy Obiektowej o kryptonimie „Klan” ( „Związek”) założonej przez SB na NSZZ „Solidarność” jesienią 1980 r. ( sygnatura akt IPN GD 003/ 166 t. 24, k. 113, 146).
Są to dwie notatki służbowe ze spotkania z Tajnym Współpracownikiem SB o pseudonimie „Oskar” napisane przez ówczesnego podporucznika Ryszarda Szymeckiego z Wydziału III A Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku. Szymecki był najprawdopodobniej oficerem prowadzącym TW „Oskar”. Obie notatki pochodzą z jesieni 1981 r. Jak wynika z tych notatek TW „Oskar” zajmował się rozpracowywaniem opozycyjnego środowiska studenckiego, a w szczególności Niezależnego Zrzeszenia Studentów. „Oskar” m. in. informował kto z tego środowiska i w jakim charakterze uczestniczy w odbywającym się w gdańskiej hali „Olivia” I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”. Stwierdził m. in. , że grupa studentów współpracuje „przy redakcji BIPS i „Głosu Wolnego” pod kierownictwem m. in. Arkadiusza Rybickiego, oraz Donalda Tuska, niedawnego aktywisty NZS UG”. Zauważył, że niektórzy absolwenci UG związani z NZS chcą pracować w strukturach informacyjnych gdańskiej „Solidarności”, „tak jak ich kolega Donald Tusk, współpracujący już z Lechem Bądkowskim”.
Wyjaśnijmy, że D. Tusk ukończył studia na UG w czerwcu 1980 r. We wrześniu 1980 był w gronie założycieli NZS.
Zaś jesienią 1981 r. , właśnie w czasie Zjazdu „S”, był dziennikarzem „Samorządności” autonomicznej rubryki związkowej ukazującej się w wydawanym przez władzę „Dzienniku Bałtyckim”. Pod koniec 1981 rubryka przekształciła się w samodzielny tygodnik „Samorządność”, który został zlikwidowany po wprowadzeniu stanu wojennego. „Samorządnością” kierował gdański literat, działacz opozycji, pierwszy rzecznik prasowy „Solidarności” Lech Bądkowski.
Redakcja „Samorządności” była akredytowana na I KZD „Solidarności”. Jej dziennikarze, w tym D. Tusk, przygotowywali relacje z obrad przeznaczone dla biuletynów „S”, współredagowali „Głos Wolny” będący rodzajem trybuny prasowej zjazdu i uczestniczyli w życiu polityczno— towarzyskim, które aktywnie rozwijało się w „Olivii”.
Fragmenty Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia o kryptonimie „Prymus” wszczętej w styczniu 1979 r. i prowadzonej przez SB w Gdańsku na Antoniego Mężydło ( sygnatura akt IPN BI 00899/ 2120, k. 83— 97).
Mężydło, obecny poseł PO był przed Sierpniem’ 80 studentem PG i UG oraz aktywnym działaczem gdańskiej opozycji.
Nazwisko D. Tuska pojawia się przy pozycji 14. listy działaczy opozycji i osób związanych z opozycją utrzymujących kontakty z A. Mężydło lub z którymi Mężydło miał kontakty. Cała lista liczy 27 nazwisk. Znajdują się na niej m. in. Bogdan Borusewicz, Błażej Wyszkowski, Alina Pienkowska, Anna Walentynowicz, Jacek Taylor i Antoni Macierewicz.
D. Tusk znalazł się na tej liście gdyż przed Sierpniem’ 80 był uczestnikiem spotkań opozycyjnych środowisk studenckich i robotniczych organizowanych w Gdańsku. Odbywały się one m. in. w akademikach. Takie spotkania pełniły rolę nieoficjalnych ( opozycyjnych) klubów dyskusyjnych i samokształceniowych. W czasie jednego z takich spotkań D. Tusk wygłosił referat nt. Józefa Piłsudskiego.
Fragmenty „Materiałów z analiz prowadzonych przez Wydział Śledczy Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku w 1988” (IPN GD 0046/ 520 t. 4, k. 89— 91).
Dotyczą one działalności Gdańskiego Klubu Politycznego im. L. Bądkowskiego. GKP, który działał półlegalnie był wspólną inicjatywą dwóch gdańskich środowisk opozycyjnych Ruchu Młodej Polski i „Przeglądu Politycznego”. Początkowo spotkania miały charakter nieoficjalny. Jesienią 1987 założyciele Klubu zdecydowali, żeby korzystając z prawa o stowarzyszeniach i zrzeszeniach gwarantowanych przez PRL dokonać formalnej rejestracji GKP. Urząd Wojewódzki w Gdańsku odmówił rejestracji. Odmowę podtrzymało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Działalność Klubu polegała na dyskusjach ideowo— politycznych i zabieraniu oficjalnego stanowiska w sprawach bieżących. D. Tusk był członkiem GKP dlatego jego nazwisko znalazło się w tych materiałach.
Jak stwierdzają dokumenty władza tolerowała taką półlegalną działalność Klubu, zarazem analizowała możliwość zastosowania represji w postaci skierowania sprawy do Kolegium d/s Wykroczeń lub przeprowadzenia rewizji w mieszkaniach.
Fragmenty „Akt podręcznych prokuratora Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku w sprawie przeciwko Józefowi Kosk i innym z art. 46 ust. Dekret o stanie wojennym w zbiegu z art. 267 k. k. ” ( IPN GD 76/ 20, t. 2, k. 40).
Chodzi o śledztwo w tzw. sprawie II Komisji Krajowej „Solidarności” rozpoczęte w styczniu 1983, zakończone we wrześniu 1983.
W aktach zachował się wniosek KW MO w Gdańsku z 25 lipca 1983 o zatwierdzenie przez prokuraturę przeszukania u D. Tuska w mieszkaniu przy ul. Ludowej w Gdańsku w dniu 22 lipca 1983. W PRL tego typu postępowanie było niemal regułą. SB dokonywała rewizji lub zatrzymań bez stosownego nakazu, dopiero później występowała do prokuratury o zatwierdzenie czynności.
Sprawa wiąże się z zatrzymaniem latem 1983 całej ówczesnej redakcji „Przeglądu Politycznego”. W lipcu, najprawdopodobniej w dniu 20. lub 21., w Łączyńskiej Hucie na Kaszubach miało się odbyć zakonspirowane spotkanie redakcji „PP”, czyli D. Tuska, Wojciecha Dudy, Wojciecha Fułka i Jacka Kozłowskiego. Uczestnikiem czy stroną tego spotkania miał być m. in. Krzysztof Wyszkowski. Temat spotkania nie był do końca sprecyzowany, generalnie grupa miała rozmawiać o działalności opozycyjnej i jej miejscu w opozycji. Spotkanie miało się odbyć w wynajętej od miejscowego rolnika chacie.
Tusk, Duda, Fułek i Kozłowski przyjechali do Łączyńskiej Huty popołudniu autobusem. Po dotarciu w obręb zabudowań zauważyli, że jakaś obecna tam dziewczyna daje sygnały ostrzegawcze. Później się okazało, że była to Anna Młynik. Przybyła z Gdańska czwórka nie zdążyła się zorientować, że SB przygotowała tzw. kocioł gdyż chwilę później wszyscy zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy SB i wprowadzeni do jednego z pomieszczeń. Jacek Kozłowski korzystając z wyjścia funkcjonariuszy zdołał zjeść przywieziony przez siebie jakiś pisemny materiał. Wcześniej w tym samym kotle zatrzymano m. in. K. Wyszkowskiego i Piotra Kapczyńskiego.
Po pewnym czasie przyjechały milicyjne samochody. Grupa została przewieziona najpierw do Kartuz, potem na Komendę Wojewódzką do Gdańska gdzie usiłowano ją przesłuchać. Następnie po badaniach lekarskich grupę osadzono w Areszcie Śledczym w Gdańsku przy ul. Kurkowej umieszczając poszczególne osoby w osobnych celach. Zwolnieni zostali następnego dnia wczesnym popołudniem. Podpisując dokumenty związane ze zwolnieniem z aresztu dowiedzieli się, że zostali zwolnieni na podstawie amnestii z okazji 22 lipca, który to dzień w PRL był świętem państwowym. Zatrzymani wcześniej Kapczyński i Wyszkowski również zostali zwolnieni z aresztów. Z tym, że w ich przypadku władza PRL wykorzystała sytuację propagandowo i ogłosiła w telewizji, że obaj korzystając z ogłoszonej amnestii właśnie ujawnili się. W ten sposób władza chciała pokazać, że wycofali się podziemnej działalności. Czyli pokazać, że opozycja słabnie.
D. Tusk w tamtym czasie ( latem 1983) nie mieszkał już w sublokatorskim pokoju na Ludowej. Na przełomie 1981/ 1982 rodzina Tusków wyprowadziła się z Ludowej i zamieszkała u rodziców Małgorzaty Tusk w Gdyni.
O tym, że na Ludowej miało mieć miejsce przeszukanie D. Tusk dowiedział się dopiero po otrzymaniu tego dokumentu."
Źródło [link widoczny dla zalogowanych] info.pl
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:55, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Tej notki bym nie popełnił, ale grzebiąc w szufladzie za wkładem do pióra wiecznego natknąłem sie na stareńkie zdjęcie Errola Flyna w roli niezapomnianego Robin Hooda (nie było drugiego lepszego odtwórcy tej postaci i pewnie nie będzie), to zdjęcie niejako wrzuciło mnie w magiczne koło czasu...
Czy ktoś wie kim był Armando Joseph Catalano?
No więc, był to Włoch urodzony w Nowym Jorku. Zgodnie z wolą rodziców miał zostać wojskowym i nawet wstąpił do takowej szkoły, ale młody Armand (lub jak kto woli Armando) nie miał zamiaru stukać obcasami i przykładać dłoni do daszka na rozkaz, tylko pragnął zostać aktorem i zapisał się nawetdo szkoły dramatycznej. Niebywale przystojny i wysoki, bo mierzący 191 cm. dość szybko odnalazał się w show bussinesie początkowo jako nowojorski model. Wkótce po tym niezwykle przystojnym Armandem zainteresowało się także Hollywood, do którego wyjechał w roku 1951 . "Universal" zaproponował mu kontrakt. Dla tej wytwórni zagrał kilka trzecio i drugoplanowych ról, ale jego uroda zwracała uwagę innych wytwórni. Po Armanda zgłosiła się z konkretnymi propozycjami hollywoodzka nisza "Allien Artist" oraz sam Jack Warner ze swoim królestwem "Warner Bros.".
W tym samym czasie Walt Disney, który od pewnego czasu obok animacji produkował w swej "Buena Vista" także obrazy fabularne angażując do nich wschodzące gwiazdy kina jak np. Kirk Douglas czy Sean Connery miał właśnie wykupione prawa do nowego serialu telewizyjnego i poszukiwał akurat odtwórcy roli głównej (w tym wypadku chodziło bardziej o skąpstwo Walta, gdyż nigdy nie lubił płacić zbyt dużo za wykoną robotę). Armando, któremu wcześniej w "Universalu" sprokurowano nowe imię i nazwisko: Guy Williams, za sprawą swego agenta zgłosił się na casting do "Buena Vista" i... wygrał. Tak narodził się idealny, najlepszy zdaniem widzów i krytyków odtwórca postaci w serialu "Zorro" oraz w westernie "Zorro the Avenger" z roku 1959 z tą samą obsadą . Na planie w obydwu przypadkach rolą sierżanta Garcii partnerował mu znakomity aktor komediowy Henry Calvin.
Nim to sie wszystko stało Guy zdążył sie był ożenić. W roku 1948 tuż przed wyjazdem na zachodnie wybrzeże poślubił modelkę Janice Cooper, byli małżeństwem zgodnym. Z tego związku urodził się im po czterech latach syn, Guy junior, a w roku 1958 upragniona córka Antoinette zwana pieszczotliwie Toni. W roku 1962 Williams zagrał jeszcze w filmie "Książę i żebrak" gdzie wcielił się w rolę Millesa Hendona, wystapił gościnnie w "Bonanzie", a w 1963 zagrał główną rolę Sindbada w filmie Byrona Haskina "Captain Sindbad". Partnerowali mu Geoffrey Toone i John Crawford.
Ostatnim filmem Guya był nakręcony w roku 1968 "Lost in Space". Po rozstaniu się z aktorstwem Guy wraz z rodziną wyjechał do Europy a następnie do Argentyny gdzie zmarł nagle 7 maja 1989 roku wieku 65 lat na tętniaka mózgu.
Był niezwykle lubianym człowiekiem. Natomiast sprawność fizyczną i umysłową zapewniała mu szermierka (był mistrzem fechtunku ) i szachy, w tych miał zaś tytuł arcymistrza.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:56, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Marszalek Piłsudski mimo swoich wad i fobii (któż ich nie ma) powiedział przed wojną swemu pupilowi Józefowi Beckowi, że Polska nie może siedzieć na dwóch stołkach, bo zawsze z ktoregoś wcześniej czy później spadnie. Czytając ten polityczny testament należy docenić Marszalka, który widział w całej jaskrawości zagrożenia płynące ze wschodu i z zachodu. Czy chciał silnej Polski neutralnej? Nie wiadomo.
Ale takie hipotezy można snuć patrząc na późniejsze działania Becka, który usiłując trzymać sie na dystans uległ namowie i podpisal sojusz z Anglią, dając tym samym szansę Hitlerowi do napaści na Polskę. Powiedzmy sobie to jasno: Londyn perfekcyjnie i z premedytacją wykorzystał ówczesną naiwność polskiej dyplomacji kierując w pierwszej kolejności pancerne pięści Hitlera na nas, dając tym samym sobie czas do obrony swojego terytorium naszymi rękoma (sic).
Kiedy porównuję te dwie polskie dyplomacje, tamtą przedwojenną z tą współczesną, zauważam ze strachem, że pozostaje ona nadal w zaklętym kręgu naiwności. Zmienił się jedynie obiekt miłości. Miejsce uwielbianej dawniej Angli potem Rosji sowieckiej zajęły obecnie uwielbiane przez naszych polityków i mainstremowe media Stany Zjednoczone, które juz wielokrotnie pokazały nam w różny sposób, że wcale nas nie kochają, ale chętnie gdy to będzie dla nich korzystne nas wykorzystają.
Przedwojenna Polska upadła w dużej mierze dzięki propagandzie. Propagandzie sukcesu dyplomatycznego. Nie inaczej jest i dzisiaj, co zauważają np. portale skrajnie prawicowe. Oto przyklady:
"Michnik i Sakiewicz razem za agresją na Syrię.
W Republice Okrągłego Stołu miłość do sowieckiego Wielkiego Brata zastąpiona została przez bezgraniczną miłość do amerykańskiego.
Potwierdzają to redaktorzy dwóch rzekomo przeciwstawnych gazet – Adam Michnik i Tomasz Sakiewicz. Obaj wzywają do rozprawienia się z „krwawym dyktatorem” Baszarem al-Assadem, obaj zgodnie powtarzają bajki propagandy amerykańskich neocons oraz ich europejskich wasali.
Michnik, którego przyrodni brat ma duże zasługi w walce z „faszyzmem” nie dziwi, trzyma formę. Jego kolega Sakiewicz nawiązuje do wzorców Wandy Wasilewskiej pisząc: „Zachód ma więc obowiązek nie tylko pozbyć się Asada, ale również zapewnić przetrwanie w Syrii mniejszościom narodowym i etnicznym. To bardzo trudne, ale nie niemożliwe. W zamian za polityczne wsparcie amerykańskiej akcji mamy prawo domagać się zwiększenia zaangażowania USA w Polsce”.
Na podstawie: Gazeta Wyborcza vel Polska
Komentarz: Michniki i Sakiewicze popierały inwazje na Irak i Libię.
Dlaczego w ich szmatławcach nie znajdujemy reportaży ze wspaniałej teraz Libii i rozwijającego się Iraku?
Jak się mają tamtejsi chrześcijanie, o ile nie spoczywają 3 metry pod ziemią lub nie uciekli gdzieś w świat?
Polscy neocons to odpowiednicy sowieckich marionetek – ci ostatni też domagali się „zwiększenia zaangażowania”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Smutne, ale prawdziwe. Do.do tego chóru dołączył też sam premier Donald Tusk mówiąc na Westerplatte.
„Być może lada godzina, lada dzień rakiety spadną na Syrię. To reakcja zrozumiała i potrzebna”
Przykro usłyszeć w rocznicę niemieckiej napaści na Polskę, a zarazem w rocznicę wybuchu najtragiczniejszej w historii i dla Polski, i dla świata wojny, z ust polskiego premiera słowa, które są zachętą do ataku na inne suwerenne, niepodległe państwo. Zwłaszcza w tak symbolicznym miejscu, jakim jest Westerplatte – w miejscu wybuchu II wojny światowej, w której zginęło 72 milionów ludzi.
W takim miejscu żaden polityk, a zwłaszcza polski premier, nie powinien uzasadniać zbrojnego ataku na inne państwo i życzyć tejże agresji powodzenia, nie wspominając już o paradoksalnym tragizmie, jakim jest ewentualna możliwość polskiego uczestnictwa w tej wojnie po stronie agresorów.
1 września 2013, premier Donald Tusk przemawia na Westerplatte w Gdańsku:„1 września to dla nas, Polaków, ciągle tragiczna lekcja początku wojny. Początku, który Polska przegrała”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Scenariusz konfliktu syryjskiego, który zapewne przeobrazi się w napięcie ogólnoświatowe równe kryzysowi kubańskiemu w latach sześdziesiątych będzie taki: W odpowiednim momencie pojawi się na scenie politycznej jakiś wyciągnięty z kapelusza superman, który nagle wszystkich pogodzi. Ale czy na pewno?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:57, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Idąc wczoraj ulicą mojego miasteczka natknąłem się niespodziewanie na dwie pieczątki odbite obok siebie na ścianie kamienicy. Pierwsza pokazywała samolot zrzucający bomby z podpisem. "Krzewimy demkrację", drugą zawierała sam tekst: "Matka Madzi już siedzi. Czekamy na ojca Kasi."
Niby nic, zwykłe polityczne hasła, ale jakże jednak kompatybilne w swej misji - pomyślałem.
Ileż to już lat słyszę, że jestem pospolitym pis... lcem,więc nie mam żadnego pojęcia o demokracji, którą od kilku kadencji krzewiło w Polsce PO, a wcześniej jej praojce-mutanty?
Na placu, a właściwie rozjeździe tramwajowym stoi pomnik oszczpecony odchodami jak obraz Franciszka Józefa z powieści Jarosława Haszka o dobrym wojaku Szwejku . I pewnie w tym duchu, ku pamięci polsko-sowieckich, dobrych, rubasznych, wiernych sobie wojaków został tam postawiony. Obecnie ma on jednak zniknąć ze scenografii miasta, a na jego miejscu ma stanąć postument żołnierza niezłomnego, rotmistrza Witolda Pileckiego.
Nie twierdzę, że to zły pomysł, ale do pewnych pomysłów należy dorosnąć, być ich po prostu wartym. Inaczej włożymy smoking a na nogi walonki. Lepszym wyjściem byłoby pomnik czterech zburzyć i nic wtym miejscu nie stawiać.
W tym momencie staje mi jednak przed oczami smutny weteran, żołnierz Berlinga, który w rozmowie ze mną m.in. powiedział:
"Mam żal do powstańców warszawskich, że traktują mnie jak zdrajcę, jak coś gorszego, bo nie jestem od Andersa; A przecież ja także walczyłem o Polskę, zostałem ranny w trakcie walk na Pradze. Po wojnie walczyłem w trudnym terenie z banderowcami. I ja jestem teraz zdrajcą? Ja, który razem z chłopakami z naszego plutonu zdejmowaliśmy czapki przed ruskimi aby im tylko nie salutować?"
Wczoraj hitem salonowym okazało się publiczne upokorzenie przyjaciela przez przyjaciela. Od razu buduję tutaj umowną tamę. Przyjacielem nie może być ktoś, kto dopuszcza się łajania powiernika swojej duszy w miejscu publicznym na oczach gapiów. Chyba że się mylę, i w tym konkretnym przypadku o żadnej przyjaźni nie mogło być mowy.
Wirtualne pranie brudów zliczone zostało w kilkanaście tysięcy czytaczy, a więc w osadę lub nawet małe miasteczko. Twórca zamieszania pewnie został zaspokojony emocjonalnie tym faktem.
Zapytam cynicznie na boku: I kto tutaj (na salonie) jest dla sławy Antoniuszem, a dla zysku czasem pisarzem Gabrielu?
Musimy do pewnych spraw jako Polacy dorosnąć, dopiero potem możemy podejmować decyzje.
Ps.
Amerykanie wpewnym sensie "dorośli". Jak slyszę, ogłosili że wstrzymują się z interwencją zbrojną i szukają rozwiazania dyplomatycznego. Polega to na tym, że Syria zlikwiduje swoje zasoby broni chemicznej. Oby nie było tak: Wy zlikwidujecie. My zaatakujemy,
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:58, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Ta notka to właściwie dwie w jednej. Nie będą one o Gowinie, gdyż temu panu zdążyłem już wywróżyć przyszłość w notce "Uciekający Gowin", ale miedzy Bogiem a prawdą powinna być, gdyż i on przyłożył dłoń do istniejacej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości.
Oto co znalazłem w "Naszym Dzienniku" i HomePadre Info"..Proszę sie nie przerażać dłużyzną tekstu, gdyż warto. Naprawdę warto.
"Bardzo często krytykuje się w naszym kraju działalność sądów i prokuratury. Bardzo często jest to krytyka uzasadniona.
Trudno się dziwić, że wielu straciło resztki zaufania do wymiaru sprawiedliwości, gdy sędzia Igor Tuleya odczytywał uzasadnienie wyroku w sprawie doktora G. Przedziwnie postępują też niektórzy prokuratorzy.
Zamiast zajmować się ściganiem przestępców, nękają obywateli, których główną przewiną jest krytyczne nastawienie wobec Platformy Obywatelskiej.
Krytyka sądownictwa i prokuratury wynika zatem częstokroć ze sposobu działania konkretnych osób. Nie wszyscy wiedzą jednak, że czasami nie ludzie i ich widzimisię są winni. Bywa, że obowiązujące przepisy uniemożliwiają sprawne działanie.
Konserwacja patologii
Każdy, kto choć raz miał styczność z polską procedurą karną, ma świadomość, że wymiar sprawiedliwości wymaga gruntownej reformy. Początkiem takich działań powinna być zmiana obowiązujących od ponad 15 lat kodeksu postępowania karnego i kodeksu karnego. Poczyniona jednakowoż z głową, w której nie gnieżdżą się myśli uboczne.
Podczas pierwszej po przerwie wakacyjnej sesji Sejm uchwalił pakiet zmian w kodeksie postępowania karnego i innych ustawach karnych. Trzeba przyznać, że jak na tak dużą nowelizację znaczna część z proponowanych przepisów jest korzystna i potrzebna do usprawnienia procedury karnej. Niestety nie wszystkie. Niektóre w większym stopniu służyć będą przestępcom aniżeli ogółowi społeczeństwa.
To rozwiązania, które prowadzą do konserwacji, a nawet wzmocnienia patologicznej relacji między niewydolnym wymiarem sprawiedliwości a sprawnym światem przestępczości, tak niszczącej dla naszego państwa od początku lat 90.
Entuzjaści proponowanych zmian zapomnieli o funkcjach prawa karnego. Funkcji sprawiedliwościowej (sprawiedliwe ukaranie sprawcy i naprawienie szkody), ochronnej (zapewniającej respektowanie prawa) oraz gwarancyjnej.
Te fundamentalne dla rozumienia roli państwa zasady zostały zastąpione poglądem, należącym do stosunkowo marginalnego nurtu w nauce prawa, który uznaje przestępstwo za prosty konflikt pomiędzy przestępcą a pokrzywdzonym. W konflikcie tym państwo ma niewiele do powiedzenia.
W ten sposób należy rozumieć wprowadzenie do znowelizowanego kodeksu karnego art. 59a, który przewiduje, że postępowanie karne umarza się, gdy sprawca pojedna się z pokrzywdzonym i naprawi wyrządzoną przestępstwem szkodę. Zgodnie z intencją tego rozwiązania, jeśli złodziej zostanie złapany, to wystarczy, aby naprawił szkodę pokrzywdzonemu, np. oddał skradzioną rzecz – i sprawa może zostać umorzona.
Daje to duże pole do nadużyć, wywierania presji na pokrzywdzonych, którzy i tak znajdują się w trudnej sytuacji. Konieczność zeznawania przed sądem i konfrontacji ze sprawcą, naciski, a czasem wręcz zastraszanie ze strony sprawcy przestępstwa skutecznie zniechęcają do wdawania się w spór przed sądem.
Autorzy tego przepisu zapominają, że interes państwa jest zupełnie inny aniżeli interes pokrzywdzonej jednostki. Obowiązkiem państwa jest zapewnienie, by jak najrzadziej dochodziło do łamania prawa, popełniania przestępstw. Interes jednostki jest inny i polega na uzyskaniu naprawienia poniesionej szkody. Można więc sobie wyobrazić swoiste ugody między złodziejem a okradzionym: oddaję skradzioną rzecz i jesteśmy kwita.
Podwyższone ryzyko działalności
Nowe rozwiązanie prowadzi więc do tego, że przestępca wpisze sobie w ryzyko prowadzonej przez siebie działalności, iż raz na jakiś czas, bo przecież nie za każdym razem, zostanie złapany, co go zmusi do oddania skradzionej rzeczy w celu uniknięcia kary. Można sobie wyobrazić w związku z tym, że złodziej pozwoli sobie na dokonywanie coraz bezczelniejszych kradzieży, bo jedyne, co mu będzie groziło w razie wpadki, to oddanie skradzionych przedmiotów.
Obrońcy tego przepisu tłumaczyli, że zmniejszy on liczbę spraw, którymi zajmuje się prokuratura, i pozwoli na zajęcie się tymi najpoważniejszymi. Tymczasem bardzo wieloma sprawami, wcale nie najpoważniejszymi, prokuratura nadal będzie musiała się zajmować. Jeżeli nie ma zindywidualizowanego pokrzywdzonego, a pokrzywdzonym jest państwo, sprawy nie będzie można umorzyć.
Choćby błaha sprawa sfałszowania przez męża podpisu żony podczas odbierania listu poleconego. Mimo że żona sama o to męża poprosiła, by uniknąć stania w długiej kolejce na poczcie, sprawa będzie musiała się toczyć. Logika nowego przepisu jest więc prosta: można ograniczać wolność osoby fizycznej, można ją okradać, można dokonywać rozmaitych przestępstw, byleby nie były związane z lepiej lub gorzej definiowanym interesem państwa.
Akt bez uzasadnienia
Niepokojących zmian w proponowanej nowelizacji jest dużo więcej. Zrezygnowano chociażby ze sporządzania uzasadnienia do aktu oskarżenia. Tak więc podejrzany, który nie jest zazwyczaj prawnikiem, otrzymuje prosty zarzut i ma się bronić, nie rozumiejąc nawet, o co dokładnie jest oskarżony i jakim torem podążała argumentacja prokuratury. Rozwiązanie takie jest prostym naruszeniem prawa do obrony. Jeśliby weszło w życie, znaleźlibyśmy się w realiach „Procesu” Kafki.
Przepisem zapraszającym przestępców do łamania prawa jest podwyższenie górnej granicy, od której czyn będzie uważany za przestępstwo, z obowiązującej obecnie kwoty szkody w wysokości 250 zł do 400 złotych. To nic innego jak przyzwolenie na dokonywanie drobnych, ale jakże uciążliwych dla przeciętnego obywatela przestępstw, takich jak kradzież portfeli, telefonów, rowerów, aktów wandalizmu itp. Już dziś policji jest niezmiernie trudno ścigać sprawców takich czynów, bo kto nosi w portfelu duże kwoty?
Zmiana ta uderza w szczególny sposób w sklepikarzy. Już dziś szacuje się, że koszty działalności handlowej ze względu na drobne kradzieże są wyższe o około 1,5 proc. przychodów. Po podniesieniu dolnej granicy znacząco wzrosną. Duże sieci handlowe może jeszcze z tym problemem jakoś sobie poradzą, przerzucając koszty kradzieży na konsumentów. Jednak małe sklepy, z których zysk miesięczny często nie przekracza 2000 zł, mogą stanąć na skraju bankructwa. Po prostu ich działalność przestanie się opłacać.
Dotacje dla przestępców
Nie można mamić społeczeństwa bajeczkami, że czyny te nadal będą ścigane, tyle tylko że jako wykroczenia. Już dziś zorganizowane grupy przestępcze tworzą specjalne fundusze na pokrywanie mandatów karnych i opłacanie pomocy prawnej. Karanie za wykroczenie nie robi na przestępcach żadnego wrażenia. Mówiąc wprost, podwyższenie kwoty, od której czyny będą uznawane za przestępstwo, to nic innego jak dotowanie zorganizowanej przestępczości.
Jednak kluczową zmianą zaproponowaną przez rząd jest wprowadzenie zasady kontradyktoryjności do procedury karnej, choć precyzyjniejsze byłoby określenie: prawo karne dla bogatych. Rzekomo ma to być sposób na walkę z przewlekłością postępowania. Ministerstwo argumentowało, że będzie to sposób skuteczny, gdyż do sądu wpływać będzie 30 proc. spraw w porównaniu ze stanem obecnym. Jednak ten argument jest kompletnie nietrafiony. Gdyby dzisiaj wpływało do sądu tylko 30 proc. spraw, to nawet przy obowiązywaniu obecnej procedury polski proces karny byłby niezwykle szybki.
Nikt nie zadał sobie trudu odpowiedzenia na pytanie, czy polska prokuratura oraz policja będą organizacyjnie i mentalnie przygotowane do nowej procedury. Odpowiedź jest dość oczywista. Na pewno nie! I nie zmieni tego fakt, że rozpoczęły się prace nad nowelizacją ustawy o prokuraturze. Proces przystosowania prokuratury trwać będzie latami, a przecież nowelizacja ustawy ma wejść w życie już w 2015 roku. Tak więc grozi nam, że przez najbliższych kilka lat wymiar sprawiedliwości w Polsce będzie skrajnie niewydolny.
Plaga uniewinnień
Zjawiskiem powszechnie obserwowanym na świecie w przypadku wprowadzenia procesu kontradyktoryjnego jest zwiększenie liczby wyroków uniewinniających. Dziś jest to ok. 2 proc. spraw, a przy obowiązywaniu nowej procedury może być to kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. I tu rodzi się pytanie: czy w związku z tak drastycznym wzrostem uniewinnień proces kontradyktoryjny oznaczać będzie, że prokuratura będzie masowo kierowała akty oskarżenia wobec osób niewinnych? Czy też to osoby obiektywnie winne będą uniewinniane ze względu na słabość prokuratury? Jedno i drugie w demokratycznym państwie jest nie do pomyślenia.
W przyjętym rozwiązaniu to policja będzie prowadziła śledztwa. Rozmija się to z wcześniejszymi argumentami premiera Donalda Tuska, dla których wydzielił on prokuraturę ze struktury Ministerstwa Sprawiedliwości. Wówczas argumentowano, że chodzi o to, aby prowadzenie postępowań karnych uwolnić od nacisków politycznych.
Teraz postępowania te będzie prowadziła instytucja bezwzględnie podporządkowana rządowi, a zarazem merytorycznie i organizacyjnie nieprzygotowana do tej roli. W związku z tym rodzi się pytanie: czy nie chodzi o to, aby w sprawach politycznych, szczególnie ważnych dla władzy, zręcznie sterować śledztwem, pozostawiając całą resztę spraw niewydolnemu organowi, który nie będzie w stanie skutecznie ich przygotować do postępowania przed sądem?
Milczący sąd
I wreszcie kwestia korzystania z obrońcy. Skoro w tym modelu procesu będą dwie równoważne strony, a sąd z zasady będzie milczał, nie będzie inicjatorem postępowania, to w dużej mierze od jakości obrony będzie zależało, czy podejrzanemu uda się uniknąć kary. A więc ten, kogo będzie stać na adwokata z górnej półki, np. przestępca gospodarczy, mafioso, uniknie odpowiedzialności. A zwykły Kowalski, którego nie będzie stać na opłacenie honorarium znakomitego obrońcy, zmuszony będzie korzystać z obrony z urzędu, której jakość zazwyczaj pozostawia wiele do życzenia.
Wprowadzone zmiany są wymarzone dla przestępców, są zaproszeniem do popełniania przestępstw. Złe rozwiązania prawne zastąpiono jeszcze gorszymi, konserwując tym samym przestępczość w Polsce. Skorzystają na nich szczególnie osoby zamożne i zorganizowane grupy przestępcze, które będą mogły zatrudnić najlepszych obrońców.
Nowela kodeksu postępowania karnego to abdykacja państwa z realizowania podstawowych obowiązków względem obywateli w zakresie wymiaru sprawiedliwości, czyli ścigania i karania przestępców. Należy je ocenić jako zaplanowaną dezorganizację wymiaru sprawiedliwości, wpisującą się w demontaż państwa, jaki rząd Tuska konsekwentnie realizuje przez ostatnie 6 lat.
Warto ostrzec zwolenników proponowanych zmian przed ich konsekwencjami. Państwo niewydolne, nierealizujące funkcji sprawiedliwościowej, doprowadza do tego, że zwykli obywatele, którzy nie czują się bezpiecznie i nie rozumieją zapadających wyroków, w końcu biorą egzekwowanie sprawiedliwości we własne ręce. A to jest najgorsze z możliwych rozwiązań.
Bartosz Kownacki
Autor jest prawnikiem, posłem Prawa i Sprawiedliwości.
[link widoczny dla zalogowanych]
Szymowski: Zabójstwo generała Papały. Ośrodek trzymający władzę.
Napisane przez Leszek Szymowski / NCZAS!
Śledztwo i proces w sprawie zlecenia zabójstwa generała Marka Papały, choć zakończyły się porażką prokuratury, udowodniły istnienie tzw. ośrodka wiedeńskiego, czyli wpływowej rezydentury komunistycznych służb specjalnych, czerpiącej ogromne zyski z przestępstw i korupcji na najwyższych szczytach władzy.
Wiedeń – to miejsce pojawiało się kilkanaście razy w śledztwie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w sprawie zamordowania byłego szefa policji, generała Marka Papały. W aktach śledztwa znajdują się dowody dotyczące kontaktów polonijnego biznesmena Edwarda M. (jest wciąż podejrzany o zlecenie zabójstwa Papały, ale przebywa w USA i polska prokuratura nie może go odnaleźć) z Jeremiaszem Barańskim ps. „Baranina”. „Baranina” z Wiednia kierował gangiem pruszkowskim i kilkoma innymi zorganizowanymi grupami działającymi na terenie Polski. Wszystko wskazuje na to, że tematem ich rozmów z wiosny 1998 roku było zamordowanie generała Papały. Przemawia za tym choćby fakt, iż „Baranina” skierował Edwarda M. do polskich gangsterów, do których miał zaufanie i z którymi M. prowadził później pertraktacje na temat zabicia Papały.
Wspólnicy z tajnych służb
Kluczem do zrozumienia mechanizmu zbrodni na generale są właśnie te dwie osoby: Edward M. i Jeremiasz Barański. „Baranina” – wywodzący się z łódzkiego środowiska przestępczego – w czasach PRL współpracował z SB i chętnie donosił na swoich konkurentów w półświatku. W ten sposób rękami milicji i SB eliminował swoich rywali i szybko wyrastał na najpotężniejszego gangstera. Na początku lat dziewięćdziesiątych został oszukany przez dwóch byłych oficerów SB podczas próby uwłaszczenia się na prywatyzowanej państwowej spółce. Wyjechał wówczas do Wiednia i stamtąd kierował swoim przestępczym imperium. W 2007 roku Komisja Weryfikacyjna WSI ujawniła jego współpracę z WSI. Co ciekawe, „Baranina” miał aż trzech oficerów prowadzących z WSI. Był też w tamtym czasie współpracownikiem Wiktora Buta – rosyjskiego handlarza bronią. Jak ujawnił na swoim blogu dziennikarz śledczy Witold Gadowski, Wiktor But podsunął prezydentowi Liberii Charlesowi Taylorowi dokument, na podstawie którego „Baranina” uzyskał status konsula honorowego Liberii na Słowacji. Dzięki temu chronił go immunitet dyplomatyczny, a policja nie mogła kontrolować ani jego bagażu, ani samochodu.
W tym kontekście ważne jest również to, że w latach dziewięćdziesiątych „Baranina” został jednym z udziałowców sprywatyzowanej spółki przetwórstwa spożywczego w Łodzi. Jego wspólnikiem został… Edward M.
Edward M. (ur. 1946) wyjechał z Polski do USA na początku lat sześćdziesiątych, kiedy uzyskanie paszportu graniczyło z cudem. W USA zrobił oszałamiającą karierę biznesową. Był też wykorzystywany do rozpracowania środowiska polonijnego. W IPN dokumenty dotyczące Edwarda M. dostępne są tylko częściowo – większość jest ukryta w zbiorze zastrzeżonym i uzyskanie wglądu do nich wymaga zgody szefa Agencji Wywiadu. To o tyle ciekawe, że w czasie kiedy trwało śledztwo w sprawie zabójstwa generała Papały, a polska prokuratura walczyła o ekstradycję Edwarda M., pojawiły się informacje, że biznesmen, aby ratować swoją skórę, zaczął współpracować z CIA. – To mi wyglądało na klasyczne przewerbowanie „nielegała”, czyli osoby, która przenika w struktury obcego państwa, aby zostać agentem wpływu – ocenia emerytowany oficer polskiego wywiadu.
Pralnia w Wiedniu
W 1985 roku Edward M. został zarejestrowany przez kontrwywiad wojskowy Później wziął udział w wielkiej operacji wywiadu wojskowego związanej z FOZZ. W uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie w procesie oskarżonych w sprawie FOZZ nazwisko Edwarda M. wymieniane jest kilkanaście razy. Edward M. – jak wynika z ustaleń sądu – brał udział w praniu zrabowanych przez FOZZ pieniędzy. Pieniądze z FOZZ – oficjalnie przeznaczone do niejawnego skupu polskiego długu zagranicznego – w rzeczywistości zostały ukradzione przez wojskowe służby PRL i wyprowadzone za granicę. Stamtąd, poprzez łańcuch podstawionych spółek, wróciły do Polski i posłużyły do przejmowania prywatyzowanych państwowych przedsiębiorstw i do uwłaszczenia się na państwowym majątku dawnej, komunistycznej nomenklatury. W ten sposób powstała klasa „rekinów kapitalizmu” związanych ze służbami specjalnymi PRL.
Jak wynika z cytowanego wyżej wyroku sądu w procesie dotyczącym FOZZ, największej części transakcji związaną z praniem pieniędzy z Funduszu Edward M. dokonał właśnie w Wiedniu. Pomagali mu w tym m.in. biznesmeni Andrzej K. i Aleksander Ż., o których głośno zrobiło się w związku z tzw. aferą Orlenu. K. i Ż. – również związani ze służbami specjalnymi PRL – od lat osiemdziesiątych zajmują się handlem z krajami dawnego Związku Sowieckiego. Działalność gospodarczą w krajach kapitalistycznych zaczęli prowadzić wtedy, gdy w Polsce trwał jeszcze komunizm. Ten przywilej mieli bardzo nieliczni obywatele – tylko tacy, do których władze (a więc i bezpieka) miały stuprocentowe zaufanie. Dodać trzeba, że zarówno Andrzej K., jak i Aleksander Ż. prowadzili wspólne interesy z Jeremiaszem Barańskim.
O Aleksandrze Ż. i Andrzeju K. głośno zrobiło się w 2004 roku. Wyszło bowiem wówczas na jaw, że rok wcześniej obaj brali udział w spotkaniu Jana Kulczyka z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Przedmiotem spotkania była sprzedaż Rafinerii Gdańskiej rosyjskiemu Łukoilowi. Gdyby sprzedaż ta doszła do skutku, Polska na wiele lat byłaby uzależniona energetycznie od Rosji.
Władimir Ałganow to postać również znana polskim służbom. Głośno o nim zrobiło się po raz pierwszy w 1996 roku, podczas śledztwa w sprawie tzw. afery Olina. Ałganow miał być wówczas głównym rosyjskim szpiegiem działającym na terytorium Polski i odpowiedzialnym za prowadzenie pięciu najważniejszych agentów na najwyższych strukturach władzy. W trakcie rozpracowywania agenta „Olina” generał Marian Zacharski z UOP spotkał się z Ałganowem na Majorce. Co ciekawe, z Ałganowem skontaktował go właśnie… Edward M.
Rozkazy dla „cyngla”
W kwietniu 1998 roku w hotelu Marina w Gdańsku Edward M., zdaniem śledczych, rozmawiał z gangsterami na temat zabicia Marka Papały. To właśnie spotkanie – udokumentowane przez warszawskich prokuratorów – stało się podstawą aktu oskarżenia przeciwko Andrzejowi Z. „Słowikowi” i Ryszardowi Boguckiemu.
Prokurator zarzucił im, że nakłaniali innych gangsterów do zabicia Marka Papały. Obaj zostali 31 lipca uniewinnieni. Jednak nie było to jedyne spotkanie Edwarda M. dotyczące zabicia komendanta. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zgromadziła relacje świadków, którzy zeznawali, że wiosną 1998 roku Edward M. spotykał się z „Baraniną” i konsultował z nim sprawę. W kwietniu i maju spotkał się również w tej samej sprawie z Rafałem Kanigowskim ps. „Gruby” – rezydentem gangu „Baraniny” w Warszawie. „Gruby” i jego kompani śledzili później Papałę. Wszystko wskazuje na to, że to „Gruby” był „cynglem”, który zamordował komendanta. Świadczą o tym zeznania jego kierowcy Marcina P., który opowiedział prokuratorowi Mierzewskiemu, że w czerwcu 1998 roku woził swoim polonezem Kanigowskiego i gangster bardzo często kazał mu jeździć na ulicę Rzymowskiego 17. Pod tym adresem znajdował się blok, w którym od lat mieszkał Marek Papała. „Gruby” prowadził obserwację bloku i parkingu.
Kilka dni po zabójstwie Marka Papały „Gruby” na rozkaz „Baraniny” zniszczył pistolet, z którego strzelał do generała. – Kanigowski (…) odebrał telefon i kilka minut z kimś rozmawiał. Nie wiem z kim, bo mi nie powiedział, ale zapamiętałem, że do swojego rozmówcy mówił „Leszek” – zeznawał Marcin P. Według warszawskiej prokuratury, rozmówcą Kanigowskiego był Jeremiasz Barański, do którego koledzy mówili czasem „Leszek”. – Po zakończeniu tej rozmowy zaczął się zachowywać bardzo nerwowo, jakby bał się, że ktoś może go zabić. (…) Po tej rozmowie Kanigowski wyszedł i poszedł do swojego mieszkania, które mieści się w tym samym budynku. Wrócił po kilku, może po kilkunastu minutach. Niósł ze sobą pakunek o nieregularnych kształtach zawinięty w kilka warstw czarnej folii. Kazał mi natychmiast pojechać i wrzucić ten pakunek do Wisły – zeznawał Marcin P. Szofer opowiedział prokuratorowi Mierzewskiemu, że dotykając palcami pakunku wyczuł tam przedmioty przypominające kształtem naboje do broni palnej. Zabrałem ten pakunek i pojechałem nad Wisłę, w stronę Mostu Gdańskiego. Zszedłem nad wodę, ale nie zrzuciłem pakunku do wody, bo nagle zauważyłem motorówkę policyjną (…) Wróciłem do samochodu i postanowiłem wrzucić pakunek do Wisły w innym miejscu. Wtedy zadzwonił do mnie Kanigowski i zapytał, czy już wrzuciłem to do Wisły. Ja odpowiedziałem, że nie, a on wtedy krzyknął „To wyrzuć to k***a jak najszybciej”. Wtedy ja pojechałem na drugą stronę Wisły i wrzuciłem paczkę do wody w pobliżu posterunku wodnego policji. (…) Gdy wróciłem do biura to Kanigowski mnie przeprosił i powiedział, że zachował się tak nerwowo, bo w paczce były „rzeczy od Papały”. Tak dosłownie to określił. Ja nie pytałem co to za rzeczy. Domyśliłem się wtedy, że on miał coś wspólnego z zabójstwem Papały; pomyślałem, że może to nawet on zabił – mówił Marcin P. prokuratorowi Jerzemu Mierzewskiemu. Gdy składał zeznania, „Gruby” od sześciu lat już nie żył. Został zastrzelony na działce w pobliżu Piaseczna, na której ukrywał się przed snajperami „Baraniny”. Prawdopodobnie zginął dlatego, że jego wiedza zagrażała inspiratorom zabójstwa Papały.
Matecznik afer
W okresie „zimnej wojny” w Wiedniu funkcjonowały bardzo silne rezydentury szpiegowskie państw komunistycznych. Wiedeń był też miejscem nieformalnych spotkań przedstawicieli wywiadów różnych państw i negocjacji dotyczących m.in. wymiany zatrzymanych szpiegów. Z Wiedniem związane są ważne tropy w sprawie zamachu na Jana Pawła II z 13 maja 1981 (w stolicy Austrii działał m.in. TW „Tom” – jeden z najważniejszych agentów SB, wykorzystywany do sprawy inwigilacji Jana Pawła II). W końcu lat osiemdziesiątych do rezydentur wywiadu cywilnego i wojskowego PRL trafiło wielu oficerów, którzy wcześniej nadzorowali współpracę z gangsterami. Później obok nich pojawili się biznesmeni związani ze służbami. Andrzej K. i Aleksander Ż. robili interesy nie tylko z „Baraniną”, lecz również z politykami SLD (wzięli udział w spotkaniu opłatkowym w Warszawie z Jolantą Kwaśniewską i Edwardem M.) W otoczeniu tych ludzi pojawia się kolejna ciekawa postać – Riccardo Fanchini alias Ryszard Kozina – polski supergangster, wspólnik „Baraniny”, powiązany z Wiktorem Butem. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie trafiła na ślady wskazujące na udział Fanchiniego w „sprawie Papały”.
Do wiedeńskiego środowiska prowadzą tropy w sprawie zabójstwa byłego oficera kontrwywiadu PRL – Andrzeja Stuglika. Zginął w momencie, gdy jego wiedza zaczęła zagrażać „Baraninie” i jego współpracownikom. Z ośrodkiem wiedeńskim prowadzili dziwne interesy ludzie, którzy później ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach – m.in. poseł Tadeusz Kowalczyk, były antyterrorysta Mieczysław Zapiór, Ireneusz Sekuła. Ośrodek wiedeński kilkanaście razy był przedmiotem zainteresowania prokuratur z Polski, Niemczech, Austrii i Czech, ale nigdy nie udało się wyjaśnić jego tajemnic. Być może dlatego, że nikt spośród osób uwikłanych w te powiązania nie był zainteresowany zdradzaniem jego szczegółów. Doskonale mówił o tym Piotr W. ps. „Generał” – świadek korony w śledztwie dotyczącym zabójstwa Marka Papały. – Co to jest „układ”? Ja bym to określił jako pewną grupę towarzyską wywodzącą się z dawnych służb i Komendy Głównej Policji oraz podobnych instytucji. To grupa ludzi, dla których nie liczą się ani różnice polityczne, ani stanowiska, tylko wielkie pieniądze. Tak przynajmniej można wywnioskować z tego, co mówił mi Ryszard [Bogucki – przyp. L.Sz.]. Tym, co ich łączy, są wielkie interesy i wielkie pieniądze – zeznawał Piotr W. Śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Papały potwierdziło funkcjonowanie tego „układu”, ale nie było w stanie mu zagrozić. Nie po raz pierwszy układ bezpieczniacko-kryminalny okazał się silniejszy niż wymiar sprawiedliwości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:59, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Czytam w "Dzienniku", że Legia przegrała w w Rzymie z Lazio 1:O. Przegrała według komentatorów polskich z honorem. Nasi bronili się ponoć dzielnie, a ulegli dopiero w 8 minucie drugiej połowy jakiemuś Brazylijczykowi Hern... cuś tam. Itd. Itp.
A przegrać z powodu słabej kondycji, indolencji strzeleckiej, z braku kiepskiej techniki to nie można?
Szykuje się więc kibicom warszawskim w telewizorni (bo stadion na kłódkę zamkli) kolejny honorowy koszmarek. Ale nic to! Napompujemy znowu balonik pełen nadziei i jakoś to będzie!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:59, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Siedzę sobie na dyżurze, jest noc. Późna noc. Patrzę na zegarek, jest godzina 2.15. Co można robić o 2.15? Ja wtedy czytam, o ile jest spokój. Biorę więc do ręki jakieś stare gazeciska. Pomiędzy kolorowymi pismami dla pań, natrafiam na kilka luźnych kartek "Gazety Wyborczej". Jedna z nich gdy ją czytam robi na mnie wrażenie. Składam ją więc w połowie i zabieram do domu. Myślę, warto aby inni się dowiedzieli o tej historii, tym bardziej że Michnik schodzi powoli na psy, w tym ekonomiczne.
O czym jest artykuł? Zaczyna się jak u Hitchcocka trzęsieniem ziemi. W tym przypadku jest to depesza jaką konsul RP w Monachium Konstanty Jeleński wysyła do ambasady w Berlinie. Depesza brzmi:
"Dziś w nocy zamordowano w Monachium polskiego obywatela. Stop. Prosimy o instrukcje."
Czytelnik rzuci pod nosem: "I to ma być to "trzęsienie ziemi? Mało to ludzi mordują po świecie?"
Fakt, też bym tak sobie z początku pomyślał, ale data depeszy mówi, że był to jednak początek trzęsienia ziemi. Jeleński nadał wspomnianą depeszę 10 listopada 1938 roku , a więc w trakcie trwania osławionej "Nocy Kryształowej". Depesza trafiła natychmiast na biurko ambasadora Lipskiego w Berlinie, który z pewnością jej treść omówił telefonicznie dość dokładnie z ministrem spraw zagranicznych Beckiem, gdyż dopiero po kilku dniach Lipski wysyła notę protestacyjną w tej sprawie do niemieckiego MSZ w której zapytuje Niemców wprost:
"Na jakim etapie jest śledztwo? Czy sprawcy mordu na obywatelu polskim zostali już ujęci?"
Naciski Polaków muszą być bardzo dla strony niemieckiej bardzo męczące, skoro o sprawie dowiaduje się wreszcie sam Adolf Hitler, który wzywa na dywanik inicjatora Nocy dr Josefa Goebbelsa.
Skonfundowany minister propagandy Rzeszy po repreymendzie od fuhrera dzwoni więc do ministra spraw wewnętrznych Bawarii Adolfa Wagnera i nakazuje mu odnalezienie sprawcy. Wagner sumituje się w odpowiedzi słowami: "Żyd to Żyd. Polskiego Żyda od niemieckiego nie można odróżnić." Wykonuje jednak polecenie.
Teraz następuje ten moment w którym należy podać dane zamordowanego obywatela polskiego.
Był nim pochodzący z Rzeszowa a zamieszkały w Monachium przy Lindwurmstrasse 185 Chaim Both lat 62. Feralnego dnia był z żoną i synem w kinie. Po powrocie do mieszkania zastali drzwi otwarte, zaś w środku demolujących je SA-manów.Być może z powodu czynienia wyrzutów napastnikom Both został przez nich dotkliwie pobity. Później jeden z nich strzelił mu z pistoletu w głowę. O śmierci męża poinformowała natychmiast konsulat RP w Monachium zapewne żona lub syn, stąd tak szybka reakcja konsula Jeleńskiego.
Zabójcę oczywiście odnaleziono. Okazał się nim obertruppfuhrer Hans Schenk. Pozstawiono go nawet przed sądem partyjnym, który go naturalnie uniewinnił mimo obciążających go zeznań świadka (syna Botha).Sędziowie uznali jednak, że parteigenosse Hans Schenk działał w obronie wlasnej.
W tym miejscu należy wspomnieć jeszcze innego konsula, z konsulatu w Lipsku, pana Feliksa Chiczewskiego, który tuż przed nastaniem Nocy Kryształowej jeździł po mieście służbowym samochodem i zabierał do niego zatrzymanych przy różnych okazjach polskich Żydów. Policjantom tlumaczył, iż zatrzymani to obywatele polscy, a więc nie podlegają oni ich jurysdykcji. W ten sposób udzielił na terenie konsulatu schronienia blisko 1300 osobom.
Dziś, gdy się patrzy z prespektywy czasu na zaangażowanie tamtejszych dyplomatów, urzędników w obronę swoich obywateli poza granicami kraju bez względu na ich pochodzenie czy przynależność partyjną, i równa się owe działania z działaniami współczesnych władz wychodzi od razu na jaw zbrodnicze wręcz oblicze tych ostatnich. Tym bardziej w kontekście wyjaśniania katastrofy smoleńskiej zwanej dalej mordem smoleńskim. .
Zresztą nie tylko to.
Dzięki temu artykułowi wychodzi również na jaw oklepane po swiecie kłamstwo, powielane zresztą i przez samą "Gazetę Wyborczą", jakoby Polacy antysemityzm wyssali z mlekiem matki. Ten artykuł dowodzi w całej jaskrawości że jednak nie wyssali. Przyczyny antysemityzmu są inne i "Gazeta Wyborcza" o tym doskonale wie.
Źródło:
Gazeta Wyborcza 28-29 września 2013 "Jak Goebbels tłumaczył się ze śmierci polskiego Żyda"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 10:01, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Znalezione w sieci. Tytuł notki jest tytułem artykułu. Bez komentarza.
'W artykule „Księża z księżyca” opisałem sylwetki byłych i obecnych księży, których styl bycia, poglądy lub ego sprawiają, że przecieramy oczy ze zdumienia. Jednym z niepokojących zachowań wśród duchownych jest ich bratanie się ze środowiskami homoseksualnymi, często bardzo wrogimi Kościołowi. Wygląda jednak na to, że istnieją kapłani, którzy z homoseksualizmu lub poparcia dlań uczynili główny punkt swoich duszpasterskich zainteresowań.
Co prawda w Polsce nie dochodzi jeszcze do takich sytuacji jak w krajach zachodnich, gdzie media powoli przestają się interesować skandalami pedofilskimi w Kościele. Do tej pory przedstawiano je w sposób sugerujący, iż każdy, kto założy na siebie sutannę stanowi zagrożenie dla czci dziecka.
Ale przecież każdy temat musi się kiedyś znudzić. Walka z Kościołem i tradycyjną moralnością jednak trwa, zachodni dziennikarze próbują więc co jakiś czas wypuścić informację już nie o księdzu pedofilu, ale o księdzu homoseksualiście.
W oczach widzów kanałów telewizyjnych to już nie skandal, nawet nie zgorszenie, ale ciekawostka, udowadniająca oczywiście, że homoseksualizm to norma, a opresyjny Kościół to totalitarna instytucja, w której stłamszeni mężczyźni nie mogą spełniać swoich marzeń i żyć w zgodzie z samymi sobą.
Amerykańskie media w połowie roku 2012 żyły książką Hidden Voices (Ukryte głosy), reklamowaną jako Refleksje geja, księdza katolickiego. Książka została wydana anonimowo, pojawiły się więc głosy, że jest fałszywką. W czerwcu 2013 r. do autorstwa przyznał się ksiądz Gary Meier z St. Luis. Wyznanie to nie przeszkodziło mu w dalszym sprawowaniu posługi kapłańskiej, zadeklarował, że nie ma zamiaru odchodzić z pełnionej funkcji. Co ciekawe, ks. Meier przed „coming outem” zasłynął żywiołową krytyką nauki Kościoła dotyczącej grzeszności aktów homoseksualnych.
Dziś ksiądz Meier zajmuje się zagadnieniami psychologicznymi, choć psychologiem nie jest. Swoją działalność nazywa „konsultacjami życiowymi”. Na swojej stronie chwali się, że jako „licencjonowany pracownik socjalny” pomaga, doradza i wspiera w „złożonych problemach społecznych”. Twierdzi, że najlepsze wyniki w doradztwie osiąga, gdy uda mu się zintegrować wszystkie aspekty „osoby ludzkiej” a więc ciało, umysł i duszę. Pomaga „zrozumieć siebie ludziom LGBT”, oferuje kierownictwo duchowe ludziom różnych religii, leczy z uzależnień i … pomaga zrzucić zbędne kilogramy.
Kilka lat wcześniej amerykańskie media żyły historią księdza, który o swoim homoseksualizmie poinformował podczas… Mszy świętej. Stwierdził, że nie może zgodzić się z tym, by wierni głosowali w referendum przeciwko tzw. homomałżeństwom. W tamtym wypadku na decyzję biskupa diecezji Fresno nie trzeba było długo czekać: ks. Geoffrey Farrow został odsunięty od posługi kapłańskiej.
W Polsce tego typu rzeczy jeszcze się nie dzieją. Temat księży-homoseksualistów zaczyna się dopiero pojawiać w mediach, od dawna funkcjonuje tam natomiast temat homoseksualistów w Kościele. Istnieją liczne środowiska, nawet pisma posługujące się przymiotnikiem „katolickie”, próbujące za wszelką cenę przekonać resztę polskiego Kościoła, że homoseksualizm nie jest grzechem i powinien zostać zaakceptowany.
Nie sposób w inny sposób odczytać publikacji miesięcznika „Znak”, który w kwietniu tego roku opublikował rozmowę anonsowaną jako wywiad z „anonimowym duszpasterzem środowisk homoseksualnych”. Rozmówca przyznał, że potrzebę organizacji tego typu duszpasterstwa poczuł po lekturze „Gazety Wyborczej”, donoszącej o braku wsparcia w Kościele dla osób homoseksualnych. Ksiądz stwierdził też, że „negatywna ocena homoseksualizmu nie ma mocnego uzasadnienia teologicznego” [sic!!! - admin], a osoby „nieheteronormatywne” mają prawo do bliskości i ukazywania sobie takich samych uczuć, jak heteroseksualiści.
W kolejnym numerze „Znaku” redakcja już na okładce zadaje czytelnikom pytanie: Czy rodzice mogą być tej samej płci?. Wpływ mądrości „anonimowego księdza” na redakcję miesięcznika okazuje się, jak widać, znaczący.
Trudno powiedzieć, czym były inspirowane tematy kwietniowego i majowego numeru pisma „Znak”, ale redaktorzy znali z całą pewnością blogowy wpis księdza Mieczysława Puzewicza, z lutego tego roku.
Oto fragment wpisu byłego rzecznika prasowego lubelskiej kurii:
"Miałem taki sen, byłem w niebie. Pan Jezus zaprosił mnie do tradycyjnego obchodu po Włościach Niebieskich. I zobaczyłem. Najpierw była piękna sala z samymi kobietami. Były młodsze i starsze, całkiem szczupłe i nie całkiem szczupłe, z jasnymi włosami i brunetki. Kim są? – zgadywałem. A Pan Jezus, który nadal umie czytać w ludzkich myślach, bez wahania wyjaśnił: „To lesbijki. Moje siostry lesbijki”. W drugiej sali, nie wiedzieć czemu różowej, byli z kolei sami mężczyźni, nastoletni i posiwiali, łysi i rozczochrani z bujnymi fryzurami. Już się domyślałem, ale Pan Jezus mnie uprzedził: “Tak, dobrze myślisz, to moi bracia geje!”.
Po reakcji internautów doszło do spotkania księdza Puzewicza z biskupem Budzikiem. Wpis zniknął z bloga, a jego autor wydał oświadczenie, w którym zaznaczył, że nie miał zamiaru pochwalać homoseksualizmu, ale – jak dodał – chodziło mu o to, że wszyscy mają prawo do zbawienia, również osoby określane mianem LGBT. Ksiądz podkreślił, że wciąż uważa, że akty homoseksualne są grzechem.
Jednym z najbardziej mężnie walczących z homoherezją w Kościele kapłanów, jest ks. Dariusz Oko, pracownik naukowy Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Szerszej publiczności stał się znany niedawno, po opublikowaniu cytowanego na całym świecie tekstu „Z papieżem przeciw homoherezji”. Jednak walkę z tym zjawiskiem podjął dużo wcześniej. Już w roku 2005 opublikował dziesięć argumentów przeciwko akceptacji homoseksualizmu. Został wtedy zaatakowany nie tylko przez środowiska homoseksualne, ale również przez brata w kapłaństwie, jezuitę ks. Jacka Prusaka.
Ksiądz Prusak, psycholog, terapeuta i publicysta „Tygodnika Powszechnego” kpił z „wiedzy objawionej księdza Oko, sprzecznej rzekomo z psychologią i psychiatrią, zarzucił mu naruszenie godności homoseksualistów i nieznajomość elementarnych zasad logiki. Ksiądz Oko mówił wówczas, że nie zna żadnego innego przypadku tak brutalnego ataku księdza na księdza.
Minęło osiem lat. Ksiądz Prusak wielokrotnie zdążył już wypowiedzieć się na temat homoseksualizmu, często polemizując z osobami, które ośmieliły się wskazać na to, że Kościół ma problem z homolobby. Ostatnio przeszedł jednak samego siebie. Udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost”, którego nie można przecież posądzić o specjalny szacunek do Kościoła. Ksiądz Prusak mówił m.in., że homoseksualizm nie jest chorobą, tak jakby to kogokolwiek interesowało. Nie powiedział natomiast, że akty homoseksualne są grzechem, a to jest przecież – niestety – przedmiotem trwającej dziś debaty. Co więcej, stwierdził, że 25 procent amerykańskich księży to homoseksualiści, i zaznaczył, że wątpi, by w Polsce było inaczej. Nie powiedział jednak, w jaki sposób naukowcy z USA mieli odkryć homoseksualizm u jednej czwartej tamtejszy kapłanów.
W rozmowie z „Wprost” pada wiele zaskakujących stwierdzeń. Ks. Prusak twierdzi, że księża homoseksualiści boją się, że zostaną wyrzuceni z seminarium, więc tłumią swoje skłonności, a tłumiona seksualność prędzej czy później musi wybuchnąć. A skłonności heteroseksualne nie muszą wybuchnąć? Celibat już nie obowiązuje? Obowiązuje, ale ksiądz heteroseksualny ma łatwiej, bo… otoczenie go nie potępi, ale przybędzie z pomocą. A ksiądz homoseksualista od razu wzbudzi zgorszenie. Ksiądz nie zaprzecza również tezie postawionej przez dziennikarza, że w seminarium spotka kleryka „homofobia”. Nie zaprzecza również jednak tezie o istnieniu homolobby w Kościele. Nazywa je jednak… samoobroną!
Ksiądz Prusak z dystansem mówi również o decyzji Watykanu, w której zakazano przyjmowania osób o skłonnościach homoseksualnych do seminariów duchownych. Choć przyznaje, że przytłaczająca większość ofiar molestowania przez duchownych to chłopcy, sprawców tych haniebnych czynów nie nazywa pedofilami, chodzi wszak o dorastających chłopców w wieku 15-19 lat. Dla księdza Prusaka nie są to jednak także homoseksualiści, a więc mężczyźni odczuwający pożądanie wobec własnej płci. Współczesna nauka, którą zdaje się on cenić ponad wszystko, ma bowiem nazywać to zjawisko efebofilią. Czy wprowadzenie tego terminu nie ma na celu bagatelizacji problemu i dezorientacji opinii publicznej, poprzez ignorowanie niewątpliwego związku problemu pedofilii w Kościele z homoseksualizmem?
Zjawisko homoherezji zaczyna w Polsce powoli przybierać formę (bo – na szczęście – jeszcze nie skalę) podobną do tej, w jakiej problem ten istnieje na Zachodzie, przede wszystkim we wspólnotach protestanckich, ale również w Kościele. Sytuacja nie jest jeszcze tak dramatyczna jak we wspomnianym przypadku z USA, gdzie ksiądz postanowił zostać terapeutą od wszystkiego, ale już dziś warto zwrócić uwagę na słowa dyplomowanego psychologa, księdza Jacka Prusaka, który księdzem jest w konfesjonale, a w gabinecie terapeutycznym jest terapeutą'.
Krystian Kratiuk
[link widoczny dla zalogowanych]
Jakby tego było mało w polskim kościele odbył się...pokaz mody. o czym donosi "Gość Niedzielny". Co na to Kuria?
Krótkie sukienki modelek, muzyka z satanistycznego horroru, wybieg, publiczność... W warszawskiej parafii św. Augustyna odbył się pokaz mody Macieja Zienia.
"Byłam na setkach pokazów mody, organizowanych w najróżniejszych miejscach: w hangarze u Tomasza Ossolińskiego, w cyrku u Paprockiego i Brzozowskiego, na lodowisku u Zienia, na podwórku na Pradze u Gosi Baczyńskiej, ale na żadnym z tych wydarzeń nie czułam się tak dziwnie, jak na wczorajszym pokazie Macieja Zienia w... kościele" - pisze Ewa Wojciechowska, dziennikarka, o pokazie, który odbył się 8 listopada w kościele św. Augustyna w Warszawie.
Na pokaz nie zostali wpuszczeni fotoreporterzy ani ekipy telewizyjne. Odbył się za zamkniętymi drzwiami świątyni. Ściśle wyselekcjonowana grupa gości dowiedziała się o imprezie w ostatniej chwili, choć zwykle otrzymują zaproszenia nawet z miesięcznym wyprzedzeniem. Niektórzy do zaproszenia mieli dołączoną świecę.
"Usiadłam w ławce między jednym a drugim konfesjonałem, jednak po paru minutach zaczęłam się czuć... dziwnie i stwierdziłam, że to nie jest dobre miejsce dla mnie" - pisze na swoim portalu E. Wojciechowska.
Według dziennikarki, w kościele panowała inna niż na zwykłych pokazach atmosfera. Wiele osób było skonsternowanych miejscem pokazu. Wielu myślało, że pokaz odbędzie się w jakiejś nieczynnej świątyni, jak to ma miejsce na świecie.
- Wiem, że jest presja na projektantów, żeby wymyślali coraz to nowe miejsca dla swoich pokazów. Ale to było ciekawe widowisko. I nie wiem, czy można to nazwać profanacją, skoro nikt nie chodził z gołym biustem ani nie tańczył na ołtarzu - mówi "Gościowi Niedzielnemu" E. Wojciechowska.
Na pokaz nie wpuszczono fotoreporterów. Ale uczestnicy i tak robili zdjęcia w kościele św. Augustyna
Pokaz rozpoczął się o godz. 21.30 i trwał zaledwie 20 minut. Nie uczestniczył w nim żaden ksiądz z parafii. Było za to wielu ochroniarzy, którzy skrupulatnie pilnowali, by do środka nie dostał się nikt bez zaproszenia. Relacja z pokazu pojawiła się na stronie plejada.onet.pl. Autor kolekcji Maciej Zień, pytany o miejsce pokazu, wyznaje:
"Cofnąłem się do lat dziecinnych, kiedy to w Lublinie często chodziłem do kościoła i zawsze »widziałem« tam mój pokaz. Więc postanowiłem się wybrać do kościoła i zapytać, czy nie zechcieliby mnie przyjąć i pokazać mojej kolekcji. Na co ważne osoby w Kościele odpowiedziały mi: »Jeżeli ktoś, to tylko pan«”.
"Zadziwiający, jak na miejsce był wybór muzyki z filmów »Dziecko Rosemary« i »Tajemnice Brokeback Mountain«. Zadziwiła również kolekcja - jak nie Zień. Zamiast długich wieczorowych sukienek, do których przyzwyczaił nas Maciej Zień, modelki chodziły w krótkich spodenkach, bardzo szerokich spódnicach z koła (zupełnie nie w stylu Zienia) czy nawet spodniach i wysokich za kolano kozakach" - relacjonuje Ewa Wojciechowska na swoim portalu. Filmy, z których pochodził podkład muzyczny, to satanistyczny horror o dziecku szatana i obraz o miłości homoseksualnej, którego projekcji zabroniono w amerykańskim stanie Utah oraz w Chinach.
Według źródeł kościelnych, proboszcz ks. Walenty Królak wydał zgodę na pokaz mody ślubnej i pierwszokomunijnej.
- Kościół nie może być miejscem tego typu imprez. Rozumiałbym jeszcze pokaz sukienek komunijnych lub ostatecznie ślubnych, ale przecież nie w kościele! Najwyżej w budynku parafialnym. Kościół w żadnym wypadku nie może być wybiegiem modelek - komentuje przedstawiciel kurii warszawskiej, do której informacja o planowanym pokazie - jedynie ślubnych i komunijnych strojów - dotarła kilka godzin przed imprezą.
- To zdecydowanie nie był pokaz mody ślubnej - komentuje uczestniczka pokazu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 10:03, 14 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedy Mariusz Max Kolonko mówi o likwidacji dziadostwa jakim jest TVP Polonia, to mówi jak jest, czyli się nie myli. Jestem całkowicie za, bo to bowiem w TVP Polonia zobaczyłem znany mi z "Dwójki" sztandarowy program T. Lisa z Tomaszem Lisem w roli głównej. Rolę drugoplanową zagrał zaś w tym odcinku redaktor naczelny "GW" Adam Michnik. Powiem uczciwie, dawno już tak wątpliwej urody rzeki słów w publicznej telewizji nie słyszałem. Ale jedną z prawd wypowiedzianą ustami szefa "GW" należy wspomnieć, szczególnie kiedy to żali się Lisowi, że jest postrzegany przez Polaków jako "bolszewik".
Bardzo dawno temu oglądałem w internecie dyskusję z udziałem prof. Zyburtowicza. Profesor próbował w niej przekonać swoich słuchaczy do tezy, że Donald Tusk i jemu podobni są w ich własnym pojęciu patriotami. Jeśli więc zwolennicy PiS tego nie zrozumieją - tłumaczył profesor - to tym ciężej będzie im przekonywać do swoich racji niezdecydowanych, czy samych członków PO.
Nie wiem czy Michnik w wywiadzie z Lisem kogokolwiek przekonał. Piszę "nie wiem", bo być może dla laika wychowanego na polu komercyjnych stacji telewizyjnych, nie zorientowanego w meandrach polityczno-historycznych, słowa naczelnego "GW" mogły i brzmiały na tyle wiarygodnie by uznać je za prawdę.
Osobiście jednak podobał mi się ten wywiad z dwóch powodów. Po pierwsze, bo miał za zadanie zmanipulowanie słuchaczy i dokonano tego w stylu dość prymitywnym, co świadczy jak zdegenerowane mamy elity i jak rozinformowane społeczeństwo. Bowiem jak rozumieć intencję Michnika, kiedy wspomina obecność Jarosława Kaczyńskiego na pogrzebie Tadeusza Mazowieckiego i opowiada Lisowi, że zjawienie się prezesa PiS w kościele to dowód na to, że potrafimy być razem ponad podziałami (tu odniósł się po imieniu do prezesa). Po drugie, że Antoniego Macierewicza Michnik określał w wywiadzie jako zwolennika działań "Świetlistego Szlaku", dorzucając jednocześnie że rozumie taką postawę, bo wynikała ona z faktu iż rodzina Macierewicza cierpiała za stalinizmu. Oczywiście redaktor "GW" ani słowem nie wspomniał czyją stronę prezentuje ta organizacja, bowiem istotny był sam przekaz, a ten miał utwierdzić zdezorientowane medialnie społeczeństwo ( jak będą chcieli to sobie poszukają o tym "Szlaku" w internecie) , że PiS to nie kto inny jak komuniści, którzy po dojściu do władzy to społeczeństwo wezmą krótko za pysk.
Szkoda, że w Polsce jest jeszcze tak wielu, którzy manipulację Michnika odbierają w kategorii prawdy, a nie kłamstwa. Że nie rozumieją, iż treści głoszone przez redaktora "GW" są swego rodzaju pełną desperacji obroną, ucieczką do przodu przed czekającą jego i jemu podobnych, a nie samo społeczeństwo karą.
Wczoraj zaś dziennikarz TVP INFO pan Ordyński znany z faktu, że lubi rozmawiać na wizji bardziej z lewicą niż z prawicą przeprowadził wywiad z panem Witoldem Beresiem, autorem książki o Andrzeju Wajdzie pt. (obym nie pomylił tytułu, bo piszę go z pamięci) "Andrzej Wajda. Podejrzany". Śmiesznością tego wywiadu była pozytywna jednowymiarowość Wajdy jako reżysera, jako polityka, jako wreszcie podejrzanego, opisanego przez Beresia w formie wręcz laurkowej. Autor zresztą sam wspomniał na początku, że pisał swoją książkę "bez nienawiści", co zabrzmiało raz, idiotycznie, dwa: oszczerczo i szyderczo pod adresem innych autorów, którzy podjęli się trudu opisywania politycznych 'herosów" III RP., ale taka jest nasza obecna knajacka rzeczywistość przepełniona do granic wszechogarniającą, fałszywą miłością.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Wto 19:02, 19 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nie przepadam za Tomaszem Lisem i jego programem "Co z tą Polską", ale wczoraj rozmawiano o spalonej Tęczy, więc będąc u teściowej na wieczornej herbatce pooglądaliśmy i posłuchaliśmy sobie co on i jego goście mają do powiedzenia. Dyskusja była z lekka purpurowa, bo rozmawiano, lub raczej zakrzykiwano się wzajemnie do tego stopnia, że gospodarz miał problem z zachowaniem spokoju. Towarzystwo spotkało się jak na ten temat nie liche, bo był tam: i pan Terlikowski, i pani Szczuka, prof. Krzemiński, ks. Sowa i reżyser pan Krauze.
W trakcie programu zebrani przerzucali się dziwnymi momentami dla polskiego patrioty osądami i propozycjami. Wyjątkowym idiotyzmem popisywał się na ekranie prof. Krzemiński, który notorycznie opowiadał o jakichś swoich badaniach, z których wynikało mu ciągle jedno i to samo, że Polacy antysemityzm mają we krwi dzięki Kościołowi katolickiemu. Opowiadał te niestworzone rzeczy z całkowitym przekonaniem, mimo iż określił się jako człowiek wierzący i praktykujący - chrześcijanin. Nie uniknął on jednak błędu, który prawdziwemu katolikowi by się nie przydarzył. Otóż nazwał on w trakcie wymiany zdań ks. Sowę... Ojcem.
Reżyser Krauze natomiast mało się udzielał, ale jak już postanowił coś powiedzieć, to ręce człowiekowi opadały. Zaproponował on zebranym, aby w Polsce wprowadzić prawo rodem z Izraela, bo nasze rodzime nie nadąża za obywatelem. Stwierdził iż należy likwidować na pniu w Kraju organizacje siejące nienawiść rasową. Mówił swoje kwestie w pełnym skupieniu, z dziwną mimiką twarzy, czym przypomniał bardziej zatroskanego losem swego państwa-miasta greckiego filozofa, niż obywatela Polski, generalnie w ocenie teściowej zachowywał się także głupawo.
Podobnie zresztą jak naczelna feministka RP pani Szczuka, która zarzucała nieustannie Terlikowskiemu, że slogan "Bóg , Honor, Ojczyzna" został wklepany bandytom demolującym miasto przez miedia katolickie. W odpowiedzi zarówno Terlikowski jak i ks. Sowa szukali przyczyn spalenia genderowej Tęczy w prowokacji jakiej dopuścily się wobec katolików same środowiska lewicowe, które wiedziały przecież o możliwości i zaistnieniu takiej a nie innej reakcji, mimo to postawiły Tęczę naprzeciwko wejścia do kościoła katolickiego.
A ogólnie najśmieszniejszym było w tej dyskusji to, że żaden z dyskutantów nie brał udziału w Marszu, a całą swoją wiedzę jaką posiadł na jego temat wyniósł z relacji telewizyjnych. Przytomnie ów fakt zauważył Terlikowski, który przyznał się do tego, że w Marszach Niepodległościowych nie bierze udziału, ale zaproponował do dyskusji zaprosić kogoś z tamtej strony. Wtedy do akcji wkroczył stanowczo gospodarz Tomasz Lis ze słowami, że dopóki będą kłamać (Ruch Narodowy) i tak się zachowywać jak się do tej pory zachowują, nie mają żadnych szans na zaproszenie do jego programu, czym poraz kolejny udowodnił, iż bycie obiektywnym dziennikarzem mocno go przerasta. Swoją drogą ciekawy jestem, kto po zmianie warty w polityce, a co za tym idzie i w telewizji będzie zapraszał do swoich programów Tomasza Lisa?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 9:12, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedyś Waldemar Łysiak napisał znakomity artykuł pod tytułem "Antysemityzm", w którym prawie samymi cytatami wykazał skąd się wzięło to pojęcie w Polsce i dlaczego tak szybo przylgnęło do Polaków. Kilkanaście dni temu ten sam temat poruszył Henryk Pająk w artykule pt. "Strach być Polakiem". Brzmią jeszcze na Salonie emocje związane z Marszem Niepodległości zorganizowanym przez Ruch Narodowy, może więc warto przeczytać jak nas postrzegają niechętni nam? Gorąco polecam niniejszy tekst, gdyż na SG praca H. Pająka nie trafi, a za sprawą natchnionego modera może być nawet z mojego bloga wykopana w niebyt.
"Strach to czytać
Oszczerczy antypolonizm stanowi integralną składową ofensywy prowadzonej przeciwko wewnętrznej i zewnętrznej suwerenności Polski. Antypolonizm tej wojny ma także charakter wojny religijnej.
„Dziwnym" trafem/ współczesny antypolonizm i jego nieodłączny antykatolicyzm współbrzmi z całym dwudziestowiecznym antykatolicyzmem światowej masonerii. Mistrz masońskiej Loży Wielkiego Wschodu Francji — Ragache oznajmił otwarcie, iż głównym przeciwnikiem masonerii jest Kościół katolicki w Polsce dobrze zorganizowany".
Z kolei zastępca Wielkiego Mistrza Wielkiego Wschodu Francji - Jacque Orefice w wywiadzie dla polskiego pisma //Miliarder" z września 1993 roku powiedział chełpliwie: „Zakaz działalności wolnomularstwa w Polsce oznaczałby dobrowolne wykluczenie się Polski z Rady Europy". Natomiast Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu Włoch Giuliano di Bernardo/ zanotował dla potrzeb konferencji masońskiej w marcu 1992 roku/ w związku z zadaniami masonerii w Europie Wschodniej: „Konkurencja tylko z Kościołem Katolickim, wobec innych religii wzajemny szacunek." Jeżeli do obsesyjnych oskarżeń o //antysemityzm" zdążyło się już przyzwyczaić kilka kolejnych pokoleń Polaków - w tym również pokolenie/ którego około 120 000 przedstawicieli przypłaciło życiem za ratowanie około 300 000 Żydów - to kampania oskarżania Polaków o współudział w hitlerowskiej eksterminacji Żydów jest wręcz zbrodnią propagandową w tej krucjacie przeciwko katolickiej Polsce: ekstremalną, przestępczą w literze prawa międzynarodowego — formą syjonistycznego antypolonizmu.
Ta jarmarczna metoda znana pod nazwą „Łapaj złodzieja"/ zaczęła zbierać swoje brudne owoce już natychmiast po zakończeniu działań wojennych/ ale z biegiem lat przybierała na sile/ powszechności/ a zwłaszcza na bezczelności w zmyślaniu oskarżeń. Jak na dany znak kampania ta przelała się ze Stanów Zjednoczonych do Kanady/ Europy Zachodniej/ a nawet do Australii - by już nie wspominać o Izraelu, gdzie tej kampanii nadano formy niemal urzędowe, administracyjne, włącznie z maniakalnymi oskarżeniami ze strony przedstawicieli żydowskiego rządu i Knesetu. Co trzeci dorosły mieszkaniec Izraela zna język polski/ wraz z nim rzeczywista prawdę o niemieckim holokauście dokonanym na Żydach. Wielu zna też i pamięta własne zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu w ramach sowieckożydowskiej eksterminacji polskiego powojennego ruchu oporu. Zbrodniarze polskiego stalinizmu masowo emigrowali na zachód, głównie do Izraela, aby stamtąd kontynuować swoją wojnę z polskością.
Przejdźmy do przykładów tej zmasowanej, międzynarodowej krucjaty.
„NewsCronickles", 10 grudnia 1945 roku: „Wyzwolone z koncentracyjnych obozów niedobitki powróciły do swych domów w Lublinie, Łodzi, Radomiu oraz innych polskich miast, które tętniły żydowskim życiem. Obecnie ci Żydzi są znów w Berlinie. Terror/ który usunął ich z Polski, nie jest wywołany przez Polski rząd w Warszawie. Wywołany jest on przez wrogów tego rządu (...) Dla polskich Żydów, a jest ich 80 000 z przedwojennych 3 000 000, literki „AK" maja dziś to samo straszliwe znaczenie co niegdyś SS. AK jest podziemną organizacją wojskowąktóra nawet przed wyzwoleniem Polski konkurowała z nazistowskim SS w dziele eksterminacji Żydów i wobec której, według uchodźców, których widziałem dzisiaj, rząd warszawski jest całkowicie bezsilny (...). W Łodzi przed 8 dniami Armia Krajowa oczyściła ulice, wywlokła małżeństwo żydowskie i obcięła im głowy siekierą. O tym wypadku opowiadał mi młody Żyd Chaim Kornfild z Białej Podlaskiej koło Lublina."
„Kurier Szczeciński" z 13-14 X 1946 r.:
„Plany sztabu Andersa w stosunku do Żydów: syjonistyczna prasa francuska podaje artykuł jednego z dziennikarzy francuskich, który uzyskał jako Anglik dostęp do jednego z asów andersowskiej «szóstki» (wywiadu - H.P.) niejakiego kpt. «Janka». Kpt «Janek» poinformował angielskich przyjaciół, że sztab gen. Andersa opracował plan wymordowania wszystkich Żydów w Polsce."
Bernard Mark, dyr. Żydowskiego Instytutu Historycznego, w książce „Powstanie w getcie warszawskim ..." W-wa 1953:
Oddział NSZ ze Starego Miasta zamordował podczas powstania na Długiej 15, grupę 30 Żydów, którzy przechowywali się tam przez cały czas wojny i teraz wyszli. (...) Reakcyjne grupy NSZ-owskie od pierwszej chwili zaczęły mordować tych ludzi, ocalałych z pogromu hitlerowskiego."
Piotr Jaroszewicz/ generał/ późniejszy premier PRL/ we wstępie do książki H. Baczko pt.: „Osiem dni na lewym brzegu"/ (Warszawa 1950 r.): „Plan powstania został uzgodniony z wywiadem hitlerowskim. Pertraktowali z nim konkretnie w tej sprawie przedstawiciele Komendy Głównej AK korzystając z kontaktu/ który z gestapo i wywiadem niemieckim stale utrzymywał Bór-Komorowski i jego otoczenie."
„Po prostu" (24 III 1957), artykuł pt.: //Exodus czy emigracja?" „Polskę zalewa fala antysemityzmu, którym zarażona jest, lub ulega mu, większość społeczeństwa polskiego; czynniki oficjalne temu nic nie przeciwdziałają, a wprost przeciwnie/ same również stosują praktyki dyskryminacyjne; w tych warunkach w skutek prześladowań rasowych/ ludzie pochodzenia żydowskiego zmuszeni są do opuszczenia kraju".
Z nakazu ówczesnego szefa GZP WP gen. Neugebauera vel Zarzyckiego/ w 1957 r. wydano broszurę o polskim antysemityzmie. Przedrukowano tam szkic J. Marchlewskiego p t.: „Antysemityzm a robotnicy"/ Orzeszkowej: //O Żydach i kwestii żydowskiej"/ Tuwima //My Żydzi Polscy" oraz paszkwil z //Po prostu" autorstwa J. Ambroziewicza, E. Gonczarskiego i J. Olszewskiego.
„Po prostu" z 13.1,1957 r./ A. Hołda w artykule: „Ucieczka z ziemi obiecanej?" pisze z całą powagą o horrendalnej masakrze (ukamienowaniu) jakichś Żydów przez Polaków, o "cięciu ich po twarzy/ opluwaniu/ wypalaniu oczu, wybijaniu okien". Trudno się nawet dziwić i oburzać na tę służebną kampanię antypolską pisma /,Po prostu", powstałego na fali „odnowy" po Październiku 1956 roku. Jeden z ówczesnych bywalców tego pisma powiedział szczerze, iż w „Po prostu" pracowali sami Żydzi/ „no, może poza sprzątaczką!"
„Dowar" - izraelski dziennik z 25. II. 1958 roku/ piórem Chaima Jaari:
„Ziemia polska stała się szubienicą dla Żydów. A czy przypadkowo Polska została wybrana przez Hitlera do tego wzniosłego zadania? Czy nie wpłynął na jego decyzję fakt/ że w tamtych latach była Polska zalana falą zatrutego antysemityzmu?"
„Kornes" - izraelskie czasopismo z 1958 roku:
„Obozy śmierci nie mogły się utrzymać w żadnym innym kraju, tylko w Polsce, która podtrzymuje tradycje setek lat antysemityzmu. (...) Polacy chcieliby/ aby świat zapomniał o ich obojętności wobec milionów narodów. Lecz sumienie będzie ich niepokoiło w ciągu setek lat."
„Lecte Na j es" - izraelski dziennik ze stycznia 1961 roku:
„My również nie zapominamy owych polskich ciemnych bestii które pomagały niemieckim mordercom. Już dawno faszyści polscy przygotowywali się do tych «akcji»".
„Lecte N a j es", w innym artykule z tegoż roku: „Polska stała się ośrodkiem niemieckich fabryk śmierci przy współpracy polskich mas/ które wołały/ że palą pluskwy w czasie gdy paliło się warszawskie getto."
Czesław Miłosz/ noblista/ w wierszu „Campo di Fiori":
W Warszawie przy karuzeli/ Przy dźwiękach skocznej muzyki/ Salwy za murem getta Głuszyła skoczna muzyka.
Jan Błoński - literacki krytyk polskojęzyczny; w artykule //Biedni Polacy patrzą na getto"; „Tyg. Powsz." 1987 i Wyd. Literackie 1994:
„(...) wyście pomagali zabijać"
Adam Schaff/ wybitny budowniczy stalinizmu w powojennej nauce i jej strukturach administracyjnych/ w pryncypialnej książce pt: „Marksizm a jednostka ludzka" (wydanej w 1965 roku)/ stwierdza iż polski antysemityzm „jest to typowa dla tych krajów forma rasizmu/ jest ona historycznie zakorzeniona, posiada zawsze ultrareakcyjne implikacje polityczne (...) hańbi nie fakt istnienia tego zjawiska, którego nie da się ukryć/ gdyż przybiera niekiedy powszechnie wiadome formy, lecz brak walki z nim".
MaxDimont, w książce: „Żydzi, Bóg/ historia" (wyd. Nowy Jork 1962 r.):
„Postępek Polski był najbardziej haniebny. Bez protestu wydała ona Niemcom 2 800 000 swoich Żydów.
Światowy Kongres Żydów, w broszurze z 1963 roku:
„Policja polska aktywnie pomagała w dławieniu powstania. Emigracyjny rząd polski czekał aż do 18 maja 1943 roku z apelem do ludności polskiej o pomoc dla walczących. Młodzi Polacy, należący często do ruchu oporu, pozwalali Żydom uciekać przez kanały tylko w wypadku, gdy otrzymali za to opłatę 10 000 złotych od osoby."
„Detroit News", 30.Y.1965 r.:
„Nawet jeżeli udałoby się uciec z getta do lasów, Polacy i tak by zabili ciebie".
„Time", 10. V. 1993 r.:
Pisze, że w czasie Drugiej Wojny Światowej wielu Polaków służyło w Waffen SS.
„TheJewishTimes", Toronto, 28.IX.1989 r.:
„Z pewnością są przyzwoici Polacy. Mówię jednak o większości, która przyzwoita nie jest, po co tam w ogóle wracać. Pomagamy budować przemysł, który pozwolił Hitlerowi zbudować krematoria na swej ziemi. Polacy robią pieniądze na żydowskiej krwi."
„New York Times", 23.X.1965 r.:
„Żydzi, którzy zginęli w getcie, żyli przedtem w dusznych oparach polskiego antysemityzmu (...) Polska jest dziwnym krajem schizofrenicznym (...) W Warszawie/ we Lwowie i w Krakowie polskie gangi „Łowców Żydów" buszowały po ulicach oddając w ręce Gestapo te bezbronne ofiary, które nie były w stanie zapłacić okupu."
„Maariv" - dziennik izraelski z 17.XI.1967 r.:
„Nie jest to sprawa przypadku, że Hitler obrał Polskę do utworzenia w niej centrum zagłady żydostwa europejskiego. Wiedział on, że znajdzie tam dogodną po temu atmosferę. Nie jest też przypadkiem/ że ze wszystkich krajów Bloku Wschodniego, Polska wyróżnia się i kroczy na czele antysemityzmu. Bo też jest to kraj, w którym antysemityzm stał się nieodłączną częścią krajobrazu."
„Der Ausweig", 1967 r.:
„Liczba uratowanych Żydów jest zdecydowanie znikoma w porównaniu z ilością Żydów, którzy mogli uciec z obozów koncentracyjnych i gett/ gdyż ci/ którym udało się uciec/ byli chwytani przez polską ludność i przekazywani Niemcom/7
Menahem Begin, przed wojną członek powstałej w Polsce (w 1936 r.) „Nowej Organizacji Syjonistycznej" (NOS), już jako minister rządu Izraela, 19 marca 1968 roku zarzucił narodowi polskiemu: //w czasie ostatniej wojny wśród milionów Żydów wymordowanych przez faszystów, wielu ginęło na skutek wspólnictwa znacznej części ludności polskiej".
Menahem Begin, już jako premier Izraela, w maju 1979 roku w wywiadzie dla telewizji holenderskiej, wystrzelił oszczerstwem nadającym się do księgi absurdu i kłamstwa:
„Spośród 30 milionów Polaków, może stu
pomagało Żydom. To dziesiątki tysięcy katolickich księży w Polsce nie uratowało żadnego żydowskiego życia, mimo tego, co w Nowym Testamencie jest napisane o miłości bliźniego - odpisane ze Starego Testamentu, ale jest. Nie pomogli nam, z wyjątkiem jednostek „sprawiedliwych pośród narodów", dla upamiętnienia których zasadziliśmy drzewa. Wszystkie obozy śmierci znajdowały się też na polskiej ziemi. Nigdy nie pojadę do Polski, nigdy też do Niemiec."
Icchak Szamir, jako premier Izraela powiedział dziesięć lat później, że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki".
„Jewish New" (USA) z 19.IV.1963 r. obwieścił:
„W ciągu całego okresu bohaterskiej walki w getcie, dobrze uzbrojone podziemie polskie nie uczyniło żadnej próby pomocy, czy nawet gestu pomocy."
„Haareed" - dziennik izraelski z 23.VII.1963 roku/ ustami Elia-na Salpetera obwieścił:
„Emigracyjny rząd polski w Londynie wydał latem 1943 r. dyrektywy dla wojska polskiego w podziemiu, aby to wojsko walczyło z bronią przeciwko partyzantom żydowskim i w tym celu współpracowało podziemne wojsko polskie z
Gestapo."
Martin Buber, niemiecki socjolog żydowskiego pochodzenia, oznajmił w 1963 roku, jednym zdaniem przenosząc hitlerowski rasizm na Polaków:
10
Elementarną nienawiść do Żydów, ten wybuch z głębi jaźni widziałem w Polsce, lecz nigdy w Niemczech".
Szostak - polski Żyd, już jako poseł w izraelskim Knesecie, w marcu 1968 roku grzmiał w Knesiecie o Polsce jako kraju „klasycznego" antysemityzmu:
„Trudno zrozumieć, jak w ogóle mogą jeszcze nasi bracia stąpać po nieczystej ziemi polskiej."
C. Cymerman, poseł Knesetu, także wychowany na polskim chlebie, zapewniał izraelskich parlamentarzystów, iż polski antysemityzm ma cechy najbardziej mrocznych okresów w historii.
„Manchete" - brazylijski dziennik z 9.XII.1978 roku, publikując wspomnienia Żyda z Kraśnika, raczy brazylijskich czytelników taką oto dawką polskiego antysemityzmu:
„W 1944 roku przeniesiono mnie do obozu w Kraśniku. Ważyłem 35 kilo. W tym obozie była próba powstania/ ale był donos. Piętnastu więźniów, którzy zbiegli, zabili partyzanci nazistowscy z AK."
„The Tablet" z 3. VIII. 1973 r. Ignat Bubis, obecny przywódca Żydów niemieckich, który epokę „nazistowską" przeżył w Polsce) powiedział w wywiadzie o Polsce: „To jedyny kraj, gdzie istnieje jeszcze „chrześcijański antysemityzm".
I. Iserles - były sędzia Sądu Najwyższego PRL i redaktor „Prawa i Życia", po wyjeździe do Izraela oznajmił:
„Za okupacji gros narodu polskiego żyło ze
szmalcownictwa."
Jerzy Lewinkopf vel Kosiński, polski Żyd, literat, na zachodzie obsypany wszelkimi możliwymi nagrodami poza nagrodą Nobla, w kloacznej niby powieści pt: „Malowany ptak", w „podziękowaniu" za uratowanie mu życia przez polskich wieśniaków, przedstawił ich jako kłębowisko sadyzmu, zbrodni, sodomii, gwałtu, kazirodztwa, tortur. Z kolei książkę Joanny Siedleckiej demaskującej to haniebne oszustwo, polskojęzyczna prasa i polskojęzyczni „krytycy" obrzucili błotem pomówień i szyderstwami.
O. Pinkus - autor książki pt.: „Dom popiołów", opublikowanej w 1964 roku w Izraelu, także szkaluje Polaków i polski „antysemityzm".
11
Do oszczerstw pod adresem Polaków dołączają: pisarz S. Wy godzki, dziennikarz J. Muszkat-Jotem/ literat A. Donat ("Krok stwo całopalenia", USA 1964 r.), J. Grynberg - były aktor Teatr Żydowskiego i autor książki pt.: „Wojna żydowska"/ wydani w Nowym. Jorku w 1968 roku.
Eli Wieści/ recenzując książkę O. Pinkusa ,/Dom popiołów w piśmie: „Times Book Review" (6.IX.1964 r.) pisał:
„Armia Krajowa, która prowadziła bohaterskie napady na oki pacyjną armię niemiecką, z dumą dogadzała sobie na boku pol( waniem na Żydów (...) Te resztki Żydów, które się ukrywały, miał więcej powodów do obawiania się dzielnych polskich patriotóy niż samych Niemców."
Hershel Schechter, podczas antypolskiej demonstracji prze gmachem ONZ 20 marca 1968 roku, zmontowanej przez najwięks2 organizacje żydowskie w USA dla poparcia żydowskiego „Marc 68" w Polsce - wołał, iż rząd polski daje wyraz polskiemu anh semityzmowi, starszemu od antysemityzmu hitlerowskiego.
„La Tribune" - paryski dwutygodnik prowadzony przez rabir J, Grunwalda, pisał 5 kwietnia 1968 roku:
„Oświęcim mógł istnieć bez względu na ustrój, tylko w kraji którego cała ludność żywiła większą nienawiść do Żydów, niż d obcych okupantów, jakimi by oni nie byli."
Konstanty Gebert (Dawid Warszawski), we wrześniu 1989 rok w jednym z amerykańskich pism informował czytelników o „(.. antysemickiej homilii prymasa Glempa, którą obserwatorzy upatru jako krok w stronę utworzenia ruchu nacjonalistycznego".
A. M. Dershowitz w swym „bestsellerze" pt.
„Chutzpah opublikowanym w 1991 roku stwierdza:
„Czego nie dokonała armia nazistowska - uczynienia Polski. wolnej od Żydów - udało się dokończyć Polakom. O polskim współudziale nie dowiesz się zwiedzając muzeum."
„Messanger" - pismo żydomasońskiej elitarnej organizacji syjonistycznej - B-nai-B-rith, donosiło:
„Polacy wymordowali większość Żydów."
Fohman — dyrektor B-nai-B-rith, w 1993 roku wydał broszurę poświęconą ratowaniu Żydów duńskich, gdzie świat dowiedział się:
//Tam gdzie się urodziłem, w Polsce, Żydzi nie mieli tyle szczęścia. Pięćdziesiąt lat temu polski rząd nie powstrzymał metodycznej likwidacji żydowskiej społeczności w Polsce/'
„The Christian News" (14.XI.1994 r.) w związku z opublikowaną w USA książką amerykańskiego dziennikarzaJohna Sacka:
„The Wrath of Solomon" - o powojennym obozie zagłady Niemców/ Ślązaków, folksdojczów w Świętochłowicach na Śląsku — pisze o polskim holokauście na Niemcach. Jak wiadomo, zwyrodniałym sadystą i mordercą uwięzionych był komendant obozu Żyd Salomon Morel. John Sack w innej książce: „Oko za oko" dokumentuje zemstę Żydów na Niemcach w kilku innych obozach w latach 1945-1949.
„Prentice Hali" - wydawnictwo amerykańskie, w opublikowanym w 1993 roku „Przewodniku po Polsce" tak oto bilansuje postawy Polaków:
„W pierwszych latach rządów Solidarności, antysemityzm zbierał absolutnie identyczne ofiary, co podczas kampanii reżimowej w 1948 r." „Times" (Londyn), z 7 czerwca 1994 roku, zamieścił recenzję książki angielskiego historyka o polskim rządzie emigracyjnym czasu wojny. Autor książki i jej recenzent zgodnie podkreślali/ że nasz rząd był przesiąknięty antysemityzmem i starał się ukryć przed światem to, co hitlerowcy czynią z Żydami w okupowanej Polsce! Nadesłane przez dr Józefa Garlińskiego sprostowanie, redakcja odrzuciła jako „rasistowskie"!
Znamienne było przy tym milczenie Jana
Karskiego, który z narażeniem życia przewiózł na
Zachód obszerny raport podziemia o zagładzie Żydów.
Jan Karski, wraz z Janem Nowakiem
Jeziorańskim - od dziesięcioleci będącym służalczą tubą żydowskiego lobby z USA, w listopadzie 1990 roku wystosowali wspólną tzw. „Odezwę dwóch emisariuszy" w sprawie odradzającego się antysemityzmu w Polsce. Czytamy tam:
„Cóż możemy powiedzieć działaczowi żydowskiemu, który do Polaków odnosił się życzliwie, a który teraz postanowił odwiedzić swoje rodzinne miasto (...) odczytuje na murach napis] po polsku „Żydzi do gazu" i po niemiecku „Jude raus". Cz] można się dziwić/ że ten człowiek przecierając oczy ze zdumieni;
pyta samego siebie/ czy znalazł się w wyzwolonej Polsce czy w hitlerowskiej Rzeszy."
Film „Lista Schindlera" zostaje obsypany licznymi nagrodam filmowymi. W jednym z antypolskich wątków tego filmu przed stawiony jest obóz w Płaszowie, gdzie strażnik w esesmańskin mundurze mówi płynną polszczyzną.
„Wprost" (11.XII.1994) piórem Aliny NatansonGrabowskiej za atakowało książkę Petera Rainy: „Kulisy zabójstwa Bohdana Pia seckiego ..."/ w której autor na podstawie tajnych dokumentóv MSW wykazał/ że była to żydowska zemsta na nieletnim synki Bolesława Piaseckiego, założyciela PAX. A. Grabowska pouczył. autora książki/ że „propagowanie antysemityzmu jest w oczaci Kościoła ciężkim grzechem".
Tak więc pisanie prawdy jest antysemityzmem/ a ten - grze chem.
W lipcu 1994 roku, z okazji półwiecza wybuchu Powstań! Warszawskiego/ zachodnie media nagminnie utożsamiały to pc wstanie z powstaniem w żydowskim getcie. Takie „pomyłki" zda rzyły się agencji Reutera/ kanadyjskiemu „The Guardian" (kilk razy!)/ stacji telewizyjnej NBC/ sieci „Euronews". Ta ostatnia poin formowała ludzkość, iż trwające 63 dni powstanie w getcie za kończyło się śmiercią ponad 200 000 Żydów polskich.
N. F. Cantor - profesor historii/ socjologii/ literatury porów nawczej i czego tam jeszcze na New York University/ w książct „The History of the Jews"/ wydanej w 1994 roku/ odkrywał:
„Polscy katolicy tysiącami uczestniczyli w obsłudze obozóv koncentracyjnych i plutonów egzekucyjnych (...) Wojująca katolick nienawiść wobec Żydów ukształtowana wcześniej/ w XIX wieki była inspiracją austriackiego i polskiego uczestnictwa w ludobó stwie."
„Time Life" - wydawca (w 1994 roku) „Atlasu II Wojny Świc towej. Armię Krajową nazywa organizacją komunistyczną.
„II Tempo" - włoski dziennik, z 8. V. 1995 roku:
Polacy zrobili niewiele, aby przeciwstawić się Hitlerowi, a kiedy Żydzi w Getcie Warszawskim rozpoczęli powstanie, Polacy zostawili ich samych/'
„The MontrealGazette" oraz„The Edmonton Journal"/ z okazji wyzwolenia obozu Auschwitz, zamieściły (28.1.1995 roku), przedwojenną mapkę Polski z lokalizacją obozów zagłady i podpisem: „Główne polskie obozy śmierci".
„TheCanadian Jewish News", pisząc o Żydzie uratowanym z holokaustu, informuje:
„(...) Jest honorowym przewodniczącym stowarzyszenia nielicznych dzieci uratowanych z nazistowsko-polskich obozów śmierci."
„The Canberra Times" (Australia), zapewnia czytelników, że to Polacy wymordowali trzy miliony Żydów. Z okazji wizyty prezydenta L. Wałęsy w Izraelu w 1991 roku, radio, telewizja i prasa australijska zgodnym chórem zarzucały Polakom wymordowanie Żydów w "polskich obozach śmierci", za co rzekomo właśnie miał przepraszać Żydów polski prezydent. Podczas całej wizyty Wałęsy w Izraelu, nigdy i nigdzie w prasie, radio i telewizji australijskiej nie wspomniano o Niemcach, tak jakby Polacy zgładzili ich razem z Żydami i sami pozostali na placu rzezi. Syn jednego z polskich dziennikarzy wrócił ze szkoły skarżąc się w domu, że koledzy wypominali mu, iż Polacy „wymordowali trzy miliony Żydów".
„Los Angeles Times" w kolumnie listów od czytelników, z 9.X.1994 roku:
„W jaki sposób Polacy potrafili wyszukać 3/1
min Żydów, by przekazać ich nazistom i współdziałać w ich systematycznym mordowaniu? - pisze pierwszy czytelnik, a drugi zapytuje:
„Czy Polacy nie mają dość problemów z zarządzaniem swoim krajem, by poświęcać tyle energii dla demonstrowania antysemityzmu?"
Organizatorzy międzynarodowej konferencji na temat holokaustu dzieci żydowskich, które zdołały się uratować — zakazali eksponowania angielskiego wydania książki J. Tomaszewskiego pt.:
„Ratowanie Żydów w Polsce w czasie II wojny światowej".
„The Pilot" - oficjalny biuletyn katolickiej archidiecezji w Bostonie/ w dniu 16.IX.1994 roku zamieścił zdjęcie z imprezy poświęconej holokaustowi. Podpis pod jednym ze zdjęć:
„Irena Weiss z Waszyngtonu opowiada historię lat przeżytych w polskim obozie koncentracyjnym w
Buchenwaldzie."
„Museum of Tolerance" w Los Angeles (6.VI.1994 r.) - przewodniczka mówiła do zwiedzających dzieci i dorosłych, że „Polacy i Węgrzy byli gorsi od Niemców".
//NewsWorid Report" w maju 1994 r. donosił/ iż plaży Omaha podczas wojny broniła 716 dywizja sformowana z Polaków i innych najemników.
„Nazi Germany" - to tytuł podręcznika licealnego wydanego w 1986 roku w Kanadzie. Pomieszczono w nim zdjęcia wiwatujących tłumów w Gdańsku, z podpisem: „Niektórzy Polacy witali nazistów z entuzjazmem". Polacy zgłosili protest do ministerstwa edukacji stanu Ontario. W następnym wydaniu podpis mówił już o "entuzjazmie niemieckojęzycznych mieszkańców".
„Sturges Publishing" - to wydana w Kanadzie katolicka publikacja o Europie Wschodniej (1993 rok)/ gdzie czytamy:
„Armia Krajowa (Home Army), była polską antykomunistyczną armią/ która walczyła u boku Niemców przeciw Rosjanom w II wojnie światowej."
„The Toronto Star" - poczytny dziennik kanadyjski/ 27 marca 1994 roku w tekście autorstwa A. Kendala oznajmia, iż dla Niemców zbędne było polskie SS - wystarczyła Armia Krajowa/ denuncjująca lub sama mordująca Żydów. Ponadto rząd polski na uchodźtwie celowo opóźniał przekazanie na zachód informacji o okrucieństwach popełnianych na Żydach. Powstanie w getcie trwało dłużej niż powstanie warszawskie. Ta wiązanka monstrualnych obelg i fałszerstw stała się tematem specjalnej konferencji prasowej władz Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Opublikowano także liczący ponad 20 stronic raport o antypolskich fobiach w Kanadzie. Autorka Irena Tomaszewska stwierdziła/ że //efektem fałszowania historii jest stopniowe przesuwanie odpowiedzialności za ludobójstwo na Żydach z nazistów niemieckich na Polaków. Coraz
częściej przedstawia się Polskę jako kolaboranta Niemców."
„Newsweek" - w rubryce z 26.VI.1993 r. napisał/ że warszawskie getto „... powstało w 1943 roku dla odizolowania/ a w końcu wyeliminowania pół miliona Polaków".
„Los Angeles Times", z 26.XII.1993 roku: /,«Lista Schindlera», «Holocaust», «Shoah»/
«Przeżyłam Oświecimy i inne filmy ukazały, jak Niemcy, Austriacy, Polacy i inni, torturowali i wymordowali 6 milionów Żydów podczas II Wojny Światowej.
„TheJewish Press": - główny rabin Izraela - Meir Lau oznajmił (13.VIII.1993 r.):
„Weźmy na przykład tak duży kraj jak Polska przed II Wojną Światową. Żydzi uczynili go owocnym, zamienili w kwitnący kraj, z żywotną ekonomią, przemysłem i rolnictwem. A spójrzmy na ten kraj teraz, po II Wojnie Światowej, gdy 3/6 min Żydów opuściło go. Jest wyspą zniszczenia/ krajem upadającym pod każdym względem, w ekonomii/ w przemyśle, również w sprawach społecznych. Tym niemniej wielu Polaków współpracowało z nazistami w likwidowaniu narodu żydowskiego, przed czym chroń nas Boże. Sześć największych obozów zagłady zlokalizowanych było na terenie Polski. Oni wiedzieli/ że utrata Żydów wiele ich będzie kosztować. To jednak ich nie powstrzymało. Bo taka jest natura antysemityzmu - zniszczyć naród żydowski/ zamiast korzystać z niego."
Miesiąc później/ tenże rabin Meir Lau/ złożył wizytę Janowi Pawłowi Drugiemu.
T. Klein - przedstawiciel tzw. //strony żydowskiej"/ który wraz z kardynałemLustigerem wymusił na Episkopacie Polski zgodę na eksmisję klasztoru karmelitanek z obrzeży obozu koncentracyjnego Auschwitz:
„Polacy i Kościół polski ponoszą główną winę za wszystkie nieszczęścia/ jakie kiedykolwiek a szczególnie podczas wojny 1939-1945 spadły na Żydów" (w: T. Klein: „L^affaire du Carmel d'Auschwitz").
„The Jewish Press", w ramach
międzynarodowego rejwachu wokół klasztoru Karmelitanek w Auschwitz:
„Wszyscy wiemy, że Auschwitz/ to nie był ani początek ani koniec polskiego antysemityzmu. Polacy zawsze nienawidzili Żydów. Teraz oczywiście obwiniają nazistów/ ale jest przecież dobrze znanym faktem, że naziści nie mogli zbudować Auschwitz, ani Treblinki ani Sobiboru (...) pamiętajmy o tym, kto za to był odpowiedzialny: Polacy."
YitzhakZuckerman/ w książce: „A Surplusof Memory: Chronicie oftheWarsawGhettoUprising"/ Los Angeles 1993 rok/ s. 479:
„Wielu Żydów zostało zamordowanych przez żołnierzy AK nawet w naszym sąsiedztwie."
Shmuel Krakowski, z Instytutu Yad Vashem w książce: „The War of the Dodmed. Jewish Armed Resistance in Poland 1942-1944" (New York - London/ 1994 rok) nie szczędzi Polakom oszczerstw o współudziale w holokauście.
ReubenAinsztein/ w książce: „Jewish Resistance in NaziOc-cupiedEastern Europę...'", London 1974, s. 676:
„Wielu z polskich nazistów/ to byli polscy oficerowie i jako takim dano im dowództwo nad oddziałami Armii Krajowej, gdzie robili wszystko/ aby zintensyfikować antyżydowską nienawiść ..."
„Gazeta Wyborcza" z 15.XII.1993 roku/ w artykule kierownika działu kulturalnego „GW" - Michała Cichego/ w recenzji z pamiętników żydowskiego policjanta z getta warszawskiego:
„Przetrwał nawet Powstanie Warszawskie/ kiedy AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta."
„Gazeta Wyborcza": słynny/ oszczerczy artykuł-rzeka Michała Cichego: //Polacy - Żydzi: czarne karty Powstania" (29-30.1.1994 r.)/ który doczekał się/ specjalnie temu stekowi oszczerstw poświęconej książki Leszka Żebrowskiego pt: „Paszkwil Wyborczej".
Bolesław Sulik - syn Nikodema/ generała z Armii gen. W. Andersa/ który w 1946 r. wyjechał do ojca na zachód jako Żyd Jakub Sztejnberg - po latach/ w niewydarzonych filmach: „Zmagania o Polskę"/ „W Solidarności" - wyszydza Polaków i Polskę/ natomiast w cyklu reportarzy telewizyjnych na zachodzie, Polaków przedstawia jako antysemitów i kołtunów...
N. Blumental i Kernisch (Abel Kainer)/ w
książce wydanej w Jerozolimie: „Ruch oporu i powstanie w getcie warszawskim"/ nie szczędzi Polakom/ zarówno akowcom jak i ludności cywilnej/ zarzutów o bierność/ także o współudział w mordowaniu outsi-derów.
Stanisław Krajewski/ prawnuk A. Warskiego/ przedstawiciel polskich Żydów w amerykańskim Kongresie Żydów/ w tzw. „Raporcie z Polski" (maj 1994) informuje amerykańskich Żydów:
„Artykuł (Michała Cichego o powstaniu - aut.) wzniecił furię/ ponieważ powstanie zajmuje szczególne miejsce pośród największych świętości w polskiej świadomości (...) Wielu ludzi po prostu nie wierzyło, że święci bojownicy mogli zabić niewinnych Żydów."
M. Goidsztejn - przewodniczący
Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego oznajmia/ że w Polsce utwierdza się niesłuszne mniemanie/ iż ofiary Oświęcimia były Polakami nieżydowskiego pochodzenia/ a o Marcu 1968 r. stwierdza/ iż antysemicka kampania wygnała wówczas z Polski 100 tysięcy Żydów/ którzy //zdecydowali się odbudować po wojnie Polskę z ruin". W istocie wyjechało 11 000 osób, wśród nich najwięksi zbrodniarze stalinowskiego terroru i dygnitarze ze wszystkich kluczowych stanowisk w partii/ wojsku/ Bezpiece/ administracji/ a co gorsze - wywiadzie i kontrwywiadzie.
Icchak Rubin/ w książce //Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją 1939-1945", będącej rozszerzoną wersją pracy doktorskiej obronionej w 1966 roku na UMK w Toruniu/ a opublikowanej w 1988 roku. Cytujemy z książki Leszka
Żebrowskiego: //Paszkwil Wyborczej":
//Ten los Żydom zgotował świat/ gojski świat! I niechaj żaden goj, ani z tych/ którzy „nie zauważyli" tego i nie zauważają, ani z tych, co byli i są „neutralni" lub obojętni/ ani wreszcie z tych, którzy prawdę o tym ukrywali i ukrywają, zafałszowali i nadal fałszują, niechaj nikt z nich nie umywa od tego swych rąk, potwierdzi tylko, że ma je nieczyste.
Stosunek Polski Podziemnej i całej prawie ludności polskiej do Żydów powodował/ że getto i obóz pracy lub obóz koncentracyjny/ były jedynymi miejscami na świecie/ które dawały Żydom nikłą nadzieję i szansę na przetrwanie ... A po wyzwoleniu
od trzeciej dekady lipca 1944 r./ kiedy zaczęli powracać z obozów i ZSRR żydowscy niedobitkowie/ ujawnili się uratowani przez Polaków i zakonspirowani Żydzi/ po całej Polsce rozlała się fala masowych mordów i pogromów antyżydowskich ... Byli to zwyczajni ludzie/ których zabijano tylko dlatego/ że byli Żydami i ośmielili się wrócić do swojego kraju. Żadne polskie miasto nie było wolne od takich wydarzeń. Wśród ofiar znajdował się Leon Felhender/ jeden z dwóch ocalałych organizatorów i przywódców powstania w obozie zagłady w Sobiborze/ i ChaimHirszman/ jeden z dwóch, którzy wyszli żywi z Bełżca. A przecież w drugiej połowie 1947 r. i w 1948 r. mordowano dalej Żydów w Polsce ... A mordercami w Polsce nie były SA i SS/ lecz AK i specjalnie utworzone dla działalności terrorystycznodywersyjnej/ dyrygowane z Londynu antysowieckie i antyżydowskie organizacje „Nie" i WiN"/ pod wodzą generałów Okulickiego i E. Fieldorfa, pułkowników Rzepeckiego/ Franciszka Niepokólczyckiego/ Janusza Bokszczanina i innych elitarnych oficerów przedwojennego Wojska Polskiego/ oraz inne bandy morderców/ tzw. dzikie."
Przypadkowo/ na zasadzie „góra z górą się nie zejdzie ale człowiek z człowiekiem zawsze" mamy okazję do przyjrzenia się sylwetce Chaima Hirszmana - uciekiniera z getta bełżeckiego/ którego potem/ już na wolności/ zamordowali „zoologiczni antysemici". Oto szczegóły/ które zamieściłem w książce mojego autorstwa pt:
Konspiracja młodzieży szkolnej 1945-1955, wyd.
Retro 1994 r./ s. 130-131:
Chaim Hirszman (w spolszczeniu: Henryk Hirszman)/ był szczególnie aktywnym i groźnym funkcjonariuszem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Lublinie. W oddziale WiN dowodzonym przez Hieronima Dekutowskiego ps. //Zapora" (ujętym i straconym wraz z pięcioma innymi oficerami)/ zapadła decyzja o likwidacji tego groźnego zbira z UB. Zadanie to powierzono członkom młodzieżowej tajnej organizacji pod nazwą „Tajna Organizacja Wojskowa"/ założonej przez grupę uczniów liceum im. St. Staszica w Lublinie. Oto zeznanie aresztowanego potem przywódcy organizacji - Jerzego Fryze/ skazanego na karę śmierci i ułaskawionego na dożywocie/ znajdujące się w aktach rozprawy członków organizacji/ sygn. Sr 762/1946:
„Ja brałem udział w zabójstwie Hirszmana Henryka/ zam. Lublin/ ul. Górna 9. Było to w drugiej połowie marca 1946 r. W zabójstwie brał też udział mój dowódca Wołodkiewicz Edmund ps. "Wlodek". Był z nami Misiak Zdzisław i Złotowski ... We trzech weszliśmy do mieszkania Hirszmana Henryka/ pierwszy wszedłem ja i krzyknąłem: //Ręce do góry!" Hirszman Henryk rąk do góry nie podniósł/ tylko sięgnął ręką do kieszeni/ więc ja wtedy strzeliłem z pistoletu typu parabellum/ trafiając go w żołądek. I sami zbiegliśmy/ każdy z nas udał się do domu ..." Kielecki pogrom Żydów z lipca 1946 roku - koronny zarzut owych „pogromów"/ został z premedytacją zaprogramowany przez Żydów z MBP/ celem wygrania dwóch atutów: wytworzenia w opinii świata zachodniego przekonania, iż podziemie zbrojne jest zbrodniczo antyżydowskie, a po drugie/ celem przyspieszenia ewakuacji Żydów napływających z ZSRR, do emigracji na tereny Palestyny. Cel został osiągnięty, tylko skutki przeszły oczekiwania prowokatorów - w rozruchach zginęło aż 40 osób, a to dzięki równie zbrodniczej bierności potężnych sił Bezpieki, MO, wojska, które pozwoliły prowokatorom bezkarnie zabijać Żydów przez niemal cały dzień. Gdyby to był np. atak oddziałów podziemia na siedzibę UB czy MO lub władz, w ciągu godziny napastnicy zostaliby otoczeni i wybici do nogi.
Podobna prowokacja miała miejsce, w krótkich odstępach czasu, w Krakowie a przedtem w Rzeszowie. Chodziło m.in. o szybką ewakuację do Palestyny ponad ćwierć miliona Żydów sowieckich, przybyłych do Polski za plecami Armii Czerwonej.
O antyżydowskiej prowokacji w Krakowie, istnieje sprawozdanie NKWD, zachowane w tzw. „Teczce Stalina", a udostępnione przez rosyjski „Memoriał" redakcji „Karty" i tam opublikowany (nr 15/1995 r.):
11 sierpnia br. w Krakowie miały miejsce wypadki pogromu wobec żydowskiej ludności miasta. Okoliczności wypadków są następujące:
Rankiem 11 sierpnia (1945 r. - aut.) w synagodze przy ul. Sudźbowej (Szerokiej?), gdzie modlili się Żydzi, nieznane wyrostki zaczęły rzucać kamieniami w okna. Stróż synagogi zatrzymał jednego chuligana, który zaczai krzyczeć, że go bija. Na krzyk ściągnął tłum z pobliskiego bażant i zaczął bić Żydów. W tym czasie nieznana osoba zaczęła rozpowszechniać prowokacyjne pogłoski o tym, że Żydzi w tej synagodze zabili polskie dzieci i że krew polskich dzieci Żydzi oddają Armii Czerwonej. Po tym, jak pojedynczy milicjanci i nieznane osoby w polskich mundurach zatrzymywały Żydów, winnych jakoby zabójstwa polskich dzieci, pogrom się nasilił.
W rejonie ulicy Miodowej zebrał się tłum liczący tysiąc osób. W pogromie wzięła udział milicja, miedzy innymi pracownicy 2 komisariatu miasta Krakowa, którzy wraz z kilkomażołnierzami Wojska Polskiego oraz osobami z ochrony kolei i członkami polskiej młodzieżowej organizacji sportowej, zatrzymywali żydów, okradali i ich bili (...) W czasie napadu żołnierze Wojska Polskiego oddali kilka prowokacyjnych strzałów, w związku z czym rozeszły się pogłoski, że strzelanina prowadzą Żydzi. Podczas starcie z uczestnikami pogromu został pobity i ciężko ranny zastępca naczelnika milicji wojewódzkiej por. Ałtański. Przejawy pogromu zostały przerwane tego samego dnia 11 sierpnia przez wprowadzenie w rejon zamieszek oddziałów polskimi, w tym pułku polskich wojsk wewnętrznych, Nasze wojska udziału nie brały.
W wyniku śledztwa, w mieście zatrzymano 145 osób, wśród nich 40 milicjantów, 6 osób z Wojska Polskiego i 99 osób cywilnych. Zatrzymany wyrostek Kijaczki (siei) Anatol, lat trzynaście, zeznał: „U sierpnia jeden Polak dal mi jakieś zawiniątko i powiedział, żebym rzucił w synagogę i dał mi 20 złotych. Kiedy podszedłem do synagogi, był tam tłum ludzi. W tym czasie podszedł do mnie milicjant, powiedział żebym uciekał i krzyczał, że Żydzi chcą mnie zabić, co też zrobiłem. Rzuciłem zawiniątko w synagogę, a co w nim było, nie wiem."
Inny zatrzymany Polak Bades oświadczył: „Bitem Żydów i rabowałem, groźcie rewolwerem, który dał mi jakiś milicjant". Zatrzymany Kucharski zaznał: „Razem z milicjantami wdarłem się do mieszkania Żyda Opfelbauma i ograbiłem tego ostatniego" (...) Pod koniec dnia 11 sierpnia (a więc tego samego dniał - aut.) pojawiły się specjalnie wydane ulotki, w których podsycano przejawy antysemityzmu i twierdzono, że Żydzi zabijają polskie dzieci (...) Według informacji, jakie otrzymało Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, tego dnia miała wydać ulotki nielegalna partia „Stronnictwo Narodowe",
Jednocześnie próby pogromu miały miejsce w powiatach miechowskim, tarnowskim i nowotarskim, województwo krakowskie. W Miechowie znaleziono napisy wzywające do zabijania Żydów. W Rozwitinowie (sic!) odnotowano wśród mieszkańców okrzyki wzywające do zabijania Żydów. W Rabce w żydowski dom rzucono granat, ofiar nie ma. Śledztwo w toku,
(...) Śledztwo stwierdza, że pogrom był zawczasu przygotowany i prowokatorzy zawczasu wysiali chłopców, którzy zaczęli rzucać kamieniami w okna synagogi, a potem uciekli z okrzykami „mordują!". Kiedy przed synagoga zebrał się tłum, do synagogi wdarło się trzech Polaków w mundurach wojskowyclt, zatrzymali czterech Żydów i odstawili ich do l komisariatu milicji, dyżurnemu milicjantowi Szewczykowi. Polacy przedstawili się jako żołnierze Krakowskiego Okręgu Wojskowego i podali personalia: Wasilewski Jan, Perek Tadeusz i Gacek Roman. Oświadczyli przy tym, jakoby przyprowadzeni przez nich czterej Żydzi mordowali polskie dzieci w synagodze. Milicjant Szewczyk sporządził meldunek na podstawie słów Wasilewskiego, Perka i Gacka i bez sprawdzania puścił ich wolno, a zatrzymanych Żydów zaaresztował. Następnie wielu milicjantom zaczęło bić i aresztować Żydów. W ten sposób milicja swoim działaniem potwierdziła prowokacyjne pogłoski, co wzmocniło działania pogromowe tłumu. Spośród zatrzymanych ustalono winę i pociągnięto do odpowiedzialności 14 milicjantów, 6 żołnierzy Wojska Polskiego i 70 osób cywilnych, przeciwko których prowadzone jest śledztwo. Wymienieni Wasilezuski, Perek i Gacek nic figurują w ewidencji krakowskiego garnizonu i jak dotąd ich nie ustalono.
(...) 15 sierpnia został aresztowany pracownik miejscowej poczty Bobrowski Albin, nr. w 1883 roku, u którego skonfiskowano drukowana iilotkp dotycząca pogromu. Bobrowski odmawia wszelkich zeznań. W ulotce tej, podpisanej przez Związek Obrony Wolności i Demokracji, mówi się między innymi:
„Kraków - ośrodek i kwiat kultury polskiej został w sobotę 11 sierpnia zhańbiony podłym, barbarzyńskim wystąpieniem przeciw Żydom.
Sobotni incydent przeciw Żydom jest dziełem prowokatorów. Proluokatorzy zrobili to po to, żeby pokazać światu iż wojska sowieckie i NKWD wciąż są potrzebne w Polsce dla utrzymania porządku i ochrony bezpieczeństwa Żydów. Prowokatorzy wywołali ten incydent w dniu, kiedy w Krakowie przebywali przedstawiciele Anglii i Ameryki - to im chcieli pokazać ten pogrom.
Uchwała z Poczdamu, zv której powiedziano, że w Polsce mają rządzić sami Polacy, musi być wykonana. Nikt nie wierzy iv tę źle zmontowaną prowokację i nikt nie zgadza się z tym, że Polsce potrzebna jest pomoc wojska i NKWD w celu obrony Żydów.
Żydom w naszym mieście nic nie grozi, chroniliśmy ich w czasie okupacji hitlerowskiej i nadal mogą żyć spokojnie bez obaw." (podkr.: - H.P)."
Henryk Pająk
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 13:00, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jestem w trakcie oglądania zmagań bialo-czerwonych z Irlandczykami i wyznam, ze lepiej Polakom idzie robota na zielonej wyspie Irlandii , niz gra na zielonej murawie w Poznaniu. Do przerwy z Irlandią 0:0.
Jak będzie dalej, tego nie wiem, ale ciemno to widzę, gdyż trener Nawałka znalazł się nie tylko w kropce taktycznej, ale i w kropce powołaniowej.
W reprezentacji na mecz z Irlandią pojawiły się wprawdzie kolejne, lecz niestety nic nie wnoszące do jakości gry nazwiska. Cały czas Polacy uprawiają z premedytacją futbol podwórkowy a nie reprezentacyjny. Dużo kopaniny, dużo niecelnych podań, brak zgrania, do pola karnego od biedy w stylu "Paragon gola" , a potem to już tradycyjnie za wysokie schody, niemoc i szukanie ze strachem zawodnika, który ma zadać ostatni cios.
Z tego co widzę, z tą reprezentacją nie mamy czego szukać na miedzynarodowych arenach. Może trzeba więc sobie po prostu tę dyscyplinę sportu darować i wycofać kadrę z FIFA i UEFA skoro nie osiągamy od lat w piłce nożnej sukcesów?
Ps. Mecz skończył się w fatalnym polskim stylu tak jak się zaczął. Wynik zeroo do zera. Stadion pożegnał polskich piłkarzy mocną dawką gwizdów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Sob 16:24, 23 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Na całej połaci śnieg....
[link widoczny dla zalogowanych]
Mówią: zima idzie....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pon 12:19, 25 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Historia, którą chcę przypomnieć jest mało znana, ale ktokolwiek o niej usłyszy zapada mu ona głęboko w pamięć.
Późnym rankiem, 18 maja 1944 roku, a dokładnie o godzinie 10:30 w rejon zniszczonego klasztoru na Monte Cassino dociera drużyna z 12 pułku ułanów pod dowódzctwem por. Gabryjela. jako pierwsi zatknęli tam swój proporzec. W południe nad klasztorem powiewa już polska flaga.
" Po trudnym boju - wspomina Emil Czech -wypoczywaliśmy w schronach. Sanitariusze opatrywali rannych. Wtedy właśnie pojawił się por. Woźniacki, adiutant naszego dowódcy płk. Władysława Rakowskiego i mówi do mnie: "Plutonowy Czech, ubierajcie się szybko. Macie zgłosić się do dowódcy. Poszedłem. Płk. Rakowski zwrócił się do mnie ze słowami: "Plutonowy Czech, macie do wykonania bojowe zadanie. Podjedziecie pod klasztor i pod polską flagą odegracie Hejnał Mariacki." Otrzymałem trąbkę, tzw. cornet. I wraz z kierowcą ruszylismy samochodem. W połowie drogi pojazd zatrzymał się. Kierowca zwrócił się do mnie z pytaniem: "Panie plutonowy, czy chce pan żyć? Bo ja chcę. Dalej nie jadę." Wysiadłem. Akurat w tamtym kierunku jechał znajomy lekarz por. Stanisław Szczeponek. Podwiózł mnie pod sam kościół, tak, że na miejscu byłem piętnaście minut przed wyznaczonym czasem. Podchodzę pod falującą na wietrze flagę. Jestem wzruszony. Nie wiedziałem, czy potrafię zagrać ten hejnał należycie. Biorę do ust trąbkę i zaczynam grać. Przypomniałem sobie wówczas, że muszę przerwać w pewnym momencie i poczuć się tak, jakby to mnie strzała tatarska przebiła gardło. Wtedy właśnie zjawili się skądś jacyś fotoreporterzy, amerykański i polski. To zdjęcie które mam, zrobił mi plut. Choma z I batalionu piechoty. Po odegraniu hejnału zameldowałem wykonanie rozkazu u dowódcy. Był bardzo wzruszony. Gdy odchodziłem, zatrzymał mnie jeszcze na moment i powiedział: "Pamiętajcie plutonowy Czech, wasza trąbka i wasz hejnał przejdą kiedyś do historii..."
Przeszły.
Plutonowy Emil Czech wrócił do Polski w roku 1947 gdzie oczekiwała go żona, której nie widział od czasu gdy wyruszył na front we wrześniu 1939. Ułan Emil Czech jest znany także nie tylko z odegrania hejnału Mariackiego pod polską flagą na Monte Cassino. Znany jest również z czynu bohaterskiego. Podczas walk o klasztor wraz z ułanem Wasylkiewiczem własnymi ciałami zasłaniali rannego dowódcę.
Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu odrrodzenia Polski pan Emil Czech wiódł do śmierci spokojne życie emeryta kolejowego. Zmarł w Kłodzku 26 marca 1978 roku. W tym samym roku odeszła też żona pana Emila. Dzieci nie mieli.
źródło: "Goniec karpacki" Rok XXII Wielka Brytania 2013 NR 340
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pon 13:22, 25 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Madame Janke jak tylko objęła posadę szefowej Salonu obiecywała pełną twarzą, że zmieni się jego jakość, że pojawią się nowi komentatorzy itd. itp. Jak narazie z nowinek odtajniono Sowińca i Oniona
Owszem pojawili się takżę nowi, ale obok nich wykrystalizowała się kolejna stała forma kitu, niewiele wnosząca treścią, ale zawzięcie promowana. Tym kitem jest salonowy Adam Sandler Salonu, czyli rozparty w fotelu hamburgerowaty wąsacz Zebe.
Można się śmiać, ale taka jest prawda salonu.
Podobnie jak z Sandlera uczyniono "wybitnnego aktora", dorzucając do jego wątpliwego talentu lepszych od niego, tak na salonie promuje się faceta, który ani pisze ciekawie, ani też nie porusza ciekawych tematów, ale notorycznie jest wciskany pomiędzy lepszych od siebie. Dzisiejszy tekst o życiorysie Adama Nawałki jest ku temu świetnym przykładem. Bogu jednak trzeba dziękować, że Herr Zebe nie ma tyle śliny na języku co Piętak z Libickim razem wzięci. Admin salonu któremu pieczy powierzono pewnie tego SG żurnalistę miałby ciężki orzech do zgryzienia co z wiekopomnej dla salonu twórczości Zebe wybrać dla potomności.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 10:28, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Aribart Heim uwielbiał sprawdzać wytrzymałość człowieka w sytuacjach dla niego ekstremalnych. Do legendy wyrafinowanego okrucieństwa przeszło rozpruwanie na żywo więźniowi przez tego bydlaka z SS jamy brzusznej , wycięcie wątrąby, następnie zaszycie więźnia i mierzenie z zegarkiem w ręku jak długo po tej operacji będzie on żył..
Nie twierdzę, że Donald Tusk jest w typie Aribarta Heima, ale niestety też lubi eksperymentować. Eksperymentuje więc pan premier na narodzie polskim już od kilku lat i to ze sporym powodzeniem . Eksperymenty są różne. Na przykład zlikwidowano stocznie i sprawdza się teraz jak długo kraj o tak długim wybrzeżu morskim wytrzyma bez gospodarki morskiej. Innym, o wiele groźniejszym w skutkach eksperymentem było grzebanie bez znajomości tematu w wnętrznościach Służby Zdrowia, co zaowocowało dość szybko tragicznymi skutkami: umierają pacjenci, w tym dzieci. W większości niedowiezieni na czas do szpitali. (Nie wiem czy pan premier zdaje sobie z tego sprawę, ale powinien jednak o tym pomyśleć, że jako premier odpowiada bezpośrednio za ten stan rzeczy, czyli za śmierć tych ludzi.) Eksperymentowano na emerytach, na koleji, na przemysle zbrojeniowym, na pzremysle wydobywczym i przetwórczym, na przemyśle maszynowym...
Obecnie wypłynęło na wierzch eksperymentowanie na gospodarstwach domowych ocieplających się węglem i drzewem. Oto radni Krakowa uchwalili ostatnio, że na ich terenie nie będzie można palić w piecach zimą - piece więc należy czym prędzej zlikwidować. Rozumiemy, jak jest zima to musi być w mieszkaniach zimno. Ale nie obawiajmy się jednak o poziom temperatury, to kolejny z eksperymentów za wiedzą premiera. Nie sądzę bowiem aby nie wiedział on o czymś tak doniosłym, a co uchwalono w Krakowie. On wie, i sobie spokojnie czeka.
Jeżeli mieszkańcy Krakowa potulnie zgodzą się na narzucone im przez miasto warunki podobny los spotka resztę Polski, o czym eufemistycznie zdążył już donieść portal "Twoja Pogoda", sugerując że Francuzi i Niemcy też kiedyś protestowali do czasu aż zrozumieli, że to dla ich własnego dobra tak uczyniono. Portal zapomniał tylko dodać, że Niemcy przodują w spalaniu węgla w Europie a Rosjanie gdzieś swój gaz przecież muszą sprzedać. Zakaz palenia węglem i drewnem to wyjątkowy przykład cynizmu ze strony władz wobec obywateli i własnego kraju, kraju który do spółki z obywatelem goni resztkami sił. To tak jakby odmówiło się prawa mieszkającym pod kołem podbiegunowym Eskimosom do budowania igloo i zabijania fok.
Krakowianie mają na przystosowanie się do zakazu aż lub tylko pięć lat, chociaż czytałem, że zakaz palenia węglem i drewnem dotknie mieszkańców Krakowa już z pierwszym stycznia 2014 roku. Mimo to nie sądzę aby pan Majchrowski był w stanie zapewnić wszystkim krakusom pomoc finansową , o której to ochoczo mówił, a od której się teraz delikatnie odwraca, zastępując słowo"wszystkim" wyrazem "większości". To też palić oni będą dalej, tak jak palili w peicach ich dziadkowie i pradziadkowie. A nim zakaz ów wejdzie w życie, to przyjdzie walec PiS i wszystkie idiotyzmy wieksze i mniejsze wbije w glebę wraz z ich wykonawcami.
Poza tym, gdyby premier był premierem z jajami, to po prostu w odpowiedzi na takie zachowanie prezydenta i radnych podwawelskiego grodu walnąłby pięścią w stół i kazał im szukać innego wyjścia z sytuacji. Niestety, premier nie walnie, bo podobnie jak prezydent miasta Krakowa potrafi jedynie eksperymentować.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:29, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Choć w kategoriach największych katastrof morskich niemal zawsze wymienia się Titanica, w przypadku tej tragedii liczba ofiar była porażająca. Podczas gdy na brytyjskim liniowcu zginęło 1,5 tys. ludzi, Wilhelm Gustloff mógł pochłonąć nawet 10 tys. istnień.
“Obok mnie, poręczy nadbudówki kurczowo trzymała się jakaś kobieta. Za nią dwoje dzieci i mężczyzna. Był w mundurze z opaską ze swastyką. Kobieta krzyczała do niego: skończ z nami! Wyciągnął pistolet, trzymając się wciąż jedną ręką. Najpierw zabił dwie dziewczynki, potem żonę. Kiedy przyłożył pistolet do własnej skroni, nie miał już nabojów. Krzyknął do mnie: daj mi swój pistolet. Kiedy odkrzyknąłem, że nie mam, puścił rękę i zsunął się za żoną i dziećmi po oblodzonym i pokrytym śniegiem pokładzie”.
“Pod pokładem działy się potworności. Wielu zadeptano, inni leżeli w przejściach w kałużach krwi. Dzieci płakały za matkami, zrozpaczone matki nawoływały swoje dzieci”.
“Moja sąsiadka straciła zmysły. Zaczęła odpychać starszego syna, młodszego tuliła do siebie. Zostali tam w kajucie. We troje. Na zawsze”.
“Wielu ludzi, zwłaszcza kobiety dryfujące w wodzie, wciągano do łodzi, przez co do środka dostało się jeszcze więcej wody. Wiele postaci bezgłośnie przepływało obok nas, wisieli w kamizelkach ratunkowych i chyba już nie żyli”.
To zaledwie część z setek wspomnień, jakie zachowali ocaleni ze statku Wilhelm Gustloff, który 30 stycznia 1945 r. zatonął na Bałtyku. W stosunku do liczby pasażerów było ich niewielu. Choć w kategoriach największych katastrof morskich niemal zawsze wymienia się Titanica, w przypadku tej tragedii liczba ofiar była porażająca. Podczas gdy na brytyjskim liniowcu zginęło 1,5 tys. ludzi, Wilhelm Gustloff mógł pochłonąć nawet 10 tys. istnień. W historii nie ma źródła, które opisywałoby zatonięcie statku, z większą liczbą pasażerów.
Wilhelm Gustloff został zbudowany w latach 1935-37 przez stocznię Blohm&Voss w Hamburgu. Zleceniodawcą była hitlerowska organizacja Kraft durch Reude, która uczyniła z niego flagową jednostkę. Ekskluzywny oceaniczny statek wycieczkowy robił wrażenie: 208,5 m długości, 23,5 m szerokości. Posiadał 221 kabin dwuosobowych oraz 239 kabin czteroosobowych. Razem z załogą mógł pomieścić ponad dwa tysiące osób. Wszystkie te parametry sprawiały, że Gustloff był piątym co do wielkości niemieckim statkiem pasażerskim.
Nazwę nadano mu na cześć Wilhelma Gustloffa, zasłużonego działacza NSDAP i przywódcy szwajcarskich nazistów, który został zastrzelony w 1936 r. przez żydowskiego studenta (jego zabójstwo było jednym z pretekstów do przeprowadzenia kryształowej nocy w 1938 roku). 5 maja 1937 roku, kiedy wodowano giganta, obecna była nie tylko wdowa po zamordowanym Gustloffie, ale i sam Hitler. Co ciekawe, führerowi proponowano, by nazwać statek jego imieniem, uznano jednak, że ze względów propagandowych byłby to kiepski pomysł (zapewne znalazłoby się wiele osób, które chciałby „zatopić Adolfa Hitlera”). Führer odmówił i zadowolił się prywatnym apartamentem na statku.
Do czasu wybuchu II wojny światowej Wilhelm Gustloff służył jako statek pasażerski. Odbył 44 rejsy po morzach Północnym i Śródziemnym, przewożąc łącznie 65 tys. pasażerów. Na jego pokładzie zorganizowano m.in. punkt głosowania dla obywateli III Rzeszy przebywających na terenie Wielkiej Brytanii (przedmiotem głosowania była sprawa aneksji Austrii). W maju 1939 r. transportowiec wziął udział w ewakuacji niemieckiego Legionu Condor, który walczył w wojnie domowej w Hiszpanii.
Status jednostki zmienił się wraz z wybuchem wojny. Od 22 września 1939 r. Gustloff pływał już jako okręt szpitalny (Lazarettschiff D). Zabierał na pokład rannych żołnierzy wojennych w czasie kampanii wrześniowej (także polskich jeńców), a w czerwcu 1940 roku uczestniczył w kampanii norweskiej, bazując w Oslo. Dopiero w drugiej połowie 1940 r. wpłynął do Gdyni, gdzie spędził następne cztery lata. Przemianowany został na koszary dla II dywizjonu szkolnego okrętów podwodnych.
Ucieczka w popłochu
W połowie stycznia 1945, kiedy wiadomo już było, że rozbicie armii niemieckiej to tylko kwestia czasu, grossadmiral Karl Dönitz, naczelny dowódca Kriegsmarine, wydał rozkaz do akcji „Hannibal” (ewakuacji niemieckich żołnierzy i ludności cywilnej z Kurlandii i Prus Wschodnich). Nacierająca od wschodu Armia Czerwona nie miała litości dla pokonanych. Nie dziwi więc, że zarówno żołnierze, jak i niemieccy obywatele uciekali w popłochu. Celem było polskie wybrzeże, bo zorganizowana ewakuacja miała się odbywać przez Morze Bałtyckie.
28 stycznia 1945 r. rozpoczęto przygotowywanie Gustloffa do wypłynięcia. Kompletowano załogę, sprawdzano maszyny, zbierano prowiant, kamizelki ratunkowe i wszystko, co potrzebne do przewiezienia kilku tysięcy ludzi. Ile dokładnie osób weszło na pokład? Tego nie wiemy. Cała akcja odbywała się w takim pośpiechu, że nikt nie myślał o skrupulatnych ewidencjonowaniu pasażerów. Oficjalna lista wskazywała na 6 600 pasażerów, wiemy jednak na pewno, że było ich znacznie więcej. Według najnowszych prognoz, nawet 10 tys. Byli to zarówno ranni żołnierze, pielęgniarki z żeńskiej służby pomocniczej marynarki wojennej, a także zwykli cywile. Okręt załadowany był po brzegi.
Wilhelmem Gustloffem dowodziło czterech oficerów (dowództwo cywilno-wojskowe): kpt. Friedrich Petersen, kpt. Heinz Koehler, kpt. Harry Weller oraz komandor podporucznik Wilhelm Zahn. Jeszcze przed wypłynięciem doszło między nimi do kłótni. Poszło o trasę ewakuacji. Do wyboru były dwie możliwości: trasa wzdłuż brzegu – bezpieczniejsza, bo płytkie wody uniemożliwiały wpłynięcie radzieckich okrętów podwodnych, ale za to dłuższa, albo – bezpośrednio do niemieckiego portu (trasa szybsza, ale związana z możliwością ataku). Zdecydowano się podjąć ryzyko.
30 stycznia o godzinie 12.30 Wilhelm Gustloff ruszył. Był tak przeładowany, że miał problemy z wypłynięciem. Na domiar złego dwa z trzech okrętów towarzyszących mu jako eskorta, na skutek awarii musiały zawrócić do Gdyni. Pogoda również nie sprzyjała uciekinierom. Morze było wzburzone, a o burty rozbijały się 2-3 metrowe fale.
Ok. godziny 18.50 Gustloffa zauważył rosyjski okręt podwodny S-13, dowodzony przez kmdr. Aleksandra Marineskę. Widząc na radarze potencjalny okręt nieprzyjaciela, ruszył w pościg. Około godziny 21., dwadzieścia mil morskich od plaż w pobliżu Łeby, dogonił go i kilka minut później wystrzelił w jego kierunku trzy torpedy (czwarta zablokowała się w wyrzutni). Wszystkie trzy trafiły cel. Załoga Gustloffa nie przypuszczała, że 63 minuty później nie będzie po nich śladu.
Walka o przetrwanie
Łatwo sobie wyobrazić jaka panika zapanowała na pokładzie, którym wstrząsnęły trzy silne eksplozje. Dolne pokłady z setkami śpiących pasażerów zostały natychmiast zalane, a ogromne ciśnienie rozrywało poszycia kolejnych pomieszczeń, wpuszczając do środka miliony litrów wody. Pierwszym odruchem była ucieczka na pokład. Nie było to łatwe. Stłoczeni pasażerowie tratowali się nawzajem. Zapanował chaos. Ludzie walczyli o kamizelki ratunkowe.
Sytuację dodatkowo pogarszała pogoda. Na zewnątrz było minus 20 stopni Celsjusza. Żurawiki były pokryte lodem, który trzeba było najpierw skuwać, aby umożliwić spuszczenie szalup i tratew. Ludzie, nie chcąc czekać, zaczęli napierać. Każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w łodzi. Okrzyki załogi: „Tylko kobiety i dzieci!” zdawały się na nic. Wielu świadków opisywało jak załoga strzelała do najbardziej agresywnych mężczyzn.
Statek coraz bardziej przechylał się na lewą burtę, strącają z pokładu setki ludzi. Wpadali w otchłań lodowatej wody. W pewnym momencie zamontowane na pokładzie działo przeciwlotnicze zostało wyrwane i spadło wprost na dopiero co zwodowaną szalupę z ludźmi. Niewiele ponad godzinę po ataku, Wilhelm Gustloff poszedł na dno.
Po kilkudziesięciu minutach pojawiły się pierwsze okręty płynące z pomocą. Liczba osób, które udało się uratować, także nie jest precyzyjna. Jedne źródła mówią o 838 rozbitkach, inne o 1252. Jeszcze przez kolejne dwa tygodnie zwłoki ofiar katastrofy wyrzucane były przez morze na plaże od Łeby do Jastrzębiej Góry, a nawet w okolice Pilawy. Ostatnią uratowaną osobą było żyjące niemowlę, odnalezione siedem godzin po tragedii na jednej z łodzi ratunkowych.
Kapitan zawsze schodzi ostatni?
Zatopienie Wilhelma Gustloffa jest największą katastrofą morską, którą potwierdzają źródła historyczne. W 1994 roku Polska uznała jego wrak za mogiłę wojenną, w związku z czym nurkowanie w promieniu 500 m od niego jest zakazane.
Katastrofa Gustloffa często była wykorzystywana przez niektóre środowiska niemieckie do akcji propagandowych. Niektórzy aktywiści i historycy domagali się uznania jej za zbrodnię wojenną. Nie ma jednak ku temu podstaw. Choć brutalne i surowe, takie jest prawo wojny. Okręt był jednostką pomocniczą marynarki wojennej, szedł w konwoju osłaniany przez uzbrojony torpedowiec, a na pokładzie, oprócz cywili, byli także niemieccy żołnierze.
Przykład Gustloffa powrócił w dyskusji także w zeszłym roku, przy okazji katastrofy statku Costa Concordia. Czterech kapitanów, dowodzących niemieckim okrętem przeżyło i nie odniosła żadnych obrażeń (nie mieli nawet zamoczonych ubrań). Istnieje szereg wspomnień, które rzucają cień na oficerów. Podobno znajdowali się w szalupie, które została zwodowana już na początku ewakuacji.
Kamil Nadolski
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 11:17, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Polska telewizja pokazuje tłumy zwolenników UE na majdanie i cichcem popłakuje w komentarzach, że Wielka Ukraina, Zieloną Wyspę Donalda Tuska i stojącą za jego plecami nowoczesną Unię ma głęboko gdzieś ponizej swoich pleców.
Ferjana brukselska myślała zapewnie, że oto znaleźli znowu pokrewne Polakom stado debili, z którym zrobią to samo co z polskim bydełkiem , że wycisną Ukraińców z biegiem czasu jak pomarańczkę, że owiną ich sobie genderowo wokół bruskelskiego palucha i zdepczą brukselskim obcasem homoseksualisty.... i się srogo zawiedli. Podła w tych planach była rola III RP i jej POmatolskich POlityków, którym się pewnie zamarzyły dokonania Marszałka Józefa Piłsudskiego .
Sęk w tym, że Marszałek Piłsudski nie uprawiał polskiej polityki na obce zlecenie. Polskę reprezentował wyłącznie Sobą. Żadne ówczesne UE czy innszy Reich mu nie mówił: idź tam- zrób to. On po prostu robił swoje, czyli dbał po prostu o swój Kraj i jego przyszłość. Zresztą, dalekowzroczny był pan Józef w wszystkim czego się tknął , bo chociaż dotarł Kijowa, to jednak ósmym zmysłem wyczuwał, że z tej pięknej Ukrainy Polacy w przyszłości nie będą mieli wielkiego pożytku, dlatego nie palił się zbytnio do słania wojska na obronę Lwowa. Może to i przykre i brutalne, ale Historia pokazała że wyszło na jego. Wyrżnęli nas tam potem jak psów, Lwów przestał być polskim i ślad po Polsce mimo tak wielkich starań II RP na zach. Ukrainie powoli zaginął.
Teraz naiwne towarzystwo z Belwederu i Al. Szucha liczyło, że powieli Historię i "wejdzie" znowu na Ukrainę tyle że pod flagą mocarnej UE, bo jak wytłumaczyć ten ich owczy pęd w tym temacie? Tego latającego Kwasniewskiego? Użyję mocnych słów: wkurwiającym jest fakt, że rząd który nie ma zielonego pojęcia o zarządzaniu własną gospodarką, uprawia dodatkowo antypolską szmatławą -karłowatą, bo uległą, najemniczą politykę zagraniczną. Janukowicz to zauważył, a że głupim nie jest wybrał ostatecznie tego, który może go troszkę moze i podessie, ale w krytycznej chwili z pewnością obroni (konia z rzędem temu, kto wierzy, że NATO pospołu z UE wstawi się za Polską i obroni Polskę) bo reprezentuje tylko siebie - Władimira Putina.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pon 8:14, 02 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Moja matka opowiadała mi kiedyś, że ta historia zdarzyła sie naprawdę bo była opowiadana często w okupację jako dowód aby nie narażać się w ukrywaniu Żydów.
Nad masowym grobem stoją ofiary. Stoją obok siebie Polak i Żyd. Nagle będący za nimi Niemiec podchodzi do Polaka i mówi łamanym polskim, że daruje mu życie pod jednym tylko warunkiem, da mu do ręki pistolet, z którego Polak zastrzeli Żyda. Polak odpowiada, że nie będzie strzelał do niewinnego człowieka. Wobec tego Niemiec daje broń do ręki Żydowi proponując mu to samo co Polakowi. Ten z dużym wahaniem bierze pistolet do dłoni i zachęcany przez Niemca celuje Polakowi w głowę. Pociąga za spust, ale rozlega się tylko suchy trzask. Broń była niezaładowana. Niemiec wybucha śmiechem i mówi do Polaka: "Nie rozumiem dlaczego dla takiego czegoś jak Żyd, wy Polacy narażacie swoje życie."
Ofiary makabrycznego niemieckiego żartu zostały zastrzelone.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 8:19, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Każdy z nas narzeka mniej lub bardziej na jawny flirt władzy z mediami. Warto się więc przypatrzeć ile on nas podatników na przestrzeni ostatnich pieciu lat kosztował. Dodajmy, że jest to zaledwie czubek tej rządowo medialnej góry lodowej.
Tematem zainteresował się więc parlamentarny zespół d/s. wolności słowa, który skierował temat pod lupę NIK-u, ale nie wyklucza także innych kroków, jak skierowanie wniosku do prokuratury.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi wyłącznie o pieniądze głosi mądre powiedzenie, bo
w ciągu ostatnich pieciu lat rząd Donalda Tuska w dość specyficzny sposób uhonorował wierne sobie media umieszczajac na ich łamach ministerialne ogloszenia na niebagatelną kwotę 124.622.539 złotych.
I tak największy kawałek z rządowego tortu uzyskał najwierniejszy z wiernych, czyli Adam Michnik i jego "Gazeta Wyborcza", bo ponad połowę, a więc 51,6 % z przeznaczonej na ogłoszenia kwoty.
Drugie miejsce zajęła nie mniej wierna "Rzeczpospolita" 35,1%,
trzecie uslużny "Dziennik Gazeta Prawna" 8,2% .
Nastepnie: "Dziennik" 2,3%,
tabloid "Super Express" 2,2%,
"Polska The Times" 0,4%
oraz "Nasz Dziennik" 0,1%.
Ostatni tytuł pasuje wprawdzie do pozostalych jak kwiatek do kożucha, ale jego obecność miała zapewne pokazać, że rząd w rozsyłaniu ministerialnych ogłoszeń nie ogranicza się tylko do swoich.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Czw 9:25, 05 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Czytam z ciekawością na Salonie notki blogerów o zawirowaniach wokół profesora Cieszewskiego. Znany działacz NZS, konspirator, poszukiwany przez SB i aresztowany, wychodzi na wolność i natychmiast składa podania o wizy w trzech amabsadach. USA odmawia, Francja także, uciekiniera przyjmuje Kanada.
Nie sądzę aby SB wykazała się aż taką niefrasobliwością w stosunku do człowieka, którego zawzięcie poszukiwała. W ten sposób mogła przecież "przeoczyć wszystkich" ważnych opozycjonistów. Może po prostu profesor obiecał im współpracę kiedy znajdzie się na Zachodzie i w ten sposób prysnął? Prawdopodobnie nigdy sie nie dowiemy co jest w tej historii prawdą a co nią nie jest.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 9:03, 06 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Szósty grudnia. Dzień św. Mikołaja. W w tym dniu mija kolejna rocznica bestialskiego zamordowania przez Niemców w Ciepielowie rodzin Obuchiewiczów, Kosiorów, Skoczylasów i Kowalskich za fakt ukrywania Żydów. Jak informuje "Nasz Dziennik" w wydaniu internetowym w roku 2009 Maciej Pawlicki nakręcił o tym dokument, który zrobil mocne wrażenie na oglądających. na tyle mocne, że Instytut Sztuki Filmowej nie wahał się wyłożyć pieniędzy na "Pokłosie".
Interesującym są wypowiedzi dwóch osób, może nie tyle w kontekście oceny mordu w Ciepielowie, ale ogółnie w kwestii krzywienia historii i stosunków polsko-żydowskich.
Oto konsultant filmu "Nasze matki, nasi ojcowie" z tytulem profesorskim, gdy go pytano dlaczego Polacy w filmie są pokazani jako antysemici i bandyci wyznał: "Czego chcecie? Jestem Niemcem narodowosci żydowskiej". Można zrozumieć w tym wypadku mentalność profesora, ostatecznie 150 tysięcy Niemcow narodowości żydowskiej było żołnierzami Hitlera, co ciekawe służyli oni także w bandyckiej Waffen SS. Idiotycznie natomiast wyglądają na tle mordu niemieckiego w Ciepielowie słowa Aliny Cały, że "Polacy są w pewnym sensie winni smierci wszystkich Żydów!"
Alina Cała pracuje w Instytucie Żydowskim w Warszawie, który otrzymuje dotacje rządowe. Jej wypowiedź skłania mocno do myślenia, że gdyby zdarzyła się znowu w Polsce jakaś sytuacja, w której należałoby ratować Żydów, nie należy tego czynić pod żadnym pozorem.
Ostatnio zmieniony przez Tornado dnia Pią 9:08, 06 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 9:52, 06 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedy Niemcy domagali sie od Polski zadośćuczynienia za ich wysiedlenie z ziem zachodnich oraz Prus. Śp Lech Kaczyński wyliczył im ile są winni za sama Warszawę, za powstanie warszawskie.
Natrafilem w "Naszej Polsce" na zestawienie ile utraciliśmy dzięki sasiadom. Zapraszam do lektury.
"I. MARTYROLOGIA LUDNOŚCI POLSKIEJ
Ogółem straty ludności polskiej podczas II wojny światowej wyniosły:
* 3,7 mln wymordowanych przez obu okupantów
* 2,3 mln osób zmarło bądź zaginęło
* w wyniku zbrodni nacjonalistów ukraińskich i litewskich zginęło 0,78 mln Polaków.
W 1939 r. populację Polaków w świecie obliczano na 42,8 mln.
W 1945 r. – naszych rodaków pozostało 34,6 mln.
Polacy stali się obiektem ludobójczej polityki zagłady biologicznej, realizowanej tak przez okupanta niemieckiego, jak i sowietów.
Oto największe ośrodki zagłady obywateli Polski.
Ośrodki niemieckie:
Oświęcim – zgładzono ogółem 1.300 tys. osób różnej narodowości
Bełżec – mordowali Niemcy i Ukraińcy, 800 tys. ofiar
Treblinka – 700 tys. ofiar
Majdanek – 360 tys. ofiar
Sobibór – 250 tys. ofiar
Trościeniec – mordowali Niemcy, Białorusini i Litwini- 220 tys. ofiar
Powstanie Warszawskie – wymordowanych 220 tys. osób
Babi Jar – mordowali i Niemcy, i Ukraińcy – 72 tys. ofiar
Chełmno n. Nerem – 38 tys. ofiar
Równe – mordowali Ukraińcy i Niemcy – 23 tys. ofiar
Witebsk – mordowali Niemcy i Białorusini – 18 tys. ofiar
Kostopol – mordowali Ukraińcy i Niemcy – 18 tys. ofiar
Włodzimierz wołyński. – mordowali Ukraińcy i Niemcy – 15 tys. ofiar
Baranowicze – mordowali Niemcy, Białorusini i Litwini – 12 tys. ofiar
Główne ośrodki sowieckie:
Bykownia (Sowieci) – 118 tys.;
tryb zwykły (Sowieci) – 102 tys.;
zbrodnia katyńska (Sowieci) – 24 tys.,
Ośrodki litewskie:
Ponary – 68 tys. ofiar.
II. STRATY W ROLNICTWIE
1 września 1939 r. powierzchnia polskich użytków rolnych wynosiła 38 mln ha
* Sowieci zagarnęli 19,3 mln ha,
* Niemcy 18,7 mln ha (w tym: Rzesza – 9,2; Generalna Gubernia – 9,4; Słowacja – 0,056 mln ha).
Wielkość gruntów obsianych wynosiła 18,6 mln ha. Dostały się one w ręce:
* Sowietów – 7,95 mln ha (w tym: Litwa – 0,3; Białoruś – 3,6; Ukraina- 4,05 mln ha);
* Niemców – 10,7 mln ha (w tym: Rzesza – 5,37; Generalna Gubernia – 5,25; Słowacja – 0,043 mln ha).
Do wybuchu wojny z pracy na roli utrzymywało się na wsi 20,7 mln obywateli Polski. Po 1 września 1939 r. na terenach okupowanych przez:
* Sowietów znalazło się 9,87 mln polskich rolników (w tym: na Litwie – 0,27 mln; Białorusi – 3,65 mln; Ukrainie – 5,95 mln);
* Niemców – 11,6 mln (w tym: w granicach Rzeszy – 4,7 mln; Generalnej Guberni – 6,9 mln).
Na terenie Polski znajdowało się 3,5 mln gospodarstw, z tego 88 proc. było drobnych, nie zatrudniających dodatkowej siły roboczej. Zostały one zagrabione przez okupantów:
* sowieckiego – 1,76 mln gospodarstw (w tym: Litwa – 0,05; Białoruś- 0,66; Ukraina – 1,07 mln).
Podczas okupacji ziem polskich Sowieci zdewastowali i ogołocili ze sprzętu rolniczego blisko połowę owych gospodarstw, Ukraińcy spalili i rozgrabili wszelki dobytek z 30 tys. gospodarstw na Ukrainie (Generalna Gubernia). Działania wojenne, zwłaszcza taktyka "spalonej ziemi" stosowana w 1941 r. i 1944 r. przez Sowietów zmniejszyła znowu liczbę gospodarstw o połowę.
* niemieckiego – 1,75 mln (w tym: Rzesza – 0,58; Generalna Gubernia – 1,17 mln).
Niemcy poprzez wysiedlenie 2,5 mln mieszkańców Generalnej Guberni na roboty przymusowe i sprowadzenie z Niemiec blisko 1 mln kolonistów unieruchomili 60 proc. polskich gospodarstw.
Łącznie w wyniku działań obu okupantów 70 proc. ludności wiejskiej utraciło źródło utrzymania.
III. LASY
Polska poniosła również olbrzymie straty w leśnictwie. Z ogólnej ilości 8,7 mln ha
* Sowieci przejęli 5,06 mln ha
* Niemcy 3,6 mln ha.
Rabunkowa gospodarka okupantów, nadmierny wyrąb, walka z partyzantami, deportacja leśników przez Sowietów 10 II 1940 r., wywózki na roboty przymusowe do Niemiec spowodowały, że po wojnie zalesienie wynosiło tylko 19 proc. Obecny poziom – 28,3 proc. – osiągnęliśmy dopiero w 2001 r. po odbudowaniu terenów zalesionych do poziomu sprzed wojny (8,8 mln ha).
IV. PRZEMYSŁ, GÓRNICTWO, HANDEL
Zatrudnienie w przemyśle i handlu 31 VIII 1939 r. znajdowało 9 mln polskich obywateli, w tym 5,8 mln ludności miast i 3,2 mln ludności wsi. Okupanci przejęli:
* Sowieci: 1,31 mln ludności miejskiej (Litwa – 0,13; Białoruś- 0,37; Ukraina – 0,81 mln);
i 0,69 mln ludności wiejskiej (Litwa – 0,02; Białoruś – 0,23; Ukraina – 0,44 mln);
pracujących w tym sektorze:
* Niemcy: 4,51 mln osób w miastach (Rzesza – 2,4; Generalna Gubernia – 2,1; Słowacja – 0,01 mln);
oraz 2,48 mln osób na wsi (Rzesza – 1,45; Generalna Gubernia – 1,02; Słowacja – 0,01 mln);
z pracujących w wymienionych sektorach 469 tys. polskich zakładów przemysłowych i 463 tys. handlowych zagarnęli:
* Sowieci: 496 tys. zakładów (w tym: Litwa- 113; Białoruś – 115; Ukraina – 268 tys.);
* Niemcy: 436 tys. zakładów (w tym: Rzesza – 180; Generalna Gubernia – 250; Słowacja – 6 tys.).
Rozdział 30,5 tys. największych przedsiębiorstw (świadectwa przemysłowe klasy I do VII) kształtował się następująco:
* Sowieci zagarnęli 4,3 tys. zakładów (w tym: Litwa – 1; Białoruś – 1; Ukraina – 2,3 tys.);
* Niemcy – 26,2 tys. zakładów (w tym: Rzesza – 11,1; Generalna Gubernia – 15; Słowacja – 0,1 tys.).
Z 790 największych przedsiębiorstw handlowych:
* Sowieci zagarnęli 70 przedsiębiorstw (Litwa – 20; Białoruś – 6; Ukraina – 64);
* Niemcy zagarnęli 720 przedsiębiorstw (Rzesza – 280; Generalna Gubernia – 435; Słowacja – 5).
Największymi ośrodkami przemysłowo-handlowymi przejętymi przez okupantów były:
Warszawa (Generalna Gubernia) – 35 proc. przem., 48,6 proc. handl.;
Łódź (Rzesza) – 20 proc. przem., 17 proc. handl.;
Kraków (Generalna Gubernia) – 6 proc. przem., 5 proc. handl.;
Lwów (Ukraina) – 5,9 proc. przem.; 4,8 proc. handl.;
Poznań (Rzesza) – 5,7 proc. przem.; 5 proc. handl.;
Katowice (Rzesza) – 4,2 proc. przem.; 5,8 proc. handl.;
Gdynia (Rzesza) – 2,2 proc. przem.; 4,5 proc. handl.;
Wilno (Litwa) – 3,3 proc. przem.; 2,6 proc. handl.;
Wśród 932 tys. zakładów przemysłowych i przedsiębiorstw handlowych – 91,5 proc. stanowiło indywidualną własność.
V. Przemysł wydobywczy
Również polski przemysł wydobywczy został rozparcelowany przez obu najeźdźców:
* 62 kopalnie węgla kamiennego, produkujące przed wojną 84 mln ton węgla rocznie w trzech Zagłębiach: Śląskim, Dąbrowskim i Krakowskim, weszły w 100 proc. do Rzeszy, w 1945 r. zostały kompletnie ogołocone i zdewastowane;
* 854 szyby naftowe dawały 0,55 mln ton produkcji. Okręg górniczy Jasła (26 proc. produkcji) przeszedł w ręce niemieckie (Generalna Gubernia), dwa pozostałe Zagłębia: Drohobycz i Stanisławów wzięli Ukraińcy. Po 1945 r. produkcja ropy naftowej nie została w Polsce odtworzona. W wyniku rewizji granic w 1948 r. Ukraina zagarnęła również nowo rozpoznane Zagłębie Lwowskie.
* 11 kopalń soli kamiennej i warzelni, produkujących 0,7 mln ton soli, zagarnęli Niemcy (Rzesza – 27, Generalna Gubernia – 63 proc., 2 kopalnie (10 proc.) znalazły się w Ukrainie.
* 3 kopalnie soli potasowych z produkcją 0,6 mln ton zagarnęła Białoruś.
* Kopalnie metali i huty zabrali Niemcy. 28 kopalń rud żelaza, wydobywających 1,1 mln ton (Rzesza 84 proc., Generalna Gubernia 16 proc.) nie zostało z przyczyn politycznych uruchomione w PRL. 4 kopalnie rud cynku i ołowiu wydobywające 0,6 mln ton oraz 12 hut w 100 proc. przejęli Niemcy. 25 hut żelaza dających 1,6 mln ton stali, przejęli Niemcy (Rzesza 74 proc., Generalna Gubernia – 26 proc.). Huty te w wyniku działań wojennych zostały w 80 proc. zniszczone i zdemolowane przez Niemców.
ŁĄCZNIE:
Z 2053 zakładów przemysłu mineralnego (cegielnie, cementownie, wapienniki, huty szkła, kamieniołomy):
* 1601 zabrali Niemcy
* 452 Sowieci.
Z 1753 fabryk przemysłu metalowego:
* 1595 zabrali Niemcy
* 158 zabrali Sowieci.
Z 1203 fabryk przemysłu chemicznego:
* 970 zabrali Niemcy
* 233 zabrali Sowieci.
Z 2384 fabryk przemysłu włókienniczego:
* 2098 zabrali Niemcy
* 286 zabrali Sowieci.
Z 9342 zakładów przemysłu spożywczego (młyny, piekarnie, cukrownie, gorzelnie, browary, zakłady mięsne i tytoniowe):
* 6068 zabrali Niemcy
* 3270 zabrali Sowieci.
Zakłady te zostały w 80 proc. zniszczone, 25 proc. z nich nie wróciło do Polski.
VI. MUZEA, ZBIORY NAUKOWE
Obiektem rabunkowych działań Sowietów i Niemców stały się polskie dobra kulturalne i zbiory muzealne, których wysokość strat jest dziś trudna do oceniania tak w kontekście finansowym, jak i materialnym.
Ze 175 muzeów publicznych, 314 towarzystw naukowych i 25 tys. bibliotek dysponujących 120 tys. eksponatów i 8 mln książek:
* 70 proc. przejęli Niemcy
* 30 proc. zabrali Sowieci.
Największe zbiory rozgrabione przez okupantów znajdowały się w:
* Warszawie, podczas wojny w Generalnej Guberni, gdzie okupant niemiecki zagarnął 17 proc. zbiorów muzealnych i 45 proc. naukowych;
* Lwowie, gdzie Ukraińcy przejęli 10 proc. zbiorów muzealnych i 12 proc. nauk;
* Krakowie (Generalna Gubernia), gdzie Niemcy przejęli 7,5 proc. zbiorów muzealnych i 11 proc. naukowych;
* Poznaniu (Rzesza), gdzie Niemcy przejęli 3 proc. zbiorów muzealnych oraz 7 proc. naukowych;
* Wilnie (Litwa), gdzie okupant przejął 2 proc. zbiorów muzealnych i 5,5 proc. nauk.; 85 proc. tych zbiorów nie wróciło do Polski.
Okupanci przejęli i zniszczyli 10 polskich radiostacji: Warszawę I (Generalna Gubernia), Wilno (Litwa), Lwów (Ukraina), Baranowicze (Białoruś), Toruń (Rzesza) oraz mniejszej mocy: Poznań (Rzesza), Katowice (Rzesza), Łódź (Rzesza) i Kraków (Generalna Gubernia).
VII. BUDYNKI MIESZKALNE, MIESZKANIA
Wśród 5,8 mln budynków mieszkalnych w Polsce, w 1939 r. po 1 września 1939 r. Sowieci zawłaszczyli:
* 0,34 mln budynków w miastach (Litwa – 0,02; Białoruś – 0,1; Ukraina – 0,22 mln);
* 2,36 mln budynków na wsiach (Litwa – 0,07; Białoruś – 0,85; Ukraina – 1,44 mln).
Niemcy zawłaszczyli:
* 0,5 mln budynków w miastach (Rzesza – 0,29; Generalna Gubernia – 0,21; Słowacja – 0,001 mln);
* 2,62 mln budynków na wsiach (Rzesza – 1,0; Generalna Gubernia – 1,61; Słowacja – 0,005 mln).
Z 8,6 mln mieszkań w Polsce w 1939 r.
pod okupacją sowiecką znalazło się:
* 0,68 mln mieszkań w miastach (Litwa – 0,06; Białoruś – 0,19; Ukraina – 0,43 mln);
* 2,53 mln mieszkań na wsiach (Litwa – 0,07; Białoruś – 0,91; Ukraina 1,55 mln).
Pod okupacją niemiecką:
* 1,92 mln mieszkań w miastach (Rzesza – 0,98; Generalna Gubernia – 0,93; Słowacja – 0,003 mln);
* 3,47 mln mieszkań na wsiach (Rzesza A – 1,57; Generalna Gubernia – 1,89; Słowacja – 0,007 mln).
Wskutek wysiedlenia z Generalnej Guberni 2,5 mln Polaków, wymordowania 2,7 mln – 52 proc. byłych obywateli polskich w Generalnej Guberni oraz 42 proc. w Rzeszy straciło substancję mieszkaniową, w tym blisko połowę tej substancji przekazano kolonistom niemieckim, połowę spalono i zniszczono. Wskutek wysiedleń, deportacji, uwięzień i akcji nacjonalistów na terenach przejętych przez Sowietów 68 proc. byłych obywateli polskich utraciło substancję mieszkaniową.
VIII. MIASTA POLSKI w 1939 r.
Rozmiar martyrologii Polaków i zniszczeń w Polsce spowodowanych przez okupantów sowieckiego i niemieckiego najlepiej ilustruje tragiczny los największych polskich miast II Rzeczypospolitej i ich ludności, jaki spotkał je po 1 września 1939 r.
Warszawa
Znalazła się pod okupacją niemiecką (Generalna Gubernia). Liczyła 1,3 mln mieszkańców, z czego zabitych zostało przez Niemców 820 tys.; we wrześniu 1939 r. została zniszczona przez Niemców w 13 proc., w 1945 r. zniszczenia te – dokonane przez Niemców przy współdziałaniu Sowietów (biernie patrzących na zagładę stolicy) sięgnęły 90 proc.
Łódź
Podczas wojny znalazła się w granicach Rzeszy. Z 672 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 300 tys. Miasto w wyniku działań wojennych zostało zniszczone w 45 proc.
Poznań
Po 1939 r. w granicach Rzeszy. Z 272 tys. mieszkańców Niemcy i Sowieci wymordowali 120 tys. Miasto zostało przez obu okupantów zniszczone w 55 proc. (Starówka w 80 proc.).
Kraków
Wchodził w skład Generalnej Guberni. Z 259 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 92 tys. osób. Zostało zniszczone przez Niemców w 40 proc.
Bydgoszcz
Wchodziła w skład Rzeszy; ze 141 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 45 tys. Zniszczona w 45 proc. (Niemcy).
Częstochowa
Znajdowała się na terenie Generalnej Guberni. Ze 138 tys. mieszkańców z rąk niemieckich zginęło 65 tys. osób. Zniszczona w 35 proc. (Niemcy).
Katowice
Wchodziły w skład Rzeszy. Ze 134 tys. mieszkańców morderstwami i deportacjami Niemcy i Sowieci objęli 24 tys. osób. Zniszczone przez obu okupantów w 50 proc.
Sosnowiec
Wchodził w skład Rzeszy. Ze 130 tys. mieszkańców z rąk niemieckich zginęło 50 tys. osób. Zniszczony w 30 proc.
Lublin
Wchodził w skład Generalnej Guberni. Ze 122 tys. Niemcy i Sowieci wymordowali 36 tys. Zniszczony przez obu okupantów w 60 proc.
Gdynia
Wchodziła w skład Rzeszy. Ze 120 tys. mieszkańców Niemcy i Sowieci zamordowali 35 tys. osób. Zniszczona w 50 proc. przez obu okupantów, w tym port w 90 proc.
Chorzów
Wchodził w skład Rzeszy. Ze 110 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 10 tys. Zniszczony w 10 proc.
Białystok
Wchodził w skład Białorusi i Rzeszy. Ze 107 tys. mieszkańców Niemcy i Sowieci wymordowali 70 tys. Okupanci zniszczyli miasto w 80 proc. Wrócił do Polski w sierpniu 1945 r.
Radom
Należał do Generalnej Guberni. Z 91,3 tys. mieszkańców Niemcy i Sowieci wymordowali 20 tys. Zniszczony przez obu okupantów w 30 proc.
Lwów
Po wrześniu 1939 r. wszedł w skład Ukrainy, a potem Generalnej Guberni. Z 318 tys. mieszkańców Sowieci, Ukraińcy i Niemcy wymordowali i zesłali 220 tys. Sowieci i Ukraińcy zniszczyli miasto w 40 proc.
Wilno
Należało do Litwy, potem do Rzeszy. Z 209 tys. mieszkańców morderstwa i deportacje z rąk litewskich, sowieckich i niemieckich objęły 100 tys. Miasto zostało przez Sowietów zniszczone w 60 proc.
Stanisławów
Wszedł w skład Ukrainy, a potem Generalnej Guberni. Z 79,3 tys. mieszkańców, morderstwa i deportacje przeprowadzone przez Sowietów, Ukraińców i Niemców objęły 50 tys. Zniszczony przez Sowietów i Ukraińców w 70 proc.
Wrocław
Należał do Rzeszy. Z 630 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 110 tys. W 1945 r. z 1 mln osób (łącznie z przesiedleńcami) z rąk Sowietów zginęło 220 tys. Zniszczony przez Sowietów w 68 proc.
Gdańsk
Dawne Wolne Miasto Gdańsk po wybuchu wojny znalazło się w granicach Rzeszy. Z 398 tys. mieszkańców Sowieci i Niemcy wymordowali 34 tys. osób. Zniszczony przez Niemców i Sowietów w 50 proc. (Starówka i port w 80 proc.).
Szczecin
Wszedł w skład Rzeszy. Z 382 tys. mieszkańców miasta Niemcy i Sowieci wymordowali 32 tys. Zniszczony w 65 proc. w wyniku nalotów aliantów oraz przez Sowietów (port i przemysł w 95 proc.).
Zabrze
Weszło w skład Rzeszy. Ze 126 tys. mieszkańców Niemcy wymordowali 20 tys. Zniszczone przez Sowietów w 10 proc.
Od redakcji "Naszej Polski" – wyliczenie to nabiera szczególnego znaczenia w związku z nowymi roszczeniami amerykańskich Żydów wobec naszego kraju.
Nie zapominajmy, że ludność żydowska współpracowała z oboma okupantami w niszczeniu i rozgrabianiu materialnym Polski i mordowaniu naszych przodków.
Niech więc pierwej sami zapłacą nam za swoje zbrodnie.
Zygmunt Zdrojewski, ks. Zdzisław J. Peszkowski
(źródło: Tygodnik Nasza Polska NR 30 (351)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Pią 13:42, 06 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Właśnie przeczytałem na Salonie krótką, bo krótką, acz treściwą notkę rosemanna o profesorze Dudku. Nie wnikam co powiedział temu czy innemu źrodełku medialnemu profesor, zastanawia mnie jedynie brak rozeznania sytuacji u autora, który jakby nie chciał zauważyć, że w PRL-u jeśli ktoś był kimś, to był od razu na widelcu SB.
Robiło się delikwentowi eleganckie proesbeckie dossier, kwity wypłat, spinano spinaczem wykonane ręką speców lojalki w których sam zainteresowany poświadczał, ze jest świnia w kwadrat, itd. itp.
Ścigani i męczeni w ten sposób przez ubeków ludzie szli częstokroć na tzw. fałszywa współpracę licząc, że się tym krokiem od dręczycieli jakoś uwolnią.
Niektórzy jak np. sławetny Wałęsa, potrafili z tej wojny z komuną nawet czerpać konkretne finans zyski. Informujący ubecję Wałęsa o planowanych spotkaniach opozycjonistów, których sam był wcześniej autorem to majstersztyk w byciu płatnym agentem.
Na tym tle stawiane przez rosemanna pytania pod adresem prof. Dudka to jedynie szukanie przysłowiowej dziury w dziurze. Sam mógłbym się zapytać, skąd rosemann wytrzasnął np. taką liczbę odsłon swego bloga, bo ponad dwumilionową, przy ledwie stu kilkudziesięciu napisanych przez niego notkach?
Toż to nawet sławetny Józef Moneta dwojąc się i trojąc zyskał raptem milion z kawałkiem, zaś RRK pisząc systematycznie dochrapała się podobnej, ale podkreślam pisząc swoje "dzieła" systematycznie, nie tak jak rosemann, który raczej przypomina gościa co to wpada do nas na chwilę.
Wielokrotnie podejrzewalem Igora Jankiego o to, że abonamentowi, których jego moderzy preferują i wystawiają na afisz mają w większości niejasne motywacje i sumienie.
Nie mówię wprost, że to szpiedzy czy kapusie.
Co to to nie, ale zastanawiam się czy nie są tam na tym SG po to, aby w sposób niezwykle super inteligentny nie uprawiać kreciej roboty i nie rozwalać tą robotą prawicy od środka, ewentualnie być na posterunku i w odpowiedniej chwili się podłączyć albo przełączyć.
Wszak Igora Janke mimo jego, powiedzmy górnolotnie prawicowych tekstów, do prawicy raczej zaliczyć nie można, gdyż bliżej mu jednak do dzieci resortowych.
Ostatnio zmieniony przez Tornado dnia Pią 13:47, 06 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Sob 19:03, 07 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Salon skrzypi mainstreamowym powiewem, wszak pańskie oko konia tuczy. Tuczą więc i tresuja na potęgę Jaroslawa Gowina jak mogą.
Wiadomo, reklamowany i wytrenowany kon pobiegnie dalej, gorzej jak go trenerzy przegrzeją he-he.
Ja tu gadu, gadu i śmichy-chichy, ale cała ta heca z Gowinem to w rzeczywistości taki kolejny komunistyczny zwrot przez sztag.
Widzi towarzystwo sejmowo-warszawskie, że zbliża się szybkimi krokami Jarosław Kaczyński a wraz z nim cień Macierewicza, którego zdążyli ubrać w gestapowski płaszczyk, więc kombinują.
Po to potrzebny jest im Gowin, bo potrzebna przeciwwaga dla PiS, samo SLD, PSL, zdegenerowany Ruch i rozpadająca sie PO nie wystarczą. Potrzebna nowa jakość , nowe skrzydło, pod ktorym da się schować i spokojnie dalej kręcić lody.
Komuna i jej latorośl dzieci resortowe, należy w Polsce do najlepiej zorganizowanej politycznie grupy systemowej, stąd pewność Jankiego, że wspomagając Gowina zatrzymają w miejscu Kaczyńskiego.
Nie pierwszy to raz komuna kombinuje i gra na uczuciach prawicy. Kiedy walił się świat Jaruzelskiego, wyrwali spod ziemi Wilczka z Balcerowiczem. Zrobią więc teraz wszystko aby osłabić JK Gowinem, wiedzą, ze jeśli im się to nie uda, będą rzeczywiście musieli ciężko pracować, nawet w weekendy- jak mi to pisał osobiście Igor Janke - aby wreszcie naprawdę uczciwie zarobić na życie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Nie 11:44, 08 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
W Toruniu odbył się XI połmaraton Św. Mikołajów.
Idiotyczna nazwa. Nie można było napisać Półmaraton Adwentowy, Świateczny Maraton?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Wto 12:23, 10 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Z ciekawostek przedświatecznych.
Pierwsza to taka, że mafia kalabryjska Ndrangheta chce zamordować papieża Franciszka. Takie przynajmniej informacje przekazał Corriere dela Serra włoski prokurator Nicola Gratteri , który zna mafijne środowisko z Kalabrii nazbyt dobrze. Mafiosi wzięli na cel urzędującego papieża w związku z jego porządkami w finansach stolicy apostolskiej. Pierwszą oznaką, że Watykan mówi NIE watykańskim wspólnikom mafii było aresztownie kardynała Nunzio Scarano znanego w bandyckich kręgach jako kardynał "Cinquecento" i strata 20 mln euro jakie usiłował on wytransferować z Włoch do Szwajcarii prywatnym samolotem. To musiało mafię zaboleć. Podobno pierwszym, który zajął się podejrzaną działalnością finansowaą podległych mu urzędów, w tym watykańskiego banku "Ambrosiano", był Jan Paweł I, którego według stugębnej plotki za nadmierną dociekliwość otruto. Inna z plotek głosi, że to walka z wiatrakami, bo w Watykanie zadomowiło się na dobre ponad stu masonów plus rezydenci mafijni. Podobno Franciszek chce tę korupcyjną skałę w sutannach ruszyć z posad świata... Zainteresowanych tematem odsyłam do artykułu pt. "Włoski prokurator ostrzega: Mafia chce zabić papieża Franciszka!" w "Angorze"
Druga z ciekawostek, to parcie na szkło Jarosława Gowina. Jak to ujął ładnie prezes PiS; twórca nowej partii "ma ładne imię i jest przystojny".
Jarosław kaczyński wykazał się taktem i nie powiedział tego o czym ćwierkają od dawna wróbelki, że dzieło Jarosława Gowina to nic innego jak tylko Ochotnicza Rezerwa Platformy Obywatelskiej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 10:56, 11 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Czytając o tym co sie dzieje na Ukrainie zaczynam powątpiewać w końcowy sukces "ukraińskich trzech tenorów".
O ile pomarańczowa rewolucja miała jakiś lichy plan na którym wybił się Juszczenko, bo była owa rewolta czymś pierwszym, czymś nieznanym, nowym smakiem dla narodu, tak teraz planu prawie żadnego opozycja nie ma.
Bo nie jest przecież planem tzw. "trwanie" przez budowanie barykad i blokowanie autobusów.
Wydaje mi się, że całe to zamieszanie nazwane butnie przez UE "drogą ku wolności" umrze ukraińską śmiercią naturalną.
Po to by wygrywać musi być jedna narodowa ręka i jedna narodowa pięść. Tymczasem wschód państwa ukraińskiego od lat ciąży kamieniem ku Rosji, z nią wiąże swoje plany, i u niej szuka własnego bezpieczeństwa śląc z tego powodu petycje na Kreml by ten poskromił zachodnich pro unijnych buntowników.
Wydaje mi się, że Rosja doskonale wie co robi, bowiem dzieląc zakulisowo państwo ukraińskie na pół, nie tylko eliminuje go z gry politycznej jako ewentualnego silnego gracza UE z bazami NATO u swego boku, ale jednocześnie zbliża się przy okazji gospodarczą granicą do Berlina któremu zachodnia Ukraina zawsze była wierna i wierną pozostaje.
Tak czy siak, państwo ukraińskie które chciało pokazać się w oczach Europy i świata jako jednolite państwo, pokazało że nie jest żadnym państwem.
Polska, zaś która od czasu wstąpienia do UE znajduje się pod niemieckim butem gospodarczym i pejczem eksportowym Rosji nie powinna się tym bardziej wtrącać w tę ukraińską hucpę zwaną dalej rewolucją, która powstała nie dla jej pożytku, ale na chwałę Niemiec i Rosji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tornado
Gość
|
Wysłany: Śro 12:37, 11 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Warto przeczytać poniższy artykuł aby zobaczyć, co ludziom chodzi po głowach. Niemniej pada w artykule oskarżenie (zawiera go tytuł), że Jan Olszewski chciał Niemcom oddać część polskiego terytorium z podtekstem za darmo. Nie sądzę....
Hmm... tylko idiota mający przed oczami dwie mapy, czyli II RP i PRL -bis jaką jest III RP nie zauważy tego co dla Polski najistotniejsze: jej strat terytorialnych na rzecz Rosji, Litwy, Białorusi i Ukrainy.
"W 1978 roku w londyńskim „Tygodniu Polskim” ukazały się niezwykle zastanawiające dziś dokumenty podpisane przez anonimową wówczas „Czwórkę” stanowiącą Zespół Problemowy Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. 10 czerwca upubliczniono tekst pt. „Polska a Niemcy”, a 5 i 12 sierpnia – dwuczęściowy artykuł „Niemcy, Polska i inni”.
Głównym ich przesłaniem była nieuchronność zjednoczenia obu państw niemieckich i rzekomo ciążący na Polakach moralny obowiązek wspierania Niemców w tym dążeniu, a także wizja naszej części Europy po dokonaniu tego aktu. Bardzo wymowne jest to, że fragmenty tych dokumentów znajdujących się w internetowym serwisie Ośrodka KARTA zostały przez kogoś świadomie ocenzurowane! Wszystko najpewniej po to, by nie burzyć legendy przywódców „Solidarności” i przemian, jakie nastąpiły w Polsce po 1989 roku.
Z perspektywy lat widać, że „Czwórka” była bardzo dobrze wtajemniczona w plany zaprowadzenia nowego porządku w Europie, którego realizacja zapoczątkowana została przez tzw. wydarzenia sierpniowe 1980 roku. W jej dokumentach czytamy: Dla każdego kryzysu czy konfliktu międzynarodowego w tej części Europy decydujące będzie to, co stanie się na terytorium Polski. Również dlatego, że zmiana systemu rządzenia w Polsce otwiera możliwość zmian u jej sąsiadów. I dalej: Stosunki międzynarodowe wchodzą w nową fazę historyczną, (..), co wpływać będzie na integrację całych kontynentów i makroregionów, na powstawanie nowych, ponadnarodowych związków gospodarczych i wojskowych.
„Czwórka” nie miała żadnych wątpliwości co do konsekwencji zjednoczenia Niemiec: Przyszłe zjednoczone Niemcy będą miały bardziej niż kiedykolwiek przedtem rozwinięte stosunki z Europą wschodnią. Będą je kształtować bez pośredników. Dotyczy to przede wszystkim stosunków polsko-niemieckich. Dziś widzimy, że historia potoczyła się właśnie tym torem. Zarówno nowa Rosja jak i Stany Zjednoczone dały Niemcom w Europie wolną rękę, a te skwapliwie to wykorzystały.
Skąd politycy „Czwórki” wiedzieli, że Polska stanie samotnie, „oko w oko” z potęgą zjednoczonych Niemiec? Już wówczas przygotowywali nas mentalnie do głośnej koncepcji utworzenia z Ziem Odzyskanych condominium polsko-niemieckiego: Polacy muszą sobie uświadomić, że w całej Europie poza „naszym” blokiem granice odgrywają rolę coraz mniejszą zarówno w życiu codziennym, jak w świadomości obywateli. Wykorzystując niechęć Polaków do sowieckiej Rosji próbowali ośmieszyć problem granic: Te „święte granice” stały się jeszcze „świętsze”, gdy ich nienaruszalność zaliczył ZSRR do własnej racji stanu.
„Czwórka” próbowała przekonywać, że Niemców niejednokrotnie w przeszłości spotykała terytorialna niesprawiedliwość ze strony państwa polskiego, twierdząc, że już w roku 1921 miały miejsce krzywdzące dla Niemców i niezgodne z wynikami plebiscytu decyzje ostateczne dotyczące Górnego Śląska. Podobna „niesprawiedliwość” wydarzyła się po II wojnie światowej, kiedy to część radzieckiej strefy okupacyjnej, (została) oddana przez ZSRR pod administrację polską wbrew protestom zachodnich aliantów (przerażające, że ukryci sygnatariusze omawianych dokumentów posługiwali się tym samym językiem, co środowiska ziomkostw mówiące o „terytoriach pod polską administracją”, a nie „terytoriach państwa polskiego”!).
W dalszej części tego wywodu czytamy: Inkorporacja tych ziem do Polski nie została nigdy uznana de iure przez żadna z dwóch państw niemieckich (…). Dobrowolne czy wymuszone wycofanie się ZSRR z Niemiec oznaczać będzie prawdopodobnie opuszczenie przez nich całej ich strefy okupacyjnej: tej, która nazywa się polskimi ziemiami odzyskanymi. Czy jest to równoznaczne z przyzwyczajeniem Polaków do konieczności przekazania Niemcom1/3 obecnego terytorium Polski? Czy jest to nawiązanie do koncepcji condominium? Bo jak inaczej rozumieć zapis: Przyszłe stosunki polsko-niemieckie (…) nie będą zależały od wytyczenia granic, lecz od ich interpretacji. Gdziekolwiek będą przebiegały…
Choć „Czwórka” nie odważyła się na to, by publicznie na nowo wytyczyć granicę polsko-niemiecką, to jednak nie omieszkała zaznaczyć, że granice państwowe w Europie Zachodniej stały się abstrakcyjnymi, przezroczystymi liniami, które przekracza się często, nie zauważając ich prawie. Dziś i nasza zachodnia granica właśnie taką się stała, a jej „interpretacja” pozwala na systematyczną, nachalną germanizację Dolnego i Górnego Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur, Ziemi Lubuskiej oraz Wielkopolski. Na naszych oczach zrealizowała się koncepcja condominium, z tym, że wpływ czynników polskich na losy tych ziem i jej mieszkańców jest bez wątpienia gasnący.
Na koniec, za Encyklopedią Solidarności, warto ujawnić nazwiska polityków kryjących się za zbiorowym pseudonimem: „Czwórka”. Tworzyli ją wówczas: Zdzisław Najder, Jan Olszewski, Jan Józef Szczepański oraz Andrzej Kijowski. Wszyscy zapisali czarne karty w historii Polski. Warto by na nowo napisać ich życiorysy, tak, by najnowsza historia zaczęła wreszcie układać się w logiczną i prawdziwą całość.
Krzysztof Zagozda
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|